Archive for marca 2011

Gustoprześwietlacz: Maku

Czego w wolnych chwilach słucha człowiek, który NIE MA wstawionej tytanowej płytki w miejsce płata czołowego? Sprawdźcie:

Chwila czasu, trochę popcornu, a przede wszystkim pytanie Lite czy chciałbym zrobić coś podobnego - oto powody tych dekapiosenek. W losowej kolejności.

1. Cała Góra Barwinków - Lao


Sentymentalna, gdyż od tego oto utworu zaczęła się ma przygoda z reggae, ska. Melodyczna, rytmiczna, genialna sekcja dęta, świetnie wypada na koncertach, czego chcieć więcej.

2. Dandy Livingstone - Rudy a Message to you


Klasyka ska i jeden z moich ulubionych kawałków, który mogę słuchać na okrągło. W późniejszym czasie stał się on hitem brytyjskiego zespołu The Specials.

3. Derrick Harriott - Monkey Ska


Znowu klasyk ska. Nic dodać, nic ująć. Podobnie jak utwór wyżej mogę słuchać w kółko.

4. Partia - Kieszonkowiec Darek


Teraz ska z polskiego podwórka. Partia już nie gra, a szkoda, za to w podobnym składzie pałeczkę po nich przejęły Komety, które na koncertach MIAŻDŻĄ. "Twoje szczupłe opalone ciało, on chciałby objąć je".

5. Vespa - Skutermania


Szkoda że ograniczenie do jednego utworu jednego zespołu tu obowiązuje, gdyż Vespę kupuję w całości i ciężko było mi wybrać jeden konkretny kawałek. Padło na "Skutermanie", choć średnio lubię jeździć jednośladami, ale przy tym utworze, na każdym koncercie ląduje na parkiecie. Dodam jeszcze, że niedawno (w sumie pojęcie względne bo ok. roku już minęło) Vespa wydała nową płytę - "Starsi Grubsi Bogatsi" (docenioną i przedstawioną m.in. przez Kazika w jego muzycznym podsumowaniu na rok 2010), którą gorąco polecam. Sięga ona głęboko w korzenie ska.

6. Matisyahu - Unique is my dove


Ortodoksyjny żyd - chasyd, wokalista reggae i hip-hop, a także beatboxer. Oto Matisyahu. Grzechem byłoby pominięcie go na tej liście. Jaram się nim od dawien dawna, a na dodatek potęguje to wizja jego koncertu w Oświęcimiu 18 czerwca tego roku. Ciężko było wybrać jeden jego kawałek, gdyż świetnych piosenek ma od groma. Padło na "Unique is my dove", bo ta piosenka wyraża jedną z ważniejszych wartości "normalnego" faceta. "One woman for me".

7. Fisz - Czerwona sukienka


Młodego Waglewskiego słucham od niedawna, zaczęło się to od poszukiwań solowych dokonań członków projektu Waglewski Fisz Emade - Męska Muzyka. Hip-hopu takiego stricte prawie w ogóle nie słucham, ale jakoś wokal Fisza strasznie mi odpowiada, a na dodatek świetne riddimy tworzone przez Emade + wpadający w ucho sampel gitary (w tym utworze). "Czerwona sukienka" po prostu jest świetna.

8. Pablopavo - Do Stu


Mmmmm akordeon .... Pablopavo świetnie śpiewa i teksty równie dobre pisze. Utwór z solowej płyty Pablo - "Telehon", jednej z lepszych płyt od strony lirycznej, jaką miałem okazję słyszeć. Ludziki dają czadu na instrumentach, w większości akustycznych, a Pablopavo czaruje wokalem.

9. Kult - Artyści niezależni


Wiem, wiem że Kult w swym dorobku ma wiele lepszych utworów, ale ten usłyszałem jako pierwszy. Mając jakoś 12 lat zasłyszałem go zza winkla, mianowicie pokoju siostry. + Świetne partie solówek klawiszowych, oczywiście prócz tekstu i wokalu Kazika.

10. Lao Che - Do syna Józefa Cieślaka


Inna, nowoczesna interpretacja pewnych zdarzeń biblijnych. Tutaj końcówki życia syna Józefa Cieślaka - Jezusa. Lubie ten wokal z chrypką Spiętego, a i partie bębnów są świetne. Po prostu świetny utwór.

No, Budi doczekał się srogiej konkurencji. Bardzo fajna "dziesiątka". O ile Barwinki i kolejna protoplasta "Rudy się żeni" przynudzają, o tyle dalej jest tylko lepiej. "Monkey Ska" fajnie buja. Matisyahu, wiadomo, zawsze spoko, choć, racja, jest mnóstwo lepszych numerów od tego zioma (mam wymieniać?). Partia fajnie, aż więcej sprawdzę. To samo tyczy się Vespy, której nigdy jakoś nie lubiłem, a tu zadziwiająco daje radę. Fisz i "Czerwona sukienka"? Pewnie, że przezajebisty numer. Najlepszy jeśli chodzi o Fisza w ogóle. Tak jak ktoś kiedyś powiedział, że na początku kariery Fisz = "Czerwona Sukienka" właśnie. Pablopavo? Kocham gościa. "Do stu" to mistrzostwo świata, serio. Jestem ciekaw nowej płyty, będę musiał sprawdzić. Na koniec Lao Che, którego w sumie to nie lubię. I tyle w tym temacie. Wielkie pięć, Maku!!!

Znana, ale niewystarczająco: Andereya Triana

Współczesny Londyn to największe miasto Unii Europejskiej. W ramach całego megalopolis żyje tu ponad 20 mln ludzi, z czego ok. 20% to imigranci z Azji, Afryki i Karaibów. To także - od 2006 roku - centrum finansowe świata. To również miasto, do którego - jak pamiętamy z "Misia" - nie można wysłać depeszy. Nie ma takiego miasta Londyn. Jest Lądek. Lądek Zdrój.

Właśnie w tym wielkim Londynie, a dokładniej w jego południowo-wschodniej części, w wieku 7 lat zaczyna śpiewać i komponować Andreya Triana - niezwykle interesująca artystka i wokalistka, z której twórczością naprawdę wypadałoby się zapoznać.

W wieku 14 lat Andreya porzuca multikulturową atmosferę Londynu i zamienia ją na nieco mniej multikulturowe Worcester w West Midlands (dla fanów piłki kopanej: to ten sam region co Birmingham, Coventry i Wolverhampton). W miejscowym klubie muzycznym Triana trafia na lokalny kolektyw muzyków - Bootis. Wśród tej utalentowanej grupy grajków nieustannie się rozwija.

Na studiach na Music Technology w Leeds Andreya Triana podkręca tempo jeszcze bardziej. W Bootis zarządza małe trzęsienie ziemi, przyciągając do zespołu kilku nowych, bardziej utalentowanych muzyków i pozbywając się zarazem kilku starych, tych nieco mniej zdolnych. Muzyka nowego Bootis inspirowana jest przede wszystkim takimi gatunkami jak jazz, funk i nu soul. Grupa koncertuje przez bite 2 lata, a ostatni popis daje w 2005 roku podczas Live8 w Edynburgu przy 20-tysięcznym audytorium.

W kolejnym roku Andreya uzyskuje dyplom wspomnianej wcześniej uczelni i chwyta się wielu różnych projektów muzycznych. Jednym z nich jest FreeFlo Sessions, który otwiera jej drogę do Red Bull Music Academy. Jest jednym z sześćdziesięciu wybrańców z całego świata, które spotkają się na warsztatach w australijskim Melbourne prowadzonych przez największych specjalistów w muzycznej branży. Wbrew pozorom Red Bull nie inwestuje wyłącznie w Adama Małysza, skoki narciarskie do celu oraz zawody w locie na byle czym...

Po zakończeniu warsztatów podróżuje po całym świecie. Zebrane doświadczenie procentuje - w 2007 roku Triana podejmuje współpracę m.in. z Mizell Brothers i Flying Lotus:



Jej nagrania są entuzjastycznie recenzowane i dopuszczane do słuchowisk radiowych w BBC Radio One. Mieszka w Brighton. Pracuje nad solowym wydawnictwem.

Zanim jednak ujrzy ono światło dzienne, Andreya dostępuje niewątpliwego zaszczytu. 29 marca 2010 roku. Premiera "Black Sands" - czwartego krążka Simona Greena, szerzej znanego jako Bonobo. Triana gościnnie śpiewa w trzech utworach: "Eyesdown", singlowym "The Keeper" i moim ulubionym "Stay the Same":



Andreya Triana doskonale radzi sobie u boku Simona Greena. Utwory z jej udziałem to prawdziwe majstersztyki - nie nazwę ich najlepszymi z "Black Sands" tylko dlatego, że każdy zamieszczony tutaj numer dosłownie kopie tyłek.

