Archive for kwietnia 2011

Gdyby nauczyciele I LO w Gorzowie byli ludźmi ze świata muzyki

Może na wstępie uprzedzę, że ten wpis zrozumie tylko garstka osób, które uczęszczają bądź uczęszczały do I LO w Gorzowie Wielkopolskim. Do szkoły, którą właśnie skończyłem. Także ta garstka czyta dalej, a reszta spada na drzewo.

Sprawa prosta: Kim byliby nauczyciele I LO, gdyby nie byli belframi, a ludźmi ze świata muzyki? Żeby uniknąć problemów nie podaje prawdziwych nazwisk. Zresztą, ich odgadywanie powinno być fajną zabawą, którą - mam nadzieję - rozpętacie w komentarzach. Jak to mówią: Podobieństwo do prawdziwych osób jest czysto przypadkowe. ;-) Miłego czytania i odgadywania, powinniście dać radę.

Krzysztof Krawczyk

Imię? Zgadza się. Nazwisko? Również. Wąs? Także. Ale nie nazwałbym go 100% Krzysztofem Krawczykiem - ani nie jest showmanem, ani nie potrafi śpiewać. Nigdy też nie doprowadził do pojednania wszystkich narodów świata, nigdy ich ponownie ze sobą nie skłócił i nigdy nie zginął z rąk Marsjan w czeluściach Słońca. Ale urodził się jako Krzysztof Krawczyk, żyje jako Krzysztof Krawczyk i umrze - odpukać - jako Krzysztof Krawczyk. To prawie jak urodzić się Adamem Małyszem, Donaldem Tuskiem lub Adasiem Miauczyńskim.

Małgorzata Ostrowska

Co łączy obie panie? Nazwisko. Coś jeszcze? Jak na moje, całkiem sporo. Jeśli ktoś z I LO miałby zaśpiewać "Szklaną pogodę" Lombardu, to byłaby właśnie ta osoba. Serio. Nie wiem, może to jakaś rodzina? Biorąc pod uwagę wzrost. wybuchowe, energiczne zachowanie i nieszablonowe pomysły - wszystko jest jak najbardziej możliwe. A to oznaczałoby, że w mojej byłej już szkole uczy rodzina GULCZASA Z "BIG BROTHERA". Zajebiście, co? Domyślam się, że sikacie pod siebie z zazdrości.

Grzegorz Skawiński

W okularach przeciwsłonecznych i z gitarą w ręce wyglądają identycznie. Poza tym, raczej nie jest im blisko do siebie. Kogo jak kogo, ale Grzegorza Skawińskiego nie podejrzewałbym o nagłe sygnały z kosmosu, opowiadanie historii o mitycznej krainie "Dżanga-Dżanga" lub o rzucanie raz na 5 minut tekstem "lubię z wami gadać".

Beth Ditto

A, zgadnijcie po zdjęciu.

Tina Turner

Rock'n'rollowa babka. Mimo zaawansowanego wieku. W I LO uczyła parę pokoleń. Dalej jednak daje radę, naprzemiennie sypiąc pierwszorzędnymi żartami i wydzierając się na głąbów / gaduły / Patryka (niepotrzebne skreślić). Tina Turner nie ma konta na Twitterze. Rock'n'rollowa babka z I LO także go nie posiada. Zresztą, jej wieloletnie wojny ze szkolnym sprzętem elektronicznym już na dobre zapisały się w historii murów przy ulicy Puszkina. Tak samo jak to, że kopci bardziej od startującego promu kosmicznego. Zapach boskiej poświaty, który atakował zmysł powonienia zaraz po wejściu do jej gabinetu, zostanie w mojej pamięci do przysłowiowej, usranej śmierci. A jeśli będę o nim myślał również po kopnięciu w kalendarz, to chyba znak, że trafiłem do piekła.

Jarosław Kaczyński


Płeć? Nie zgadza się. Nazwisko? No, tak w połowie. Poza tym zero punktów wspólnych z JarKaczem. Nie wiem jak ta pani śpiewa, ale chyba nikt nie śpiewa gorzej od byłego premiera, prawda? Jeśli zainteresowana to czyta: proszę się nie gniewać za to krzywdzące porównanie.

Fryderyk Nietzsche

Obaj są strasznymi filozofami. Jeden wysnuł teorię nadczłowieka. Drugi żadnej konkretnej teorii wprawdzie nie wymyślił, ale jest filozofem z zamiłowania. To nie tak, że tłumacząc konkretne zagadnienia odlatuje od tematu, zastanawiając się nad ludzkim jestestwem. Bardziej chodzi o filozoficzne podejście do życia. Gdyby był Brazylijczykiem i grał w piłkę nożną, najpewniej nazywałby się Sokrates. Gdyby był tanim winem, byłby Platonem. Gdyby był taksówkarzem, byłby Kantem. I tak dalej, i tak dalej... Aha, obecność Nietzschego w muzycznym zestawieniu może budzić zdziwienie (ew. politowanie), ale mało kto wie, że prócz filozofowania komponował. Serię miniatur fortepianowych. Słabe, nie słuchałem.

Kim Thayli

Kim jest Kim Thayli? Urodzonym w 1960 roku w Seattle gitarzystą grunge'owego Soundgarden. Szczerze mówiąc, nigdy nie słyszałem. Ale Kim Thayli posiada tytuł naukowy w dziedzinie filozofii. Czyli filozof. Kolejny filozof. Między tym a poprzednim filozofem - mam już na myśli nauczycieli - istnieje jedna podstawowa różnica. Ten filozof odlatuje, gdy coś tłumaczy. Odlatuje w niedostępne i niezrozumiałe dla zwykłego zjadacza chleba rejony. Nie rozumiem, to nie słucham. Proste. Nie słucham, to rozrabiam (jeśli mam mniej niż 17 lat) lub śpię (więcej niż 17). Jeszcze prostsze. Także, od tego filozofa - filozofa z jeszcze większego zamiłowania - wychodzi się zaspanym. Ale, wbrew pozorom, wyniki są.

Bob Marley
Osoba Boba Marleya łączy się z reggae. Reggae kojarzy się - 90% społeczeństwa - z marihuaną. Marihuana nierozerwalnie związana jest z imieniem i nazwiskiem, które nosi ta pani. I już wiecie o kogo chodzi.

Laibach

Przypomnij sobie, drogi czytelniku, co na Puszkina uczęszczasz lub uczęszczałeś, ile to razy chciałeś powiedzieć do tego pana "panie generale" zamiast "panie profesorze"? "Panie generale, dyżurny klasy iks igrek..." - to byłoby tak pięknie i z taaakim jajem, ale nikt nigdy tego nie zrobił, nikt się nie odważył (nikogo nie podburzam, no halo!). A muzycy Laibachu w mundurach kiedyś występowali. Może niekoniecznie w takich jak trzeba, bo człowiek, który przez 2 lata sprawdzał znajomość "Mazurka Dąbrowskiego", raczej by niemieckiego umundurowania nie przywdział, ale wiecie o co chodzi.

