Gentleman na Woodstocku, czyli kogo jeszcze Jurek powinien zaprosić...

jakiś Niemiec i sadzoooonki

Parę dni temu kulę ziemską obiegła informacja: Na nastym z kolei Przystanku Woodstock wystąpi jedna z gwiazdek światowego reggae, pochodzący z Niemiec Gentleman. Nie żebym kiedykolwiek tego człowieka słuchał, ale to fame'owa postać, zwłaszcza w Polsce i Europie. Nie będę tutaj zbierał cyferek i sporządzał tabelek, mających obiektywnie wycenić, czy Gentleman jest sławniejszy od Papa Roach, ubiegłorocznej gwiazdy Przystanku Woodstock. Wymienię za to kilka zespołów, które chętnie bym w okolicach Kostrzyna nad Odrą zobaczył i posłuchał. Większość to pobożne, niemożliwe do zrealizowania życzenia, lecz co z tego? Pomarzyć zawsze można, a jeśli jedno z tych marzeń się spełni, to pojadę na Woodstock 2 tyg. przed rozpoczęciem, ustawię namiot pod sceną i - jak już festiwal ruszy pełną parą - będę relacjonował go na żywo.

Matisyahu
Skoro na Przystanku może zagrać Gentleman, skoro - założę się - również w tym roku nie będzie brakować jamajskich rytmów (line-up na LastFM zgłasza jeszcze obecność brytyjskiego Skindred), to czemu w Kostrzynie nie mógłby się pojawić Matisyahu? W końcu kto lepiej niż on pasowałby do głoszonych przez Owsiaka i utożsamianych z Woodstockiem wartości: brud, smród, tanie wino pokój, miłość, tolerancja. No kto? Łączy ze sobą reggae, rap i pierdyliard innych gatunków. Jest ortodoksyjnym żydem. Mieszka w Nowym Jorku. Matisyahu nadaje się doskonale, pomijając to, że za godzinny występ na Przystanku Woodstock zainkasowałby pewnie sporą sumkę.

Groundation
Zatrzymajmy się jeszcze na chwilę przy reggae. Matisyahu ma fame od Jerusalem do Mekki przez Nowy Jork i inne stolice konsumpcjonizmu i zepsucia moralnego, więc może chcieć zarobić zbyt wiele. Dlatego proponuję Groundation. Może rastamani z Kalifornii nie są tak woodstockowi jak ortodoksyjny żyd, choć z drugiej strony... Jakoś tak wyszło, że Owsiak stara się promować też *odjazdową kulturę wyższą*, co w zeszłym roku zaowocowało występami Justyny Steczkowskiej i Eweliny Flinty Nigela Kennedy'ego i Leszka Możdżera z kolegami. Pokuszę się o stwierdzenie, że Groundation o ten dokształcający nurt delikatnie zahacza, gdyż nie jest to zwykłe, proste roots reggae wyrwane z czeluści Kingston, ani bzdurny dancehall wyrwany z czeluści klubów i dyskotek. Reggae i jazz. Jazz i reggae. Co więcej, wbrew pozorom nie chodzi o ten sam "jazz" co zwykle, gdy zestawia się go z "reggae".

Rage Against The Machine
Zacząłem się jednak zastanawiać, czy obecność Groundation na Woodstocku jest wskazana, ponieważ prawdopodobieństwo, że podczas koncertu kalifornijskiej grupy unoszący zapach marihuany zniweluje zawartość kurzu w podkostrzyńskim powietrzu (no cóż, tego "jazzu" też by nie zabrakło) jest bardzo, ale to bardzo wysokie. Żeby nie psuć więc woodstockowego klimatu, Groundation należałoby sobie podarować, a w zamian za to zaprosić inną gwiazdę. Przepraszam, GWIAZDĘ. Rage Against The Machine. Dlaczego właśnie nich? Bo trudno nie zauważyć, że w tym roku jakoś dużo tych grup rapcore'owych bądź składów, które przynajmniej, grając rock, żyją w dobrej komitywie z rapem. Dog Eat Dog, Zebrahead, H-Blockx, Kontrust. Oczywiście RATM przy tych zespolikach to istny Zeus Gromowładny gatunku.