23 sierpnia 2010 roku. Kiedy najprawdopodobniej na Krakowskim Przedmieściu dochodzi do dantejskich scen, na półkach sklepowych, nakładem prestiżowego Ninja Tune, ląduje "Lost Where I Belong" - debiut utalentowanej, brytyjskiej wokalistki. Producentem albumu jest - a jakże - Bonobo, co jakby z miejsca podnosi poziom i rangę tego wydawnictwa.

Simon Green podszedł do tematu po swojemu, proponując mocno nastrojowe, chilloutowe melodie, przy których nie sposób nie odpłynąć, siedząc wieczorem ze słuchawkami na uszach. Coś fantastycznego. Zwłaszcza że Andreya Triana operuje przepięknym, nie drażniącym ucha głosem. Takim jakby wręcz stworzonym do tej downtempowej muzyczki.

Album promują 2 teledyski. Jeszcze w 2009 roku Ninja Tune opublikowało na YouTubie klip do numeru tytułowego:



Pół roku później, czyli wciąż przed premierą krążka, światło dzienne ujrzał obraz, który powstał do kawałka "A Town Called Absolete":



"Lost Where I Belong" to tylko 9 kawałków. Są to kawałki, które jednak wolno się nudzą. Trudno znaleźć jeden, wyróżniający się, rozsadzający bańkę. Nie ma tu hitu, który wrzucałbyś do odtwarzacza parę razy dziennie na 5 minut. Mając jednak wolny wieczór po ciężkim dniu harówy, załączysz płytę i będziesz jej słuchał w kółko. Ja tak właśnie, gdy piszę te słowa, robię.

Andreya Triana - nieznana, a szkoda jednak troszkę znana, mea culpa, ale nie szkodzi. Trzymam kciuki za to, żeby w przyszłości gdzieś nie zaginęła, tylko dalej rozwijała się, nagrywała i uspokajała swoim śpiewam tak samo dobrze, jak robi to teraz.

Przydatne linki:
oficjalna strona | myspace | facebook | twitter

Gustoprześwietlacz: Kot

Koty też posiadają gust muzyczny. Serio:

Seether – Remedy


Dla mnie stosunkowo świeże odkrycie, zaraziłem się tym na wymianie w Anglii. Słysząc to pierwszy raz byłem przekonany, że to Nickelback a tu – niespodzianka.

Dan Le Sac Vs Scroobius Pip - The Beat That My Heart Skipped


Też “świeży nabytek” – wpadło mi w ucho podczas przeglądania http://lsd.lidel.org (ostrzegam, nie oglądać pod wpływem alkoholu!) i wypaść nie chce (:

The Hives - It Won't Be Long


Ta piosenka nierozłącznie kojarzy mi się z Heineken Open'er Festival, czyli najbardziej muzycznymi 4 dniami roku (jak dla mnie). Chyba już na zawsze pozostanie dla mnie hymnem festiwalu i będzie przywoływać same miłe wspomnienia, robiąc zarazem apetyt na kolejny rok. Dodatkowo – wokalista aż promieniuje energią!!!

Piotr Bukartyk – Kobiety Jak Te Kwiaty


Gdy pierwszy raz słuchałem płytę "Z Czwartku Na Piątek" prawdziwość tej piosenki dosłownie zwaliła mnie z nóg – sami oceńcie!

Kings Of Leon – Sex On Fire


Najukochańsza piosenka jeszcze do niedawna mojego ulubionego zespołu – to oni wyciągnęli mnie na pierwszego Open'era i rozkochali we wszystkich swoich płytach (niestety, poza najświeższą).

Kasabian – Underdog


Od 0:04 ciarki na plecach – takie wrażenia słuchowe wywołuje na mnie chyba tylko ta piosenka Kasabian – inne ich utwory lubię, ale nie szaleję za nimi. Nie cierpię za to maniery wokalisty a'la "Jestem Zajebisty!".

Gorillaz – Feel Good Inc.


Bezwzględnie ulubiona piosenka z repertuaru Gorillaz – kojarzy mi się z bajkowym teledyskiem i za każdym razem aż kusi do śpiewania (nie chcecie tego, uwierzcie mi).

Disturbed – Land Of Confusion


Słucha mi się chyba nawet lepiej niż Philla Collinsa! Dodali piosence charakteru, energii, życia. Poza tym teledysk - cudeńko!

Procol Harum – A Whiter Shade Of Pale


Po obejrzeniu filmu "The Boat That Rocked" uświadomiłem sobie jak bardzo tę piosenkę lubię! W sumie nawet nie wiem, dlaczego... ;-)

Cypress Hill – Get It Anyway


Nierozłącznie kojarzy mi się z wakacjami, uwielbiam każdą część tej piosenki, od wokalu po gitarę, od intra po refren!

Taka muzyka jak na tej liście rzadko gości na łamach tego bloga. Kapela brzmiąca jak Nickelback. Dan Le Sac vs Scroobius Pip, które proposuję szczerze. Hymn Open'era? Bardzo dobrze, 3+. Bukartyk mnie rozbawił, przezajebisty utwór. Szału na Kings of Leon nie rozumiem - "Sex on Fire" to piosnka jakich wiele. To samo tyczy się Kasabian. Gorillaz - wiadomo. Pisałem już w przypadku Budiego. Moc x10000000000. Disturbed muzycznie mnie nie urzekło, ale rozwaliło na łopaty mega klipem. Procol Harum - klasyka, kto nie lubi ten trzyma z Jacą. No i Cypress Hill - fajne, naprawdę.

Historie alternatywne - Magik nie skacze z okna cz. II

- Przypomnę, że 26 grudnia 2000 roku, w Katowicach miało bezprecedensowe wydarzenie w dziejach planety - zakrzywiła się czasoprzestrzeń. Magik nie skoczył z okna, co z kolei spowodowało przyczynowo-skutkowy ciąg niespodziewanych zdarzeń, które nie śniły się filozofom, a co dopiero Ireneuszowi Jeleniowi. Mógłbym co ciekawsze historie tutaj przytoczyć, ale nonsensowne jest powielanie się - odsyłam do części pierwszej.

- Jest 26 grudnia 2002 roku. Magik w swoim przydomowym studiu kończy nagrywać album solowy zatytułowany "Ku chwale wieżowców, mostów i klifów skalnych". Okno trzeci raz z rzędu próbuje absorbować uwagę współtwórcy "Kinematografii". Trzeci raz z rzędu okno może jedynie powiedzieć "ja pierdolę, kurwa jebana jego mać" i obejść się ze smakiem. Magik pozostaje nieugięty.

- Płyta wychodzi miesiąc przed lutym w roku następnym. Zostaje okrzyknięta kulturalnym wydarzeniem dekady. Dlaczego? Ponieważ Magik potrafił pogodzić na niej przedstawicieli różnych sfer polskiego show-bizu. Na "Ku chwale wieżowców, mostów i klifów skalnych" gościnnie wystąpili m.in.: Violetta Villas, Tede, zespół Boys (laureat prestiżowego "Fryderyka" za rok poprzedni), Robert Gawliński, Krzysztof Krawczyk oraz ZIP Skład. Magikowi udała się rzecz niemożliwa - stworzenie eklektycznego krążka hip-hopowego ze wsparciem gwiazd różnorakich gatunków muzycznych przy jednoczesnym nie zdradzeniu osiedlowych ideałów. Maga słuchały nie tylko ziomeczki z Kato, nie tylko nieudani hip-hopowcy w szerokich, ale za to za krótkich nogawkach, lecz również pielęgniarki z Piotrkowa Trybunalskiego, wielodzietne rodziny z Rzeszowa, a także rybacy z Ustki.

- Premierę albumu poprzedziło wypuszczenie singla, który w ostatecznym rozrachunku stał się największym szlagierem z płyty. Utwór "Powiedz, czemu nie skoczyłeś z okna za słoik dżemu" z gorącym featuringem Michała Wiśniewskiego nie schodził z pierwszego miejsca Listy Przebojów Programu Trzeciego Polskiego Radia przez bite 76 tygodni!!! Jeśli już przy liczbach jesteśmy, należałoby dodać, że "Ku chwale wieżowców, mostów i klifów skalnych" rozeszło się w ponad 25 mln egzemplarzy w Polsce i sklepach polonijnych na całym świecie.

- Mega sukces Magika zauważa "SuperExpress", który już w kwietniu ogłasza Piotrka Łuszcza "człowiekiem roku". Oburzony tą decyzją jest Wojtek Mann. W wywiadzie udzielonym "Rzeczpospolitej" sugeruje, że w tym kraju jest miejsce tylko dla jednego MANN-a. Mało tego! Na koniec najsympatyczniejszy Wojtek ze wszystkich żyjących współcześnie Wojtków dodaje, że p. Piotr Łuszcz łamie prawo, używając swojego nazwiska, gdyż - jak twierdzi najmniej i zarazem najbardziej showmański showman w Polsce - "Łuszcz" brzmi łudząco podobnie do "tłuszczu", który od 1999 roku jest znakiem towarowym należącym do Wojciecha Manna. Mimo usilnych próśb "Gazety Wyborczej" Ryszard Kalisz, Rudi Schuberth, Maciej Kuroń, Fat Joe oraz Kubuś Puchatek nie chcieli skomentować tej sprawy.