Zbigniew Hołdys

Wie najlepiej - co powinniśmy umieć, co umiemy, jaka czcionka jest najlepsza, co jest najestetyczniejsze. Co jest wysoką kulturą, a co tanim gównem. Co nas powinno poruszać, komu powinniśmy współczuć. Co jest zrozumiałe, a co nie. Co jest piękne, a co brzydkie. Co jest warte uwagi, a co nie warte śliny by splunąć. Tak jak Zbyszek Hołdys - najbardziej irytujący, najbardziej bufonowaty i przemądrzały muzyk w Polsce. Z drugiej jednak strony, gdyby wziąć pod uwagę przypadłość tej pani do ciągłego powtarzania słowa "tak", bardziej niż Hołdys pasowałby tutaj zespół Yes.

Hans Zimmer

Jakby ktoś nie wiedział, Hans Zimmer jest jednym z najlepszych i najbardziej rozchwytywanych kompozytorów muzyki filmowej. Wiecie, "Requiem dla snu" i przeruchany na wszystkie możliwe sposoby motyw "Lux Aeterna". Ostatnio chyba komponował do "Czarnego łabędzia", swoją drogą bardzo zacnego. A ta pani? Ta pani jest, była i będzie wielkim maniakiem filmowym. Tak wielkim, że wystarczyło na początku lekcji zapytać: "Na czym ostatnio była pani w kinie?", "Co może pani polecić", "A co odradzić?" i już trochę minut uciekało. No ale nie wiem, czy lubi Hansa Zimmera.

Varg Vikernes
Ostatnie 16 lat przesiedział w pudle. W ciągu swojej "muzycznej kariery" przebierał się za hitlerowca, życzył śmierci mniejszościom, uważał, że narkomani nadają się tam gdzie 3/4 polskiego sejmu - na rozstrzelanie. Aha, w międzyczasie jeszcze zabił swojego kolegę z zespołu. Muzyk-morderca. W I LO nie uczy i chyba nigdy nie uczył żaden morderca. Ten belfer z mordercy ma tylko wzrok. Przerażający i przeszywający wzrok.

Paul McCartney

Obaj niepozorni. Obaj lubią eksperymenty. Choć ten mniej sławny od czasu nieudanego eksperymentu, który zakończył się wybuchem i podrażnieniem oczodołów, zwykł eksperymentować jakby ostrożniej. W goglach. A może mniej sławny niepozorny miłośnik eksperymentów tak naprawdę nie żyje i został zastąpiony sobowtórem? Z Paulem ponoć tak było...

Frank Zappa

Jeśli właściciel najbardziej Stalowych Wąsów po tej stronie Warty mógłby komuś pozazdrościć, to tylko Frankowi Zappie. Ten Wąs mógłby być wizytówką naszego świata, naszej kultury, naszego wszystkiego, gdyby na Ziemię przybyli kosmici z pokojowymi zamiarami. Tyle, że Frank Zappa już nie żyje. Posiadacz najbardziej Stalowych Wąsów żyje i ma się dobrze. Czyli jeśli kiedykolwiek kosmici wpadną na pomysł, żeby nas odwiedzić - to on będzie z nimi rozmawiał, to on będzie ziemskim ambasadorem. To on otoczy swoimi Stalowymi Wąsami Ziemię, jeśli kosmici jednak przybędą w celach wybitnie niepokojowych. Stalowe Wąsy lepsze od tarczy antyrakietowej, potwierdzone info.

Numer Raz
Zawsze spoko. Zawsze cięty. Cięty na swój "spoko" sposób. Napiłbyś się z nim. Ale się nieprędko napijesz. Chyba, że już to zrobiłeś. Studniówka albo coś w tym rodzaju. Oczywiście niczego nie insynuuję.

Mariusz Pudzianowski


Tak, Pudzian śpiewa. I to jest faktycznie straszne. Ten pan też za młodu ćwiczył. Ale nie śpiewanie, tylko to co Mariuszowi wychodzi najlepiej - mięśnie. I niekoniecznie wyszło mu to na dobre. Przykra historia.

Robert M

Jeden Robert M jest producentem muzycznym. Drugi DJ-em. Jeden współpracował z Jędkerem Realistą, nagrywając - jako Monopol - "Zodiaka na melanżu". Drugi uczy u nas w szkole jednego z obowiązkowych przedmiotów na maturze. I tyle mają wspólnego. Bo Robert M, ten znany jako DJ Electro One, to całkiem inne klimaty niż lubiane przez Roberta M, znanego jako DJ Malen, Depeche Mode.

Doda
Takie porównanie do niej jakoś przylgnęło. Zupełnie nie wiem dlaczego, bo ani jak Dorota Rabczewska nie wygląda, ani nic mi nie wiadomo, żeby ratowała chore na białaczkę gwiazdy rodzinnego show-bizu i metalu. Może to ze względu na jej sposób bycia? Może. Nie wiem, nie miałem zbyt dużej styczności.

Nina Hagen

Niemka. Z NRD. Tak jak Nina Hagen przyjechała do Polski. Co nie znaczy, że później przeniosła się do Berlina Zachodniego i zrobiła wielką, międzynarodową karierę. Ale zawsze mogła skończyć gorzej. Tak jak niektóre Niemki z NRD, które umiłowały pływanie na Igrzyskach Olimpijskich.

Violetta Villas

Dinozaur. I nie, nie chodzi o Denvera. Urodziła się mniej więcej wtedy, kiedy Egipcjanie zaczęli budować pierwszą piramidę. Może trochę wcześniej, może trochę później. 3000 lat w tą lub w tamtą nie robi wielkiej różnicy, prawda? Tak jak Violetta Villas ma kapitalny głos, tak ona ma kapitalną bańkę. Nie do picia (choć, kto wie?), ale do dat, nazwisk, faktów. Tak jak inni boją się Violetty Villas, bo jest szurnięta, tak jej, gdyż jest surowa, wymagająca i często niemiła. W gwoli ścisłości, skoro już dinozaur, to prędzej tyranozaur niż diplodok. Kosa Roku, Siekiera Roku, Postrach Wszystkich Przyszłych Prawników - te tytuły do czegoś zobowiązują i na pewno nie łączą się z przemiłym i przesympatycznym roślinożercą.

No, to kto jest kto?

Gustoprześwietlacz: Horbi

Horbi jest żarłokiem. Lubi jeść. Lubi jeść mięso. Dużo je. Oprócz tego para się innymi rzeczami, ale i tak wszyscy pamiętają tylko o tym, że jest żarłokiem, lubi jeść, lubi jeść mięso i dużo je. I właśnie dlatego go lubię.

1. Abradab - Rapowe ziarno


Piosenka z czasów obozu i "kariery" siatkarskiej. Podczas prysznicowych śpiewów zawsze to właśnie ta piosenka wychodziła najlepiej (no może oprócz "Mojej małej blondyneczki"). Ciągle jednak wprawia w pozytywny nastrój i co najważniejsze tak samo fajnie się to śpiewa.

