Archive for maja 2011

Poddaję się *kalifornizacji* na wakacje i na żywo

Wiecie co? Mam już wakacje. Szkoła to przeszłość, mam mnóstwo wolnego czasu, a na dworze prawdziwy ukrop. Trzeba to jakoś uczcić. Jak lato to Kalifornia. Jak Kalifornia to "Californication" - i to muzyczne, tj. album Red Hot Chilli Peppers, i to telewizyjne, czyli serial z Davidem Duchovnym. To może dziś będę oglądał wszystkie odcinki czwartego sezonu, słuchając na zmianę Red Hotów? Challenge accepted! I żeby było śmieszniej, całość zrelacjonuję. Śledźcie na bieżąco, bo będzie dużo dobrej muzyki, dużo hulaszczego życia Hanka Moody'ego (także, że tak to ujmę, dupeczki również), no i konkursy z nagrodami, które z Kalifornią może nie będą miały wiele wspólnego, ale że wakacje, to postanowiłem rozdać parę płyt. Bądźcie czujni!

Macie jakieś spostrzeżenia odnośnie relacji, serialu "Californication", płyty Red Hotów, muzyki z Kalifornii lub Kalifornii w ogóle? Piszcie w komentarzach lub na oficjalnym profilu bloga na Facebooku i wysyłajcie maile na adres: litenator@gmail.com. Jeśli znacie mnie osobiście, to równie dobrze możecie odezwać się na gadu lub - jeśli jesteście w dodatku z Gorzowa - przyjść do mojej hacjendy (picie i jedzenie we własnym zakresie) - nie tylko obejrzycie ze mną czwarty sezon "Californication", ale i będziecie współtworzyć tę relację.

!OSTRZEŻENIE! W relacji będzie dużo spoilerów odnoście serialu "Californication", także czytacie ją na własną odpowiedzialność!

Relacja nie odświeża się automatyczne. Zalecam klikanie [F5].

00:26 Ogólnie z tą relacją był całkowicie zjebany pomysł. Trwała równo 12 godzin. Ciut za długo. I dla mnie, piszącego. I dla czytelnika, bo nie sądzę, by ktoś ją cały czas śledził. Ale nic to, do przeczytania w następnych dniach!

00:25 Znów odnoszę wrażenie, że ten serial mógłby się w tym momencie skończyć. Finał spokojny, zdecydowanie spokojniejszy od końcówki trzeciego sezonu. Ale znając życie, kolejna seria już w przygotowaniu...

00:24 SKOŃCZYŁEM.

23:57 To idziemy za ciosem. Californication S04E12. Ostatni odcinek.

23:29 A tymczasem... Californication S04E11. Enjoy.

23:28 Cały dzień słuchałem Red Hotów. Jednej płyty. To był pojebany pomysł, mówię serio.

23:26 "Californication" Red Hotów po raz ostatni, to wychodzi, że ostatni numer z płyty:



Chyba mój ulubiony - po "Californication" i "Otherside" - numer z tej płyty. Mega rzecz.

23:15 Z CYKLU: "KALIFORNIJSKIE CIEKAWOSTKI" W Kalifornii mniejszości narodowe są większością (tak, tak) - stanowią ok. 57% ogółu obywateli. Najwięcej jest Latynosów - 13%, przez co często łatwiej porozumieć się w języku hiszpańskim niż angielskim. Ciekawe, prawda?

23:06 Z CYKLU: "KALIFORNIJSKIE CIEKAWOSTKI" W Kalifornii żyje najwięcej bezdomnych w całych Stanach Zjednoczonych. Być może wynika to z tego, że lepiej być bezdomnym w miejscu, gdzie przez cały rok świeci słońce, niż np. na Alasce. Ciekawe, prawda?

23:02 O nie, znowu to "Porcelain". Chrrr... Chrrr....

23:00 Godzina przed północą. Czyli drugą płytę dziś zgarnia Mateusz Jose Osiak z - uwaga - Borowia (cokolwiek). Oto, co podesłał:

Gdyby John Frusciante był gwiazdą popularnego serialu, to byłby Gregorym Housem. Obaj ćpają, obaj są muzykami, obaj odchodzą (John kiedyś tam z RHCP, a Laurie ma odejść z serialu).
Trochę lepiej niż wcześniej, ale nie jest to tak dobre jak wszystkie moje teksty z cyklu: "Gdyby babcia miała wąsy, to by była sokowirówką". Ćwicz dalej.

22:52 Po raz piąty i ostatni leci "Californication" - singiel, nie płyta. A to oznacza, że czas na cover:



Prawda, że spoko?

22:40 Doceńcie mój wysiłek. Nawet nie wiecie, ile wyrzeczeń kosztowała mnie ta relacja. Odmówiłem chyba z 4 osobom. Wybrałem kompa, Internet i Kalifornię. Głupi!!!

22:37 Prawie 3h temu wrzucałem "Californię Uber Alles" Deady Kennedys. Przyszła pora na cover tego kawałka w wykonaniu Kazika Na Żywo:



22:33 Szczerze mówiąc, nie chce mi się już tego słuchać. Ale co zrobić, trzeba spełniać postanowienia swe.

22:32 No, wreszcie się coś zaczyna dziać. Tak naprawdę. Teraz szybko, jeszcze raz, "Californication" i 2 ostatnie odcinki przede mną!

22:02 Nie ma nad czym się dłużej zastanawiać Californication S04E10.

22:01 Pamiętacie jeszcze, że wciąż do wygrania jest The Fugees - Greatest Hits? Warto. Róbcie co trzeba, bo inaczej zgarnie ten katol, Osiak. ;-)

21:33 Californication S04E09. Jazda.

21:30 Wybaczcie, zamuliłem. "Road Trippin'" po raz czwarty, przedostatni. Cieszycie się?

21:15 Jeśli kiedykolwiek napiszecie książkę, postarajcie się ją promować w podobny sposób:



Wysoka sprzedaż gwarantowana.

21:07 Kawałek "Porcelain" jest strasznie usypiający... Idziemy spać?

21:06 Z CYKLU "KALIFORNIJSKIE CIEKAWOSTKI" W Kalifornii nie jest uznawane Międzynarodowe Prawo Jazdy. Jeśli nie jest się turystą, należy wyrobić kalifornijskie prawo jazdy. Po zdaniu egzaminu teoretycznego otrzymuje się pozwolenie na jazdę po kalifornijskich drogach w celu zdobycia skillsów praktycznych. Z tego co zrozumiałem, instruktorem jazdy może być każdy, kto posiada kalifornijskie prawo jazdy. Na egzamin praktyczny przyjeżdża się własnym samochodem - trwa on ok. 20 min i odbywa się wyłącznie w ruchu ulicznym. Ciekawe, prawda?

21:00 "Californication" - singiel, nie płyta - po raz czwarty. Z tej okazji cover tej piosenki w wykonaniu Michała Szpaka z ostatniego odcinka polskiego X-Factor:



Rzygam. Koszmar. Ohyda. [']

20:47 Wreszcie się doczekałem. "Californication" po raz czwarty, to czwarty utwór z płyty. "Otherside":



Genialne, chwytliwe, achhh...

20:41 Przypominam, że wciąż do wygrania płyta The Fugees. Na razie "zgłosił się" po nią Osiak. Dwie płyty dla niego? No way! Walczcie o nią.

20:34 Okej, Red Hoci po raz czwarty, przedostatni.

20:06 Świetny ósmy odcinek. Tymczasem przerwa na wyjście z psem i kolację. Do przeczytania.

19:36 Californication S04E08. Nie ma na co czekać.

19:26 Hank grający w golfa - mistrzostwo!

19:06 Californication S04E07. Do it.

19:05 Dobrze, że już jestem za półmetkiem, bo powoli zaczynam się nudzić + odczuwam małe zmęczenie. Ale doprowadzimy tę relację do końca - jeszcze 6 odcinków "Californication" i dwukrotny odsłuch płyty Red Hotów przede mną.

19:03 Po raz trzeci dzisiaj leci "Road Trippin'". Szykuję się do obejrzenia dwóch kolejnych odcinków "Californication".

18:56 Z CYKLU: "KALIFORNIJSKIE CIEKAWOSTKI" Z Kalifornii wywodzi się wiele najpopularniejszych światowych marek, m.in.: Google, Apple, Intel i McDonald's. Ciekawe, prawda?

18:49 Nie samymi Red Hotami człowiek żyje... Co by chwilowo zmienić trochę klimat, ale nie uciekać całkiem z Kalifornii, wrzucam kawałek "California Uber Alles" grupy Dead Kennedys:



Znacie?

18:42 Ile to razy zdarzało się Wam, że chcieliście spławić jakąś białogłową, ale nie wiedzieliście jak? Nigdy? No cóż... Gdyby jednak Wam się to kiedyś przydarzyło, postarajcie się wykorzystać technikę Mistrza Spławiania, Hanka Moody'ego:



18:35 Z CYKLU: "KALIFORNIJSKIE CIEKAWOSTKI" Najstarszymi na świecie drzewami są liczące sobie ponad 4000 lat sosny długowieczne i sosny ościste, rosnące jedynie w Kalifornii. Ciekawe, prawda?

18:31 KONKURS Tak, tak! Mam jeszcze jedną płytę do oddania. The Fugees - Greatest Hits. Jak ją wygrać? Sprawa wygląda podobnie jak w przypadku poprzedniego konkursu. Tym razem trzeba dokończyć zdanie: Gdyby jeden z wybranych przez Ciebie muzyków Red Hot Chilli Peppers był gwiazdą popularnego serialu, to byłby... Odpowiedzi wysyłajcie na maila - litenator@gmail.com. Najciekawsza odpowiedź zostanie nagrodzona. Macie czas do 23:00.

