Przez dyskografie: Kult


Kult
Kult
Polton, 1986

3.5

Znany z koncertowej działalności zespół w końcu debiutuje. Choć nie do końca tak, jakby chciał. Przede wszystkim ze względu na działającą wówczas cenzurę. Wiele utworów zwyczajnie nie przeszło (odrzucono choćby "Wolność", "Wódkę" i "Polskę"). Całe szczęście nie wykreślono wszystkich hitów - jest "Krew Boga", jest "Konsument" i bardzo popularne na początku działalności Kultu "1932 - Berlin". Mocne teksty i przeciętne brzmienie składają się na całkiem dobry album, który jednak znaczy niewiele w odniesieniu do najważniejszych pozycji w dyskografii macierzystej formacji Kazimierza Staszewskiego. Ale to debiut, w dodatku z paroma przebojami, tak więc pomijać go zwyczajnie nie wolno.


Kult
Posłuchaj, to do Ciebie
Klub Płytowy "Razem", 1987

4.0

Tu należałoby oceniać dwie różne wersje: winylową od Klubu Płytowego "Razem" oraz kompaktową, wydaną nakładem SP Records parę lat później i wzbogaconą o absolutne szlagiery (m.in. "Polska", "Piosenka młodych wioślarzy", "Do Ani"), które oczywiście znacząco podniosły poziom krążka. Pierwotnie również nie było źle - tym razem weszła "Wódka" (jako "Na całym świecie źle się dzieje, koledzy"), pojawiły się też inne hity (chociażby "Post" i "Hej, czy nie wiecie"). Na, jak mawiają Czesi, cedečku "Posłuchaj, to do Ciebie" wypada rewelacyjnie, owszem. Tyle że noty obu wersji należałoby uśrednić. Stąd "tylko" czwóreczka.


Kult
Spokojnie
Polton, 1988

5.0

Szczytowe osiągnięcie. Najbardziej spójne ze wszystkich autorskich wydawnictw Kultu. Niepowtarzalny klimat odnaleźć można tu w każdym, dosłownie w każdym, utworze. Niezależnie od tego, czy Kazik kocha ("Do Ani" - najlepszy lovesong w dziejach krajowego rocka ever), czy politykuje ("Arahja" - kto celniej oddał paranoję podzielonego Berlina?), czy atakuje kler ("Patrz!"), czy odwołuje się do Biblii, śpiewając ku pokrzepieniu serc ("Jeźdźcy"). Niesamowite organy Hammonda, długa, nienudząca się, jamowa kompozycja ("Tan") i teksty, które przejdą (jeśli już nie przeszły) do artystycznej historii tego kraju. A mówiąc krócej: jedne z najważniejszych piosenek polskiej muzyki rozrywkowej. Nie tylko schyłku PRL-u, ale i w ogóle. Swego czasu miałem na kompakcie, winylu i kasecie magnetofonowej. Taki to wielki album.


Kult
Tan
Polton, 1989

2.0

Podręcznikowy przykład na to, jak nie powinno się robić płyt koncertowych. Kult na żywo to coś nadzwyczajnego, atmosfera nieporównywalna z żadnym innym rodzimym zespołem rockowym. Tu tego nie słychać. Materiał istotny właściwie tylko z dwóch powodów: "Polska" pojawia się po raz pierwszy w oficjalnym obiegu (na "Posłuchaj, to do Ciebie" dopiero parę lat później w wersji kompaktowej). Oprócz tego, na "Tan" trafiają "Młodzi Warszawiacy", świetny utwór wyśmiewający szpanerstwo ze stolicy i, jakby to powiedzieli hip-hopowcy, propsujący ekipę KSU z Ustrzyk Dolnych. Poza tym: nie warto. Ale okładka świetna. Aż powiesiłem na ścianie.