2. Daft Punk - One more time


Nie wiem przez co tak polubiłem ten kawałek. Czy to przez melodię, która wpada od razu w ucho, czy przez bajkowy teledysk. Chyba przez jedno i drugie choć pewności nie mam.

3. Gorillaz - Feel Good Inc.


Nie pierwszy raz się pojawia, inni zdążyli już to opisać. No i rozkurwiam to w "Guitar Hero" na easy na 100%!

4. The Prodigy - Omen


Ciężko było wybrać jedną piosenkę. Padło na to, ale mogło być mnóóóóóóóóóóstwo innych. Jedyny powód, dla którego wybiorę się na Woodstock.

5. Afro Kolektyw - Gramy dalej


Czy bawicie się źle? To wspaniale. Miód dla uszu.

6. Caribou - Odessa


Kto mówił, że gry nie rozwijają. "FIFA 11" pozdrawia.

7. Fisz Emade jako Tworzywo Sztuczne - Sznurowadła


Ta piosenka ma coś w sobie. Dotyczy/dotyczyła chyba każdego. Nie ma chyba nic lepszego na wieczorny spacer i przemyślenie sobie paru spraw.

8. Warszafski Deszcz - Czuję się lepiej


Hit poprzednich wakacji. Wahałem się nad "Dobrymi czasami" Ortegi, ale wybór padł na to. Niech ktoś znajdzie lepsze przesłanie na wakacje niż: Czuję się lepiej jak jest ładna pogoda, w te dni letnie, czuję się świetnie, bo jest pięknie. NIE MA.

9. Red Hot Chilli Peppers - Scar Tissue


Maciek już gdzieś napisał, że RHCP zawsze spoko. I ja się z tym zgadzam. Chciałbym kiedyś się przejechać takim autem, po takiej pustyni i przy tej piosence. Fajna sprawa musi być.

10. Gorzowska Ferajna - Nagonka


Może nie jest to moje top10, ale chcę żeby jak najwięcej osób tego posłuchało. Nie będę oceniać bitu, nawijki itp. Dla mnie tutaj najważniejszy jest tekst. Chyba każdy rzyga teraz tematem kibiców w mediach. Łatwo się ich obraża i robi z nich wroga publicznego nr 1. Warto jednak wziąć pod uwagę fakt, że dla niektórych to na serio coś więcej niż pójście na mecz co sobotę... Naprawdę polecam posłuchać wszystkim. I tym "anty", i tym "za", którzy jeszcze tego nie poznali.

Chyba najlepsza - po Górku - "10" ever. Abradab - lepiej otworzyć swojej listy się nie da. Klasyk przez duże "K". Aż sam zacząłem sobie śpiewać. Daft Punk - teledysk faktycznie zajebisty. Muzyka zresztą też. Tańczę i podryguję. Gorillaz - po pierwsze, to już trzeci raz tego utworu, pojawia się on tu najczęściej. Po drugie, zasługuje na to, bo jest zajebisty. Po trzecie, nie wspominałeś Horbi, że masz "Guitar Hero". Wpadam. The Prodigy - no spoko. Ciekaw jestem ich występu na Woodstocku, mimo że The Prodigy właściwie nie słucham. Afro Kolektyw - zawsze i wszędzie, świetny numer! Caribou - może być, nie jest złe. Fisz - najmniej lubiane przeze mnie wcielenie Fisza. Ale i tak dobre. "Czuję się lepiej" - to jest WFD, człowieku! Mega numer, z którego letni, wakacyjny klimat aż się wylewa. Propsy dla Horbiego. RHCP - kolejny ze świetnych numerów od Red Hotów. Podzielam marzenie kolegi - też chciałbym wsiąść w takie auto, pojechać na wycieczkę krajoznawczą wokół pustyni, a przy tym słuchać właśnie takiej muzyki. Gorzowska Ferajna - nie rapują tak źle, jestem miło zaskoczony. Rozdmuchana ostatnio sprawa kibiców nie jest tak czarno-biała, jak starają się ją przedstawić media, to pewne. Osobiście nie zgadzam się na jakąkolwiek przemoc, czy to ze strony kibiców, czy pijanych studentów. Przemoc i nietolerancja powinna być zwalczana ze wszystkich dziedzin życia - również ze stadionów, ale nie można zapominać także o innych środowiskach. Także, jeśli chodzi o ostatnie zamieszanie wokół kibiców, popieram walkę z chuliganami, którzy napierdalają się na stadionach, nie popieram walki rządu w imię zasady "cel uświęca środki", wokół której jest niestety więcej medialnej otoczki (pokazówka z antyterrorystami wyłapującymi kiboli z domów to trochę żenada), niż realnych, niepopulistycznych działań.

Gustoprześwietlacz: Horyd

Co ma ten koleś w głowie? Nie wiem. Podejrzewam, że nigdy się nie dowiem. Jego gust niczego nie wyjaśnia:

No cześć, Mikołaj jestem. Co tu dużo mówić - lubię dobrą muzykę z wykopem. Elektronicznym, gitarowym, tekstowym - bez znaczenia. Dlatego moja muzyka jest różnorodna i, jak sądzę, ciekawa. Doceniam też klimatyczny teledysk i dobrze dobrany tekst. We're in pipe, five by five.

1. Bomfunk MC's - B-Boys & Fly Girls


Uderzenie oldschoolowych klimatów lat 90. Kiedyś ta piosenka leciała z niejednego przystawionego do otwartego okna glosnika.

2. The Prodigy - Girls


Match it how it would be! Najlepszy moim zdaniem kawałek Prodigy - zespołu słuchanego od czasów przegrywania kaset. Polecam w HD.

3. Shpongle - Walking Backwards Through the Cosmic Mirror


Z serii muzyka pokazuje światy. Głęboko uspokajające i pozytywne. Shpongle.

4. Aphex Twin - Come to Daddy


Tutaj niestety HD jest już obowiązkiem, teledysk jest wykonany przez człowieka zajmującego się zawodowo efektami specjalnymi. Muzycznie jest to nieźle pokręcona kompozycja wirtuoza elektroniki - Aphex Twina. Na pewno nie dla osób o słabych nerwach - ostrzegam.

5. System of a Down - Aerials


Na tym zespole wychowałem swoje dzisiejsze poglądy na świat. Wieloznaczeniowość, poetyckość i ostre, rytmiczne granie. No i najlepszy singer evah. SOAD. A to jest jego najbardziej epicka piosenka.

6. Nas - Nas Is Like


Rap? Jeśli już to ten starszy. No wiecie, wtedy kiedy Snoop miał taki śmieszny fryz.

7. The Glitch Mob - Beyond Monday


Znacie dubstep, ale czy znacie glitch-hop? Z ostatnich odkryć.

8. Tool - Anema


Anema. Teksty Toola powinni przekładać na opracowania książkowe. Poruszające rzeczy...