- Na początku czerwca rozpoczyna się Mundial w Korei i Japonii. Polska, pod wodzą "ostatniej nadziei białych", Emmanuela Olisadebe, oraz Jurka Engela w pierwszym meczu staje w szranki z jednym z gospodarzy, Koreą Południową. Mocą listopadowej decyzji walnego zgromadzenia PZPN hymn Polski miał być odśpiewany przed spotkaniem przez Edytę Górniak. W obliczu ogromnych sukcesów Magika, Michał Listkiewicz zdecydował się na czyn równie szalony co "dziewicza indiańska szarża". Powiedział Edytce, że MŚ w tym roku zorganizowano w Kenii i wysłał ją na pożarcie lwom. Do Azji zaprosił zaś Magika, który tak wybitnie wykonał hymn, że uskrzydleni reprezentanci pokonali Koreańczyków 2:0. Od tego momentu Michał Listkiewicz zaczął podejrzewać, że może zmieniać bieg historii. Od tego samego momentu zaczął więc majstrować przy "Diabolicznym planie zdobycia władzy nad światem wraz z Międzynarodową Stacją Kosmiczną i wszystkimi wystrzelonymi w przestrzeń kosmiczną rakietami i sondami".

- W parę dni później, tuż przed grupowym spotkaniem Polski z Portugalią, Mistrzostwa Świata zostają przerwane. Powód: rewolucja w Kirgistanie i dojście do władzy... Rahima, który automatycznie wypowiada wojnę Polsce, NATO, Unii Afrykańskiej i NBA. Wojna trwa ok. 3 godzin - Shaquille O'Neal zajął się złamaniem kirgiskiej obrony (bo w łamaniu jest dobry), a resztę dopełnili nigeryjscy dresiarze uzbrojeni w maczety i pawiany na łańcuchach. Gdy Rahim dowiaduje się, że Kirgistan wbrew pozorom nie posiada ani arsenału nuklearnego, ani czołgów, ani nawet papierowych samolocików, w akcie desperacji skacze z okna. Ginie na miejscu.

- Mimo błyskawicznie wygranej wojny, władze FIFA nie wznawiają MŚ, tłumacząc, że i tak wygrałaby Brazylia, a wszystkie kolejne mecze Koreańczyków były już z góry opłacone.

- Ciekawie jest za to na krajowym poletku. Krzysztof Zanussi odwiedza szpital psychiatryczny w Gorzowie Wielkopolskim, w którym przebywa Fokus. Poznając jego historię, reżyser postanawia nakręcić sequel "Lotu nad kukułczym gniazdem" Milosa Formana. Główną rolę męską początkowo zaproponował Jackowi Nicholsonowi, ale ten, przeczytawszy scenariusz, popłakał się z żałości i kazał mu spierdalać. Tym samym rola Fokusa przypadła ostatecznie Piotrowi Adamczykowi, specjaliście w dziedzinie wcielania się w *największych i najprawdziwszych Polaków*.

- W międzyczasie Rychu z Adamem nagrywają diss na "pozerskiego" Magika. Nie wiedzieć jednak czemu, nieudolni raperzy zaczęli go od słów "Oddałbym wszystkie wersy za jeden Magika". Największa gwiazda polskiego show-bizu w krótkiej, kilkusekundowej odpowiedzi wyrzucił z siebie tylko 3 słowa: "To je oddajcie". Peja i Ostry, widząc jak się skompromitowali, oddali Magikowi zyski ze swoich dotychczas nagranych płyt i solidarnie zakończyli karierę. Dla tego pierwszego, szacunek ludzi ulicy znaczył więcej. Ten drugi zajął się tym, co potrafi najlepiej. Od tamtej chwili zwykł mawiać swojemu pracodawcy, że on tu tylko sprząta i że nie wie jak to się stało, że z regału obok skradziono kilogram ziela angielskiego...

- Odbywa się rozprawa sądowa, w której sędzia Anna Maria Wesołowska przyznaje rację Wojciechowi Mannowi i nakazuje Magikowi zmianę nazwiska. Piotr Łuszcz staje się Magiem Magikiem I. Można powiedzieć, że to tylko Magikowi ułatwia życie i rozwój międzynarodowej kariery. Mimo usilnych starań "Faktu" Agnieszka Maja Frytkowska nie skomentowała tego bezprecedensowego wydarzenia. Jak stwierdzili eksperci, wyrażenie własnego zdania nie należy do zwyczajów reprezentowanego przez nań gatunku.

- Mijają lata. Magik walczy z Pudzianem. Magik wygrywa pierwszą i ostatnią edycję "Tańca z Gwiazdami". Magik nie skacze z Małyszem, mimo usilnych próśb fanów, Leszka Millera i amerykańskiego senatora z Illinois, Baracka Obamy. Jak mówi, skoki nie są dla niego. Magik staje się gwiazdą światowego formatu. W roku 2007 jest najpopularniejszą osobą na świecie. Jego twarz jest bardziej znana niż logo Coca-Coli, jego ksywka jest najczęściej szukaną frazą w Google'ach (ponad 10x częściej niż "sex", "porno" i "lew rywin" razem wzięte). Kiedy firmy produkujące spadochrony, kieszonkowe zestawy samobójcze oraz budujące najwyższe mosty na świecie reklamują swoje produkty facjatą Maga, ich sprzedaż wzrasta tysiąckrotnie. Wniosek: Gdyby Magik chciał, mógłby obwołać się prezydentem Ziemi i każdy z 6 mld ludzi by na to przystał. Frytka nie byłaby ani za, ani przeciw. Lech Wałęsa dokładnie na odwrót.

- Rok 2007. Olecko na Mazurach. Raper Raca walczy nad swoją debiutancką epką. Pracuje nad utworem "Znasz nas". Pisze i kreśli. Ma już 2 wersy. Z radości pije 0,7 na pół ze swoim kolegą Bobbym Fischerem. Nie wiem czemu w tym kraju pierdolniętych - wers nr 3. Głowi się dalej. Co w tym kraju jest złego? Ceny cukru i innych surowców? Polityczne matactwa i seks u szczytu władzy? Głupota policji wraz z głupotą piewców ideologii JP?

- Mijają 2 tygodnie. Raca w końcu wymyślił. Nie wiem czemu w tym kraju pierdolniętych pamięta się dwa skoki: Małysza i Wałęsy. - Ale dałem, to będzie dopiero joint!!! - myśli Rafał - Ta płyta będzie kopać dupę, czuję to w jądrach!!!!!11111oneoneoneone

- Ale nie kopała. Ani dupy, ani bańki, ani człowieczego serca, ani żadnej rzeczy, która jego jest. Raper Raca nie zyskał choćby najmniejszego fame'u w sieci. Pewien blogger z Gorzowa go nie zauważa. Raca nie pracuje nad niczym. Siedzi i się opierdziela. Pewien blogger z Gorzowa nie przeprowadza z nim wywiadu. Blog pewnego bloggera z Gorzowa tym samym nie staje się coraz częściej odwiedzanym miejscem w Internecie. Pewien blogger z Gorzowa nie ma już większych aspiracji do jego prowadzenia i sprawę zarzuca, od teraz zajmując się drelowaniem porzeczek w różnych częściach świata.

- A jeśli tak, to nie ma tego bloga. Czasoprzestrzeń znów się zakrzywiła. Nie ma bloga, nie ma Magika, nie ma Józefa Oleksego. Nie ma teorii nadczłowieka, bo nie ma niczego. Nic nie istnieje.

- To Was zapewne nie satysfakcjonuje, ale ta historia kończy się właśnie w ten gówniany sposób... A właściwie nie kończy się, bo nigdy się nie zaczęła.

Gustoprześwietlacz: Budi

Budi - autor wieloczęściowego "Budi Mixtape", Wielki Wielbiciel mlek smakowych, twórca epickich imprez, Czekoladowy Miś, największy z największych, który w swoim życiu przeszedł gorszą wersję drogi "od pucybuta do milionera", tj. "od zera do bohatera" - postanowił zaprezentować swój muzyczny gust. Jesteście ciekawi jego dziesiątki?

