Archive for listopada 2011

Andreya Triana (25.11.2011, SQ, Poznań)



[KLIK]

Przez dyskografie: Kazik Na Żywo


Kazik Na Żywo
Na żywo, ale w studio
SP Records, 1994

4.5

Początek lat 90., dwie solówki Kazika, "pierwszego rapera III RP". Staszewski nie do końca widzi się w tej roli i koncertom promującym "Spalam się" i "Spalaj się!" bliżej do występów Rage Against the Machine (zachowując proporcje), niż do machania rękami w stylu chłystka, o którym Peja mówił, że wiadomo, co z nim mają zrobić. Co więcej, koncertowy skład projektu solowego Kazika (tak, wiem) wchodzi do studia - nagrywa pierwszy w Polandzie rapcore (powiedzmy), dodając mocy często mdłym utworom z dwóch pierwszych albumów Kazelota (takie "100000000" czy "Piosenka trepa" wypadają ze sto razy lepiej) i komponując rzeczy całkiem nowe. Trochę chorych jazd i muzycznych żartów ("I Ty zostaniesz Indianinem") plus utwory, które zapisały się w annałach polskiej muzyki rozrywkowej ("Nie ma litości") lub takie, co poprzez medialny skandal, weszły do życia publicznego ("Artyści"). Porzućmy jednak zagłębianie się w każdą z piosenek z osobna - "Na żywo, ale w studio" jest najważniejszą płytą z '94 roku z naszego kraju. To powinno wystarczyć.


Kazik Na Żywo
Porozumienie ponad podziałami
SP Records, 1995

4.0

Mniej więcej to samo co rok wcześniej - jedynie nieco większa przewaga utworów autorskich KNŻ nad nowymi wersjami solowych kawałków Kazika. Kilka perełek: największy przebój zespołu, "Tata Dilera", i nie mniej rewelacyjne "Stałem się sprawcą zgonu taty z powodu mej dumy z brata" oraz "Nie zrobimy wam nic złego, tylko dajcie nam jego". Jednakże uśredniając zawartość całej płyty, "Porozumienie ponad podziałami" wypada trochę słabiej od "Na żywo, ale w studio". Już tak nie wgniata w fotel, już tak nie szokuje. Ale to dalej potężny materiał, który jeszcze wspanialej prezentuje się na koncertach. Nazwa zobowiązuje.


Kazik Na Żywo
Andrzej Gołota
SP Records, 1997

3.5

W '73 roku mały Kazik zainteresował się boksem. Dokładnie wtedy, kiedy Muhammad Ali walczył z George'em Foremanem podczas najsłynniejszej gali wszech czasów, w Kinszasie. To z kolei doprowadziło go do dopingowania polskich pięściarzy, w tym Andrzeja Gołoty. Na jego cześć wydano maxi-singiel i nagrano numer pełen peanów, ochów i czci. Niestety, Endrju w późniejszych latach mocno się skompromitował, Staszewskiemu uwielbienie przeszło, a o samej piosence zaczął mówić, że gdyby mógł cofnąć się w czasie, to po raz drugiej by jej nie napisał. Polska muzyka wiele by nie straciła. Nawet jeśli jest to całkiem dobry, energiczny numer. Na uwagę zasługują za to jednak pozycje nr 2 i nr 3 z tego wydawnictwa, tj. "Łysy jedzie do Moskwy" i "12 groszy". Szczególnie pierwsza z wymienionych mocno zyskała po hardcore'owej przeróbce. Obecnie materiał niedostępny w oficjalnej sprzedaży. Dla fanów-zapaleńców, gotowych wydać koszmarne pieniądze na Allegro.