9. Disturbed - Ten Thousand Fist


Równe granie i fajne teksty. Piosenki trochę podnoszą na duchu.

10. Kris Kross - Jump


To mi pokazał face aplikacją "TOP 1 SONG ON YOUR BIRTHDAY". Auto-like. I z powodu urodzin i z powodu dźwięku. 05.05.92

Bomfunk MC's - okropieństwo. The Prodigy - gwiazda tegorocznego Woodstocku - nie jaram się, ale może być. Shpongle - ciekawe, choć mnie wcale nie uspokaja... Aphex Twina - chore i zajebiste. W połączeniu z klipem kopara opada. SOAD - lubię, nawet bardzo. "Toxicity" było genialne, to słyszę pierwszy raz i jest mega. Nas - co tu dużo pisać, klasyk! The Glitch Mob - nie kumam, strasznie dziwne, jak większość tej listy zresztą. Tool - spoko. Tekstu nie rozumiem, więc pewnie dlatego tylko spoko. Disturbed - równe granie, jak najbardziej. Fajne! Kris Kross - hahahaha, klasyk!

WuWuA



Wbijam do WWA. Matura maturą, ale w sumie dla matury tam jadę. No i żeby przybić piątkę z Jacą, wiadomo. Także do piątku - czyli w sumie w środę i czwartek, ahahaha - będą same "gustoprześwietlacze". W piątek gratka dla byłych i obecnych licealistów z Puszkina, później, tak do 11 maja, też tylko "gustoprześwietlacze". No chyba, że mi pierdolnie i bardziej wskazane będzie oderwanie się od nauki.

Jak to mówią Dinale: Do zobaczenia w lepszych czasach!!!!!111jedenjedenjed

Gustoprześwietlacz: Żmino

Żmino tudzież Żminkers - jego ulubioną lekcją jest polski (polski?) i fizyka. Mówi tak, bo boi się, że pani go spyta. Na fizyce nigdy się nie myli, bo rozwiązuje zadania z Krzysia Chyli. Na polskim robi analizę i interpretację, a na matmie czasem obliczy wariację.

I jak tu wybrać 10 ulubionych kawałków i ładnie je wszystkie opisać? Playlista jest niezwykle różnorodna i w dodatku stale rośnie, niczym cena benzyny i oleju napędowego. Starałem się więc wybrać utwory z róznych gatunków muzycznych, co również nie było łatwe... Ale czego się nie robi dla Lita. Kolejność prawie dowolna.

Depeche Mode - Just Can't Get Enough


Ulubiony zespół znanego DJ-a z pokoju nauczycielskiego przy ulicy Puszkina. Mowa o niejakim Robercie M. Zawsze kiedy DM zabrzmi w szkolnym radiowęźle, wyżej wymieniony wpada do siedziby rozgłośni, okazując swoja radość i uwielbienie dla zespołu. Ja również się ciesze Panie Robercie.

John Frusciante & Josh Klinghoffer - The Afterglow


Były gitarzysta RHCP w odsłonie bardziej elektronicznej. Do towarzystwa z obecnym gitarzystą RHCP. Gorąco polecam całą twórczość Johna. Geniusz w swojej prostocie.

Bonobo - Animals


Jedna z nowości na mojej playliście. Bonobo z genialnej płyty "Black Sands". Mam ciarki na plecach zawsze kiedy słucham tego utworu.

Red Hot Chili Peppers - The Power of Equality


Funkowi Mnisi dobrzy na wszystko. Moim zdaniem "Blood Sugar Sex Magic" jest najlepszym albumem w dorobku RHCP. Niesie w sobie niesamowitą energię o mocnym zabarwieniu funkowym. Ehe ehe.

Papa Roach - Getting Away From Murder


Coś z rockowym pierdolnięciem musi się znaleźć na liście. Zespół, który często gości na moich słuchawkach podczas sprintu do szkoły za 5 ósma. Otrzeźwia z porannego muła i motywuje do zapierdalania. 2 i pół piosenki i jestem na miejscu.

The Knife - Hertbeats


Jednak Szwedzi robią dobra muzykę. Jaram się wokalem tej pani. Z pozdrowieniami dla pewnej małej, rudej osoby.

John Mayer - Believe


Przemytnik bluesowego pierwiastka do muzyki pop. Ze względu na liryczne ballady, posiadacz licznego grona rozhisteryzowanych fanek. Cóż, przynajmniej słuchają dobrej muzyki od jednego z najlepszych gitarzystów bluesowych naszych czsów.

John Scofield - House of the Rising Sun


Kolejny gitarzysta na liście. Tym razem jazzowy. Miałem przyjemność być na jego koncercie w gorzowskim teatrze. Mimo (a może i dzięki?) dużej ilości promili w organizmie muzyka, byłem świadkiem wspaniałej jazzowej uczty. Standard wprost z Nowego Orleanu.

Mt Eden - Sierra Leone


Taaa... Po raz pierwszy zderzyłem się z tym zespołem na osiemnastce u Szulca. To była zaawansowana noc, impreza chyliła się ku końcowi. Petrol i inne substancje psychoaktywne spełniały swoje zadanie, Janek znajdował się już w koszyku z Tesco, a na zdroiszczańskiej ziemi rozbrzmiał dubstep.

Trzecia Be - Jestem zwykłym uczniem maturalnej klasy


Klasa sama w sobie. Gangsterzy z gorzowskiego podziemia maturalnego. Matki chowajcie swoje córki i synów. Cwaniaki z trzeciej Be atakują! Bijący rekordy popularności teledysk uzyskał szerokie poparcie wśród fanów ujemnej delty. Absolutny nr 1 na liście.

Depeche Mode - RZYGAM TYM. Jeśli są jakieś zespoły, których szczerze nienawidzę, to jest to Indios Bravos i Depeche Mode. JF + JK - ciekawe, ciekawe, ale trochę nudnawe. Bonobo - Simonem Greenem też się w ostatnim czasie zajarałem. Z "Black Sands" mam innego faworyta ("Stay The Same", co tam Andreya Triana wyrabia, to nie mam pytań), ale przed "Animals" też mogę tylko chylić czoła. RHCP - fajne, fajne, Red Hoci zawsze spoko, funk zawsze spoko, Kalifornia czasem spoko. Jeśli już Papa Roach, to "Last Resort" albo "Between Angels and Insects". To jest w porządku, ale nie ma pierdolnięcia tamtych hitów... The Knife - tak, Szwedzi robią zazwyczaj dobrą muzykę, ale to mnie jakoś nie porywa, choć głos ładny, serio. Mayer - spoko, acz nic szczególnego. John Scofield - "Dom wschodzącego słońca" zawsze i wszędzie. Jakby ktoś jeszcze tu zawył jak Eric Burdon z The Animals albo przynajmniej jak Kazik... Chociaż, niekoniecznie by pasowało... Mt Eten - spoko, całkiem fajne. "Jestem zwykłym uczniem maturalnej klasy" - zdecydowanie najlepszy numer. Beka. Podpowiem, że to właśnie Żmino rapuje przedostatnią zwrotkę i nie może znaleźć miejsca zerowego w funkcji f(x), bo znów mu wyszła ujemna delta. Szkoda, że to już koniec LO. Chlip, chlip.