18:29 No i znowu to "Californication". Tym razem nie będę po raz wtóry wrzucał tego prześwietnego teledysku. Poratuję za to kolejnym coverem. Tym razem będzie to cover w wykonaniu zespołu z "cool" nazwą. SROGIE BAŻANTY:



18:17 Jako że "Californication" Red Hotów leci po raz trzeci, trzeci utwór z płyty - "Scar Tissue":



Chciałbym takie auto.

18:14 Przypominam, że możecie pisać do mnie maile, komentować pod relacją lub na Facebooku oraz wpadać, o ile jesteście z Gorzowa i Was znam.

18:11 ROZWIĄZANIE KONKURSU Zwycięzcą został Mateusz "Jose" Osiak. Głównie dlatego, że nikt inny nie wziął w nim udziału. Pozwólcie, że zacytuję kolegę:
Gdyby Hank Moody był gwiazdą rocka, byłby - UWAGA - HANKIEM MOODYM.

Moody narzuciłby własny styl. Na swojej pierwszej płycie miałby same dissy na klasyków rocka. Przede wszystkim zaatakowałby muzyków z RHCP. Potem dostałoby się Led Zeppelin, Deep Purple, Beatlesom, a nawet Kazikowi (którego Moody znał z Southu w Chicago). Płyta dzięki czarnemu PRowi szybko zyskałaby popularność. Lite zareagowałby momentalnie - skrytykowałby płytę "I'm not in a good MOOD". Co prawda miałby problem. Bo jak oceniać warstwę liryczną, w której słychać tylko dźwięki znane z "Księgi Tajemniczej" oraz naśladowanie kopulacji kotów, zmieszane z krótkimi zdaniami "XYZ nie gra rocka tak jak ja /Moody rocka gra tu dla was"? Jak ocenić brzdąkanie co 30 sekund na gitarze? Wobec tego Lite oparłby całą dyskusję na tym, że NIE MOŻNA KRYTYKOWAĆ KAZIKA, BO SIĘ NIE SKOŃCZYŁ (dodałby też przekreślone I CHUJ, niestety mój mail nie ma takiej opcji, więc tego nie będzie). Hank Moody szybko zamknąłby mu usta. W teledysku do jednego z utworów wyszłaby cała prawda o płycie. Otóż okazuje się, że to dźwięki Moody'ego nagrane podczas jego depilacji nóg, jako autor tekstu został podany Jacek Cygan, a gitara? Moody grał to palcami u stóp i... sutkami!

Druga płyta (nagrana dwa lata później) byłaby kolejnym szokiem. Gościnnie pojawiliby się wszyscy zdissowani muzycy. Wygrzebano nawet niepublikowaną zwrotkę Johna Lennona. Kazik dograłby swoje 13 groszy, dodatkowy grosz dałby LeeQS, autorowi strony staszewski.art.pl, po to, żeby mógł sfinansować jej działalność. Po płycie fala chwały, wielka trasa koncertowa, propsy u Lite'a, któremu Kruk w komentarzach wytyka krótkowzroczność i hipokryzję. Okazało się przecież, że Moody myślał przyszłościowo.

Trzecia płyta... nie, nie byłoby trzeciej płyty. W trasie koncertowej podczas pokoncertowej pijatyki, objawił się Moody'emu duch Lennona, powiedział mu, że cieszy się, że osiągnął podobną popularność. Moody nie rozumiał jednak słów ducha, przestraszył się, wyskoczył z 11 piętra bloku. Duch Lennona chciał go uratować. Nie udało się, bo był przezroczysty.

Po śmierci Moody'ego przez 10 lat jego dwie płyty były na szczycie OLiSu, mijając nawet OSTRego.
Prawda, że słabe? Ja z takich żartów śmiałem się, gdy Osiak myślał, że do komunii świętej przystępują komuniści. No ale cóż, nagroda się należy. Podklep ziom swój adres na maila.

18:10 RHCP - Californication po raz trzeci. Jeszcze mi się nie nudzi, serio.

18:09 A jednak nie. Tym razem właściwie nie popadł w żadne tarapaty.

17:39 Californication S04E06. Lecimy.

17:36 Kłopoty Hanka nigdy się nie kończą. Tak wnioskuję po piątym odcinku. Założę się, że w szóstym jeszcze się nie wywinie z poprzednich problemów, a już pojawią się jakieś nowe.

17:10 - Skarbie, co sądzisz o swoim staruszku?
- Wiesz, jak to mówią, gówna pudrem nie przykryjesz.

SCORE

17:05 Nie ma co, wracam do oglądania. Californication S04E05.

17:04 Przypominam o konkursie. Macie jeszcze godzinę, żeby wysyłać swoje odpowiedzi i - być może - zgarnąć singiel The Jonesz. O 18:00 kończę przyjmowanie maili. Parę minut później ogłoszę zwycięzce.

17:02 O chuj, jest tak gorąco, że ja pierdolę. Przepraszam za słownictwo, ale inaczej tego ująć się nie da. Współczuję mojemu psu. Nie dość, że stary, to jeszcze włochaty.

16:50 Kończy się "Road Trippin'". Pozwólcie, że zrobię krótką przerwą w relacjonowaniu i wyprowadzę psa na szybki spacer.

16:35 Oderwijmy się na chwilę od Red Hotów (leci "This Velvet Glove"). Mówi się, że mężczyznę poznaje się nie tylko po tym, jak kończy, ale też biorąc pod uwagę to, jakim samochodem jeździ. Hank Moody jeździ Porsche. Też bym chciał. Tyle że każdy może mieć dolary na super sportowe auto, nie każdy kupuje samochody w taki sposób:



16:26 Jest pierwszy konkursowy mail!!! Nadesłał go Mateusz Jose Osiak - tak, dokładnie ten sam, co prowadzi bloga o muzyce i byciu dobrym chrześcijaninem! - Nigdy nie oglądałem Californication. - napisał w post scriptum. Nie wątpię, jego opis Hanka Moody'ego jako gwiazdy rocka byłby okej, gdyby nie jedna drobnostka. Jose pomylił chyba postać graną przez Davida Duchovny'ego z Szalonookim Moodym z Harry'ego Pottera... FAIL! Także - Panowie i Panie - nadsyłajcie swoje propozycje, bo w obecnej sytuacji singiel The Jonesz leci do Osiaka.

16:21 To chyba najlepszy czas na cover "Californication". Ładna pani ładnie gra na akustyku i ładnie śpiewa:



Droga Pani z tatuażem, wyjdzie Pani za mnie?

16:16 "Californication" - singiel, nie płyta - dziś po raz drugi. To może jeszcze raz:



Dajcie mi w to zagrać!!!

16:10 Tak sobie siedzę, słucham i myślę, że całe to "Otherside" to mega numer. Zajebiście brzmi, zero w tym plastiku, a refren na tyle nośny, że na suto zakrapianej imprezie też pośpiewają rówieśnicy. Super sprawa.

16:06 Z CYKLU: "KALIFORNIJSKA CIEKAWOSTKA" Kalifornia jest najludniejszym stanem w USA. W 2008 roku zamieszkiwało ją ponad 36 mln ludzi. To tylko o 2 mln człowieczków mniej, niż liczy Polska. Ciekawe, prawda?

16:01 Drugie podejście, więc utwór nr 2. "Parallel Universe":



15:56 Red Hot Chilli Peppers - Californication po raz drugi. Pozwolę sobie przypomnieć, że wciąż możecie wygrać płytę "Part Time Shine" duetu The Jonesz (bity sieka patr00, ten ziomek od Ortegi). Minęła godzina, a jeszcze nikt nic nie spłodził. Halo, czas macie do 18:00!!!

15:55 Dobry odcinek, zdecydowanie.

15:44 I jego małpka też jest przegięta. Ahahahahahaha.

15:36 Miliarder Zig to dość przegięta postać. Kto widział, ten wie.

15:27 Nie ma co marnować czasu. Californication S04E04.

15:26 Z CYKLU "KALIFORNIJSKIE CIEKAWOSTKI" Kalifornia jest najbogatszym stanem w USA. Gdyby była samodzielnym państwem, byłaby ósmą gospodarką świata z PKB na poziomie Włoch. Ale nie ma nic za darmo - w Kalifornii nakładane są na obywateli jedne z najwyższych podatków w całych Stanach Zjednoczonych. Ciekawe, prawda?

14:58 Hank Moody na mnie czeka. Californication S04E03.

14:52 KONKURS Właśnie leci "Road Trippin'", ostatni numer na "Californication". O nim jeszcze pewnie niejedno napiszę, dlatego wykorzystam okazję do rozpoczęcia kolejnego konkursu. Tym razem do wygrania coś znacznie fajniejszego, singiel "Part Time Shine" duetu The Jonesz na CD. Całkiem zacny. Jak go zdobyć? Trzeba dokończyć zdanie: Gdyby Hank Moody był gwiazdą rocka, byłby... No właśnie kim? Zwykłe dokończenie zdania jednak nie wystarczy, trzeba je uargumentować. Najlepiej w jak najbardziej pokręcony sposób. Swoje odpowiedzi wysyłajcie na maila - litenator@gmail.com. Autor najciekawszej, najbardziej absurdalnej odpowiedzi otrzyma płytę. Macie czas do 18:00.

14:51 Podjadłem. Dobre było. :-)

14:36 Miałem tej relacji niczym nie przerywać... Ale mam obiad... Sami rozumiecie... Wrócę niebawem.

14:31 Przypominam, że możecie do mnie pisać w komentarzach, na Facebooku lub na maila. A jeśli mnie znacie i jesteście z Gorzowa, to i wpaść nie zaszkodzi.