KNŻ
Las Maquinas de la Muerte
SP Records, 1999

4.0

Dalej w tym samym stylu, acz z drobnym powiewem świeżości. Nie zawsze agresywnie i hardrockowo ("W Południe"), nie zawsze rap z ostrym akompaniamentem gitar. Wciąż świetne piosenki, które najlepiej brzmią na żywo. Wielkie przeboje (jak tytułowe "Las Maquinas de la Muerte", "Legenda ludowa" i "No speaking inglese"), dwa numery z wypuszczonego dwa lata wcześniej maxi-singla, kilka głupkowatych skitów i "Prawda", do której tekst (i to jaki!) napisał nie Kazik, a Robert "Litza" Friedrich (oprócz gry w KNŻ można lub można było go usłyszeć w Acid Drinkers, Arce Noego i, ostatnio, Luxtorpedzie). Kompozycje na ogół ciekawsze niż na dwóch poprzednich krążkach. Z drugiej strony, "czegoś" tu brakuje. Bardzo dobrze, ale od debiutu - jednak gorzej.


kaenżet
Występ
SP Records, 2002

4.0

Prawdziwa ironia losu - stricte koncertowa kapela wydaje pierwszy album koncertowy dopiero po 11 latach działalności (pewnie z uwagi na złą realizację płyty "Tan" Kultu, również koncertówki). Warto było jednak czekać. Właściwie prawie każdy z utworów w wersji live przebija nagrania studyjne. A to już wielki sukces. "Występ" to na dobrą sprawę wizytówka KNŻ - płyta generalnie wiernie oddaje to, jak formacja prezentuje się na koncertach. Wierzcie lub nie, bazuję na własnym doświadczeniu. Od premiery krążka czekałem dobrych kilka lat, żeby usłyszeć zespół Staszewskiego na żywo (tak długo, gdyż w międzyczasie kaenżet wziął i się rozpadł, by później powstać na nowo, jak feniks z popiołów). Gdy w końcu marzenie się spełniło, wszystko było dokładnie takie, jakie sobie wyobrażałem. A wyobrażenie czerpałem właśnie z "Występu". Czyli z bardzo udanej płyty koncertowej, która mogłaby być jeszcze lepsza, gdyby Kazik nie pominął kilku ważnych numerów grupy. Brak "100000000" i "Spalaj się!" do dziś wywołuje u mnie płacz i zgrzytanie zębami.

Starszy Brat - Bity, Rymy, Weekend (2011)


Starszy Brat
Beaty, Rymy, Weekend
self-released, 2011

2.0

[KLIK]

Łona i Webber - Cztery i pół (2011)


Łona i Webber
Cztery i pół
Dobrze Wiesz, 2011

4.0

[KLIK]

Hurragun - Hurrap (2011)


Hurragun
Hurrap
Fonografika, 2011

3.0

[KLIK]

Pablo Hudini - Ydżak (2011)


Pablo Hudini
Ydżak
Asfalt Records, 2011

2.0

[KLIK]

Gustoprześwietlacz 2.0: Agata Kozłowska




Kiedyś redaktorka AxunArts, dziś próbuje zwojować Internet na własną rękę. Pochodząca z Chrzanowa mieszkanka Warszawy - Agata Kozłowska.

Rocznik '92, prowadzi bloga, niby muzycznego, ale bardziej prywatnego. To nie będzie dziesięć ulubionych utworów, ale raczej dziesięć piosenek mojego krótkiego życia.





The Rolling Stones – You Can’t Always Get What You Want


Są ze mną od zawsze, na zawsze i myślę, że tak już pozostanie. A przy tych dźwiękach mogę wszystko.

Arcade Fire – Ready To Start


Mój największy muzyczny błąd tego roku to abstynencja na Ich koncercie w Warszawie. Tego sobie nigdy nie wybaczę. To nie jest mój ulubiony utwór tej grupy, bo takiego po prostu nie ma. Jeden z dwóch najlepszych zespołów świata obecnie, moim zdaniem.

Blur – Tender


Bo czasem każdy się załamuje i szuka oparcia w muzyce. A Damon Albarn zawsze mi go udziela, czy to w Blur, Gorillaz czy The Good, Bad and the Queen. Dodam, że na tym koncercie w Glastonbury po tym utworze Damon płakał. Nie On jeden.