10 lat temu ponoć on dzwonił do Łony, czyli Wesołych Świąt

Mokrego dyngusa.



Nie wierz jakiejś rzeczy, dlatego, że jest kolportowana
dlatego, że jest przedmiotem tradycyjnej wiary
dlatego, że takie jest zdanie większości
dlatego, że można ją znaleźć w świętych tekstach
dlatego, że odpowiada ona twoim inklinacjom
dlatego, że jest autorytetem
lub, że jest przyodziana prestiżem twego mistrza
Powiedział:

Klęcząc w tej świątyni zbudowanej przeze mnie
swój tryptyk jak neptyk znów spędzam bezsennie
niemal jak tetryk zgorzkniały do snu granic
obojętny zamilkł obrzezany z wiary znów za nic
jak mam nie ranić? rzucam tekst, komunikat
sami znów, ja i Bóg, czytaj ekskomunika
pura veritas, ale nie wołam o pomoc
jak będę tonąć sami powiecie ortodoks
spisuję donos, nie ma Boga, są klony
trzy lata temu ponoć on dzwonił do Łony
ale Olimp jest pusty, mój zmysł szósty ustał
to któryś rok jak do krzyża przykładam usta
zero empatii, a bóstwa ubliżam
plugawym jak fakir sam pośród kurtyzan
i zbliżam się w realizm, to przestroga
lepiej sam sprawdź, może już nie masz Boga

Lewitując na parkietach wyobraźni jak derwisz
snuję nietakt, z którego chcesz drwić
może wierzysz, może to puste słowa
lepiej sam sprawdź może już nie masz Boga

Lewitując na parkietach wyobraźni jak derwisz
stwierdzam, że nie ma Boga, nie ma
wiara w życie po śmierci tworzy zamęt
(Your life might be a tragedy, my life might be a drama)

Nie wiem jak można przejść od gwałtów w ekumenizm
nie istnieje tam Bóg, bo by ten fanklub zmienił
i wyplenił tych, co dzieciom krwawią katechizm
ej, co to za wiara, że ślepi uczą ślepych?
siedziba świętych, gdzie? to filia
wasz Bóg was nauczył, co to pedofilia?
ten piach w oczy to ofiara
moi bliscy, przyjaciele, w nich wiara
bowiem tak łatwo ogłosić się Bogiem
jednym słowem, potem opaść wzdłuż bloku okien
albo powiedzieć, że bez wiary świat jest mniejszy
tym samym wierzyć w drugie życie, a to pierwsze spieprzyć
wielorakość bogów, powiem bożków
sto pięćdziesiąty kościół i stu pięćdziesięciu ojców
dość już, przez religię ten świat wybuchnie
nie pomogą nam w tym nawet te perfidne podwójne

[x2]
W pewien splot ujmę to i przypomnę
nie jestem ateistą, bo sam widzisz, że wątpię
mów mi Jimson, jeśli czujesz grunt pod stóp parą
moje życie to triumf logiki nad wiarą

wiara, weź się zastanów, w tym jest dusza
wiara, dla nas dużo znaczy, bo w niej sens
wiesz jak jest, grzech za grzech
ludzi coraz więcej, co z sumieniem toczą spory

Gustoprześwietlacz: Orzech

Ponoć jedzenie orzechów dobrze działa na szare komórki. Czy równie dobrze działa na muzyczny gust? Przekonajmy się.

10. The Offspring – Orignal Prankster


Kawałek z mojego dzieciństwa. Przypomina mi wspaniałe czasy, gdy rozrabiałem i niezbyt przejmowałem się konsekwencjami moich czynów.

9. Blink 182 – First Date


Wiele osób uważa Blink 182 za "pedalski" punk rock. Ja sądzę inaczej - luźne brzmienia w sam raz na wakacje, w sam raz na nic nierobienie! Poza tym przypominają mi się, dzięki temu kawałkowi, czasy ferii zimowych i zajawki na snowboard.

8. Ten Typ Mes – Sam siedzę tu…


Nad tym numerem zastanawiałem się dosyć sporo. Pochodzi z niesamowicie dobrego albumu "Alkopoligamia: Zapiski Typa", gdzie każdy kawałek mógłby zagościć na tej liście. Zastanawiałem się nad "Wjazdem" czy też "Zdradą", jednak później przypomniałem sobie jakie miałem wrażenia po pierwszym odsłuchu tego utworu. Dodatkowo świetny bit, a także chórki.

7. Smarki Smark – Młoda Foka


Szczęśliwa siódemka należy do Smarka. "Młoda Foka" jest niesamowitą pokazówką umiejętności zarówno Smarka, który stworzył bardzo humorystyczny tekst, jak i Stony, którego bit bardzo mi się spodobał. Piosenka ta potrafi niesamowicie poprawić mi humor!

6. Ortega Cartel – Dobre Czasy feat. Reno


Utwór ten jest już przez niektórych nazywana klasykiem, nie wiem czy nie za szybko, lecz jest naprawdę dobry. Patr00 wysmażył kozacki, chilloutowy bit, który Reno wykorzystał w 100%. W sam raz na nadchodzące pomału wakacje.

5. Dizkret/Praktik feat. Flexxip – "Nie spinaj się"


Piosenka pochodząca z albumu "IQ", bit to cudo, a zwrotki daje trzech czołowych kiedyś MC.

4. Mac Miller – Senior Skip Day


Tuż za podium znajduje się Mac Miller, według mnie zajebisty rookie (rocznik 1992!), który może zdrowo namieszać. Z wyborem kawałka tego artysty miałem też nie lada problem, gdyż jest on dość twórczy i wydał 3 mixtape'y - na każdym znajduje się jakiś kawałek, który niesamowicie mi się podoba. Jednak padło na "Senior Skip Day", do którego nakręcono też zabawny teledysk. Ogólnie mega polecam tego kota!

3. Dr. Dre feat. Snoop Dogg – "Nuthin' but a 'g' thang"


Nie wiem co napisać przy tym kawałku. Dla mnie jest to po prostu magia.

2. Metode Clique – "Fajny Wajb" / Brudne Serca – "Czy na pewno tak chcesz"


Dwa tytuły jednej piosenki. W każdym razie jest to stary numer dwóch gorzowskich raperów z nieistniejącego już składu. Jak dobrze pamiętam to od tego numeru rozpoczęła się moja przygoda z rapem.

1. Jamiroquai – Cosmic Girl


Piosenka, która nigdy mi się nie znudzi. Zasłużone miejsce pierwsze, pamiętam czasy gdy ją puszczali w MTV… I ten klip!