14:27 Z CYKLU: "KALIFORNIJSKIE CIEKAWOSTKI" W Kalifornii znajduje się aż 8 z 50 największych miast w USA. 4 największe to Los Angeles, San Francisco, San Diego i San Jose. Ciekawe, prawda?

14:20 Wszystkim fanom seriali polecam stronę MyEpisodes.com - można kliknąć, które seriale, sezony i odcinki oglądało się, by później zobaczyć, ile godzin, dni, tygodni, miesięcy i lat straciło się na oglądanie życia innych, w dodatku całkiem fikcyjnych ludzi. Dziś, gdy skończę czwarty sezon "Californication", Hank Moody wyrwie mi z życiorysu cały jeden dzień, a właściwie całe 24 godziny. To jednak jeszcze nic, bo na seriale w ogóle (20 różnych pozycji) zmarnowałem już - uwaga - miesiąc, 2 tygodnie, 4 dni i 18 godzin. Nawet boję się pomyśleć, co mógłbym w tym czasie zrobić. Odszukałbym i zabiłbym Bin Ladena, wygrałbym kampanię prezydencką w USA, zrzuciłbym nadwagę, przesłuchałbym pierdyliard płyt, a jeszcze miałbym chwilę wytchnienia na zwykłe leniuchowanie i dłubanie w nosie...

14:17 Wprawdzie leci już "Emit Remmus", ale pozwólcie, że pożyję jeszcze chwilę "Califronication". Macie tu cover jakiegoś ruskiego wymiatacza. Ino na gitarę, bez wokalu, tylko co z tego, skoro radzi sobie świetnie?



Zaimponowano mi.

14:06 "Californication" Red Hotów leci u mnie po raz pierwszy:



Też zawsze jaraliście się tym klipem i też zawsze chcieliście zagrać w tę grę? Więcej możliwości niż w jakiejkolwiek prawdziwej grze obecnie. A minęło... 12 lat!

13:58 Kim właściwie jest Hank Moody? Długo by pisać. Zamiast tego proponuję zaznajomić się z jego sztuką uwodzenia. W LA działa. Czy podobnie jest w WWA, GW lub P-Ń? Możecie sprawdzić:



13:54 ROZWIĄZANIE KONKURSU Brawo, mamy zwycięzcę! Jest nim Piotr Nowicki z Gorzowa (jakie szczęście, nie będę musiał wybulić na przesyłkę). Płyta powędruje do szczęśliwego zwycięzcy w najbliższych dniach. Prawidłowa odpowiedź? Banał. David Duchovny wcielił się w "The X-Files" ("Z Archiwum X") w postać Foxa Muldera.

13:47 Skoro najsłynniejsza (?) płyta RHCP po raz pierwszy, to może przypomnę od jakiego kawałka się zaczyna:



Moc.

13:46 Ok, przerwa od Davida Duchovny'ego. Album Red Hot Chilli Peppers - Californication po raz pierwszy.

13:44 Znów dobry odcinek z mocnym finałem. Nikt nie chce płyty? Nie uwierzę, że nikt nie zna odpowiedzi. Nagroda dupy nie urywa, ale to zawsze... płyta. Próbujta.

13:24 O, wspomniano Romana Polańskiego. Zacytuję: "Najsłynniejszy fan nieletnich dziewczynek".

13:15 - Świat ma mnie za szuję. Drugi raz w tym tygodniu wychodzę za kaucją. Jesteście moimi jedynymi przyjaciółmi. No dalej. Kochajcie mnie. Dajcie mi trochę czułości. - Hank Moody.

13:10 Oglądam dalej. Californication S04E02.

13:04 KONKURS Tak się rozochociłem pierwszym epizodem, że zanim włączę drugi odcinek, rozpocznę pierwszy z konkursów. Konkurs trywialny, także potraktujcie go jako rozgrzewkę. Do wygrania płyta Zyg-Zak - Zyg-Zak, czyli polski rap no-name'ów z 2003 roku. Na feacie jednak Wankej i Mejdej, ziomki z Dinala, więc dla jakichś sajkofanów niemała gratka. Co zrobić, żeby wygrać ten album? Wystarczy odpowiedzieć na następujące pytanie: W rolę Hanka Moody'ego w "Californication" wcielił się David Duchovny. W jakim innym serialu ten aktor grał jedną z dwóch głównych ról? Jak nazywała się postać, w którą się wcielił? Płytę zgarnia ta osoba, która jako pierwsza udzieli poprawnej odpowiedzi na oficjalnym profilu bloga na Facebooku (pod postem dotyczącym relacji). Do dzieła!

13:03 Pierwszy epizod kończy się równie spektakularnym *boom-kaboom* jak trzeci sezon. Jeśli takie tempo zostanie utrzymane dalej, to nie mam pytań! Czuję, że przede mną dłuuuugi dzień.

13:00 Ciekawe, czy Apple wyraziło zgodę na rozwalenie w pierwszym odcinku iMaca? Pewnie tak, bo laptopowi nic się nie stało...

12:32 No to co, lecim. Californication S04E01.

12:29 Zanim siądę do pierwszego odcinka czwartego sezonu "Californication", może przypomnę jak zakończyła się trzecia seria:



Nie ma co, mocny finał. Po jego obejrzeniu długi czas zastanawiałem się, co to będzie dziać się w następnym sezonie. Ba, przez chwilę myślałem, że tak się kończą przygody Hanka Moody'ego. Całe szczęście, nie miałem racji.

12:26 Zaczynamy.

Gustoprześwietlacz: Wojciechowska

Asia robi zdjęcia - dlatego wstawiam jej zdjęcie z aparatem. Asia słucha też muzyki - dlatego dzieli się nią właśnie z nami:

Dla większości pewnie nie będzie zaskoczeniem to, że nienawidzę muzyki, która od wielu lat jest promowana przez super stacje "muzyczne" typu Viva czy MTV. Nie kręcą mnie bezsensowne teksty i jeszcze gorsze teledyski do jednego bitu, gdzie na pierwszym miejscu stoją dupy, na drugim pieniądze, a na trzecim znów dupy. Chociaż - całe szczęście - i tam zdarzają się wyjątki, takie jak Adele czy charyzmatyczna córka Stinga - śpiewająca jako I Blame Coco... W mojej osobistej "dziesiątce" zapewne jest ponad sto utworów które były / są dla mnie ważne. Dlatego sporządzenie tak skromnej listy sprawiło mi trochę trudności. No ale co... Zaczynamy :

1) Maanam - Szare Miraże


Kolejność utworów na liście może i nie ma znaczenia, ale grzechem by było nie umieścić Mananamu na pierwszym miejscu, gdyż Korę i jej zespół wielbię równie mocno, jak Lite twórczość Kazika. Śmiało mogę powiedzieć, że uwielbiam większość (o ile nie wszystkie) jej piosenki, także utwór "Szare miraże" znalazł się tu jako jeden z wielu... Ale zdecydowanie nie przypadkiem.

2) Sinead O'Connor - Troy


Sinead O'Connor - urocza i straszliwie emocjonalna. Urzekła mnie przy "Nothing Compares to You" , ale "Troy" to dla mnie absolutne mistrzostwo świata w każdej sekundzie...

3) The Cranberries - Dreams


Żurawinki... Tak jak przy Maanamie – mogłabym wymienić sporo piosenek, które uwielbiam. Ale ta jedna, była dla mnie zawsze najbardziej magiczna.

4) Björk - Bachelorette


Björk - tu chyba nie trzeba nic dodawać. A piosenka – dla mnie szczególna.

5) Feist - Honey Honey


Trafiłam na nią całkiem przypadkiem. Wpadła mi do głowy i zapewne szybko z niej nie wyleci... Baaaaaardzo podchodzi pod mój gust + teledysk również bardzo mi się spodobał.

6) Tanita Tikaram - Twist In My Sobriety


To już klasyk... A ja bardzo lubię lata 80. Mogłabym jej słuchać bez przerwy, szczególnie w samochodzie...

7) Maria McKee - Show Me Heaven


Kolejne potwierdzenie, że zdecydowanie lubuję się w takich sentymentalnych, starszych klimatach...

8) Sarah Blasko - All I Want


Sarah Blasko – Australijka o przepięknym, charyzmatycznym głosie. Zakochałam się, gdy usłyszałam ją w radiowej "Trójce". Później zagłębiałam się w jej twórczość i słuchałam dniami i nocami... A samo "All I Want" było dla mnie niezwykle ważne przez pewien, dość dziwny okres w moim życiu.

9) Maria Peszek - Mam kota


Marysia Peszek, tutaj chyba też za wiele nie muszę dodawać, bo każdy ją zna, a przynajmniej kojarzy kim jest... Uwielbiam jej słuchać, szczególnie, gdy mam mnóstwo wolnego czasu, a do roboty zupełnie nic...

10) Edith Piaf - La Foule


Ostatnia pozycja – Edith Piaf. Znakomita pieśniarka francuska - uwielbiam i to bardzo. Żałuję, że nie żyłam w czasach, kiedy mogłabym jej posłuchać w jednej z przepięknych paryskich restauracji... Ale zalążek mojej zachcianki spełniłam w naszym gorzowskim teatrze na spektaklu "Trzy razy Piaf" – jeśli ktoś lubi takie klimaty, to szczerze polecam.