Kings Of Leon – Immortals


Mam do Nich słabość, sentyment, ogólnie, wszystko. Kolejny zespół, którego ulubionego utworu nie jestem w stanie wybrać. Padło na ten, bo to szczególny dla mnie utwór.

Massive Attack – Protection


Massive to jest inna galaktyka. Inny świat. Wszystko inne. Uwielbiam!

Kanye West & Bon Iver – Lost In the World


Jestem po krakowskim koncercie, oczarowana z resztą. Kanye od lat jest kimś, kogo muzyczne losy śledzą na bieżąco. I bynajmniej nigdy tego nie żałowałam. Jak powszechnie wiadomo, Jego ostatni album jest arcydziełem obecnej muzyki, ale ten utwór sprawia, że już na zawsze West będzie kimś o wiele więcej, niż tylko "zwykłym raperem".

Foals – Spanish Saharra


Sprawcy najlepszego koncertu, na jakim w życiu byłam. Magiczni młodzi zdolni Brytyjczycy, którzy od pierwszej płyty podbijają sukcesywnie serca kolejnych osób. I bynajmniej z doświadczenia wiem, że nie tylko damskie. A ten utwór, no cóż… Nawet nie jestem w stanie o nim pisać.

Kasabian – Re –Wired


Świeża sprawa, bo pochodzi z najnowszej płyty zespołu, "Velociraptor!". Mojej prywatnej płyty roku, tak nawiasem mówiąc. Jestem fanką, także no. Bądź co bądź polecam!

Radiohead – Everything In Its Right Place


Bo chyba każdy lubi jak wszystko jest na swoim właściwym miejscu. "Kid A", miłość absolutna.

Rolling Stonesi - świetna piosenka. Arcade Fire - a ja byłem na tym koncercie. Ha, ha, ha!!! Żałuj, żałuj. Blur - e tam, takie sobie. Kings of Leon - albo to wykonanie jest słabe, albo to ta piosenka. Massive Attack - zawsze spoko. Kanye West - ten koleś jest wielki. Tak jak jego ostatnia płyta i ten utwór. Foals - ojej, nuda. Kasabian - a to z kolei bardzo fajne. Radiohead - też spoko.

Joteste - Ulice w ogniu (2011)


Joteste
Ulice w ogniu
Fandango Records, 2011

2.0

[KLIK]

eNoiDe reworkuje (głupie słowo) "Z Ostatniej Ławki" Solara i Białasa


Mój ziom Noid postanowił się pobawić i wziął na warsztat swój ulubiony album, tj. "Z Ostatniej Ławki" duetu Solar/Białas. Porobił parę remiksów, trochę blendów w jedną i drugą stronę oraz... wyciął zwrotkę Bonsona z "Nienormalnie", wstawiając w zamian featuring od nieznanego szerzej Naksy. Całkiem w porządku.

DOWNLOAD

Poniżej szczegółowa tracklista:

01. Intro skit
REWORKED WITH: instrumental: eNOIDe

02. Intro
REWORKED WITH: bit oryginał / wok: Peja - Szacunek ludzi ulicy

03. 999
REWORKED WITH: remix: eNOIDe (Remix)