Czytaj dalej >>

Nowe CunninLynguists, czyli moje ulubione utwory od Kno i reszty

Jakoś ze 2 lata temu ubzdurałem sobie, że lubię CunninLynguists. Wiecie, hip-hop, raperzy, ze Stanów, black, white, latino, Georgia, Atlanta. Tak mocno to sobie ubzdurałem, że do dziś słucham Kno i spółki. Cały psikus polega na tym, że CunninLynguists w końcu o sobie przypomniało. Okej, okej - w 2009 był dwuczęściowy mixtape, ale ostatni pełnoprawny album ukazał się niecałe 4 lata temu. Szmat czasu. 22 marca tego roku swoją premierę miało "Oneirology" - piąte LP tercetu z Atlanty. Zanim jednak połaszę się na nowy album (kaso, gdzie jesteś?!), przygotowałem zestawienie 14 moich ulubionych numerów od CunninLynguists. Bez przyznawania miejsc, alfabetycznie:

Czytaj dalej >>

Gustoprześwietlacz: Ryniu

Był Zielu, był Davio. Czas na Rynia!

Czytaj dalej >>

Jestem zwykłym uczniem maturalnej klasy, czyli do matury 43 dni...



Ziomeczki z mat-fizu przed studniówką nagrały piosenkę i nakręciły teledysk. Przeróbkę tego. - Beka Bekowska? - Obecna! Leci u mnie na reapecie. Uuuu... Nie mogę znaleźć miejsca zerowego w funkcji f(x)... Znowu wyszła mi ujemna delta... Propsuję ideę i żałuję, że to nie moja klasa na to wpadła. ;-)

Gustoprześwietlacz: Davio

Czego w wolnych chwilach słucha Davio vel balizz a.k.a. El Dresso? Sprawdźcie!

Czytaj dalej >>

Dobry pomysł, zły pomysł: Hocus Pocus 7 maja na Warsaw Challenge

7 i 8 maja na Warsaw Challenge wystąpią Hocus Pocus i De La Soul. Nie będę udawał, że kiedykolwiek słuchałem płyt legendarnego składu ze Stanów, ale Hocus Pocus?! No kurna!!!!! Pewnie, że bym zobaczył i posłuchał na żywo!!! Chociażby tego (świetny klip!!!):

Czytaj dalej >>

Gustoprześwietlacz: Zielu

Ten blog czytany jest głównie przez moich znajomych. Ludzi, których znam osobiście lub z którymi utrzymuję jakikolwiek kontakt internetowy. W ostatnich dniach jeden z takich stałych czytelników zasugerował mi, że w sumie na blogu zbyt rzadko pojawiają nowe wpisy i że mógłbym go ożywić, publikując notki autorstwa - de facto - moich czytelników. I tak powstał "Gustoprześwietlacz". Założenie jest proste - jeden z moich znajomych wskazuje 10 swoich ulubionych / ostatnio słuchanych utworów (1 warunek - max 1 utwór 1 wykonawcy), pokrótce je opisując. Na koniec dodaje coś od siebie. Prawda, że proste? Czytelników tym zabiegiem raczej nie zdobędę, ale co z tego? Może już nie będę przedłużać i zaprezentuję to, co przesłał mi pomysłodawca cyklu, niejaki Zielu:

Czytaj dalej >>

Gdyby utwory z "My Beautiful Dark Twisted Fantasy" Kanye Westa były przywódcami cywilizacji z gry "Civilization IV"

Mógłbym się wysilić i o nowej płycie Kanye Westa spróbować napisać coś mądrego. Daremny jednak mój wysiłek, skoro w związku z mą szczątkową wiedzą i tak napisałbym coś głupiego. Po co więc robić z siebie błazna nieświadomie, gdy można błaznować z zamiarem błaznowania, sporządzając - dajmy na to - kolejny z tekstów debilnych?

Graliście kiedyś w "Cywilizację" Sida Meiera? Nie? Wstydźcie się. Epokowa i przełomowa gra. Zacząłem w to grać, gdy byłem jeszcze w przedszkolu. Część pierwsza. Część druga. Call To Power. Część trzecia. Część czwarta. W "piątkę" jeszcze nie grałem - mój sprzęt raczej tego nie pociągnie.

Jaki jest sens zestawiania utworów z "My Beautiful Dark Twisted Fantasy" z przywódcami cywilizacji w "Civilization IV" (wraz z dodatkami i modem "Imperium Polskie")? Żaden. Sprowadzam sprawdzoną, debilną formułę do absolutnego, debilnego absurdu. Zwłaszcza że kawałki te przyrównywałem do postaci, głównie biorąc pod uwagę tytuły konkretnych numerów. Kto z Was słuchał nowego Kanye Westa i grał kiedykolwiek w "Cywilizację"? Nikt? To wspaniale! Gramy dalej!

Dark Fantasy

Gilgamesz (Twórczy, Protekcyjny) /Sumerowie
O czym ten numer? Nie mam pojmy. Ważne, że brzmi zajebiście. Jakiekolwiek "fantasy" w połączeniu z jakimkolwiek "zajebiście" nierozerwalnie łączy się z "Władcą Pierścieni" Tolkiena. Jeśli chodzi o "Cywilizację IV" i "Władcę Pierścieni" to wielu podobieństw nie widzę. No, może jedynie wódz imperium Wikingów, niejaki Ragnar, aż za bardzo przypomina krasnoluda Gimliego. Umówmy się jednak, że z Ragnara to żadne "fantasy" a zarośnięty Skandynaw z krwi i kości. Jeśli jakikolwiek przywódca z "Civilization IV" bliski jest określeniu "fantasy", to jest to Gilgamesz - władca Sumerów. Niby autentyczny koleś, ale żył tak dawno, że równie dobrze mógłby być czystą mistyfikacją jak lądowanie na księżycu lub atak na WTC.

Gorgeous

Karol Wielki (Protekcyjny, Imperialistyczny) /Święte Cesarstwo Rzymskie
Moi przyczajeni i ukryci tłumacze przetłumaczyli "gorgeous" jako "wspaniały, wyborny, wyśmienity". Nie mam zielonego pojęcia, czy to określenie dotyczy wszystkich sfer życia, ale nic to. W "Cywilizacji IV" wspaniałych, wybornych i wyśmienitych przywódców znajdzie się na pęczki. Mi najbardziej przypasował Karol Wielki. Po pierwsze, jest "wielki" a od "wielkiego" do "wyśmienitego, wybornego, wspaniałego" droga bliska. Po drugie, trzeba było wybrać coś śmiesznego - w "Cywilizacji IV" Karol Wielki przewodzi Świętemu Cesarstwu Rzymskiemu [w domyśle: Narodu Niemieckiego], mimo że powstało ono trochę później, niż żył uwielbiający Akwizgran władca. Wybaczmy jednak Amerykanom z Firaxis, w końcu są Amerykanami. I tak wykazują większe pokłady wiedzy historycznej niż przeciętny mieszkaniec US i A.

POWER

Jan III Sobieski (Charyzmatyczny, Imperialistyczny) /Polska
Wracając spod Wiednia, Jan III Sobieski niewątpliwie czuł zarówno w sobie, jak i w rządzonym przez siebie kraju prawdziwy POWER. Kto by go nie czuł, pokonując wcześniej militarną, kroczącą naprzód jak siły Saurona, potęgą. Wyjątkowo radziłbym zatrzymać się na chwilę przy warstawie muzycznej tegoż utworu: Bankowo powstała ona właśnie w drodze powrotnej spod Wiednia do Krakowa. Sobieski nie tylko złupił szablę Kara Mustafy, ale też kilka winylowych "białych kruków" zawierających *afrykańskie rytmy*, z których, używając swojego AKAI, wyprodukował wpadający w ucho bit. Podkład przeleżał trochę w skarbcu na Wawelu - odkrył go ponownie Jan Matejko, który napisał tekst. Po raz kolejny numer wskrzesił Władysław Reymont, po raz pierwszy wykonując "POWER". Co najlepsze, warstwa muzyczna, mimo upływu wieków, w ogóle się nie zestarzała!!! Sobieski wielkim beatmakerem był.

All of the Lights (interlude)

Huayna Capac (Skupiony na przemyśle, Skupiony na finansach) /Inkowie
Gramy na rzeczywistej mapie świata. Wybieramy imperium Inków. Zostajemy wciśnięci między Andy a Ocean Spokojny przez los. Co możemy zrobić? Niewiele. Siła przebicia żadna, zacofanie ogromne, możliwości rozwoju nikłe. Chyba, że dogadamy się z potężnym krajem z Europy, np. z taką Anglią, i zostaniemy jego wasalem. Wtedy może nadal będziemy nic nieznaczącym pionkiem w grze o ostateczne zwycięstwo, ale chociaż rozwiniemy się, może jakąś wygraną wojenkę stoczymy, kto wie. I co ma ta sytuacja do "All of the Lights (interlude)"? Sporo. Ten nieco ponad minutowy kawałek nie miałby żadnego sensu, gdy nie zapowiadał "All of the Lights". A że zapowiada, to jest ważną (ale nie najważniejszą), integralną częścią "My Beautiful Dark Twisted Fantasy".