Maanam - może nie podoba mi się tak jak twórczość Kazika, ale brzmi całkiem fajnie. Może kiedyś się twórczością Kory trochę bardziej zainteresuję. Sinead O'Connor - głos świetny, ale ja się wynudziłem... The Cranberries - trzeci raz pojawia się ten zespół w ramach Gustoprześwietlacza i trzeci raz muszę przyznać, że grają nieźle. Podoba mi się. Björk - wyjątkowa artystka, świetny utwór. Też nic więcej nie będę dodawać. Feist - spokojne, minimalistyczne, aż szkoda, że nie słucham tego w nocy... Tanita Tikaram - tylko nie to, podziękuję. Maria McKee - zlituj się, może i pani ładnie śpiewa, ale przygrywa do tego okropna muzyka... Sarah Blasko - no, lepiej. I pani ładnie śpiewa, i muzyka doskonała. Brawo, brawo! Maria Peszek - okej, może być. Edith Piaf - nic nie rozumiem, ale śpiewa ładnie, dźwięcznie tak. Polecam.

Ten Typ Mes - Kandydaci na szaleńców (2011)


Ten Typ Mes
Kandydaci na szaleńców
Alkopoligamia.com, 2011

4.0

- Pierwszy tytuł brzmiał: "Świr wśród mieszczaństwa". Zmieniłem go, bo ludzie na koncertach rapowali równo ze mną nawet najbardziej ogniste linijki. To znaczy, że wcale nie jestem taki wyjątkowy, a oni mogą się ze mną utożsamiać. A zatem świrów i kandydatów na szaleńców jest więcej - przyznaje w majowej "Machinie" Ten Typ Mes. Może ma rację, może faktycznie, na tle swoich fanów, nie jest taki wyjątkowy. Może więc nie tyle świr wśród mieszczaństwa, co świr wśród rodzimych MCs? W polskim hip-hopie jest miejsce na wielu kandydatów na szaleńców, niestety obecnie dostrzegają to tylko nieliczni raperzy. Kto wykazuje się największą spostrzegawczością? To chyba oczywiste.

Ten Typ pojechał po całości. Już wcześniej, nagrywając "Zamach na przeciętność", eksperymentował. Z dzisiejszej perspektywy, perspektywy po premierze "Kandydatów...", poprzedni album Mesa był tylko takim zbadaniem gruntu pod prawdziwy eksperyment. Był zebraniem niezbędnego doświadczenia. Sprawdzeniem się w nowych dla siebie stylistykach. "Zamach..." to krążek hip-hopowy z małą domieszką innych gatunków muzycznych. Z kolei "Kandydaci..." to już płyta, na której hip-hop jest jedynie elementem. Być może najważniejszym, ale jednym z kilku.

Co z pozostałymi częściami? Najwięcej emocji wzbudzają numery dubstepowe i drumandbassowe - "Szukam..." i "Zanim znajdziemy". Mi się podobają, ale tzw. "znawcy tematu", tj. osoby słuchające obu gatunków na co dzień, zwracają uwagę, że to jest słabe - brzmi kiepsko, a Mes kompletnie sobie nie radzi w obcym dla siebie środowisku. Prawda jak zwykle leży pewnie gdzieś po środku - każdy z osobna sam powinien posłuchać i przekonać się, do którego stanowiska mu bliżej.

Mniej kontrowersji jest wokół pozostałych eksperymentów. Kawałkiem "Zegar Tyka", nagranym wraz z zespołem The Lunatics, Ten Typ pozdrawia Stereotypy i utwór "OiOM" z "Zamachu na przeciętność". Mes jeszcze nie ma punk rocka w przysłowiowym małym palcu, ale opanował tę stylistkę na tyle dobrze, że nie można go posądzić o bycie żółtodziobem. Wspomniane przed chwilą Stereotypy przygrywają Szmidtowi w numerze z drugiej, bonusowej płyty (tylko w wydaniu ze sklepu Alkopoligamii) "Z tym, co w sobie mam". Jest to bardzo melodyjny akompaniament inspirowany samplowanym podkładem Szoguna, który - z różnych względów - nie mógł znaleźć się na płycie. Z kolei utwór "Mierzymy się wzrokiem" brzmi tak jakby w refrenie miał śpiewać Czesław Mozil. Nie wiem, czy to przez pobrzmiewający w tym numerze akordeon (lub instrument akordeonopodobny), czy przez coś innego, ale jakoś odnoszę wrażenie, że wokalista Tesco Value pasowałby tu doskonale. Właściwie szkoda, że go tu nie ma. Tym bardziej, że gościł na płycie Wdowy, która również przecież należy do "rodziny" Alkopoligamii.

Całe to eksperymentowanie właściwie nigdy się nie kończy. Mes zmienia nawet podejście do partii wokalnych. Na swoich płytach śpiewał właściwie od zawsze, ale chyba po raz pierwszy w karierze zdarzyło mu się nagrać kilka utworów, w których ani przez chwile nie rapuje. "Nic wbrew sobie" i "Mój świat" to absolutnie skrajne przypadki, gdzie nawijają jedynie zaproszeni goście. Słuchając ich, wielokrotnie zastanawiałem się, dlaczego to Stasiaka nazywa się Kombinatorem. Przecież nie on, a Mes nieustannie kombinuje.

Powoli zamykając temat muzycznych eksperymentów, muzyki na "Kandydatach..." w ogóle, trzeba dodać jeszcze jedno, zajebiście istotne stwierdzenie: to znakomicie wyprodukowana płyta. Niezależnie od stylistyki wszystko brzmi tak, jak brzmieć powinno. Niezależnie czy to dubstep, rap, czy punk. Niezależnie czy mówimy o pierwszym, "sklepowym" cedeku, czy o drugim, dodatkowym, na moje ucho bardziej hip-hopowym, mniej eksperymentalnym. Niezależnie czy produkuje Bob Air, Donatan, SoDrumatic, czy Kixnare. Brzmienie płyty jest pełne i dopracowane. Zresztą nad miksem i masteringiem czuwał prawdziwy fachowiec w tej dziedzinie - Noon.

Szaleństwo Mesa to nie tylko przecieranie nowych muzycznych szlaków. Bo szaleństwo to również często odwaga. Odwaga do mówienia tego, co się myśli. Do otwartego poruszania kwestii, które często nie są społecznie akceptowane lub są oceniane w sposób jednoznaczny, które wielu może widzi, ale mało kto głośno o nich powie. Najlepiej tego szaleństwa i odwagi dowodzą dwie najczęściej poruszane w wywiadach kwestie - przyznanie się do aborcji oraz wątpliwości odnośnie powstania warszawskiego ("Sorry, mam uwagę i własne zdanie / I już nie zachwycam się przegranym powstaniem / Sto pięćdziesiąt tysięcy, kto ich zastąpił? / Im dłużej o tym myślę, tym bardziej w sens wątpię"). Powtórzę to jeszcze raz: w dzisiejszej Polsce, gdzie aborcja wciąż jest tematem tabu, a powstanie warszawskie przez wszystkie media i środowiska polityczne przedstawiane jest wyłącznie jako sukces, posiadanie własnego, odmiennego zdania może zostać odebrane nie tylko jako oznaka odwagi, ale i szaleństwa.

Mówiąc najogólniej, pod względem treści nowa płyta jest kontynuacją dwóch poprzednich. Mimo że Mes, jak każdy mądry i normalny człowiek, zmienia zdanie na niektóre tematy, a jego poglądy ewoluują, wciąż krytykuje bezrefleksyjne, konsumpcyjne życie współczesnych społeczeństw poprzez przedstawienie ich obrazu w krzywym zwierciadle. Ten Typ podkreśla swój indywidualizm, jednocześnie wiedząc, że jest zwykłym człowiekiem - ma ludzkie potrzeby i ludzkie pragnienia, do których realizacji prowadzi ludzka droga.

Odnoszę jednak wrażenie, że na "Kandydatach..." Mes bardziej skupił się na formie niż na treści. Pojedyncze utwory, a nawet pojedyncze linijki, nie są tak nośne i zapadające w pamięć, jak niektóre kawałki i wersy z "Zamachu na przeciętność". Nie ma plastycznego storytellingu na miarę "Zamachu na Jana K.", nie ma tak zaciekłej krytyki popkultury jak w "Welcome/Willkommen!", a numer będący kwintesencją indywidualistycznej postawy Mesa, swego rodzaju hymnem takich jak on, tj. "Tam, gdzie chcę" z bonusowego krążka, choć jest świetny, ani przez moment nie dorównuje odpowiednikowi z "Zamachu...", singlowemu "My". Może tylko marudzę, może się nie znam, może się nie wsłuchałem, a może po prostu liryczna strona nowej płyty Mesa urzekła mnie mniej od muzyki.

Tak sobie myślę, że Piotrek Szmidt nie tyle jest kandydatem na szaleńca, co szaleńcem po prostu. Swoim słuchaczom zgotował muzycznego kopa w dupę, który odpędza "muzycznych ksenofobów", robiąc miejsce dla twardych, otwartych na nowości zawodników. Mes pokazuje, że jest wszechstronnym artystą, potrafiącym się odnaleźć w każdej, nawet najbardziej odległej stylistyce. Nic nie szkodzi, że czasem przy tym przekombinuje i nie rzuci wbijających się w pamięć, ognistych punchline'ów. To jest zadanie wyrobników, zwykłych raperów, nie podążających własnymi ścieżkami indywidualistów. Jestem absolutnie pewien, że kolejne solo Tego Typa będzie jeszcze bardziej eksperymentalne i zarazem pozbawione wszystkich nielicznych wad "Kandydatów na szaleńców". Ale nie mówmy i nie myślmy o przyszłości. Zajmijmy się teraźniejszością, która w wykonaniu Mesa jest niezwykle wysmakowana i z którą wypadałoby wypada trzeba się zapoznać. Do dzieła.