Offspring - nie tylko z Twojego. Klasyk. Gdzieś mój brat ma na kasecie. Blink182 - nie takie złe, nie takie złe, ale mówienie o tym "punk rock" to obraza majestatu. Mes - ma lepsze kawałki, tutaj trochę nudno. "Młoda foka" - wiadomo, mega rzecz, na winylu mam, polecam gorąco. I czemu widelec ciągle tkwi w jej głowie? "Dobre czasy" - pewnie, że klasyk. Wakacyjny klasyk. Dobre czasy, złe czasy, ale leje się bro. "Lavorama" mega album. Może jednak nagrają nową Ortegę? Byłoby super, ale to płonne marzenia, niestety. Dizkret, Praktik, Mes i Blef - nuda... Mac Miller - takie sobie, czym tu się jarać? Dre + Snoop - może być, niech Ci będzie. Brudne Serca - mają lepsze numery, ale dzięki za przypomnienie. Jamiroquai - wiadomo, że mega!

Zbylu - Operacja: Sampling (2011)


Zbylu
Operacja: Sampling
I-N-I ArtAgencja, 2011

2.0

Małe kroczki. Kroczek za kroczkiem. Tak było kiedyś. Teraz - wielki krok ku wielkiej karierze. Zarazem - mały krok dla słuchaczy, poszukiwaczy dobrych zwrotek, dobrych bitów, czegoś świeżego, nowego i wartego zapamiętania. Sus i tiptop w jednym. Taki paradoks.

O co, a właściwie - o kogo, chodzi? O Zbyla. Warszawskiego producenta. Nie pamiętam już, z kim na przestrzeni lat współpracował, komu dokładnie robił bity. Pamiętam, że bity te robiły wrażenie, a jednocześnie nie pamiętam żadnego z nich. Taki paradoks.

Teraz Zbylu porwał się na głęboką wodę. Wydał album producencki. Na legalu. Co innego słać pojedyncze podkłady ziomkom z podziemia, a co innego machnąć 20 bitów na krążek firmowany swoją własną ksywką, na którą sprosiło się i uznane ksywki z wieloletnią renomą, i podziemnych wacków, i kompletnych no name'ów. "Operacja: Sampling" wydaje się być bardziej undergroundowa od ">>Kodexu<< w wersji undergroundowej". Tyle, że to ona, a nie "Materiał Producencki" Quiza, trafiła do oficjalnego obiegu. Taki paradoks.

Raperzy sobie tutaj jakoś radzą. Albo i nie. Zależy od tracka. To taka zmora płyt producenckich. Ciężko zebrać ekipę, która pociągnie na jednym, wysokim poziomie przez 20 utworów. Tu już pierwszy numer wzbudza co najwyżej politowanie. Dalej jest - jak to dobrze ujął Duże Pe w kolejnym kawałku - raz góra, raz dół. Ale nie ma tu kozackich zwrotek. Są tylko umiarkowanie dobre, przeciętne, słabe i koszmarne. Rozumiecie - niby "raz góra, raz dół", ale jednak nie znajdzie się tu żadnego jointa, który stałby w opozycji do marnego "Chcę być tam" w wykonaniu Arialla (wydaję mi się, że lepiej od niego zaprezentowała by się czcionka z Worda). Taki paradoks.

Na plus - Proceente, Numer Raz, Bartold, Tetris, Duże Pe (ale tylko w jednym z trzech numerów), Junes, Solar, Białas, Wiciu, Łangi i Siódmy (wyłączając jednak ten tragiczny freestyle). Reszta albo na minus, albo na zero. Streetworkerz poniżej oczekiwań, Temate - wiadomo, Flint jak zwykle robi z siebie pierwszoligowego gracza, choć pierwszoligowym graczem może zostać jedynie wtedy, gdy stworzy swoje alter-ego w "Pro Evolution Soccer". Taki paradoks. Aha, niezasłużony hype na kolesi o ksywkach Boomer, Ask i KęKę to dla mnie również "taki paradoks". Przeraża wizja marnowania czasu na takich zawodników.

No dobra, ale to przecież wszystko goście. To nie wina Zbyla, że są tak chujowi, że zjebali mu 3/4 albumu. No, może trochę... Niemniej, nie zawsze bycie słabym selekcjonerem i negocjatorem oznacza, że nie produkuje się rozpierdalających bitów, których słucha się także wtedy, gdy poziom bijących się z nimi raperzyn jest żenująco niski. Nie zawsze. Ale w przypadku Zbyla niestety już tak. Nie zrozumcie mnie źle - te bity w większości dają radę. Choćby dlatego, że znakomicie pasują do obecnej pogody. Te 20 podkładów to w dużej mierze słoneczko, ciepełko, lato i jakieś soulowe sample. I to fajnie brzmi. Tyle że jest tego za dużo. Za bardzo jest to do siebie podobne, za bardzo się to wszystko zlewa. I nie pomagają odmieńce w stylu "Wbrew nadziei", które klimatem pasowałoby na płytę Hemp Gru, lub "Poznaj kulisy", które w założeniach miało być przebangerem. Ale nim nie zostało. Tak, tak. Taki paradoks.

Nie wiem, może się nie znam. Może nie rozłożyłem każdego z bitów na czynniki pierwsze. Ale czy to o to chodzi? Po co wydawać albumy producenckie na tym etapie kariery? Trzeba mieć fame WhiteHouse, Praktika lub Emade, żeby to przedsięwzięcie miało ręce i nogi. Przy tej "Operacji" żaróweczka zapaliła się w mojej głowie tylko 2 razy - przy "Muzyka, mikrofon, scena" i refrenie "Dziś" w wykonaniu Pięknej Kasi (jeśli wygląda tak jak śpiewa, to klękajcie narody!). To jest album przepełniony paradoksami - albo jakiś MC dobrze leci, ale bit jest taki sobie, albo jakiś marny raperzyna za 3 złote masakruje całkiem niezłe biciwo. Paradoks goni tutaj paradoks. Czasem nawarstwienie różnych paradoksów jest tak wielkie, że aż się boję, czy nie doprowadzi to do jakichś paradoksów czasowych, w wyniku których przeszłość, przyszłość bądź teraźniejszość przestaną istnieć.

Operacją można uratować życie. Albo zabić. Jest jednak jeszcze trzecie wyjście z tej sytuacji - uratowanie życia, przy jednoczesnym zabiciu. Wiecie, pacjent przeżywa operację, ale po paru dniach umiera, bo lekarz zjebał sprawę.

Taki paradoks.

Mam nadzieję, że w przypadku Zbyla czeka nas jednak jeszcze jeden paradoks. Operacja się może nie powiodła, ale paradoksalnie da mu szansę na przeżycie w tej całej rapgrze na lepszych warunkach niż dotychczas. Co w przyszłości zaprocentuje. Nie wiem, "Operacją: Sampling 2" z czołówką czołówki na bitach, przy których ludzie będą brać śluby?