04. Nie chcę być nikim
REWORKED WITH: bit: Red eye Riddim / wok oryginał

05. Stop klatka
REWORKED WITH: remix: eNOIDe

06. Popełniamy błędy
REWORKED WITH: remix: eNOIDe

07. Nieporozumienie
REWORKED WITH: bit oryginał / wok: Linkin Park - H! Vltg3 (feat. Pharoahe Monch)

08. Złe przeczucie
REWORKED WITH: bit: Obie Trice - Cry now / wok oryginał

09. Chłopaki nie płaczą
REWORKED WITH: bit oryginał / wok: Moka-T i Makul - Wylananabitykawa (Vinyl rip)

10. Bujają się wieżowce
REWORKED WITH: bit oryginał / wok: Fokus - Super Sayian

11. Hajlajf
REWORKED WITH: bit: WC - You know me / wok oryginał

12. Nienormalnie
REWORKED WITH: bit: L.U.C - Kto jest ostatni? / wok oryginał + Naksa (zwrotka)

13. Urwany film
REWORKED WITH: bit oryginał / wok: Busta Rhymes, Lil' Wayne - Look at me now

14. Nie dbam o to
REWORKED WITH: bit oryginał / wok: Jay-Z - Heart of the city

15. Studenciaku uliczniku
REWORKED WITH: bit: Kosaaa - Pora snu / wok oryginał

16. Z ostatniej ławki
REWORKED WITH: bit: W.E.N.A. - Salutuj / wok oryginał

17. Sesja
REWORKED WITH: bit: Tech N9ne - Like yeah / wok oryginał

18. Lawiruję
REWORKED WITH: bit: Clappas Riddim / wok oryginał

Człowień - 27 dni później (2011)


Człowień
27 dni później
Grill-Funk Records, 2011

2.5

[KLIK]

Nie ma teorii nadczłowieka, bo nie ma Nietzschego / niczego



Jest teledysk. A o tym, czego nie ma, usłyszycie już od Kubsona. Polecam.

Okoliczny Element - Pierwsza Rozgrzewkowa EP (2008)


Okoliczny Element
Pierwsza Rozgrzewkowa EP
self-released, 2008

3.5

Prawdopodobnie pierwsza recenzja tego materiału, w której nie użyto pewnego słowa na "b".

Ktoś powiedział, że to taka epka na lato. Skoro leje się wóda i kopci się John Coltrane, to od razu szufladkuje się jako "wakacyjny luz", "letni vibe" bądź "melanż w Mielnie". A to karygodny błąd. Nie bez przyczyny doceniłem "Pierwszą Rozgrzewkową" w środku jesieni, kiedy studia zaczynają być studiami, a nie tylko dobrą zabawą, a wszystko wkurwia jak psiarnia, frajernia i jebani studenci. Bo Okoliczny Element odrywa od szarej rzeczywistości i rzuca gdzieś w przeszłość, do Kempa, Woodstocku, najdłuższej laby w życiu, do jakiegokolwiek okresu wolności, bez spiny i kolokwium, matury lub innych mało istotnych życiówek w zanadrzu, do których niestety przywiązuje się (ja także) zbyt dużą wagę. Odrywa, mimo niedopracowanego rapu (choć przez to bardzo luzackiego) i niedopieszczonych dobrym masteringiem bitów. Odrywa, mimo że, nomen omen, świetnym linijkom daleko jednak do ryjących banię wersów z "W strefie jarania i w strefie rymowania". To nie Dinal, tu nie ma Wankeja - nie ma tego, co robił dobrze ollie, choć nie był z Aleksandrą. Jest jednak Mejdej i Nin-jah, co się wczoraj napierdolił. I to starcza. Na lato i na jesień. Na zimę i na wiosnę pewnie też.

101 Decybeli - Pomiędzy bitami (2011)


101 Decybeli
Pomiędzy bitami
self-released, 2011

2.5

[KLIK]

Recenzja Noida, z moim drobnym featuringiem.

Przez dyskografie: Kult


Kult
Kult
Polton, 1986

3.5

Znany z koncertowej działalności zespół w końcu debiutuje. Choć nie do końca tak, jakby chciał. Przede wszystkim ze względu na działającą wówczas cenzurę. Wiele utworów zwyczajnie nie przeszło (odrzucono choćby "Wolność", "Wódkę" i "Polskę"). Całe szczęście nie wykreślono wszystkich hitów - jest "Krew Boga", jest "Konsument" i bardzo popularne na początku działalności Kultu "1932 - Berlin". Mocne teksty i przeciętne brzmienie składają się na całkiem dobry album, który jednak znaczy niewiele w odniesieniu do najważniejszych pozycji w dyskografii macierzystej formacji Kazimierza Staszewskiego. Ale to debiut, w dodatku z paroma przebojami, tak więc pomijać go zwyczajnie nie wolno.