Gustoprześwietlacz: dendaj

dlaczego 'bengal cat'? bo pierwsze, co mi się zrymowało do 'dendaj', to właśnie 'bengal', he he he

Moja znajomość z "panią dendaj" nie jest zbyt intensywna. Jedyną wspólną płaszczyzną jest płaszczyzna muzyczna. Gust muzyczny miejscami mamy zbieżny (przede wszystkim polskie, hip-hopowe podziemie), a większość rozbieżności zazwyczaj tak czy siak propsuję. Także sprawdźcie jej gust, bo warto:

Tylko dziesięć piosenek? Ciężka sprawa! Zachęcam Was zatem do posłuchania tych dziesięciu z moich ulubionych kawałków, które jako pierwsze przyszły mi do głowy.

1. Jazzkantine - Back In Black


Niesamowicie energiczny cover towarzyszący mi codziennie w drodze na uczelnię. Jak dla mnie świetna jazz-funkowa wersja oryginalnego utworu AC/DC.

2. The Roots - The Next Movement


Kocham The Roots, Questlove'a za bębnami, Black Thoughta na mikrofonie. DZIĘKI CI ZA NICH, FILADELFIO!

3. Bootsy Collins - Can't Stay Away


Jeśli Bootsy Collins, to oczywiście gwiazdki. A jeśli gra funk, to pięciogwiazdkowy.

4. Michał Urbaniak - JazzORap


Urbaniak eksperymentuje, łączy style, komponuje niesamowite utwory. Ciekawa jestem, co i jak by tworzył, żyjąc nadal w Polsce.

5. Pink Floyd - Wish You Were Here


Każdy z nas za kimś tęskni, a ta piosenka to dla mnie najpiękniej w muzyce wyrażona tęsknota.

6. Steely Dan - Black Cow


Usłyszałam to w serialu "Ugly Betty" i przez długi czas dręczyło mnie pytanie: "Skąd znam te chórki!?". Odpowiedź przyszła, kiedy włożyłam "O.C.B." Ostrego do odtwarzacza.

7. Boogie Down Productions - You Must Learn


Słuszny przekaz w tekście, do tego fajny bit. Klasyka. Cóż jeszcze można rzec?

8. Jill Scott ft. Common, ‘8 Minutes To Sunrise’


Kolejnym darem Filadelfii jest Jill Scott. Łącząc jej wokal i rap Commona, otrzymujemy bardzo przyjemny featuring.

9. The Fugees - Fu-Gee-La


To chyba moja ulubiona piosenka.

10. J Dilla ft. Pharoahe Monch - Love


Jay Dee, wróć!

Jazzkantine - tego akurat nie znałem. W sensie, Jazzkantine kojarzę tylko z bodajże debiutu, gdzie nie ma żadnych coverów. Zamiast z nich jest za to rap, niemiecki rap, przyjemny niemiecki rap do jazzującego brzmienia. Polecam. The Roots - jedno słowo wystarczająco przedstawi mój stosunek do tego utworu: moc. Bootsy Collins - prawie usnąłem, nudne dość. Michał Urbaniak - szacun dla Urbaniaka, bo zrobił tu coś wielkiego, choć - muszę to podkreślić - jakoś na dłużej mnie nie przyciągnęło. Pink Floyd - Floydzi, tyle na ile ich znam, są zajebiści. Mam nadzieję, że kiedyś znajdę czas i finanse, żeby bardziej zagłębić się w ich twórczość. Steely Dan - ha, faktycznie brzmi znajomo. Utwór zdecydowanie na plus. Boogie Down Productions - nie jaram się. Jill Scott + Common - fajne. "Fu-Gee-La" - jaram się, mój ulubiony numer od The Fugees. J Dilla - dobre!!!

10 duetów polskich raperów z gwiazdami muzyki pop, na które czekam

W ostatnich dniach Fokus zgotował swoim fanom niemały horror. Nagrał kawałek z Dodą. Tak, ten Fokus od Magika, Rahima, Paktofoniki, Pijanych Powietrzem i Pokahontaz. Właśnie ten. Jak można było się spodziewać, utwór stoi na dość wątpliwym poziomie artystycznym:



Myślę, że nastał wreszcie czas na erę gorących featuringów między polskimi raperami a gwiazdami muzyki pop (niekoniecznie krajowymi). Pozwólcie, że przedstawię 10 potencjalnych duetów, na które czekam najbardziej:

VNM i Mandaryna
On - nie umie rapować. Ona - nie umie śpiewać. On - opluwa mikrofon. Ona - opluwana i wygwizdywana na koncertach. On - pisze niezrozumiałe teksty. Ona - albo pisze niezrozumiale, albo wykonuje covery, albo nie wie, kogo zatrudnić w roli twórcy tekstów. Ona i On pasują do siebie doskonale. Podobieństwa się przyciągają. Wspólny kawałek to dopiero pierwszy krok. Następnie proponuję ślub, dziecko i własne reality show w Polsacie.

Łona i Majka Jeżowska
- Co to będzie z tymi dziećmi? - pytał na swojej ostatniej płycie Łona. Losem najmłodszych przejmuje się też Majka Jeżowska - absolutny nr 1 w kategorii piosenki dziecięcej. Nie kreuje aż tak niepewnej, nieco przygnębiającej wizji najmłodszego pokolenia. Wkłada za to przedszkolakom do łba tolerancję i nakazuje nieograniczoną, niekończącą się miłość do wszystkich mam świata. W ogóle Majka Jeżowska to całkiem sympatyczna babka - przynajmniej takie odniosłem wrażenie po krótkiej rozmowie z nią. Łona też zdaje się być spoko typem. Swoją drogą ciekawe, kiedy raper ze Szczecina dostanie zaszczyt zagrania w filharmonii. Majka Jeżowska niedawno taki otrzymała.

Magik i Michael Jackson
Obaj nie żyją. He, he, he... Cóż, jeśli istnieją jakieś zaświaty, to prawdopodobnie nagrali w nich już niejedną wspólną płytę. Na featuringach 2pac, Notorious, Elvis Presley, John Fitzgerald Kennedy i Lech Kaczyński.

Tede i Natalia Kukulska
A nie, to już było. Dwukrotnie. Trzeciego razu nie ścierpię.

Peja i Amy Winehouse
Kłopoty z prawem to ich specjalność. Aczkolwiek "wybryczki" poznaniaka zwyczajnie bledną przy dokonaniach Brytyjki. Peja mógłby się od niej uczyć. Gdyby ta edukacja przebiegała na dwóch płaszczyznach: kryminalnej i muzycznej, byłbym w pełni zadowolony. Da się lepiej zacząć naukę niż od nagrania wspólnego numeru? Chyba nie. To do dzieła!

Gural i Stachursky
O czym nawija Gural? A o czym śpiewa Stachursky? No właśnie. O niczym. Ich utworom, biorąc pod uwagę reprezentowane przez siebie gatunki muzyczne, nie można odmówić przebojowości. Połączenie stylów Gurala i Stachursky'ego = WHOAAAA!!! Imprezowy hicior - na domówkę, grilla, sylwestra, stypę i porodówkę. Czekam.

Sokół i Franek Kimono
Tak, to też już było. Tyle że w tym przypadku naprawdę chciałbym, żeby Sokół z Fronczewskim jeszcze coś nagrali. Tylko Sokół. Tylko z Frankiem Kimono. Żadnego Pono, żadnego Jędkera Monopolisty. A co mi tam, kupiłbym ich wspólną płytę! Sokół pro raper, a Franek Kimono lepiej "czuje mikrofon" niż 60% polskiej sceny. Pod względem błyskotliwości tekstów dorównuje mu tylko garstka. Taka prawda. KING BRUCE LEE KARATE MISTRZ!!!

Vienio i Violetta Villas
Oboje nie są obojętni na los zwierząt. Violetta Villas jest z tego znana - jej przydomowe schronisko, można powiedzieć, przeszło do historii. Moleściak w jednym ze swoich numerów rzucił zaś taki pokraczny czertowers: "W kolejce w mięsnym stoimy spokojni / Wiesz jak traktują zwierzęta w ubojni? / My obojętni wobec tych zbrodni / Jesteśmy wszyscy jeszcze bardziej głodni". Proponuję, żeby Vienio wraz z VV nagrali wspólnie antykonsumpcyjny i proekologiczny hymn, który później będą mogły sobie przywłaszczyć organizacje związane z ruchem alterglobalistycznym, partia Zieloni 2004 oraz Adam Wajrak.

Ten Typ Mes i Doda
Mes nie chce się na nikim wzorować, chce samemu poszukiwać dróg rozwoju, także mało prawdopodobne jest, żeby poszedł w ślady Fokusa. Z drugiej strony... Czemu nie? Mes już tyle razy zaskakiwał, że nikogo nie zdziwiłby duet z Dodą Elektrodą. Czy w czymkolwiek przeszkadzają nawinięte onegdaj przez Mesa słowa: "Nie mam 160 IQ, za to mam rację / Ta która ponoć tyle miała, przeszła operację / Pomyłka, silikon wlali jej do głowy, a po wszystkim / Pocięli mózg na półkule i wszczepili w cycki"? A gdzie tam! Te 4 potężne wersy sprawiają, że wspólna kooperacja Mesa i Dody byłaby jeszcze ciekawsza.

Eldo i Wisława Szymborska
Noblistka gwiazdą pop? Okej, przesadziłem. Nie znam jednak żadnej gwiazdy muzyki pop, z którą Eldo byłby skłonny nagrać wspólny kawałek. Brodka? Umówmy się, że to nie jest pop. Szymborska może nie ma ani głosu, ani jakiegokolwiek muzycznego talentu, ale jakie teksty pisze! Ciekawe, czy Leszek miałby tyle odwagi, żeby Wisławie zasugerować choćby jakąś drobną, kosmetyczną zmianę w jej zwrotce...