Gustoprześwietlacz: Górek a.k.a. Górson

Górek vel Górson. Przesympatyczny i "przepozytywny" człowiek, który piwa nie pije, tylko się nim delektuje. Chyba najbardziej skumał, o co chodzi w tym prześwietlaniu. Najlepsza "10" ever?

Poniżej 10 piosenek, które może i nie do końca oddają mój gust muzyczny, ale tak sobie uknułem, że ta playlista będzie niebanalna. Czy mi "wyjszło"? Pewnie nie, ale cóż... Trzeba żyć dalej. Aha, dodam jeszcze, że kolejność przypadkowa.

Ray Charles - Unchain My Heart


Troszkę staroć, ale chyba nigdy mi się nie znudzi. Mówcie co chcecie, ale jazz to zajebista muzyka. Mogę ją słuchać godzinami.

Bajzel - Wsioryba


Przypadkowo wpadłem na ten kawałek. Okazał się hitem wiosny - przynajmniej dla mnie. A tak poza tym świetny muzyk z tego gościa - na scenie ma naprawdę niezły bajzel. Człowiek orkiestra - nic dodać, nic ująć.

Leniwiec - Reggae dla pana prezydenta


Ktoś kiedyś powiedział, że dobrego punku nigdy za wiele. I miał rację. Co prawda stary zespół, stara piosenka i troszkę spokojniejsza, ale ma niewątpliwie swój urok. Po prostu "I like It". Zastanawiałem się, jaki kawałek wybrać, bo ostatnio naprawdę mam niezłą zajawkę na ten zespół. Ogólnie polecam.

Mate - Spacer


Nie wiem, czy już u kogoś się ten kawałek pojawił, ale jest godny polecenia. Niewątpliwie uzyskał miano przeboju zeszłego lata. Pozytywny tekst, no i ta trąbka... Ahhhh... W ładne dni aż trudno wybić tekst z głowy. Jakoś przełknę to, że pochodzą z Zielonej.

Enej - Radio Hallo


Sympatyczna piosenka, ponadto wokalista nieźle poczyna sobie na akordeonie, co bardzo mi się podoba. Na plus również kultywowanie swoich tradycji. Podobno nieźle poczynają sobie w muzycznym "show" w TV. Nie pozostaje nic innego, jak mieć nadzieję, że odwiedzą w tym roku po raz kolejny Przystanek Woodstock.

O.S.T.R. - śśśśśś


Krótko mówiąc: "Jeśli się okaże, że mam na to czas, podróżuję w snach, no bo kocham spać".

Motörhead - Ace of Spades


Nie mówcie, że nie pamiętacie tego kawałka z "Tony'ego Hawka", bodajże dwójki! Jak miło powspominać "stare, dobre czasy", gdy nie było jeszcze tylu problemów.

AC/DC - TNT


Jeden z niewielu zespołów, który potrafi mnie nieźle nakręcić do działania, szczególnie tą piosenką. A tak poza tym wielki szacun dla tych starszych panów, którzy potrafią jeszcze rozkurwić niejedną scenę. Wiele ich utworów nadawałoby się do tej listy.

Jafia Namuel - Pozytywne myślenie


Tytuł mówi chyba wszystko o tej piosence. Jak dla mnie idealna nuta na gorsze dni. Idzie się przy niej nieźle - hmm, jakby to? - wyciszyć? Czy coś like this.

Paweł Kukiz - Pieśń o Małyszu


Wiem, wiem zabrakło Kazika, ale nie ma raczej sensu go tu umieszczać, bo po co [Racja, wystarczy, że ja o nim piszę raz w tygodniu - Lite]. Mógłbym mu poświęcić całą taką listę, ale nie o to tutaj chodzi. Co do piosenki to wręcz uwielbiam ironię Kukiza no i ta muzyka... Chyba nie można było lepiej pocisnąć kibiców sukcesu. Niezmiernie bawią mnie również niektóre komentarze na temat tej piosenki. Ludzie to tylko taki żarcik artystyczny! A tak poważnie, dziękuje Panie Adamie za te wszystkie lata. Dziękuje, że mogłem Pana pożegnać. Kawał Historii.

Propsy za Raya Charlesa Górson, tożto klasyg. Bajzla wrzucał już Danon. Powtórzę się: świetny numer. Leniwiec - beka! Jak najbardziej na plus! Mate - to jest niewątpliwie hit zeszłego lata. Hit, który nierozłącznie kojarzy mi się właśnie z Górsonem. Nie wiem, może to przez ten kaszkiet, który czasem nosi. No, świetny numer. Tak w ogóle, to mamy to na karaoke? Enej - nie znałem wcześniej, zajebista rzecz. Wpadam z dyskiem! Ostry - pozytywny numer z ostatniej płyty tego pana, którą z miłą chęcią słuchałem, katowałem wręcz. Żyję jak miś panda - jem, sram, zasypiam. Motörhead - było, było! "Tony Hawk" zawsze był jedną z tych gier, w które grało się godzinami. No i w każdej części był zajebisty soundtrack. Ma ktoś może na płycie? AC/DC - to chyba też było w THPS2, co? Kolejny klasyk. Jafia Namuel - w przyszłym tygodniu zespół ten dwukrotnie wystąpi w Gorzowie - w III albo IV LO i klubie ManaMana. Sam utwór fajny, fajny, pozytywny, nie żeby się jakoś mocno wyróżniał na tle innych reggae'owych kawałków. "Pieśń o Małyszu" - kiedy poszliśmy z Górkiem, Danonem i Daviem na gorzowski koncert KNŻ w marcu, Górek mówił wyłącznie o tym, że za ileś tam tygodni "jedzie na Małysza". A utwór znakomity. To chyba najlepsza "10" ze wszystkich...

Looptroop Rockers - Professional Dreamers (2011)


Looptroop Rockers
Professional Dreamers
David vs. Goliath, 2011

4.5

Co ma wspólnego hip-hop z Coca Colą, emigrantami z Polski i Jezusem Chrystusem? Jest wszędzie.

Może to, co teraz napiszę to czysty banał - a pisanie jakichkolwiek banałów w przypadku tego zespołu i tej płyty jest sporym nietaktem - ale niestety trzeba to zrobić. Hip-hop jest wszędzie. Żeby go zasmakować nie trzeba od razu lecieć za Atlantyk, do Nowego Jorku. Coś z hip-hopu znalazłoby się zapewne i w Angoli, i w Korei Północnej, i na jakiejś zapomnianej wyspie gdzieś na Pacyfiku. W końcu, nawet na zabitej wiosce jest do rapu dostęp. Nikogo więc już nie powinno dziwić, że i w Szwecji rapują. Ba, że rapują na tyle dobrze, że bez jakiegokolwiek zająknięcia mówi się o Szwedach jako o ścisłej, europejskiej czołówce. Wiadomo, że nie o wszystkich Szwedach. Ale o tej czwórce z Looptroop Rockers już jak najbardziej.