Kult
Posłuchaj, to do Ciebie
Klub Płytowy "Razem", 1987

4.0

Tu należałoby oceniać dwie różne wersje: winylową od Klubu Płytowego "Razem" oraz kompaktową, wydaną nakładem SP Records parę lat później i wzbogaconą o absolutne szlagiery (m.in. "Polska", "Piosenka młodych wioślarzy", "Do Ani"), które oczywiście znacząco podniosły poziom krążka. Pierwotnie również nie było źle - tym razem weszła "Wódka" (jako "Na całym świecie źle się dzieje, koledzy"), pojawiły się też inne hity (chociażby "Post" i "Hej, czy nie wiecie"). Na, jak mawiają Czesi, cedečku "Posłuchaj, to do Ciebie" wypada rewelacyjnie, owszem. Tyle że noty obu wersji należałoby uśrednić. Stąd "tylko" czwóreczka.


Kult
Spokojnie
Polton, 1988

5.0

Szczytowe osiągnięcie. Najbardziej spójne ze wszystkich autorskich wydawnictw Kultu. Niepowtarzalny klimat odnaleźć można tu w każdym, dosłownie w każdym, utworze. Niezależnie od tego, czy Kazik kocha ("Do Ani" - najlepszy lovesong w dziejach krajowego rocka ever), czy politykuje ("Arahja" - kto celniej oddał paranoję podzielonego Berlina?), czy atakuje kler ("Patrz!"), czy odwołuje się do Biblii, śpiewając ku pokrzepieniu serc ("Jeźdźcy"). Niesamowite organy Hammonda, długa, nienudząca się, jamowa kompozycja ("Tan") i teksty, które przejdą (jeśli już nie przeszły) do artystycznej historii tego kraju. A mówiąc krócej: jedne z najważniejszych piosenek polskiej muzyki rozrywkowej. Nie tylko schyłku PRL-u, ale i w ogóle. Swego czasu miałem na kompakcie, winylu i kasecie magnetofonowej. Taki to wielki album.


Kult
Tan
Polton, 1989

2.0

Podręcznikowy przykład na to, jak nie powinno się robić płyt koncertowych. Kult na żywo to coś nadzwyczajnego, atmosfera nieporównywalna z żadnym innym rodzimym zespołem rockowym. Tu tego nie słychać. Materiał istotny właściwie tylko z dwóch powodów: "Polska" pojawia się po raz pierwszy w oficjalnym obiegu (na "Posłuchaj, to do Ciebie" dopiero parę lat później w wersji kompaktowej). Oprócz tego, na "Tan" trafiają "Młodzi Warszawiacy", świetny utwór wyśmiewający szpanerstwo ze stolicy i, jakby to powiedzieli hip-hopowcy, propsujący ekipę KSU z Ustrzyk Dolnych. Poza tym: nie warto. Ale okładka świetna. Aż powiesiłem na ścianie.


Kult
Kaseta
Arston, 1989

3.0

"Najczystszy rockowo" album Kultu. Najbardziej gitarowy. Przez to trochę... nudny. Gdyby nie dwie ostatnie kompozycje, "Kaseta" mogłaby właściwie nie istnieć. Pierwszą jest "Czekając na królestwo J.H.W.H.", czyli Kazik jasno i klarownie wykładający, z czym kojarzy mu się władza. Druga to jeden z najważniejszych i największych szlagierów Kultu. Mianowicie, "Po co wolność". Utwór, w którym Staszewski mocno buntuje się przeciw systemowi (swoją drogą, kawałek ten wykorzystałem na maturze). Aktualny zarówno dziś, jak i wczoraj (zresztą, mógłby być aktualny także przed dwoma tysiącami lat, kiedy to Rzymian zaślepiano "chlebem i igrzyskami"). Tu też fantastyczna okładka. Tyle że ta wisi nie na mojej ścianie, a na moim torsie. Ale zawartość krążka to tzw. "mocny średniak". Pamiętajcie jednak, że gdyby nie końcówka materiału, mówiłbym o "słabiźnie".