A Wy, na jaki duet polskiego rapera z gwiazdką pop czekacie najbardziej?

Gustoprześwietlacz: Kopciu

Człowiek obdarzony tak fenomenalnym głosem, że "zajebiście" z jego ust brzmi tak doskonale jak z niczyich innych! Czy tak samo jest z jego gustem muzycznym?

Po prostu dziesięć kawałków, które warto znać lub też nie warto nie znać. Starałem się, aby nie powtórzył się żaden wykonawca już wymieniony w gustoprześwietlaczu. Nie wiem czy się udało. Dobra, Headphones on.

Röyksopp - The Alcoholic


"No znowu mi ryjesz banie tym Röyksoppem :| "

~Pako

Lekka i przyjemna norweska elektronika. Wybrałem ten kawałek ze względu na dźwięk otwieranej puszki, który wieczorem brzmi tak zajebiście. Czy jest "rycie bani" - oceńcie sami. Dla fanów głosu pani z The Knife - warto sprawdzić którąś z royksoppek z jej featuringiem, a w szczególności "What Else Is There?".

Guns'n'Roses - Ain't It Fun


Świetne teksty, niepowtarzalny wokal Axla, "wczuty" lead Slasha... Nothing not to like. Niemalże każdy z ich utworów (nie licząc tych z "Chinese Democracy") to arcydzieło. Ten linknięty jest co prawda coverem zespołu Dead Boys, jednak sposób w jaki wykonali go Gunsi, idealnie podkreślający tekst, sprawił, że jest to jedna z moich ulubionych piosenek. A solówka na wejściu... Hell yea! Fanom bardziej pankowych brzmień polecam równie ciekawy oryginał.

Amon Amarth - Varyags of Miklagaard


Krążek "Twillight of the Thunder God", z którego pochodzi powyższy utwór, bez wątpienia jest efektem działania Miodu Skaldów. Słuchając go mam ochotę chwycić topór, wskoczyć na zaparkowanego nieopodal drakkara i podbić Anglię. Ciężkie, jednocześnie niezwykle melodyczne brzmienia, uzupełnione jednym z najlepszych growli jakie miałem przyjemność usłyszeć... Chętnie użyłbym określenia "epicki", jednak poziom *pussyfikacji* owego słowa ostatnimi czasy jest ZBYT wysoki. Approved by Viking Minority of Koszczyn (w osobie Suziego).

Birdy Nam Nam - The Parachute Ending


Turntablowy kwartet, który "lekko" rozszerzył mój sposób postrzegania winylu. "Parachute Ending" to bez wątpienia mój ulubiony utwór Birdych, który niebezpiecznie podnosi poziom dopaminy w moim organizmie, za każdym razem kiedy trafiam na niego podczas nocnego shufflowania. Klip jest wisienką na torcie. Zajebistą wisienką. Na wyśmienitym torcie. Ciekawych jak to jest zrobione - odsyłam do klipu Abesses. (Do it.)

Chemical Brothers - The State We're In


Chemical Brothers to nie tylko imprezowe elektro ociekające tłustym basem i niszczące ściany przepotężną stopą. W ich dyskografii natrafić możemy na kilka wokalnych kawałków i właśnie jednym z nich chciałem się podzielić. Wybrałem powyższy, ponieważ jest wieczór [był wieczór, kiedy Kopciu to pisał - Lite], a utwór jest dość chilloutowy.

The Jimi Hendrix Experience - Purple Haze


Kojarzycie odcinek South Parku, w którym Token wziął gitarę pierwszy raz w życiu i po prostu zaczął na niej grać? Nie wiem dlaczego, ale zawsze kojarzyło mi się to z Hendrixem. W zasadzie średnio mnie interesuje, w którą stronę Jimi trzymał gitarę i którą częścią ciała szarpał struny, dopóki efekt łechta mózg. Hendrix w oparach "fioletowej mgiełki" lub jednej z kuzynek, to świetny plan na spędzenie czasu.

Kaliber 44 - Film


Lubię, kiedy ludzie mają coś do powiedzenia. Lubię, kiedy robią to przez muzykę. Lubię, kiedy jest do dobra muzyka. Genialne teksty; unikalny styl razytrzy; krótkie pętle, które nie znudziły mi się przez eN lat i raczej się na to nie zapowiada... Do tego klimatyczne skrecze Filiksa w tle... Me gusta.

Mutemath - Reset


Nie jestem fanem koncertowych nagrań. Dlatego też dość sceptycznie podchodziłem do tego klipu, kiedy włączałem go po raz pierwszy. Jednak sześć minut później włączyłem go po raz drugi. Zaraz potem trzeci, czwarty... To że kawałek nagrany jest live w tym przypadku jest ogromną zaletą. Niesamowity muzyczny spektakl. Plus perkusista, który urodził się chyba z pałką w dłoni. (no offence)

Ratatat - Lapland


Ratatat to duet tworzący bardzo charakterystyczne brzmienia, świetnie nadające się do bujania się po mieście ze słuchawkami na uszach. Warto sprawdzić stworzone przez nich remixy m.in. Kanye Westa, Biggiego i wielu innych hip-hopowych wykonawców. "Lapland" wybrałem za północny tytuł, jeśli wolicie coś żywszego polecam np. "Mirando" z "LP3".

Sidney Polak - Wkładam łyżkę w szklankę


Mój ulubiony kawałek perkusisty T.Love. Dobry, naprawdę dobry tekst w nie odbiegającej od niego jakościowo oprawie muzycznej. Co do Sidneya - panuje dziwne przekonanie, że prawie każdy z jego kawałków jest o alkoholu. To prawda, że w wielu z nich przewija się ten motyw, ale czy np. "Piosenka o gównie" jest piosenką o gównie?

Röyksopp - dziwnie znajome. Fajne. Nie powiedziałbym, żeby ryło bańkę. Guns'n'Roses - może być, całkiem spoko. Amon Amarath - nie jestem fanem metalu, ale spodobało mi się. Birdy Nam Nam - zajebisty numer, zajebisty klip. Kopciuch, zgłaszam się do Ciebie po więcej tego! Chemical Brothers - co za nuda... Jimi Hendrix - całkiem okej, ale się nie jaram. Tak to już mam z tymi wielkimi muzykami często. "Film" - jeden z moich ulubionych wałków K44. Propsuję, bo klasyk, bo świetnie brzmi, bo pojedyncze rymy zapadają w pamięć. No, świetna sprawa. MuteMath - brzmi doskonale. To też poproszę. Ratatat - czytając opis, spodziewałem się czegoś znacznie lepszego. No cóż, klops. Sidney Polak - nie zalewaj, "Skuter" na pewno nie był o alkoholu. Zresztą "Otwieram Wino" to klasyk. Trochę głupi, ale jednak klasyk. Lubię Sidneya, dobrą muzykę robi.

CunninLynguists - Oneirology (2011)


CunninLynguists
Oneirology
QN5, 2011

3.5

"A Piece of Strange" to pierwszy album CunninLynguists, który usłyszałem. Album, który z miejsca doceniłem. W którym zakochałem się od pierwszego usłyszenia. Dzięki niepowtarzalnemu, spójnemu klimatowi "A Piece of Strange" jest moją ulubioną płytą tercetu z Atlanty po dziś dzień. Jak się okazuje, najnowszy materiał CunninLynguists - "Oneirology" - nawiązuje do trzeciego LP w dyskografii składu z Georgii nie tylko przywołującą jednoznaczne skojarzenia okładką. Logika nakazywałaby się więc cieszyć, jarać się jak pochodnia, płonąć jak Babilon. Ale muzyka z logiką nie zawsze idzie w parzę. "Oneirology" męczę już ponad miesiąc, a wciąż darzę tę płytę mieszanymi uczuciami.

Nie jest tajemnicą, że w CunninLynguists rządzi Kno. Deacon i Natti to tylko rapujące ozdobniki, chwilami potrafiące zabłysnąć. Rządzi Kno, bo to on sieka te wszystkie przecudowne bity, dzięki którym, tak naprawdę, CunninLynguists ma aż tak dużą rzeszę zagorzałych fanów. To on poszukuje sampli - z jakichś kompletnie nieznanych mi płyt wycina wpadające w ucho wokale, wykorzystywane później jako refreny. Dla przykładu, to co znalazł na potrzeby "My Habit (I Haven't Changed)" - prawdziwa perełka. Jeśli ktoś wie, skąd to Kno wytrzasnął - pisać.

A jeśli nie znajduje nic wartego uwagi, sam bierze się za śpiewanie. Właśnie tak zrobił w "Enemies With Benefits". O ile wokalnie nie zabłysnął, o tyle z roli producenta (wspomagał go Blue Sky Black Death - jedyny taki przypadek na płycie) wywiązał się znakomicie, prezentując całkiem inny styl niż w pozostałych utworach. Może właśnie dlatego jest to najbardziej charakterystyczny i zarazem najlepszy numer z "Oneirology". Warto tu zaznaczyć, że właśnie na przykładzie tego kawałka najwyraźniej widać, jacy są z chłopaków z CunninLynguists mierni raperzy. Tonedeff zjadł Nattiego i Kno (Deacon tutaj sobie odpoczął), jakby to było jego drugie śniadanie. Cóż, z szefem QN5 ciężko konkurować. Flow-masakra.

