Historie (nie)alternatywne - Kazik Na Żywo, cz. III

W poprzednim odcinku: Kuba Jabłoński zamienia KNŻ na Lady Pank; do zespołu przychodzą Tomek Goehs i Robert "Litza" Friedrich; Kazik Na Żywo gra support przed Rage Against The Machine i staje się Kazikiem Na Żywo; wbrew zapowiedziom formacja nie kończy działalności - gra dalej, deklarując *porozumienie ponad podziałami* oraz śpiewając hymny pochwalne skierowane do ochroniarza bossa mafii pruszkowskiej; kaenżet przeistacza się z kapeli nieudanej w grupę lubianą i pożądaną; Co było dalej?

- Między '97 a '99 zespół odbywa drugą już podróż do Stanów Zjednoczonych. Tym razem nie była ona równie owocna co poprzednia, której efektem było - przypomnijmy - nagranie "Porozumienia ponad podziałami". Podczas tego tripu Litza oszalał i sfochał się na resztę zespoły. Podróż powrotna do Polski minęła pod znakiem nieustannych kłótni tak ostrych i zaciekłych, że Wielebny niemal wyleciał ze składu. Całe szczęście, gdy samolot osiadł na rodzimej ziemi, Robert Friedrich odzyskał zmysły, wycofał focha i zaczął wszystkich po kolei przepraszać. Główny bohater spięcia później powiedział, że zarówno samej kłótni, jak i bzdur i nonsensów, którymi operował ze zręcznością czterorękiej małpy-żonglera, nie pamięta. Trudno w to uwierzyć. Może na umysł Wielebnego zadziałała jakaś Siła Wyższa? Bóg, Diabeł, Teenage Mutant Maryla Rodowicz? Jest w ogóle jakaś różnica?

- Atmosfera w zespole szybko się więc oczyściła. Litza otrzeźwiał, a reszta zespołu stwierdziła, że fajnie byłoby nagrać jakiś nowy album. Ten swoją premierę miał 12 kwietnia 1999 roku. Tytuł płyty - "Las Maquinas de la Muerte" - pochodził od meksykańskiego filmu science-fiction z '64 roku. Wiem, "meksykański", "film science fiction" i "z '64 roku" koło siebie brzmi jak niezłe science-fiction wymieszane z nieostrym chilli con carne. Takie "dzieło" jednak faktycznie powstało. Nie za bardzo wiem, o czym ono traktowało, ale pewnie o jakiejś *maszynie śmierci*, nie wiem, jakimś komputerze, który zabija naukowca, potem gwałci jego żonę, a tak w ogóle to chce przejąć władzę nad światem.

- Abstrahując już całkowicie od tytułu płyty, trzeba przyznać, że "Las Maquinas de la Muerte" to płyta bardzo ciekawa. Może nie aż tak hitowa co "Porozumienie ponad podziałami", może nie aż tak świeża jak "Na żywo, ale w studio", ale interesująca na pewno. Zresztą, cóż innego mógłbym powiedzieć o krążku, który rozpoczyna przemówienie Wojciecha Jaruzelskiego, informujące o wprowadzeniu stanu wojennego? Bardziej interesujące byłoby chyba tylko przemówienie tandemu Tusk-Komorowski, w którym podano by powody, dla których przyznano pośmiertnie order Virtuti Militari Magowi Magikowi I.

- Pisząc o mniejszej przebojowości "Las Maquinas de la Muerte" w porównaniu do poprzedniego materiału, miałem na myśli mniejszą przebojowość moim zdaniem. Nie można bowiem ukrywać, że sporo kawałków z ostatniej, studyjnej płyty KNŻ stało się sporymi hitami. "Legenda ludowa" to niemal równie wielki hicior co "Tata dilera", choć ja jej fenomenu nie pojmuje. Numer tytułowy, "Jerzy eine sztuczna kobieta gekonstruliert", "Jeśli kochasz więcej, to boisz się mniej" oraz "Makabra" to także całkiem smakowite kąski.