Kult
45-89
Arston, 1990

3.0

Bardzo nierówny album, rozliczający się, w założeniach, z okresem socjalizmu w Polsce. Sugeruje to tytuł płyty oraz jej początek. Najpierw, jeden z pierwszych rodzimych utworów opartych na samplach, w którym, co istotne, przewijają się m.in. wypowiedzi I Sekretarzy KC PZPR. Potem kawałek o wiele mówiącym tytule - "Komuna mentalna". Dalej już ta oczywistość wyraźnie zanika. Wyróżnić należy świetnych "Studentów" i równie rewelacyjną "Totalną militaryzacją". Poza tym: średnio lub wręcz słabo. Szczególnie w piosenkach anglojęzycznych - nawet tych będących pokłosiem egzotycznej trasy koncertowej Kultu... w Brazylii. Brakuje tu "ujednolicenia" poziomu, ale z uwagi na kilka mocnych sztosów, muszę nazwać "45-89" czymś więcej niźli tylko "przeciętniakiem".


Kult
Your Eyes
Zic-Zac, 1991

4.0

Dwanaście naprawdę dobrych piosenek (w wersji kompaktowej aż szesnaście). Ba, są tu nawet prawdziwe hiciory, choć, w zalewie innych szlagierów Kultu, często pomijane i zapominane. Dla przykładu: "6 lat później" - lovesong równie wyśmienity co "Do Ani", acz już nie tak prosty i uniwersalny w przekazie. Albo "Generał Fereira", lepiej znany jako "Rząd Oficjalny". Mało kto wie, że był to jeden z najdłużej utrzymujących się numerów Kazika na Liście Przebojów popularnej "Trójki". "Your Eyes" zasługuje na uznanie również z uwagi na kawałki nieco mniej znane, takie jak "Marność", "Zgroza" czy "Parada wspomnień". Swego czasu był to mój ulubiony krążek Kultu. Dziś już nie, lecz naprawdę trudno nie dostrzec, że stoi na bardzo wysokim poziomie.


Kult
Tata Kazika
SP Records, 1993

5.0

Strzał w dziesiątkę. Cały album z piosenkami taty Kazika, Stanisława Staszewskiego, w nowych, mniej lub bardziej zmienionych aranżacjach. Strzał w dziesiątkę, zarówno pod względem artystycznym, jak i komercyjnym. To bodaj najlepiej sprzedająca się płyta Kultu - nie pamiętam, w jakim nakładzie rozeszła się do tej pory, ale egzemplarze należy liczyć w setkach tysięcy (w dzisiejszych czasach - nie do pomyślenia). A sukces artystyczny? Proszę Was. Kult uczynił z pieśni barda przeboje, które sprawdzają się i na antenie popularnych stacji radiowych, i podczas koncertów rockowych. Kto nie zna "Baranka"? Albo "Celiny"? Drugie (i ostatnie) arcydzieło formacji Kazika.


Kult
Muj Wydafca
SP Records, 1994

4.5

Mocny, równy krążek. Jeden z moich ulubionych. Co numer, to przynajmniej dobry. A zazwyczaj rewelacyjny. Kolejny kapitalny lovesong ("Lewe lewe loff"), dwa wyśmienite covery ("Pasażer" Iggy'ego Popa i "Dziewczyna o perłowych włosach" węgierskiej Omegi) i mnóstwo ostrych tekstów Staszewskiego skierowanych a to w stronę polityków ("Keszitsen kepet onmagarol"), a to w kierunku podatkobiorców ("Ręce do góry") lub, już ironicznie, własnego wydawcy ("Muj wydafca"). Jedna z tych płyt, na której każdy utwór niesie treść wartą zapamiętania. Poważnie, Kazik jest tu chyba w najwyższej formie w karierze. Szkoda, że brak tu tego "czegoś", co zrównywałoby album ze "Spokojnie" i "Tatą Kazika". Mimo tego: i tak warto.