All of the Lights

Wiktoria (Skupiony na finansach, Imperialistyczny) /Anglia
"All of the Lights", czyli "wszystkie ze świateł". W XIX-wiecznym Imperium Brytjskim słońce nie zachodziło. Może to mała nadinterpretacja, ale wydaję mi się, że mój jest wybór jednak całkowicie zasadny - to właśnie w tym okresie tym megamocarstwem rządziła królowa Wiktoria, znana ze znaczków pocztowych oraz z tego, że rozpoczęła tradycję noszenia białych sukien przez panny młode.

Monster

Józef Stalin (Agresywny, Skupiony na przemyśle) /Rosja
Wprawdzie nie da się jednoznacznie ocenić, czy Josif Wissarionowicz Dżugaszwili był największym potworem-dyktatorem w historii świata, ale jego zbrodniczy dorobek wydaje się największy i najlepiej znany współczesnemu człowiekowi spośród przywódców występujących w "Cywilizacji IV" - kilkadziesiąt milionów żywotów ludzkich na sumieniu i kilka razy więcej spaczonych komunizmem umysłów, czego skutki odczuwalne są do dzisiaj. Zastanawiam się tylko, czy Józef Stalin, kreśląc swoje makabryczne plany, krzyczał równie przeraźliwie co Nicki Minaj pod koniec swojej zwrotki?

So Appalled

Siedzący Byk (Filozoficzny, Protekcyjny) /Indianie
Niby Siedzący Byk dzielnie stawiał opór najeźdźcy, niemal równie skutecznie co malutka wioska nieustraszonych Galów. Niemniej wydaję mi się, że władca plemiona Siuksów mógł być szalenie przerażony tym, co potrafi "blada twarz". Wiecie o co chodzi, broń palna i inne szmery bajery. A może wręcz przeciwnie, wcale się nie bał białego człowieka. W każdym razie imię "Siedzący Byk" jest równie debilne co ten tekst.

Devil in a New Dress

Gandhi (Filozoficzny, Uduchowiony) /Imperium Hinduskie
Beka. Taki niewinny żarcik. Co jak co, ale Gandhiego nie można nazwać diabłem w nowym przebraniu. To tak jakby braci Mroczków nazwać ikonami Holywood, a braci Brożków kandydatami do Złotej Piłki. Jestem przekonany o tym, że ze wszystkich przywódców występujących w "Cywilizacji IV" właśnie Gandhi ma najmniej krwi na swoich rękach. Zresztą posłuchajcie, co pan Mahatma miał do powiedzenia w swojej autobiografii: "Zasada oko za oko uczyniłaby wkrótce cały świat ślepym, Jest wiele powodów, dla których jestem przygotowany na śmierć, ale nie ma żadnego, dla którego gotów byłbym zabić." Czy to możliwe, żeby taki człowiek był diabłem w nowym przebraniu?

Runaway

Charles de Gaulle (Skupiony na przemyśle, Charyzmatyczny) /Francja
Francuzi w powszechnym mniemaniu postrzegani są raczej jako tchórze niż naród, od którego należałoby się uczyć odwagi. Nawet jakbym przytoczył szereg przeczących temu argumentów, zdanie większości osób nie zmieniłoby się. Popatrzcie tylko na Charlesa de Gaulle'a - ten też uciekł z Francji, gdy siły III Rzeszy miażdżyły armię żabojadów. Wprawdzie z Londynu zachęcał swoich rodaków do stawiania oporu okupantowi, ale sam życia z karabinem w ręku już nie narażał, tylko planował i zlecał. Czy to oznaka tchórzostwa, czy czegoś innego? Nie mi to oceniać. Z całą pewnością mogę jednak powiedzieć, że "Ruanaway" do Francuzów i Charlesa de Gaulle'a pasuje jak ulał. Innym przywódcom francuskim z "Civilization IV" - Napoleonowi Bonaparte oraz Ludwikowi XIV - do miana "uciekiniera" trochę dalej, choć trzeba pamiętać, że również Napoleon uciekł onegdaj z pewnej wyspy na Morzu Śródziemnym...

Hell of a Life

Czaka (Agresywny, Ekspansywny) /Zulusi
Każdy, kto grał w "Civilization IV", doskonale wie, że prawdziwe piekło życia niemal z każdej rozgrywki potrafią zrobić dwie cywilizacje - Japończycy i Zulusi. Tokugawa odpadł jednak w przedbiegach. Dlaczego? Bo Czaka był czarny. Brzmi to rasistowsko, to prawda, ale jakoś tak wyszło, że bardziej mnie przeraża - a co za tym idzie bardziej pasuje do roli tego, co robi z dupy jesień średniowiecza piekło z życia - murzyński wódz z dzidą niż skośnooki samuraj z kataną. Ciekawe (i dziwne), prawda?

Blamegame

Mao Tse Tung (Ekspansywny, Protekcyjny) /Chiny
Wbrew pozorom "gra w obwinianie" to żaden nowy wymysł Jarosława Kaczyńskiego. JarKacz, atakując wszystko i wszystkich, nie odkrył Ameryki i nie wynalazł grilla, ani barbeque. "Grą w obwinianie" parali się też komunistyczni przywódcy (i na samej "grze w obwinianie" często się nie kończyło), których w "Cywilizacji IV" mamy dwóch - wymienionego już Józka Stalina oraz przywódcę komunistycznych Chin - Mao Tse Tunga (ew. Mao Zedonga). Dżugaszwiliego przyporządkowałem już do innego utworu, więc padło na skurczybyka z Państwa Środka. Prawda jest jednak taka, że obu mógłbym przyporządkować do obu piosenek - większej różnicy by nie było. Nawiasem mówiąc, Chiny to moja ulubiona cywilizacja w "Civilization IV". Tyle że nigdy nie gram jako Mao, a jako Quin Shi Huang, znacznie lepiej pasujący do mojego stylu gry.

Lost in the World

Pacal II (Ekspansywny, Skupiony na finansach) /Majowie
Spośród wszystkich cywilizacji dostępnych w grze właśnie Majowie zdają się być najbardziej "zagubieni w świecie". Oczywiście wyłącznie z punktu widzenia historycznego, bo w "Cywilizacji IV" Majowie dają radę. Jedyne co idzie ciężko, to zapamiętywanie nazw miast, gdyż te są horrendalnie trudne - takie Dzibilchaltun należy do tych z puli łatwiejszych do wymówienia.

Who Will Survive in America

Abe Lincoln (Filozoficzny, Charyzmatyczny) /US i A
Na koniec swojej fantastycznej płyty Kanye West stawia jedno pytanie: "Kto przeżyje w Ameryce?". Panie West, jak to kto?! Wielkie prezydent tego kraju!!! Sądzę, że Abraham Lincoln dałby radę. - Panie Macieju - odzywa się ktoś z sali - ale Lincolna to zamordowali. Zastrzelili go w teatrze. Pif paf i leżał. Z dziurą w głowie. Bo nie miał tytanowej płytki wstawionej w miejsce płata czołowego. Także tego, panie Macieju, co jak co, ale Abe to taki słaby przykład.

- W ogóle to słaby ten tekst. - "ktoś z sali" kontynuuje - Może jeszcze pan powie, że zdaje historię rozszerzoną na maturze. Nie? To całe szczęście. Ale płycie też się pan nie przysłuchał. Co to w ogóle za porównywanie? Utwory muzyczne, wyższą sztukę, zestawiać z jakąś chałą, rozrywką dla mas, z gierką? Panie Macieju, skończ pan!!! Dobranoc.

Gentleman na Woodstocku, czyli kogo jeszcze Jurek powinien zaprosić...

jakiś Niemiec i sadzoooonki

Parę dni temu kulę ziemską obiegła informacja: Na nastym z kolei Przystanku Woodstock wystąpi jedna z gwiazdek światowego reggae, pochodzący z Niemiec Gentleman. Nie żebym kiedykolwiek tego człowieka słuchał, ale to fame'owa postać, zwłaszcza w Polsce i Europie. Nie będę tutaj zbierał cyferek i sporządzał tabelek, mających obiektywnie wycenić, czy Gentleman jest sławniejszy od Papa Roach, ubiegłorocznej gwiazdy Przystanku Woodstock. Wymienię za to kilka zespołów, które chętnie bym w okolicach Kostrzyna nad Odrą zobaczył i posłuchał. Większość to pobożne, niemożliwe do zrealizowania życzenia, lecz co z tego? Pomarzyć zawsze można, a jeśli jedno z tych marzeń się spełni, to pojadę na Woodstock 2 tyg. przed rozpoczęciem, ustawię namiot pod sceną i - jak już festiwal ruszy pełną parą - będę relacjonował go na żywo.

