Historie (nie)alternatywne - Kazik Na Żywo, cz. II

W poprzednim odcinku: Kazik, słuchając rapu, myślał, że słucha funku; nagrał dwie płyty z Jackiem Kufirskim i został Pierwszym Raperem Rzeczpospolitej; dwukrotnie wystąpił w Sopocie; nagrał płytę z Kazikiem Na Żywo, który jeszcze nie był "na żywo". Co ciekawe, album ten miał być pierwszym i zarazem ostatnim w historii dość kiepskiej kapeli. Biorąc pod uwagę, że powstała druga część tej (nie)alternatywnej historii, wnioskować można tylko jedno - to wcale nie był ostatni album KNŻ, a sam KNŻ musiał okazać się chociaż niezłym zespolikiem.

- Po nagraniu "Na żywo, ale w studio" pałkarz, Kuba Jabłoński, postanowił zrejterować z kaenżetu. Dziwić to nie powinno - skoro wszyscy wokół mówią, że to tylko jednorazowy wybryk, to z tym jednorazowym wybrykiem raczej nie wiąże się przyszłości. To tak jakby kupić kubełek Hot Wingsów w KFC i przewidzieć jego zawartość na kilka pożywnych obiadów w przeciągu kilku następnych dni. Dziwić powinno jednak to, że Kula Kazika jeszcze-wtedy-nie-Na Żywo zamienił na Lady Pank, Panasa i Borysewicza. Jarał się ich rapem głupotą i pijaństwem, czy *profejsonalnością*?

- Zapowiedzi zapowiedziami, zadziwiające zmiany barw klubowych zadziwiającymi zmianami barw klubowych, a Kazik Na Żywo jak istniał, tak istniał. W planach grupa miała nawet koncert podczas jakiegoś streetballowego święta. Żeby wywiązać się z umowy, Kazes, Burza i Kwiatek na gwałt potrzebowali pałkera. Staszewski wypożyczył więc z zespołu Kr'shna Brothers bębniarza, Tomka Goehsa. Uczył się pilnie i zdobywał wiedzę. Tak pilnie i tak ochoczo, że nie tylko zagrał na tym podrzędnym koncercie, ale też na kilkuset następnych. W KNŻ został na dłużej. Mało tego, po tragicznej śmierci Szczoty Kazik postanowił wykorzystać jego niebywały talent także w Kulcie, gdzie zresztą gra do dnia dzisiejszego.

- Zanim jednak Tomek Goehs na dobre zadomowił się w nowym zespole, Kazik Na Żywo miał się skończyć. Nie skończył się, bo: A) Staszewski zaczął parodiować gesty Jana Pawła II, co przysporzyło mu nie tylko zagorzałych, moherowych wrogów, ale też zwiększyło sprzedaż jego płyt; B) Mandaryna zagroziła, że zacznie śpiewać, jeśli KNŻ się skończy; C) cała czwórka otrzymała dokładnie w tej samej sekundzie sygnał z kosmosu, głoszący, że muzyka kaenżetu może zmienić świat, doprowadzając do wyrównania poziomów życia między biednym Południem a bogatą Północą oraz "zaszywając" dziurę ozonową; D) zespołowi zaproponowano wystąpienie w roli supportu tuż przed Rage Against The Machine;

- Koncert miał miejsce 21 czerwca 1994 roku w Warszawie. Wbrew pozorom, Kazika i spółki nie obrzucono ani jajkami, ani pomidorami, ani krzesełkami, ani nawet koktajlami Mołotowa. Wprawdzie czwórki nie żegnano owacją na stojąco, ale występ był na tyle udany, że postanowiono, że show must go on, że Kazik Na Żywo musi trwać dalej. Być może wpływ na tę decyzję miał fakt, że Rage Against The Machine było w tym czasie jedną z ulubionych formacji Staszewskiego, a Zach de la Rocha jednym z muzycznych idoli. Nawet dziś, pytając Kazika o to, czego lubi sobie posłuchać, w pierwszej kolejności wymieni właśnie RATM. Należałoby jeszcze dodać, że od tego czasu Kazik Na Żywo w końcu funkcjonował już jako Kazik Na Żywo. Powtórzę raz jeszcze: już nie Kazik, tylko Kazik Na Żywo.

Tak wygląda Wielebny?

- Kolejny przełom miał miejsce w listopadzie tego samego roku. Mniej więcej wtedy Staszewski Kazimierz pomagał chłopakom z Acid Drinkers w nagrywaniu krążka "Infernal Connection", gdzie poznaniacy zamieścili swój cover "Konsumenta" Kultu. Podczas pracy w studiu skumplował się z Robertem "Litzą" Friedrichem, a że chciał uzyskać w kaenżecie nieco pełniejsze brzmienie, poprzez dodanie drugiej gitary, to zaprosił późniejszego twórcę sukcesu Arki Noego do zespołu (znany z pobożności muzyk błyskawicznie dorobił się wśród nowych kolegów ksywki "Wielebny"). Szybko stał się kluczową postacią w KNŻ-ecie. Zdarzało się, że to Litza skupiał na sobie większą uwagę od Kazika. Ba, nawet zaczęło się mówić, że Kazik Na Żywo bez niego nie istnieje. Uwierzcie mi, Robert Friedrich to prawdziwy showman. Jeśli znacie jedynie jego wizerunek pasterza opiekującego się gromadą maluchów i śpiewającego "Taki duży, taki mały" bądź "Nie boje się", to wiele tracicie. Oj, naprawdę wiele.