Ale dlaczego marudzę? Skąd te mieszane uczucia? Przecież to nic nowego, że Kno czaruje jako producent, a cała trójka - jako raperzy - nie potrafi wybić się ponad przeciętność. Okej, racja. Tyle że jest jeszcze coś. "Oneirology" jest spójne, ma swój klimat, ale - że tak się wyrażę - dupy nie urywa. Trochę tu nudnawo, nieco przyciężkawo. Po miesiącu słuchania płyty w głowie pozostały mi tylko 4 utwory - wymienione wcześniej "My Habit" i "Enemies With Benefits" oraz "Embers" i "Hypnopomp (Epilogue)", które może budzić skojarzenia z "The Return Innocent Lost" The Roots, gdyż Bianca Floyd recytuje tutaj w podobny sposób co Ursula Rucker w przed chwilą wspomnianym kawałku z "Things Fall Apart".

W porównaniu z "Southernunderground" i "Dirty Acres" - trochę mało. Porównując z "A Piece of Strange", również nie dochodzę do wniosków, które mogłyby poprawić mój odbiór "Oneirology". Mój ulubiony album CunninLynguists pamiętam w całości - każdy kolejny utwór, każdy kolejny samplowany wokal, każdy kolejny dźwięk. Nie dziwota, w końcu to mój ulubiony album. A tu tylko 4 numery. Nie zrozumcie mnie źle, "Oneirology" to w gruncie rzeczy dobra, mająca tzw. momenty płyta. Dla samych bitów Kno warto ją przesłuchać. Może moja ocena byłaby inna, gdyby CunninLynguists nie próbowało zrobić "A Piece of Strange 2" i gdyby Kno aż tak bardzo nie był przesiąknięty smutkiem i mrokiem po wydaniu swojego solowego projektu, krążka "Death Is Silent".

Gustoprześwietlacz: Groszka

to jest RYJEC Groszki


Po prostu Groszka. Groszka, co ma fajny gust:

Stworzenie tej listy zajęło mi naprawdę fchuj czasu! Najpierw ogarnęłam mp4 i wybrałam milion utworów. Potem 2 miliony z tego uznałam za pierdoły (chociaż dalej mi trochę smutno, że nie podołało "Nie jest już jednym z nas" z Króla Lwa 2). W ostateczności lekko okroiłam 10nę i wyszło coś takiego:

1. Strachy na Lachy - Cygański Zajeb

Tak jak zeszłoroczny, wakacyjny koncert Strachów w Rzepinie otwierał "Cygański...", tak i u mnie właśnie ten utwór rozpoczyna ten mały koncert. Mnóstwo pozytywnej energii, wylajtowania i ogólnej przewspaniałej WYJEBKI <3. No i w ukryciu dołączam do tego "Dygoty", bo też są zajebiste!

2. Hey - Chyba

Zbyt krótka na tak dobry tekst! Do tego głos Kaśki w drugiej części – MIAZGA.

3. O.S.T.R. - Echo Miasta (feat. Pezet)

Mogłabym wymieniać setki kawałków zarówno Ostrego, jak i Pezeta, ale nie bądźmy monotematyczni. Zamiast tego "Echo miasta", które łączy rymy dwóch zajebistych raperów o godzinie 11:51 rano.

4. Gary Jules - Mad World

Idealna dla wszelkich smuteczków i stworzona wprost na pochmurne dni. Polecam teledysk – równie głęboki jak utwór.

5. Kult - Do Ani

Zarówno w wykonaniu Kazika, jak i Kuby Kęsego w jednym z odcinków "Idola" (który moje siostry nagrały kiedyś na kasecie VHS pomiędzy "Światem według Ludwiczka" i "Kryminalnymi") – wulkan emocji.

6. Czesław Śpiewa - Caesia & Ruben (feat. Nosowska)

Przepiękny tekst i wyjątkowo baśniowa melodia. Sam fakt, że to utwór Czesława (<3) oraz wyżej już wspomniany zadzior Nosowskiej – połączenie idealne.

7. Pidżama Porno - Tom Petty spotyka Debbie Harry

Charakterystyczna moc utworów Pidżamy, którą uwielbiam. "Tom Petty..." akurat ze względu na świetny tekst, ale wyróżnić bym też mogła "Twoją generację", "Kotów kat ma oczy zielone" no i oczywiście piosenkę o Jacku Soplicy, czyli "Zabiłem go".

8. Fisz - Polepiony

W tym przypadku, podobnie jak wyżej, mogłabym wymieniać miliony równie dobrych utworów. Fisz – wg mnie autor (autor-mężczyzna podkreślam!) najlepszych polskich tekstów w tej dziedzinie niby alternatywy połączonej z niby hip hopem.

9. Hasi - Piłkasz

Nie sposób nie wcisnąć tu kawałka wschodzącej gwiazdy polskiego hip hopu – Pawła Hasiuka. Polecam, bo głos i nawijka Hasiego wgniatają w ziemię!

10. ??? - ???
http://www.jeszczetunicniemaalepodobnomabyczajebiscie.mojerymyprostozbani.elo

Ostatnie miejsce pozostawiam wolne, ale nie bez przyczyny. Zajebiście wierzę w to, że za jakiś czas się wypełni – moją nawijką. (JAK CHUJ)

Strachy na Lachy - co mam powiedzieć? Lubię bardzo. "Cygański..." może nie jest w moim top5 Strachów, ale nic to nie zmienia. Hey - faktycznie, mogłoby być dłuższe. Hey, podobnie jak Strachy, bardzo lubię, także nie będę się tu silił na ocenianie, gdyż nie skończyłoby się to niczym obiektywnym. Ostry - kurczę, taki sobie ten kawałek. Ostry i Pezet mają milion lepszych utworów. Szkoda, że, koniec końców, wybrałaś ten. Gary Jules - no to nutę dałaś. Fajna, fajna. Słyszałem już milion razy i z wielką przyjemnością przesłuchałem po raz kolejny. Kult - to chyba jasne, że propsuję. Wzmianka o jakimś Kubie Kęsym jednak zupełnie niepotrzebna. Kto to kurwa w ogóle jest? Czesław Śpiewa - jedna z moich ulubionych piosenek z chyba najlepszego, polskiego krążka ubiegłego roku. Nosowska pasuje tutaj idealnie. Pidżama Porno - jak ja nienawidzę twojej generacji, w której kotów kat ma oczy zielone, bo nikt tak pięknie nie mówił, że się boi miłości marchwi w butonierce pryszczatego Józefa K. ze styropianu. Kiedyś dużo Pidżamy słuchałem. Później mi przeszło, ale sentyment pozostał. To nie jest mój ulubiony utwór, ale słucham go z przyjemnością. "Polepiony" - stary, dobry Fisz. Zdecydowanie mój ulubiony utwór młodego Waglewskiego. Najfajniejsze flow w historii polskiego hip-hopu. Hasi - żaden high level to nie jest, ale jak na województwo lubuskie całkiem dobrze. Spoko temat, ostatni kawałek o futbolu jaki słyszałem był Meza i Duże Pe. Ogólnie to małe propsiki lecą, może coś z Hasiego będzie. A na nawijkę Groszki czekam z niecierpliwością, wiadomo. Chcesz patronat mojego bloga? ;-)

Jak to się robi w Warszawie, czyli polowanie na przeceny Lite'a i Jacy i kilka słów o upolowanych

Końcówka kwietnia, do moich matur został jakiś tydzień. Warszawa. Przyjechałem tu w celach edukacyjnych - nocne wykładu z WOS-u na Uniwersytecie. Czy coś mi to dało? Niczego nowego się nie nauczyłem, prędzej taka powtórka + ułożenie, usystematyzowanie swojej wiedzy.


Przyjechałem też w celach rozrywkowo-towarzysko-rozwijających pasje. Jadę sobie właśnie ze Słodowca na Kabaty. Jadę już dobre pół godziny. Na uszach nowy Zeus, ale słyszę tylko 2 słowa na wers i pojedyncze dźwięki, bo metro niestety zagłusza moje marne słuchawki za 5 złotych.

Po 40-minutowej podróży jestem na miejscu. Przemieszczam się na powierzchnie. Stoję pod jakąś naleśnikarnią. Macha mi jakiś gimbus. Podchodzę. Oho, Jaca. - No co tam gimbusie, miałeś dzisiaj sprawdzian z przyrody? - Tymi mniej więcej słowami witam przesympatycznego blogera z miasta rapu, miasta przestępstw i razem ruszamy w poszukiwaniu tanich płyt. W Gorzowie jest tylko jeden Empik i jeden MediaMarkt, gdzie przeceny, jeśli w ogóle są, to są liche. W WWA to co innego.

Na początek - Empik Outlet, na Kabatach właśnie. Pierwsze wrażenie nienajlepsze, drugie też, o trzecim nie wspominając. Jacuś daje mi tu płytę jakiegoś Andre 3000. Po chwili dopiero dociera do mnie, że to ten koleś z Outkastu. 5 złociszy? No dobra, biorę. Dość niechętnie, kupuję w sumie tylko po to, żeby zrobić przyjemność nowo poznanemu koledze. Oj tam, tak sobie żartuję.

Nie chcę tu oceniać "Whole Foods" (to jakiś mixtape niby), bo jestem ostatnią osobą na tym ziemskim łez padole, która ma prawo to czynić. Zwłaszcza że, jak do tej pory, przesłuchałem ten materiał tylko jeden raz. Ale to nic, bo większość tracków odebrałem pozytywnie, co może oznaczać, że kiedyś, jeszcze nie wiem kiedy, do "Whole Foods" wrócę.