Kult
Kaseta
Arston, 1989

3.0

"Najczystszy rockowo" album Kultu. Najbardziej gitarowy. Przez to trochę... nudny. Gdyby nie dwie ostatnie kompozycje, "Kaseta" mogłaby właściwie nie istnieć. Pierwszą jest "Czekając na królestwo J.H.W.H.", czyli Kazik jasno i klarownie wykładający, z czym kojarzy mu się władza. Druga to jeden z najważniejszych i największych szlagierów Kultu. Mianowicie, "Po co wolność". Utwór, w którym Staszewski mocno buntuje się przeciw systemowi (swoją drogą, kawałek ten wykorzystałem na maturze). Aktualny zarówno dziś, jak i wczoraj (zresztą, mógłby być aktualny także przed dwoma tysiącami lat, kiedy to Rzymian zaślepiano "chlebem i igrzyskami"). Tu też fantastyczna okładka. Tyle że ta wisi nie na mojej ścianie, a na moim torsie. Ale zawartość krążka to tzw. "mocny średniak". Pamiętajcie jednak, że gdyby nie końcówka materiału, mówiłbym o "słabiźnie".


Kult
45-89
Arston, 1990

3.0

Bardzo nierówny album, rozliczający się, w założeniach, z okresem socjalizmu w Polsce. Sugeruje to tytuł płyty oraz jej początek. Najpierw, jeden z pierwszych rodzimych utworów opartych na samplach, w którym, co istotne, przewijają się m.in. wypowiedzi I Sekretarzy KC PZPR. Potem kawałek o wiele mówiącym tytule - "Komuna mentalna". Dalej już ta oczywistość wyraźnie zanika. Wyróżnić należy świetnych "Studentów" i równie rewelacyjną "Totalną militaryzacją". Poza tym: średnio lub wręcz słabo. Szczególnie w piosenkach anglojęzycznych - nawet tych będących pokłosiem egzotycznej trasy koncertowej Kultu... w Brazylii. Brakuje tu "ujednolicenia" poziomu, ale z uwagi na kilka mocnych sztosów, muszę nazwać "45-89" czymś więcej niźli tylko "przeciętniakiem".


Kult
Your Eyes
Zic-Zac, 1991

4.0

Dwanaście naprawdę dobrych piosenek (w wersji kompaktowej aż szesnaście). Ba, są tu nawet prawdziwe hiciory, choć, w zalewie innych szlagierów Kultu, często pomijane i zapominane. Dla przykładu: "6 lat później" - lovesong równie wyśmienity co "Do Ani", acz już nie tak prosty i uniwersalny w przekazie. Albo "Generał Fereira", lepiej znany jako "Rząd Oficjalny". Mało kto wie, że był to jeden z najdłużej utrzymujących się numerów Kazika na Liście Przebojów popularnej "Trójki". "Your Eyes" zasługuje na uznanie również z uwagi na kawałki nieco mniej znane, takie jak "Marność", "Zgroza" czy "Parada wspomnień". Swego czasu był to mój ulubiony krążek Kultu. Dziś już nie, lecz naprawdę trudno nie dostrzec, że stoi na bardzo wysokim poziomie.


Kult
Tata Kazika
SP Records, 1993

5.0

Strzał w dziesiątkę. Cały album z piosenkami taty Kazika, Stanisława Staszewskiego, w nowych, mniej lub bardziej zmienionych aranżacjach. Strzał w dziesiątkę, zarówno pod względem artystycznym, jak i komercyjnym. To bodaj najlepiej sprzedająca się płyta Kultu - nie pamiętam, w jakim nakładzie rozeszła się do tej pory, ale egzemplarze należy liczyć w setkach tysięcy (w dzisiejszych czasach - nie do pomyślenia). A sukces artystyczny? Proszę Was. Kult uczynił z pieśni barda przeboje, które sprawdzają się i na antenie popularnych stacji radiowych, i podczas koncertów rockowych. Kto nie zna "Baranka"? Albo "Celiny"? Drugie (i ostatnie) arcydzieło formacji Kazika.


Kult
Muj Wydafca
SP Records, 1994

4.5

Mocny, równy krążek. Jeden z moich ulubionych. Co numer, to przynajmniej dobry. A zazwyczaj rewelacyjny. Kolejny kapitalny lovesong ("Lewe lewe loff"), dwa wyśmienite covery ("Pasażer" Iggy'ego Popa i "Dziewczyna o perłowych włosach" węgierskiej Omegi) i mnóstwo ostrych tekstów Staszewskiego skierowanych a to w stronę polityków ("Keszitsen kepet onmagarol"), a to w kierunku podatkobiorców ("Ręce do góry") lub, już ironicznie, własnego wydawcy ("Muj wydafca"). Jedna z tych płyt, na której każdy utwór niesie treść wartą zapamiętania. Poważnie, Kazik jest tu chyba w najwyższej formie w karierze. Szkoda, że brak tu tego "czegoś", co zrównywałoby album ze "Spokojnie" i "Tatą Kazika". Mimo tego: i tak warto.