Kult
Tata 2
SP Records, 1996

4.5

Powtórka z rozrywki. Ale za to jaka! Kazik dogrzebał się do jeszcze paru utworów swojego taty i wraz z zespołem znów je zaaranżował tak, aby sprostać wymogom współczesnego słuchacza. Materiał zgromadzony na "dwójce" jest jednak trochę posępniejszy, spokojniejszy i mniej przebojowy. Tu hitów do radia wielkości "Baranka" już nie ma, ale są za to takie rzeczy jak "Nie dorosłem do swych lat", "Śmierć poety", czy "Kochaj mnie, a będę twoją" z gościnnym udziałem... Violetty Villas (moooooooooooc!). I głównie dlatego nie obcujemy z arcydziełem. To bardziej "mniej uniwersalna" rewelacja. No chyba że w duecie. Pokuszę się o stwierdzenie, że "Tata Kazika" i "Tata 2" to wzajemnie uzupełniające się kompakty i najlepiej poznawać je razem. Przed '96 nie można było tego robić - współczuję tym, którzy musieli czekać 3 lata, żeby móc się o tym przekonać.


Kult
Ostateczny Krach Systemu Korporacji
SP Records, 1998

4.5

Album Kultu, któremu najbliżej do solowych dokonań Kazika (wiecie, jakieś skrecze się pojawiają, w dodatku autorstwa cenionego DJ Feel X-a). Co nie oznacza, że zespół zatracił swój charakter. Nic z tych rzeczy. Jest sekcja dęta z waltornistą, Bananem, na czele. Co nie zmienia faktu, że to także najbardziej hardrockowa płyta w historii Kultu. A ponadto istna kopalnia hitów. "Gdy nie ma dzieci" to tylko wierzchołek góry lodowej. Przecież znalazło się tu jeszcze miejsce dla "Dziewczyny bez zęba na przedzie", "Lewego czerwcowego", "Krwi jak śnieg" i "Komu bije dzwon". Szkoda, że za tym ostatnim numerem kryje się faktycznie tragiczna historia - śmierć perkusisty formacji, Szczoty. Coś pominąłem? Jak mógłbym zapomnieć o "Poznaj swój raj"?! To taki odrzut napisanych rok wcześniej "12 groszy" - zawiera wszystkie niewykorzystane myśli i szlagworty. Kto kiedykolwiek był na koncercie Kultu, ten wie, jaki potężny potencjał koncertowy tkwi w tej melodii. Gdyby wywalić kilka słabszych momentów, byłoby arcydzieło. Czasem odnoszę wrażenie, że czas trwania płyt winylowych był lepszym rozwiązaniem - wywierał większy nacisk na dokładniejszą selekcję powstających wydawnictw, czego, niestety, tutaj brakuje. Ale i tak: rewelacja!


Kult
Salon Recreativo
SP Records, 2001

2.0

Po pierwsze: za długie. Na cholerę aż dwie płyty? Zwłaszcza jeśli drugi kompakt to stare szlagiery zagrane na nowo, co, w gwoli ścisłości, jest niczym innym jak zwykłym strzałem w stopę. Po drugie: za słabo. Prócz "Łączmy się w pary, kochajmy się" i "Brooklyńskiej Rady Żydów" nie ma tu nic przykuwającego uwagę. Są średnie lub kiepskie piosenki, z lepszymi (rzadziej) bądź gorszymi (znacznie częściej) tekstami Kazika. Płyta zwiastująca kryzys twórczości, trwający (z krótkimi przerwami) do 2009 roku i premiery płyty "Hurra!" (niektórzy powiedzą, że Kazelot do dziś się nie podniósł, ja jestem innego zdania). Dwa wspomniane wcześniej przeboje znać wypada, ale chyba lepiej posłuchać ich na YouTubie, niż przejmować się "Salonem Recreativo".