- Na osobną uwagę zasługuje "W południe", czyli najspokojniejszy numer na płycie, będący coverem pieśni Kazimierza Grześkowiaka. Nie można pominąć też "Prawdy", jedynego kawałka z "Las Maquinas...", do którego tekst sporządził Wielebny. Najbardziej lubię jednak "No speaking inglese", kręcące się wokół sloganu wypowiedzianego przez obecnego prezesa Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, Zbigniewa Derdziuka. No daj mi Derdziuk wódki, co Ci to stanowi - "Nie mogę muszę zawieźć TATOWI!"...

- Jeśli już przy *wielkiej polityce* jesteśmy to należałoby wspomnieć o innej piosence, która w jeszcze w większym stopniu nawiązuje do świata afer, kłamstw i mamienia wyborców. "Pierdolę pera". Dodajmy, że śpiewane w taki sposób, że z "Pera" robi się "Lepper". Znacie kolesia? To ten co wysypywał zboże, zabawiał się z niejaką Anetą Krawczyk, a przy okazji niebagatelnie przyczynił się do upadku *czwartej erpe* i rządu Jarosława Kaczyńskiego, najlepszego rządu wszech czasów.

taki oto obrazek wyświetla się na drugiej strony gogli po wpisaniu hasła "las maquinas de la muerte", jakieś pytania?

- Aha, przy "Las Maquinas de la Muerte" Kazik wymyślił ciekawy sposób na walkę z piractwem. Napisał na płycie: "Bez tej płyty z głodu nie umrzesz. Jeśli tak bardzo kochasz naszą muzykę, że musisz ją kupić od tego, który nam ją ukradł - to wybacz, ale nie chcemy byś jej słuchał. Kto kupuję płyty od złodzieja jest kutasem i niech spierdala - po dwakroć!". Ok, takie wybiegi Staszewski stosował już wcześniej. Tutaj umieścił jeszcze fałszywą tracklistę, zawierającą takie ciekawostki jak "Maszyny śmierdzi", "Tata dokera", "Chujami, batami", "Wolska" (Kaczyński na to wpadł parę lat później), "Kalafonia ponad wszystko" oraz follow-up do bodajże KSU "Moja wrażliwość (to moje sorry)". Na taki pomysł wpadł! Szkoda tylko, że jak kupiłem album, to myślałem, że sprzedano mi wersję piracką. ;-)

- W lutym 2000 roku KNŻ znowu wyruszył do Stanów Zjednoczonych. O ile Amerykańce, żeby zmienić coś w swoim życiu, podróżują do Las Vegas, o tyle Kazikowi Na Żywo wystarczyła po prostu kolejna wycieczka do kraju Abrahama Lincolna i sosu barbeque. - Przez moje zajęcie w neokatechumenacie blokuję zespół. - powiedział w parę miesięcy po powrocie do Polski Litza. I odszedł z zespołu. Robert Friedrich od tej pory był skupiony na liderowaniu pewnej supergrupie, Arce Noego. No wiecie, taki duży, taki mały, może oddany Bogu być. Gorzej, że przez dezercję Wielebnego istnienie Kazika Na Żywo zawisło na włosku, w końcu "Litzy nie da się zastąpić".

- Konanie kaenżetu jednak trochę trwało. W 2002 roku na półkach sklepowych wylądował "Występ". Pierwszy album "Na żywo, ale na żywo". Na gitarze Litzę zastąpił Olaf Deriglasoff. Olaf z Berlina. Osobowość mniej wyrazista niż Robert Friedrich, ale dająca na ogół radę. Album koncertowy został zarejestrowany podczas występu 31 lutego 1953 roku w Wilnie, przynajmniej tak napisano we wkładce. Ach ten Kazik, ach ten kaenżet. Więcej poczucia humoru niż w historiach (nie)alternatywnych.

- "Występ" doskonale oddał atmosferę koncertów KNŻ. Na tym dwupłytowym wydawnictwie po raz pierwszy zaprezentowano "Ja tu jeszcze wrócę" z "Melassy", "Jeszcze Polska..." ze "Spalam się" oraz eldupowe "220 V" (tu także śpiewane przez Dr Yry) w wersji kaenżetowej. Premierową kompozycją było "I'm on the top", czyli "Jestem na górze", trójmiejskiej grupy Deadlock. Szczerze mówiąc, jak na KNŻ to słabe bardzo. A to heca.