No właśnie, znów jest ich czterech. W pracach nad poprzednim albumem - "Good Things" - właściwie nie uczestniczył Cosmic. Zrobił sobie urlop. A tak naprawdę to chyba nawet odszedł z zespołu. Całe szczęście wrócił - "Professional Dreamers" nagrano już z jego udziałem. I bardzo dobrze, bo może nie gra tu pierwszych skrzypiec, lecz świetnych skillsów odmówić mu nie sposób.

Kto wie, może właśnie dlatego, że Looptroop znów jest kwartetem, trudno nie oprzeć się wrażeniu, że na płycie bardziej pachnie "The Struggles Continues" niż "Good Things". Z drugiej strony nazwanie "Professional Dreamers" krokiem wstecz to zniewaga tysiąckrotnie przebijająca wszystkie obelżywe insynuacje z ust Jarosława Kaczyńskiego. Ponownie czuć tu bowiem powiew świeżości. Pamiętacie reakcje na "Good Things"? To był miejscami całkiem inny Looptroop, efektowny i przebojowy jak nigdy. I mogło się to podobać lub nie. Z "Professional Dreamers" sprawa identyczna - to znów jest inny Looptroop. Z jednej strony jeszcze bardziej efekciarski, z drugiej nawiązujący swoją melodyjnością do nieco starszych nagrań.

Wciąż nie mogę wyjść z podziwu, jak to wszystko Embee ładnie poskładał. Zastosował zarówno nowe sztuczki, jak i stare i ograne, ale jakże zajebiste patenty. Przykładowo klimat paryskich knajp ("Late Nights Early Mornings") miesza się tu z ratowaniem Księżniczki z rąk złego Bowsera przez wąsatego Mario ("Blow Me Away"). Autentycznie, Embee samplował tu nawet starego Mariana ze SNES-a! Każdy z bitów ma w sobie coś, dzięki czemu zostaje zapamiętany. Cosmic nie gra na "Professional Dreamers" pierwszych skrzypiec, bo gra je Embee. Swoją produkcją zjadł wszystkie zwrotki pozostałej trójki, zjadł wszystkie refreny śpiewane przez Promoe lub zaproszonych gości. "Professional Dreamers" to przede wszystkim jego dzieło. Tak, tak! Dzieło!!!

Mam nadzieję, że nie zrozumieliście mojego powyższego wywodu opacznie - zjeść zjada, ale tylko dlatego, że Embee robi tu prawdziwe cuda na kiju. Promoe, Supreme i Cosmic są w kapitalnej formie, mimo że jeden przez kłęby dreadów nic nie słyszy, drugi nie może nic mówić, bo mu broda zarasta aparat gębowy, a trzeci udaje inteligenta w Ray Banach. Szwedzki tercet nagle nie zmienił zainteresowań - serwuje i teksty lżejsze, i poważniejsze, i wtrąca jakieś bragga, i zwraca uwagę na problemy społeczno-polityczne. Jak Tet i Pogz namawia wszystkich *pięknych przegrańców*, by nie przestawali marzyć ("Professional Dreamers"), a na koniec płyty przedstawia trzy poruszające historie i zauważa, że "muzyka jest sprawą życia i śmierci" ("Joseph", nagrany - co istotnie - bez udziału Cosmica).

Poprzeczkę zawiesili sobie wysoko, ale zdołali ją przeskoczyć. Pewnie "Professional Dreamers" nigdy nie stanie się tak klasycznym albumem jak "The Struggle Continues", ale co z tego. Ten album to kolaż cudownych dźwięków zaczerpniętych z różnych muzycznych stylistyk i zamienionych na chwytliwe melodie. Ten album to zbiór świetnych zwrotek przeplatanych nośnymi refrenami w wykonaniu Promoe i zaproszonych gościu (na plus: ujmująca Lisa Ekdahl i Chords oraz Gnucci Banana, kojarząca się z jakąś krzyżówką Uffie i Fergie). Ten album to w końcu krążek, który spodobał mi się - jak na razie - najbardziej ze wszystkich wydanych w tym roku. Czas pokaże czy, a jeśli tak to kto i kiedy, dorówna Looptroop Rockers...

Gustoprześwietlacz: Szuni

Od 3 lat nagrywa krążek, który ma mieć promocję na moim blogu. Coś czuję, że nigdy go nie nagra. A szkoda, bo daje radę. Człowiek, który wrzucał różne dziwne rzeczy za kanapę. A jaki ma gust?

10. Maluch - Track 11


3 wersy stąd mógłbym wydzierać sobie na łapach jako życiowe motto.

9. Pjentak - Czas (to pieniądz)


Taki rap jaki najbardziej lubię. To nie jest jego najlepszy numer, ale i tak jest bardzo dobry i reprezentatywny.

8. Rap Addix - Brud Nawarstwiam II


Nie słucham raperów, którzy nie umieją rapować, ale Junes jest wyjątkiem. Jaram się bezpośredniością, szczerością, a tym numerem dość mocno, bo emanuje wkurwieniem. Lubię to.

7. Saafir - Light Sleeper


Z boom bapowych rapów z 90s mógłbym wrzucić tu pełno rzeczy, ale niech będzie Saafir, bo ostatnio katuję ten numer, nieźle leci.

6. Galaxie 500 - Flowers


Żeby nie było tylko rapowo. Jak ktoś nie słyszał o slowcore, to polecam.

5. Jeżozwierz - Jebać tytuł


Kozacki warszawski raper: styl, oryginalność, głos, tekst. Coś pięknego.

4. Cutting Crew - (I Just) Died In Arms


Nie powiem dlaczego, bo klimatu tego numeru nie da się opisać słowami.

3. Toto - Africa


Śpiewam codziennie od paru lat, więc nie mogło zabraknąć na liście aktualnie ulubionych kawałków.

2. Maluch - Abro


Ponad trzydziestu raperów już, czujesz?

1. Big L - Put It On


Chciałem wstawić tu coś z moich dwóch ulubionych polskich płyt: Małolat/Ajron i solo Eisa, ale na pierwsze miejsce zasługuje tu tylko moja biblia rapu. Prawdziwy rozpierdol, szkoła rapowania, składania rymów i panczlajnów, mega kawałek. Chuj w dupę jak ktoś się nie jara, bo za mało niszowe.

POZDRO MACIEK :* :* :*

Maluch - nie lubię gostka, i tyle. Pjentak - takie se, co w tym niezwykłego? Junes spoko, propsuję. Saafir? Pierwsze słyszę, chujowe. Galaxie 500 całkiem spoko, zaskoczenie in plus. Jeżozwierz - nie kumam niezdrowej podjarki jego twórczością, choć fajne, spoko, w porządku, dobre. Cutting Crew - no jest hicior! Toto - wciąż czuć przebojowość w powietrzu, tego się tu nie spodziewałem. Maluch - miało nie być dwóch utworów tych samych wykonawców w jednej 10. No cóż... I tak słabe. Big L - propsuję, dobry numer. Mimo wszystko szkoda, że gdzieś wcześniej nie znalazło się nic Małolata i Eisa...