Kult
Tata 2
SP Records, 1996

4.5

Powtórka z rozrywki. Ale za to jaka! Kazik dogrzebał się do jeszcze paru utworów swojego taty i wraz z zespołem znów je zaaranżował tak, aby sprostać wymogom współczesnego słuchacza. Materiał zgromadzony na "dwójce" jest jednak trochę posępniejszy, spokojniejszy i mniej przebojowy. Tu hitów do radia wielkości "Baranka" już nie ma, ale są za to takie rzeczy jak "Nie dorosłem do swych lat", "Śmierć poety", czy "Kochaj mnie, a będę twoją" z gościnnym udziałem... Violetty Villas (moooooooooooc!). I głównie dlatego nie obcujemy z arcydziełem. To bardziej "mniej uniwersalna" rewelacja. No chyba że w duecie. Pokuszę się o stwierdzenie, że "Tata Kazika" i "Tata 2" to wzajemnie uzupełniające się kompakty i najlepiej poznawać je razem. Przed '96 nie można było tego robić - współczuję tym, którzy musieli czekać 3 lata, żeby móc się o tym przekonać.


Kult
Ostateczny Krach Systemu Korporacji
SP Records, 1998

4.5

Album Kultu, któremu najbliżej do solowych dokonań Kazika (wiecie, jakieś skrecze się pojawiają, w dodatku autorstwa cenionego DJ Feel X-a). Co nie oznacza, że zespół zatracił swój charakter. Nic z tych rzeczy. Jest sekcja dęta z waltornistą, Bananem, na czele. Co nie zmienia faktu, że to także najbardziej hardrockowa płyta w historii Kultu. A ponadto istna kopalnia hitów. "Gdy nie ma dzieci" to tylko wierzchołek góry lodowej. Przecież znalazło się tu jeszcze miejsce dla "Dziewczyny bez zęba na przedzie", "Lewego czerwcowego", "Krwi jak śnieg" i "Komu bije dzwon". Szkoda, że za tym ostatnim numerem kryje się faktycznie tragiczna historia - śmierć perkusisty formacji, Szczoty. Coś pominąłem? Jak mógłbym zapomnieć o "Poznaj swój raj"?! To taki odrzut napisanych rok wcześniej "12 groszy" - zawiera wszystkie niewykorzystane myśli i szlagworty. Kto kiedykolwiek był na koncercie Kultu, ten wie, jaki potężny potencjał koncertowy tkwi w tej melodii. Gdyby wywalić kilka słabszych momentów, byłoby arcydzieło. Czasem odnoszę wrażenie, że czas trwania płyt winylowych był lepszym rozwiązaniem - wywierał większy nacisk na dokładniejszą selekcję powstających wydawnictw, czego, niestety, tutaj brakuje. Ale i tak: rewelacja!


Kult
Salon Recreativo
SP Records, 2001

2.0

Po pierwsze: za długie. Na cholerę aż dwie płyty? Zwłaszcza jeśli drugi kompakt to stare szlagiery zagrane na nowo, co, w gwoli ścisłości, jest niczym innym jak zwykłym strzałem w stopę. Po drugie: za słabo. Prócz "Łączmy się w pary, kochajmy się" i "Brooklyńskiej Rady Żydów" nie ma tu nic przykuwającego uwagę. Są średnie lub kiepskie piosenki, z lepszymi (rzadziej) bądź gorszymi (znacznie częściej) tekstami Kazika. Płyta zwiastująca kryzys twórczości, trwający (z krótkimi przerwami) do 2009 roku i premiery płyty "Hurra!" (niektórzy powiedzą, że Kazelot do dziś się nie podniósł, ja jestem innego zdania). Dwa wspomniane wcześniej przeboje znać wypada, ale chyba lepiej posłuchać ich na YouTubie, niż przejmować się "Salonem Recreativo".