- Powolne konanie Kazika Na Żywo zakończyło się 23 maja 2004 roku, kiedy to odbył się ostatni koncert zespołu. - Nie widzę sensu i wewnętrznej potrzeby kontynuowania działalności tej grupy. - miał powiedzieć jakiś czas przed tym sam Staszewski. Później solowe numery Kazika oraz piosenki KNŻ grane były podczas koncertów kapeli Buldog. Taka mała namiastka kaenżetu. Mała namiastka, czyli coś jak cheesburger zamiast Big Maca. Niby też smaczny, ale to nie to samo.

- Niech mnie kule biją! - krzyknęli razem wszyscy fani zespołu i senator Szafraniec, kiedy dowiedzieli się, że Staszewski Kazimierz rozwiązuje swój najbardziej hardrockowy zespół. W sieci szybko zawiązała się akcja, namawiająca lidera Kultu do zmiany decyzji i reaktywowania KNŻ. W końcu fani dopięli swego. 29 maja 2008 roku zapadła decyzja o wskrzeszeniu umarlaka. W dodatku umarlaka ze swoich najlepszych czasów, czyli z lat 1995-2000, kiedy na gitarze zaiwaniał nie trochę nudnawy Deriglasoff, a Litza Wielebny Przenajświętszy. Prawdopodobnie było to pierwsze zmartwychwstanie od czasu zmartwychwstania Jezusa Chrystusa, kiedy zmartwychwstały podmiot zmartwychwstał w swoim najlepszym i najpełniejszym obliczu.

- Pierwszy koncert odbył się w moje 17. urodziny, 14 lutego 2009 roku, w toruńskiej Od Nowie. 3 miesiące później KNŻ dwukrotnie grał w warszawskim Palladium. Na jednym z tych koncertów bawiłem się ja i bawiłem się świetnie. Nie będzie przesadą, jeśli powiem, że był to mój najlepszy koncert w życiu.

- W lipcu tego samego roku Kazik Na Żywo wystąpił podczas festiwalu w Jarocinie. Podejrzewam, że musiało być tak bosko, że Przenajświętsza Panienka z wrażenia straciła dziewictwo. Jeśli kiedykolwiek Staszewski będzie łaskaw pojawić się na Przystanku Woodstock, najlepiej z kaenżetem, to przypuszczam, że wszyscy święci nie tylko będą balować w niebie, ale będą balować w stylu rzymskim - urządzą sobie przeogromną orgię.

- Początkowo KNŻ miał koncertować tylko w większych miastach Polski, mniej więcej raz na miesiąc. Jak widać, pomysł chyba upadł, skoro już dzisiaj zespół wystąpi w gorzowskim MCK. Relacje w przeciągu kilku następnych dni.

- No i chyba najważniejsze - brak pogłosek o kolejnej, trzeciej już, śmierci Kazika Na Żywo. Ba, niektórzy nawet przebąkują, że powoli wykluwa się pomysł na nowy, studyjny album Kazesa, Litzy, Goehsa, Burzy i Kwiatka. Lepiej być nie może.

- To nie moje są słowa. To legenda ludowa.

Korzystałem z:
Gnoiński Leszek, Kult Kazika, Wyd. 1, In Rock Music Press, 2000, ISBN 978-83-86365-39-5

2 Comments

  • 7 marca 2011 16:32 | Permalink

    Wykluwa się,wykluwa...na jesieni wykluje się pewnie,bo zapowiadano na maj. Taki to nasz wydafca. Nowa płyta KNŻ "Bar la Curva" zwać się będzie.Jedna przeszła z Litzowej Luxtorpedy którą teraz dopracowuje.

  • 3 października 2016 10:59 | Permalink

    Did you know that you can generate cash by locking selected pages of your blog / site?
    To start you need to open an account on Mgcash and use their content locking tool.

  • Leave a Reply