Kult
Kazelot
SP Records, 2003

2.5

W założeniach: zapowiedź nowej płyty Kultu. Album wyszedł jednak dopiero po dwóch latach. Ba, singiel go zwiastujący niby się na nim pojawił, ale jednak w dość zmienionej, bo quasi-hiszpańskiej wersji. I co my tu mamy? Nic szczególnego. Ot, przeciętny utwór i dwa jego remiksy, jeszcze jeden nowy numer Kultu (też bez polotu) + ukryty utwór "Łączmy się w pary" rapera Aro z płyty "Cogonieznajom", który jest najciekawszym momentem singla. Ale tylko dlatego, że wprowadza tzw. element dezorientacji, zwiększa uwagę słuchacza i oferuje "coś nowego", przynajmniej dla niektórych fanów zespołu. Mówiąc krócej, taka tam gratka dla wielbicieli Kazika. Nic więcej.


Kult
Poligono Industrial
SP Records, 2005

2.0

Znów słaby album. O ile jeszcze teksty Staszewskiego dają radę (te ateistyczno-antyklerykalne w szczególności), o tyle muzycznie - straszna bieda. Za dużo tu pomysłów Banana, które może z punktu widzenia artyzmu (tudzież warsztatu wyniesionego ze szkoły muzycznej) są bez zarzutu, ale zupełnie nie sprawdzają się w chwili, gdy chodzi o chwytliwość i przebojowość, czyli o to, co w muzyce Kultu, jak i w całej muzyce rozrywkowej powinno być najważniejsze. Okej, "Kocham Cię, a miłością swoją" przez chwilę latało po wszystkich liczących się radiach. Tutaj, tak dla odmiany, melodia całkiem spoko, tekst nie bardzo: gdzie tej piosence do takich lovesongowych arcydzieł jak "Do Ani" czy "6 lat później"? O "Poligono Industrial" najlepiej zapomnieć. Serio.


Kult
Hurra!
SP Records, 2009

3.5

Kazik wreszcie wychodzi z dołka. I Kazik, i Kult. Z zespołu wypadł Banan, co dobrze podziałało na resztę składu. Mniej kłótni, mniej kombinowania. Efekt: proste kompozycje, które nie odbiegają znacząco od tego, jak grupa wypada na koncertach. I właśnie o to chodzi. Studyjne albumy Kultu, nawet jeśli świetne, nie zawsze oddają to, jak formacja prezentuje się na żywo. Słuchając tej płyty, czuję się jak na koncercie, tylko takim bez okrzyków publiczności. Na "Hurra!" składa się kilkanaście naprawdę dobrych piosenek, z czego najbardziej wybija się "Amnezja" okraszona fantastycznym tekstem Staszewskiego dotyczącym tęsknoty za PRL-em (słynne "za komuny było lepiej"). Co jeszcze? Protest-songi ("Kiedy ucichną działa już", "Nie mamy szans"), różne spojrzenia na miłość ("Skazani", "Karinga"), pokoleniowe hymny ("My chcemy trzymać w garści świat"), wątki religijno-kościelne ("Maria ma syna", "Podejdź tu proszę", "Gigantyczna koncentracja") i mniej udane wycieczki polityczne ("To nie jest kraj moich snów"). Do klasycznych wydawnictw nie ma startu, ale ogień jest.


Kult
Karinga ("Hurra!" suplement)
SP Records, 2010

3.0

Ni to singiel, ni to epka. "Suplement" to chyba najbardziej adekwatna nazwa. Bo jest i singiel (świetna "Karinga"), są i odrzuty z "Hurra!". Co nie oznacza, że te odrzuty wypadają gorzej na tle materiału ze wspomnianej przed chwilą płyty. "Party jednoosobowe" to, obok "Amnezji", najlepszy tekst Kazika od czasu "Czterech pokoi" z "Melassy". Naprawdę. Choć muszę przyznać, że całe wydawnictwo nazwałbym "jedynie" gratką dla fanów (acz znacznie ciekawszą od wydanego 7 lat wcześniej "Kazelota"). Inni mogą sobie podarować.



Kult
MTV Unplugged
SP Records, 2010

3.5

[KLIK]

Łona i Webber (29.10.2011, W Starym Kinie, Poznań)





[KLIK]




fot. Maria Masian