Czytaj dalej >>

Skąd to znam?

Dodawany niegdyś do "Rzeczpospolitej" "Magiczny świat jazzu", tom 5 - "Polskie zespoły jazzowe - nasze najlepsze" - CD nr 2, track nr 8. Możecie też przycisnąć "czytaj dalej" (jeśli jesteście na głównej), posłuchać "Wszyscy czekamy" Kazimierz Jonkisz Quintet i poznać dalszy ciąg tej zabawy...

Czytaj dalej >>

Nowe Looptroop Rockers, czyli subiektywne top 5 albumów od Szwedów

Od 9 marca w Szwecji można kupić "Professional Dreamers" - kolejny krążek mojego ulubionego Looptroop Rockers. Na razie słyszałem tylko singiel, póki co mam problemy ze sprowadzeniem albumu do Polski. To może, tak w ramach przypomnienia, 5 płyt od Szwedów, którymi jaram się najbardziej:

Czytaj dalej >>

Nieznany, a szkoda: Kubson

Być raperem i nagrywać w studiu Pierwsze Pięterko to trochę obciach. Coś jak być seryjnym mordercą, który zabija, używając pistoleciku, aby zdobyć pieniążki. Z drugiej strony kwestia zdrobnień i nazewnictwa przestaje mieć znaczenie, kiedy seryjny morderca jest skutecznym seryjnym mordercą, a raper raperem zasługującym na uwagę. Do takich MCs niewątpliwie zalicza się Kubson. A przecież nagrywa w Pierwszym Pięterku.

Zaczynał w roku '98, kiedy ja chodziłem jeszcze do zerówki, Francja wygrywała Mundial, a swoją światową premierę miał teleturniej "Milionerzy". Właśnie wtedy wraz z Gąsiorem i Młodym (zwracam uwagę na niezwykłą oryginalność obu pseudonimów) założył skład Retrospekcja, który w późniejszym czasie przekształcił się w Konkluzję. Lata mijały, a żadna konkretniejsza konkluzja się nie nasuwała. Jedyną konkluzją było to, że nic z projektu Konkluzja nie wyszło, mimo wspólnych retrospekcji członków grupy. Nadążacie?

W końcu Kubson nieskromnie stwierdził, że posiada talent, więc co go będzie marnował. Po co ciągle wyrywać niunie na niewydane płyty i zapowiedzi, skoro można wziąć się w garść, nagrać coś samemu i ściemnić jakąś siksę na własny wosk? Kubson zabiera zatem swoje zabawki, zabiera swojego Młodego, wykręca piruet i ląduje w tym samym Pierwszym Pięterku. Tam nagrywa swój pierwszy album, zajmując się niemal wszystkim samodzielnie, uzyskując jedynie niewielkie muzyczne wsparcie od Młodego i Stonia (głównie marketing mastering). Aha, zapomniałbym. Płyta ukazała się w 2007 roku. Tak tylko przypomnę, że przygodę z rapem i muzyką Kubson zaczął jakieś 9 lat wcześniej. Trzeba przyznać, że droga do debiutu była długa, kręta i prawdopodobnie pełna chowanych do szafy zwrotek i bitów.

Przed premierą krążka światło dzienne ujrzał teledysk zrealizowany do utworu "o Warszawie". Tak, tak, kolejny warszawski raper, który chwali Warszawę, mimo że pół Polski jej szczerze nienawidzi (co ma piernik do wiatraka? nie wiem):



"Materiał Numer Jeden", bo tak nazywa się ten album, charakteryzuje się przede wszystkim ciepłym, jazzowym brzmieniem. Puszczasz to po dniu harówy, siadasz w fotelu, sączysz herbatkę i odpływasz. Nie skupiasz się na tekstach, na przekazie Kubsona. Słuchasz tych odprężających, chilloutowych bitów i rozkładasz je na pojedyncze dźwięki, zachwycając się każdym z osobna. Pełne zanurzenie w muzyce.

Nurkowanie w serwowanych przez Kubsona tekstach jest już znacznie trudniejsze. Nie dlatego, że są one złe. Wręcz przeciwnie, są one bardzo ciekawe. Trochę odtwórcze, ale naprawdę interesujące. Dominuje szczerość i prawdziwie historie, w których nie ma nie tylko pościgów, wybuchających helikopterów na tle szklanych drapaczy chmur i gangsterki, ale też pozowania na kogoś, kim się nie jest. Propsy za to - polska rapgra jest już wystarczająco przeładowana pozerstwem i hipokryzją. Inna sprawa, że nazywanie jakiegokolwiek numeru "hehe" to niezły strzał w śledzionę. Czekam, aż ktoś nagra utwór "xD", "zw" lub "papapapapapa :*".

W każdym razie "Materiał Numer Jeden" został przyjęty całkiem przychylnie, choć raczej nie był to materiał numer jeden w 2007 roku. No, o ile można jakkolwiek przyjąć cokolwiek, co dociera do garstki potencjalnych zainteresowanych tematem. Popularność? Zerowa. Debiut Kubsona długo znała grupka zapaleńców. Dziś może zna go nieco więcej osób, ale wciąż byłbym ostrożny w nazywaniu ich czymś więcej niż właśnie grupką zapaleńców.

Pozytywnych recenzji jednak nie brakowało, a że Kubson zdawał sobie z nich sprawę, to zaczął pracować nad nowym albumem. Początkowo miał się on ukazać jeszcze na jesieni 2008 roku, ale sprawy tak się niefortunnie przedłużyły, że druga płyta warszawiaka - "Igła w stogu PCV" - ukazała się dopiero w styczniu bieżącego roku. Nie mam bladego pojęcia, jaki wpływ na tak drastyczną obsuwę miały ptasia i świńska grypa, rzeź polskiego kina za sprawą superprodukcji "Och, Karol!" oraz liczne sukcesy polskiej reprezentacji w piłkę nożną pod wodzą Franciszka Smudy. Wiem tylko, że takiej obsuwy nie powstydziłby się polski rząd, znany z dynamicznej budowy autostrad.

"Widzę scenariusz 15-ego "Batmana" - 2,5 godziny napierdalania tysiąca Jokerów naraz"

Płyta robi wrażenie. Nawet wizualne. "Igła w stogu PCV" zaskakuje ciekawym, klimatycznym designem oraz bogatą w informacje dotyczącą sampli wkładką na wysokiej jakości papierze (szkoda, że z gatunku tych śmierdzących). Takiej poligrafii, estetyki, dbałości o szczegóły nie znajdzie się na żadnym innym, podziemnym wydawnictwie hip-hopowym. Jestem tego pewien.

Tym razem Kubson nie potrzebował już muzycznego wsparcia (no, mix i mastering to znów robota Stonia). "Igła w stogu PCV" brzmi bardzo podobnie do "Materiału numer jeden". Ponownie czilaucik, odpoczynek po dniu harówy. Tylko głowa jakoś częściej i mocniej się kiwa. Bardziej chwytliwe te bity - nie że słuchasz i się zachwycasz, tylko słuchasz, zachwycasz się i czujesz to. Progres? Zależy co kto lubi. No chyba, że pytanie dotyczy strony warsztatowej, ale jeśli tak, to nie powinno być ono skierowane do mnie, "znawcy za 2 złote".

Za to z całą pewnością mogę stwierdzić, że Kubson rozwinął się w pisaniu tekstów. Na "Igle w stogu PCV" utwory są ciekawsze i bardziej zajmujące. Pierwsze 4 numery momentalnie wpadły w ucho, podobnie jak traktujące o internetowej durnocie "Japgaleria" czy atakujące współczesny show-biz "Kilo artystów poproszę". A wszystko dalej w swoim charakterystycznym stylu, którego fundamentami są chropowaty głos i czilautowe flow.

Nie ulega wątpliwości, że Kubson nie robi rapu dla każdego. Bliższe rzeczywistości byłoby przypuszczenie, że robi rap dla wąskiego grona odbiorców. Nie zmienia to jednak faktu, że warszawiak zasługuje na większą popularność. Ma mega talent, jego bity są genialne, mają fantastyczny klimat i spokojnie mógłby sprzedawać je połowie sceny. Obie płyty grają u mnie cały czas. Bardzo chętnie przytuliłbym też nowy kompakt od Kubsona. Nazwałbym go Dżordż i bym go pieścił, tulił, ściskał... Mam nadzieję, że nie będę musiał czekać kolejnych 4 lat. Póki co, obiecajcie mi, że sprawdzicie "Materiał numer jeden" i "Igłę w stogu PCV".