- Już z Litzą w składzie kaenżet wyruszył na mini-tournee po Stanach Zjednoczych. Wracając z US i A, wykluł się pomysł nagrania nowej płyty. Ta wyszła już 24 września 1995 roku i przyjęła nazwę "Porozumienie ponad podziałami". - Oznacza ona znak pojednania między punkowo-nowofalową przeszłością Kazika, tradycyjnie rockową Burzy i Kwiatka oraz ortodoksyjnie trashmetalową Litzy i Goehsa. - pisze w "Kulcie Kazika" Leszek Gnoiński.

- Album jest niewątpliwie znacznie ostrzejszy od "Na żywo, ale w studio" oraz w znacznie większym stopniu został oparty o autorski materiał. Ze starego repertuaru znalazły się tu tylko "Dziewczyny" oraz "Konsument". Z nowych piosenek należy wyróżnić zlepek treści wszelakich, czyli "Nie zrobimy wam nic złego, tylko dajcie nam jego" oraz "Stałem się się sprawą zgonu taty z powodu mej dumy z brata", tj. jeden z najciekawszych tekstów Kazika w ogóle, który można traktować jako luźne rozwinięcie, dopowiedzenie historii z "Nie mogę istnieć bez narzekania" z solowego "Spalam się". - Szkoda, że nie można jej zaprezentować na żywo. Głos w niektórych miejscach nakłada się na siebie i zaśpiewanie przez jednego człowieka graniczyłoby z cudem. - ja również żałuję, panie Leszku.

- Największym hitem z "Porozumienia ponad podziałami" ochrzczono "Tatę dilera". To niekwestionowany przebój wszystkich koncertów Kazika Na Żywo, również w czasach obecnych. Zazwyczaj grany dwukrotnie - mniej więcej w połowie setlisty oraz na sam koniec bisów, podczas których zostaje przeciągnięty do wręcz kosmicznych długości. Za drugim razem Kazik zazwyczaj śpiewa w nieco szybszym tempie, a zaoszczędzony czas przeznacza na różne wygłupy na scenie, godnie żegnając się ze zniszczoną dwugodzinną walką w pogo publicznością. O "Tacie dilera" mógłbym rozwodzić się jeszcze długo, wskazując na charakterystyczny, zapętlony gitarowy riff i rozkładając na czynniki pierwsze bardzo ciekawy tekst, ale tym może zajmę się innym razem.

- Przez kolejne 2 lata KNŻ zdobywał popularność i koncertował. Kazik angażował się w inne projekty. 4 października 1997 roku zespół jednak przypomniał o sobie singlem "Andrzej Gołota". Tytułowy utwór to oczywiście peany na cześć wówczas bardzo popularnego, później mocno skompromitowanego polskiego boksera (lider Kultu bardzo długo ukrywał swoje zainteresowanie boksem, którym zafascynował się mniej więcej w '73 roku, kiedy Muhammad Ali bił się na pięści z George'em Foremanem podczas najsłynniejszej gali wszech czasów, która odbyła się w Kinszasie). Po kilku latach Staszewski powiedział, że jednym z niewielu kawałków, który nie powstałby, gdyby tylko mógł się cofnąć w czasie bogatszy o stosowną wiedzą, byłby właśnie "Andrzej Gołota". Trzeba jednak przyznać, że piosenka sama w sobie robiła - i robi! - bardzo dobre wrażenie, a że fizyczne wydanie singla uzupełniały łakome kąski w postaci hardrockowych wersji przebojów "Łysy jedzie do Moskwy" i "12 groszy", to trudno się było na niego nie połasić.

- Jak potoczyły się dalsze losy nieudanego zespołu, który stał się jednak zespołem udanym? Jaki na to wpływ miał meksykański film science-fiction z '64 roku? Co wspólnego z Kazikiem Na Żywo ma Zbigniew Derdziuk, obecny prezes ZUS? Czy KNŻ kiedykolwiek zagrał w Wilnie, a jeśli tak, to dlaczego w '53 roku? Na te i na parę innych pytań odpowiem w kolejnym i - na całe szczęście - ostatnim z odcinków tej historii (nie)alternatywnej.

Korzystałem z:
Gnoiński Leszek, Kult Kazika, Wyd. 1, In Rock Music Press, 2000, ISBN 978-83-86365-39-5

Leave a Reply