Zaginiony/Skajsdelimit
Legendy płynące z tych okolic
self-released, 2012
3.0
Dużo ciepłego soulu na samplach i dwóch słabo wyróżniających się raperów z warszawskiego undergroundu.
Mocno przeciętne umiejętności i czasem, nie zawsze, niebanalne podejście do ogranych tematów. Zaginiony i Skajsdelimit na dłużej nie zachwycają. Zdarza się, że o miłości, muzyce, Warszawie czy popularności nawijają ciekawie. Ale Ameryki lub sensu życia nie odkrywają. Za serce chwyta ino numer o przodkach, "Nie poznałem ich". Ciary na plerach, gdy Skajs nawija o zamordowanej przez Ukraińców prababci, gwarantowane. Zwłaszcza, jeśli po własnej rodzinie krążą podobne historie. Najwięcej dzieje się pod koniec płyty, w dwóch ostatnich numerach. A tam, prócz gospodarzy, elegancko zaprezentowali się goście, tj., odpowiednio, Klasiik (wers: "
Wiem, że jestem Bogiem, ale czasem brak mi wiary... w siebie" póki co najlepszy w tym roku) i Duże Pe. Swoją drogą, są to zdecydowanie dwa najmocniejsze featuringi na płycie. Reszta zupełnie nie powala i to niezależnie od tego, czy mówimy o jakimś Rastamańku, czy znacznie bardziej uznanym Procencie. Co by jednak nie wadziło, każdy z tracków urzeka ciepłym soulem, z którego sampluje Kłapuh, producent całych "Legend...". Jeszcze parę lat temu takie bity były standardem w podziemiu. Fajnie, że ktoś znów bazuje na soulu i to od razu na takim poziomie. Kłapuh wygarnął kilka przednich próbek, jak ta w najlepiej brzmiącym na płycie "Wszystko się powtórzy". I nic mnie nie obchodzi, że ten sampel już się gdzieś słyszało. Obchodzi mnie bardziej to, że ta płyta mnie w ogóle obchodzi. Bo przecież to nic ponad przeciętność. A jednak "Legendy płynące z tych okolic" mają tzw. momenty. Co więcej, cała trójka włożyła w ten album mnóstwo serducha i słychać to na każdym kroku. To każe przewidywać, że jeśli tylko Zaginiony, Skajsdelimit i Kłapuh następną płytę nagrają trochę szybciej niż w 3 lata, to może być to całkiem dobry sztos. A nie tylko mocny średniak.