Kazik Na Żywo
A jeśli nie Rage Against The Machine (bo przecież Zach de la Rocha i przyjaciele wzięliby trochę kaski, pewnie więcej od Gentlemana, Groundation i Matisyahu razem wziętych) to może Kazik Na Żywo? Tak wiem, nudny już jestem. Ciągle ten Staszewski i Staszewski. Wspominam tu o KNŻ nie dlatego, że to jeden z moich ulubionych zespołów, tylko w związku z tym, że to też taki rapcore, jeśli się uprzeć. A atmosfera na kaenżecie mogłaby być niepowtarzalna. Pół miliona ludzi śpiewających "Spalam się"? Bezcenne.

Rammstein
Ale KNŻ pewno nie przyjedzie. Staszewski i Woodstock? Nie widzę tego. To może, żeby ściągnąć jeszcze więcej gości z Niemiec jeszcze jedna gwiazda tamtego rynku fonograficznego? Gentleman, Helloween i H-Blockx to już wiele, wiem. Ale jakby walnąć tak z grubej rury i zaprosić Rammstein? Chyba już dziś należałoby rozpocząć przygotowania na ewentualność próby odbicia kostrzyńskiej twierdzy przez sąsiadów zza Odry. Całe szczęście, że co jak co, ale Rammstein na Przystanku to czyste science-fiction. Już bardziej prawdopodobne byłoby to, że z uwagi na wysoką cenę cukru UFO postanowi zniszczyć Brukselę, Strabsourg i Luksemburg.

Czesław Śpiewa
To może w końcu coś realnego? Koncert Czesława Mozila jest chyba możliwy? Jak myślicie? Nie wierzę, żeby na tym swoim akordeonie udźwignął ciężar występu na dużej scenie, ale na małej, czemu nie? No chyba, że dorastającemu w Danii Polakowi od tego całego "X-Factor" w głowie się poprzewracało...

Afro Kolektyw
W zeszłym roku na Woodstocku grał L.U.C - że niby raper-nie raper w srebrnych spodniach. Nie sądzę, żeby kiedykolwiek pod Kostrzynem spadł Warszafski Deszcz... Ale Afro Kolektyw? To już całkiem prawdopodobne. Zwłaszcza, że nowy album już niedługo. Singiel zaskakuje - jednych in plus, innych wręcz przeciwnie. Pewne jest, że "Mało miejsca na dysku" będzie mniej hip-hopowe niż "Połącz kropki", które z kolei było mniej hip-hopowe niż "Czarno widzę" i "Płyta pilśniowa". Wniosek? Nadaje się. Pytanie tylko, czy Woodstock to kupi. Woodstock jak Woodstock, ja na pewno. Mała scena dla Afro Kolektywu!!!

A Wy, kogo byście najchętniej widzieli między 4 a 6 sierpnia na Przystanku Woodstock?

One Comment

  • Anonimowy
    21 marca 2011 20:46 | Permalink

    Czesław odpada. Może na małą. Tak na mała byłoby okej.
    Kazik i woodstock. Temat tak wałkowany,ze sam zainteresowany wreszcie się wypowiedział-Chce wreszcie dać glos w tej sprawie.Nie ma żadnych kwasów czy niesnasek między KULTem i organizatorami tego przedsięwzięcia.Podziwiam ich i doceniam to co robią ,pełen szacunek.Jest jedno,ale-gdzies tak od samego końca lipca do 1 wrzesnia mam wakacje i jest to dla mnie i mojej rodziny świętość.Wtedy nie zagram nigdzie i nie ma sposobu by zmienić moje nastawienie.Jak przesuną Woodstock na lipiec albo na wrzesień to jestem do pełnej dyspozycji.Ale to chyba jednak żart z mojej strony,bo nie jestem ważny na tyle by to ktoś chciał uczynić.Jestem kruszynką w tem całem interesie i jak sadzę bedziemy się spotykać przy wielu ,ale innych okazjach..

    No ale zawsze jest nadzieja na buldozych. Sami się zgłosili i walczą. Chwała im za to.
    Z gwiazd proponowałbym Manu chao.
    bije koncertowo na głowę większość artystów.
    Lub powrót Babylon Circus tak niedocenionych na wcześniejszym przystanku.
    Z polskich miło by było usłyszeć projekt Kasia i Wojtek /sam Staszewski mówi o Kasi ,ze jest najlepszym damskim głosem polskiej sceny/

  • Leave a Reply