Kubson jest nieznany, a szkoda, bo nagrywa konkretne rzeczy.

www | "Igła w stogu PCV" promomix - odsłuch

Najwięksi Małysze wśród muzyków

Adam Małysz kończy karierę. Ten sam Adam Małysz, który skakał od zawsze. Ten sam, który od zawsze zdobywał trofea. Smutne. Na otarcie łez przygotowałem zestawienie największych Małyszów wśród muzyków. Jesteście ciekawi?

Czym musi cechować się muzyk, żeby być idealnym Małyszem wśród muzyków? Przede wszystkim powinien odnosić sukcesy na arenie międzynarodowej. Wypadałoby też, żeby był skromnisiem, grał w reklamach, jadał bułkę z bananem. No i musi mieć wąsy. Wąsy to podstawa. Właściwie, tworząc to zestawienie, kierowałem się jedynie wąsami. Pod uwagę brałem tylko wąsaczy, przez co wielu wybitnych muzyków się tutaj nie załapało, za to jest Krzysztof Krawczyk.

Uprzedzę jeszcze, że to nie jest tak, że twórczość niżej wymienionych muzyków znam doskonale. O części wręcz dopiero co usłyszałem, bawiąc się w mały research. Posiłkowałem się wpisami encyklopedycznymi, to powinno wystarczyć:


George Benson

+ Otrzymał 8 nagród Grammy. Można powiedzieć, że z nagrodami Grammy trochę jest tak jak z medalami Mistrzostw Świata w skokach narciarskich. Małysz ma na koncie 6 takich medali. Patrząc na to matematycznie, to nie Benson powinien aspirować do roli muzycznego Małysza, a Małysz do roli sportowego Bensona. Patrząc na to realistycznie, nie chcę mi się w to wierzyć. Adam Małysz, gdyby chciał, mógłby być nie tylko największym człowiekiem w Drodze Mlecznej, ale też w uniwersum Start Treka. Skoro Pokojową Nagrodę Nobla otrzymał swego czasu Barack Obama, to Małysz powinien otrzymać ich już dziesiątki, choćby za uspokojenie sytuacji przed polskimi telewizorami - kiedy lata Małysz, nikt nie odważy się przełączyć na "Na dobre i na złe" lub "Na wspólnej".

- Gdyby Adam Małysz dowiedział się, że zestawiam z jego postacią osobę George'a Bensona, to najprawdopodobniej w pierwszej chwili by się nie obraził, bo to przecież wielki muzyk (choć z drugiej strony nie podejrzewam, żeby prosty skoczek z Wisły w ogóle jazzowego gitarzystę kojarzył). Kiedy jednak Małysz zobaczyłby, jak wygląda wąs, a właściwie wąsik, Bensona, pewnie uśmiałby się do łez. Kiedy przypomniałby o tym sobie podczas oddawania konkursowego skoku na mamucie w Planicy, najpewniej wyciąłby w powietrzu parę salt i piruetów, na koniec lądując na 250. metrze. Kilkuset kibiców w kraju i na świecie padłoby na zawał, Walter Hoffer odwołałby kilka następnych sezonów Pucharu Świata, a sędziowie solidarnie wystawiliby Małyszowi po 21 punktów za styl.

- George Benson został profesjonalnym muzykiem w wieku 19 lat. Małysz pierwsze skoki w Pucharze Świata oddawał, mając lat 16. Ba, od razu zdobył punkty do klasyfikacji generalnej. I kto tu jest większym kozakiem?

Frank Zappa

+ Konkretne wąsiska.

+ Człowiek renesansu - nie dość, że muzykował i w dodatku muzykował niebanalnie, to jeszcze bawił się w film, grając, reżyserując, produkując i pisząc scenariusze. Adama Małysza także należy nazwać człowiekiem renesansu. Z dwóch powodów. Po pierwsze, 4-krotny zdobywca Pucharu Świata w skokach to doświadczony aktor, mający na koncie takie kasowe hity jak "Reklama zup Winiary" (4 nominacje do Złotych Globów, w tym za najlepszą rolę pierwszoplanową) oraz "Reklama czekolady Goplana" (Złota Palma w Cannes). Po drugie, Adam Małysz prezesuje Polskiemu Związkowi Sportowców Skromnych i / lub Nieśmiałych.

- Wikipedia says: "Bardzo apodyktyczny, narzucał innym swoją wolę". Jeśli Adam Małysz jest apodyktyczny to o. Tadeusz Rydzyk jest udziałowcem TVN-u. Adam Małysz na zawsze pozostanie w pamięci jako skromny, mający swoje cele, ale nie dążący do nich po trupach, profesjonalista, którego nie da się nie lubić. Można pokusić się o stwierdzenie, że gdyby podopieczny trenera Hannu Lepistoe kiedykolwiek postanowił wystartować w wyborach prezydenckich, to wygrałby je z 99% poparciem. Co z tego, że nie ma pojęcia, czym jest Rada Bezpieczeństwa Narodowego? Przecież on taki sympatyczny i przystojny...

Krzysztof Krawczyk

+ Razem z Małyszem, Bronisławem Komorowskim i dyrektorem Wiśniewskim mógłby założyć Klub Prawdziwych Polskich Wąsów. Wąsy Krzyśka Krawczyka zdają się być ze stali, są więc symbolem męstwa, piękna i ciągłości władzy państwowej. Takie Wąsy są atrybutem prawdziwego macho, prawdziwego samca alfa. Te Wąsy zdają się żyć własnym życiem. Podejrzewam, że same się odżywiają i oddychają, że żyją w pełnej symbiozie z organizmem pana Krawczyka. Te Wąsy, gdyby tylko chciały, mogłyby rządzić światem. Samodzielnie. I - zważając na to, że są to Wąsy nieśmiertelne - do końca świata i jeden dzień dłużej.

- Krzysztof Krawczyk jest honorowym obywatelem Łodzi i Indianapolis. Łódź spoko, ale jeśli pytacie, czy Widzew, czy ŁKS, to powiedźcie wcześniej, komu Wy kibicujecie. Jeśli zaś chodzi o Indianapolis, to niestety, panie Krzysztofie, to miasto przekreśla pana szansę na zostanie największym Małyszem wśród muzyków. Indianapolis leży w Stanach. W tych samych Stanach co Salt Lake City. A w Salt Lake Małysz nie tylko zdobył srebrny i brązowy medal Igrzysk Olimpijskich, ale także się poobijał na zeskoku, a co jak co, ale poobijany Małysz to nie jest to, co tygryski lubią najbardziej.

- Co by nie mówić, Krzysiu Krawczyk to jeden z wielu polskich symboli obciachu. Adam Małysz symbolem obciachu nigdy nie był, nie jest i nigdy nie będzie. Czasem może po nim widać, że to prosty chłopak z tatrzańskiej pipidówy, ale to już nie symbol obciachu, a swój chłop, który może nie ma 168 IQ, ale za to jest Profesjonalistą przez wielkie P.

- Nie żebym miał coś do grubych (byłoby to w moim przypadku szczytem hipokryzji), ale Krzysztof Krawczyk nie może być Adamem Małyszem muzyki, mając nadwagę wypisaną na czole.

Freddie Mercury

+ Wąs pierwsza klasa.

+ Czy to nie przypadkiem Freddie Mercury śpiewał, że WE ARE THE CHAMPIONS? Znacie jakiegoś polskiego sportowca, który może śpiewać ten nieśmiertelny przebój bez zająknięcia i bez oddechu armii internetowych hejterów na karku? Bo ja tak. Jest nim Adam Małysz (mimo że nie podejrzewam go o to, że w ogóle potrafi śpiewać).

+ Chudziutki, filigranowy. Gdyby był skoczkiem narciarskim i rozpoczynałby swoją karierę już "po" Małyszu Włodzimierz Szaranowicz najpewniej nazwałby go nowym Adamem Małyszem skoków narciarskich. Jest wysoce prawdopodobne, że również nazwałby Mercury'ego "fighterem".

- Freddy Mercury otwarcie mówił o tym, że jest biseksualistą. Nie żebym cokolwiek miał do osób o innej niż heteroseksualna orientacji seksualnej, ale jeśli już szukamy największego Małysza wśród muzyków, to dążymy do wzorca. Małysz o niczym otwarcie nie mówi. Chyba że o zakończeniu swojej kariery.

Jimi Hendrix

+ Wąsy są? Są.

+ Najwybitniejszy gitarzysta w historii. Miło nam się robi, gdy Adama Małysza nazywa się najwybitniejszym skoczkiem narciarskim od chwili narodzin Chrystusa. Wprawdzie jest to trudne do ustalenia w sposób obiektywny, ale... Jeśli nie Małysz jest tym "naj", to kto? Ten fiński striptizer? Wolne żarty.

- Urodził się w Seattle. Seattle leży całkiem blisko i brzmi niebezpiecznie podobnie jak Salt Lake City. A Salt Lake City nie lubimy.