Kult
Kazelot
SP Records, 2003

2.5

W założeniach: zapowiedź nowej płyty Kultu. Album wyszedł jednak dopiero po dwóch latach. Ba, singiel go zwiastujący niby się na nim pojawił, ale jednak w dość zmienionej, bo quasi-hiszpańskiej wersji. I co my tu mamy? Nic szczególnego. Ot, przeciętny utwór i dwa jego remiksy, jeszcze jeden nowy numer Kultu (też bez polotu) + ukryty utwór "Łączmy się w pary" rapera Aro z płyty "Cogonieznajom", który jest najciekawszym momentem singla. Ale tylko dlatego, że wprowadza tzw. element dezorientacji, zwiększa uwagę słuchacza i oferuje "coś nowego", przynajmniej dla niektórych fanów zespołu. Mówiąc krócej, taka tam gratka dla wielbicieli Kazika. Nic więcej.


Kult
Poligono Industrial
SP Records, 2005

2.0

Znów słaby album. O ile jeszcze teksty Staszewskiego dają radę (te ateistyczno-antyklerykalne w szczególności), o tyle muzycznie - straszna bieda. Za dużo tu pomysłów Banana, które może z punktu widzenia artyzmu (tudzież warsztatu wyniesionego ze szkoły muzycznej) są bez zarzutu, ale zupełnie nie sprawdzają się w chwili, gdy chodzi o chwytliwość i przebojowość, czyli o to, co w muzyce Kultu, jak i w całej muzyce rozrywkowej powinno być najważniejsze. Okej, "Kocham Cię, a miłością swoją" przez chwilę latało po wszystkich liczących się radiach. Tutaj, tak dla odmiany, melodia całkiem spoko, tekst nie bardzo: gdzie tej piosence do takich lovesongowych arcydzieł jak "Do Ani" czy "6 lat później"? O "Poligono Industrial" najlepiej zapomnieć. Serio.


Kult
Hurra!
SP Records, 2009

3.5

Kazik wreszcie wychodzi z dołka. I Kazik, i Kult. Z zespołu wypadł Banan, co dobrze podziałało na resztę składu. Mniej kłótni, mniej kombinowania. Efekt: proste kompozycje, które nie odbiegają znacząco od tego, jak grupa wypada na koncertach. I właśnie o to chodzi. Studyjne albumy Kultu, nawet jeśli świetne, nie zawsze oddają to, jak formacja prezentuje się na żywo. Słuchając tej płyty, czuję się jak na koncercie, tylko takim bez okrzyków publiczności. Na "Hurra!" składa się kilkanaście naprawdę dobrych piosenek, z czego najbardziej wybija się "Amnezja" okraszona fantastycznym tekstem Staszewskiego dotyczącym tęsknoty za PRL-em (słynne "za komuny było lepiej"). Co jeszcze? Protest-songi ("Kiedy ucichną działa już", "Nie mamy szans"), różne spojrzenia na miłość ("Skazani", "Karinga"), pokoleniowe hymny ("My chcemy trzymać w garści świat"), wątki religijno-kościelne ("Maria ma syna", "Podejdź tu proszę", "Gigantyczna koncentracja") i mniej udane wycieczki polityczne ("To nie jest kraj moich snów"). Do klasycznych wydawnictw nie ma startu, ale ogień jest.


Kult
Karinga ("Hurra!" suplement)
SP Records, 2010

3.0

Ni to singiel, ni to epka. "Suplement" to chyba najbardziej adekwatna nazwa. Bo jest i singiel (świetna "Karinga"), są i odrzuty z "Hurra!". Co nie oznacza, że te odrzuty wypadają gorzej na tle materiału ze wspomnianej przed chwilą płyty. "Party jednoosobowe" to, obok "Amnezji", najlepszy tekst Kazika od czasu "Czterech pokoi" z "Melassy". Naprawdę. Choć muszę przyznać, że całe wydawnictwo nazwałbym "jedynie" gratką dla fanów (acz znacznie ciekawszą od wydanego 7 lat wcześniej "Kazelota"). Inni mogą sobie podarować.



Kult
MTV Unplugged
SP Records, 2010

3.5

[KLIK]

One Comment

  • 4 listopada 2011 16:29 | Permalink

    Jak można zapomnieć o "A gdy będę umierał" podczas chwalenia Taty 2?
    Z większością ocen się zgadzam, za co plus.

  • Leave a Reply