Empik Outlet mnie trochę rozczarowuje, więc ruszamy z Jackiem do centrum, bo tam ponoć jest "dobry" Empik (ale nie chodzi o ten w Złotych Tarasach), gdzie przeceny i możność upolowania łakomych kąsków to norma. Jedziemy długo, sam już nie wiem ile. W Gorzowie z jednego końca miasta na drugi przejedziesz tramwajem w pół godziny, natomiast z buta przejdziesz miasto w max 4. W Warszawie przemieszczanie się z miejsca na miejsce to dramat. Wydaję mi się, że nawet jeśli ktoś w końcu wynalazłby teleport, to w "stolycy" i on byłby zakorkowany.

Docieramy na miejsce. Co najśmieszniejsze, początkowo nie za bardzo wiem, gdzie mnie ten mały skurwiel z gimnazjum wywiózł. Całe szczęście spoglądam w lewo. - Nareszcie jestem w centrum wszechświata!!! - myślę, uśmiechając się pod nosem i spoglądając ukradkiem na Pałac Kultury i Nauki. Po chwili wchodzimy do Empiku wielkości 10 gorzowskich "saloników prasowych" tej samej firmy.

Tutaj już się, że tak to ujmę, "obłowiłem":

1) Four Tet - Ringer, za jakieś 12 złotych. Muzyka elektroniczna. To ma nawet jakąś nazwę specjalną, należy do jakiegoś podgatunku, ale to w sumie nieistotne. Miejscami przypomina mi to Noona, sam nie wiem dlaczego. W każdym razie, Four Tet to naprawdę Kieran Hebden. Na koncie kilka płyt, w tym właśnie "Ringer". Przyznam się szczerze, że to wydawnictwo wciągnąłem w ciemno, zresztą jak wszystkie podczas tych wojaży z panem Jacą, wcześniej znałem tylko ubiegłoroczny album Four Tet, po który sięgnąłem po poleceniu go przez chłopaków z Futuristen. Ogólnie, fajna rzecz.

2) Zyg-Zak - Zyg-Zak, za jakieś 15 złociszy. Polski skład hip-hopowy. Słyszeliście o nim? Nie? Ja też nie. A legal na koncie. Kupiłem, bo na featach 2/3 Dinali - Mejdej i Wankz. Ani jeden, ani drugi niczego wielkiego nie pokazali (tożto 2003 rok!). O Zyg-Zaku wolę nawet nie mówić. Jeśli chcecie, to możecie ode mnie odkupić, choć po takiej rekomendacji wielu chętnych raczej nie znajdę...

3) Psychocukier - Małpy morskie, bodajże za siódemkę. Chyba najciekawszy album z tych zakupionych na przecenach w Warszawie. No, może na równi z Four Tet. Momentami Psychocukier jawi się jako garażowy rock. Wiecie, takie Kim Nowak, tylko mniej przy tym rozgłosu, a muzyka lepsza. Ale tylko momentami, bo tak naprawdę muzyka Psychocukra (Psychocukru?) jest bardzo trudna do zaszufladkowania. Bo "Małpy morskie" robią małpie figle, przez co całość brzmi niezwykle interesująco. Także lubię to, podoba mi się. Jeśli kiedyś na to natraficie, nawet za więcej niż siedem złotych, to bierzcie czym prędzej, bo warte to może nie tyle każdych pieniędzy, co każdej rozsądnej sumy za dobrą muzykę.

4) Ella Fitzgerald - The Legendary: Volume 4, za piątkę. Zakup z cyklu: na razie przesłucham 1 raz, ale jak już będę stary, to będę słuchał na okrągło i będę zachwycał się tym, jak ładnie śpiewa ta pani. A tak serio, to czasem chętka na takie starocie mnie nachodzi, więc na pewno na tym jednym razie się nie skończy. A nawet jeśli, to tego piątaka i tak mi nie szkoda. Piwo w pubie pije się krócej niż trwa ten album, a przyjemność z odsłuchu jeśli nie większa, to przynajmniej porównywalna.

Jacuś okazał się naprawdę sympatycznym i pomocnym chłopcem, nie tylko szukając fajnych krążków dla mnie i opowiadając o najbliższych przybytkach muzycznych w stylu SideOne i WaxBoxa, ale też objaśniając jak wydostać się z tego galimatiasu pod PKiN i przedostać się na Krakowskie Przedmieście, co bym mógł strzelić sobie zdjęcie z namiotem Solidarnych 2010. Postokroć dzięki, jeszcze raz.

Morał tej bajki jest krótki i niektórym znany: Nie jesteś z Wawy? Chcesz tanich płyt? Dzwoń do Jacy.

Gustoprześwietlacz: Szulcu

Piotruś Pan. Członek woodstockowej sekty "MOTÓR PALIĆ RUCHAĆ", mieszkającej w szałasie i śpiącej na sianku jak jakieś Jezuski Chrystuski. No dobra, a gust ma? Ma:


Pomysł Lita z Gustoprześwietlaczem - dla mnie bomba [uściślając, był to pomysł Ziela - przyp. Lite]. Z ciekawością śledzę, co umieszczacie na swoich listach. Bardzo pocieszające jest to, że nikt nie ogranicza się do MTV i pojawiają się utwory nieznane, niekonsumpcyjne, a zarazem bardzo dobre. Nie było, chyba, jeszcze typowo rockowego zestawienia. Czas to zmienić. Muszę podkreślić, że nie zamykam się w tej jednej szufladce. Ot, po prostu, pomysł na to zestawienie.

Soundgarden - Black Hole Sun


Jest to mój odwieczny numer jeden. Kawałek, który wraca do mnie, co jakiś czas od momentu, gdy usłyszałem go po raz pierwszy, będąc szczylem, podkradającym kasety do walkmana bratu. Wokal Chrisa Cornella; moim zdaniem jeden z najlepszych w historii ostrego gitarowego grania. Zespół rozpadł się, jednak czytałem jakieś plotki o reaktywacji. Oby były one prawdą! Jakoś nie mogę ścierpieć popowej płyty, jaką wydał Cornell ostatnimi czasy...

Korn - Freak On A Leash


Zawsze jarałem się połączeniem hiphopowego bitu z nisko strojonymi gitarami i grą kciukiem na basie, przypominającą w wydźwięku pracę starej PRL-owskiej pralki. Do tego genialny teledysk! Zespół, którego dzisiejsze poczynania jakoś mnie nie rajcują.

Foo Fighters - All My Life


Nirvany nie będę wrzucał, obcykany temat. Za to mamy byłego perkusistę tego zespołu Dave'a Grohla. Świetna, żywiołowa muzyka i multum pomysłów na dobre teledyski. Z wielką chęcią wpadłbym na pogo podczas ich koncertu.

Skunk Anansie - Because of You


Jeśli ktoś z was wybiera się na Orange Warsaw Festival, to właśnie tego najbardziej będę mu zazdrościł. Niesamowita charyzma i talent wokalny Skin rozkładają mnie na łopatki.

Incubus - Annamolly


Jakoś utkwił mi ten kawałek w pamięci. Pewnie duża w tym zasługa historii z teledysku, który, jak się ogląda go po raz pierwszy, robi niezłe wrażenie.

Faith No More - Easy


A tu coś oldschoolowego. Szczerze, poznałem ich dopiero w 2009 roku na Open'erze. Był to pierwszy koncert po 13 latach przerwy tego zespołu. Pomimo iż trochę zdziadzieli, to nadal są niezłymi szajbusami popijającymi żubróweczkę na scenie. A co!

Lenny Kravitz - American Woman


Piękne motory i niezłe dupeczki to chyba wystarczający powód, żeby polubić ten klip. Klasyk genialny w swojej prostocie.

Rollins Band - Liar


Facet miliona talentów. Od aktorstwa, przez pisarstwo, na muzyce kończąc. Cholernie podobają mi się jego szydercze teksty.

Audioslave - Cochise


Wiem, wiem. Znowu pojawia się Cornell... Ale w innym składzie. Z resztą nieważne, bo tym razem to nie on jest gwiazdą. Myślę, że każdy gitarzysta zna postać Toma Morello. Niesamowity i unikalny styl gry, który bez trudu rozpoznać, to jego wizytówka.

Skindred - Rat Race


A na koniec ukłon w stronę Woodstocku. Zaczynają mnie już drażnić głosy w stylu: "O BOŻĘ, BĘDZIE PRODIGY! NIE OMINĘ TEGO!". Też się cieszę, ale nie samym Prodigy żyje człowiek. Skindred to zespół, który również zawita w tym roku na Dużej Scenie, kumple Jacoby'ego z Papa Roach. Grają połączenie reggae, metalu i UWAGA drum'n'bassu. Prześledziłem ich całą dyskografię. Wszystkie płyty miażdżą! Pozycja obowiązkowa.

Soundgarden - bardzo fajne granie, a teledysk... No, rozjebał mnie, nie oszukujmy się. Korn - znowu fajny teledysk. Muzycznie już nie bardzo, coś nie lubię Korna po prostu. Chociaż... Jakoś w 2:40 zaczyna się dziać! Jest ogień jednak. Foo Fighters - może być. Skunk Anansie - wow, jaki czad. No, rozpierdol. Trzeba się tym zespołem bliżej zainteresować. Incubus - wokalista zespołu wygląda jak Steve Nash z Phoenix Suns, a główna "bohaterka" teledysku chyba grała kiedyś kogoś w Housie... Klip faktycznie godny uwagi, muzyka już niekoniecznie. No niby fajne granie, ale chyba nic poza tym. Faith No More - ale nuda... Lenny Kravitz - niemały klasyk! Co do Kravitza, to jego "Fly Away" tak mocno wbiło mi się w bańkę, iż mam wrażenie, że już nigdy się z niej nie wydostanie! Rollins Band - nie rozumiem tego, wybacz. Audioslave - no, może być, się nie jaram. Skindred - o kurwa, jest moc!!! Nic, tylko czekać na koncert. Dobry gust, dobra "10".