- Zmarł w wieku 28 lat. W wieku 28 lat Adam Małysz miał krótką przerwę w zdobywaniu trofeów. Ogólnopolska prasa pobrzękiwała coś o kryzysie wielkiego skoczka, wielu nawet przestawało w niego wierzyć, ale jurny Polak jeszcze nie raz i nie dwa zagrał niedowiarkom na nosie. Istnieje kilka hipotez dotyczących śmierci Hendrixa. Jedna z nich mówi, że była ona spowodowana udławieniem się własnymi wymiocinami oraz zatruciem barbituranami. Nie mam zielonego pojęcia, czym są barbiturany, ale nie potrafię sobie wyobrazić, żeby Adam Małysz z życiem pożegnał się w tak idiotyczny sposób. Gdy Małysz umrze, będzie miał 115 lat. Będzie też opłakiwany - prezydent zarządzi dwutygodniową żałobę narodową, TVN24 przez 3 miesiące nie będzie poruszać innego tematu, a wnuk kardynała Dziwisza zaproponuje pochówek na Wawelu.

Prince

+ Prince w swoim dorobku ma setki opublikowanych utworów. Tajemnicą poliszynela jest to, że dużo więcej kawałków urodzony w Minneapolis muzyk nagrał i schował głęboko w szafie, nigdy ich nikomu nie pokazując. Coś jak Małysz - setki oddanych skoków w konkursach i kilka razy więcej na treningach. Różnica jest taka, że skoki treningowe Małysza widział Polo Tajner - idealny, jedyny słuszny kandydat na maskotkę ew. Zimowej Olimpiady w Zakopanem.

- Taki wąsik jak Prince Małysz nosił już w przedszkolnej grupie "starszaków". Inni chłopcy z małego Adasia się trochę podśmiewali, lecz dziewczynki były jego. Małysz pierwszy i nie ostatni raz pokazał tym samym światu, kto jest szefem.

- Wg Wikipedii Prince "zaliczany jest do największych ekscentryków rockowych". Małyszowi do ekscentryzmu daleko. Tak jak do innych -izmów: alkoholizmu, materializmu i dodupizmu. Jedynym -izmem, z którym Małysz się mocno zaprzyjaźnił, był, jest i będzie profesjonalizm.

Carlos Santana

+ Swoją przygodę z muzyką zaczynał od skrzypiec. Dopiero później został gitarzystą. Adam Małysz również nie od razu Rzym Kraków karierę skoczka narciarskiego zbudował. Wcześniej był kombinatorem norweskim. Wbrew pozorom wcale to nie oznacza, że dużo kombinował i oszukiwał norweski odpowiednik ZUS-u na miliony koron. Mało tego, kombinacja norweska nie ma nic wspólnego z uprawianym przez niego (no, teraz już nie) zawodem dekarza, w którym być może stosuje się kombinerki wyprodukowane w Norwegii. Kombinatorzy norwescy robią to co skoczkowie narciarscy i Justyna Kowalczyk - skaczą i w kółko obwiniają o swoje porażki chore na astmę Norweżki biegają na nartach. Czyli to taka dyscyplina, w której ani Małysz, ani Kowalczyk prochu by nie wymyślili, ale jakby połączyć ich metodą znaną z Dragon Ball Z w jeden organizm, to prawdopodobnie nie tylko Polak byłby mistrzem świata w kombinacji norweskiej, ale również gołymi "ręcoma" obaliłby komunizm w Chinach. Ani Małysz, ani Kowalczyk Dragon Ball Z nie oglądali, także plany wygnania czerwonych z Dalekiego Wschodu spełzły na niczym. Małysz zarzucił kombinacje norweską i stał się najlepszym skoczkiem w historii.

- Carlos Santana jest Latynosem, nikt nie zaprzeczy. Widział kto kiedy Latynosa na śniegu? Ja widziałem jedynie "reggae na lodzie" i było to bardzo śmieszne. A Adam Małysz nie jest śmieszny. Nie jest też Latynosem i nie słucha reggae.

- Carlos Santana wypłynął podczas festiwalu w Woodstock. A Adam Małysz? Coś mi się wydaję, że on nigdy nie był nawet w Kostrzynie nad Odrą...

Kakofoniks

+ Zabawny bard mógłby Małysza uczyć sztuki zapuszczania wąsa. Tak jak cała wioska niezwyciężonych Galów, w której bardziej dziwiło to, że galijskie niewiasty i galijskie dzieciaki nie noszą wąsów niż na odwrót.

+ Skoczek z Wisły nigdy nie stosował środków dopingujących. Kakofoniks również nie należał do tych, którzy wpadali w odmęt Magicznego Napoju. Różnica między oboma panami jest jednak taka, że ten pierwszy nie sięgał po dopalacze, gdyż nie chciał. Ten drugi natomiast bardzo chciał, ale nikt go nie częstował. Istniało w końcu zagrożenie, że zacznie śpiewać.

- Jeśli Adam Małysz miałby być Kakofoniksem skoków narciarskich, to Małysza cenilibyśmy nie za zwycięstwa, a za te nieliczne chwile w jego życiu, w których nie skacze. Czyli za pasjonujące rozmowy z dziennikarzami i występy w reklamówkach. Jakie to szczęście, że Małysz jest jednak Małyszem.

- Kakofoniks to, mimo wszystko, postać fikcyjna. Adam Małysz postacią fikcyjną nie jest. Choć z drugiej strony, patrząc na to w jakich warunkach i w jakim państwie przyszło mu rozwijać swój talent, czasem zastanawiam się, czy aby na pewno Adam Małysz istnieje, czy nie jest tylko jakąś 38-milionową halucynacją, będącą efektem ściśle tajnej akcji Urzędu Ochrony Państwa albo innego WSI.


Poznaliście wszystkich kandydatów. Początkowo chciałem sam wybrać największego muzyka wśród Małyszów Małysza wśród muzyków, ale stwierdziłem, że byłoby to dużym nadużyciem. Jedna osoba decydować ma o przyrównaniu do dobra narodowego, jakim jest Adam Małysz? Nie można na to pozwolić. Przygotowałem zatem ankietę, w której każdy może ocenić, kto najbardziej zasługuje na miano największego Małysza wśród muzyków. Do dzieła!


Bez stage divingu, ale z klasą

fot. Arkadiusz Sikorski / www.emceka.pl

Chyba właśnie tak wygląda szacunek do fanów. Świetny, dwugodzinny koncert przy niewielkim spóźnieniu, którego chyba nikt nie zauważył, a przynajmniej nie słyszałem, żeby ktoś z tego powodu narzekał. W piątek, 4 marca 2011 roku w gorzowskim Miejskim Centrum Kultury zagrał Kazik Na Żywo.

Czytaj dalej >>

Historie (nie)alternatywne - Kazik Na Żywo, cz. III

W poprzednim odcinku: Kuba Jabłoński zamienia KNŻ na Lady Pank; do zespołu przychodzą Tomek Goehs i Robert "Litza" Friedrich; Kazik Na Żywo gra support przed Rage Against The Machine i staje się Kazikiem Na Żywo; wbrew zapowiedziom formacja nie kończy działalności - gra dalej, deklarując *porozumienie ponad podziałami* oraz śpiewając hymny pochwalne skierowane do ochroniarza bossa mafii pruszkowskiej; kaenżet przeistacza się z kapeli nieudanej w grupę lubianą i pożądaną; Co było dalej?

Czytaj dalej >>

Kaenżetowe top 12

Chyba wiadomo o co chodzi - 12 najlepszych, moim zdaniem, piosenek Kazika Na Żywo:

Czytaj dalej >>

Historie (nie)alternatywne - Kazik Na Żywo, cz. II

W poprzednim odcinku: Kazik, słuchając rapu, myślał, że słucha funku; nagrał dwie płyty z Jackiem Kufirskim i został Pierwszym Raperem Rzeczpospolitej; dwukrotnie wystąpił w Sopocie; nagrał płytę z Kazikiem Na Żywo, który jeszcze nie był "na żywo". Co ciekawe, album ten miał być pierwszym i zarazem ostatnim w historii dość kiepskiej kapeli. Biorąc pod uwagę, że powstała druga część tej (nie)alternatywnej historii, wnioskować można tylko jedno - to wcale nie był ostatni album KNŻ, a sam KNŻ musiał okazać się chociaż niezłym zespolikiem.

Czytaj dalej >>

4 prawdy wiadome, mówiące, że KNŻ od Kultu lepsze jest znacznie

Czy Kazik Na Żywo jest lepszy od Kultu? Prawdopodobnie nie. Są jednak takie 4 - jak to je ja nazwałem?, aha, już mam - prawdy wiadome, mówiące, że Kazik Na Żywo Kult przewyższa. Jakie to prawdy? Dlaczego są tylko 4? No już je wymieniam:

Czytaj dalej >>