Nieznane, a szkoda: El Banda

Kobiecy wokal. Punk. Napierdalanie. El Banda, czyli ulubiony zespół mojego taty do jazdy samochodem.

Wszystko zaczyna się gdzieś jesienią 2003 roku. Zgraja punków mająca doświadczenie *podwórkowo-undergroundowe*. Zakłada się zespół, nagrywa się pierwsze demo, gra się pierwszy koncert. Nic z tego jednak nie wynika. Dochodzi do roszad w składzie. Najważniejsza dokonuje się na miejscu wokalisty. El Bandę opuszcza Hiube - po trosze dlatego, że sytuacja formacji niezbyt się rozwija, po trosze dlatego, że do reszty kapeli dojeżdża do Warszawy z Lublina. Kawałek jest, obie strony zauważają, że jest im to nie na rękę. Na jego miejsce przychodzi Ania z Milanówka.

Tak, wiem. "Ania z Milanówka" brzmi bardzo niepozornie. Ania z Milanówka pokazuje w El Bandzie jednak konkretny pazur i daje zespołowi mocnego, energetycznego kopa. Jej barwa głosu przywodzi na myśl zadziorną Nosowską z początku kariery. Z wokalistką Hey łączy ją jeszcze jedno - świetne teksty. Wszystko przy zachowaniu odpowiednich proporcji. Nosowska wszakże jest o wiele bardziej wszechstronna i poetycka. Ania z Milanówka nadrabia jednak jakże charakterystycznym dla punku ostrym i dosadnym przekazem. Tyle że to taka kobieca wersja punkrockowego buntu. Idee, postulaty i poglądy niby znane, ale często są "upiększane" treściami z lekka feminizującymi. Wolność dla człowieka, to także wolność dla kobiety. Prawda, że proste? Niekoniecznie dla wszystkich, bo ile było punkowych kapel, które kobiety bezwstydnie uprzedmiotawiały niemal równie prostacko co niektórzy wykonawcy hip-hopowi? Nie wiem - znam kilka, ale pewnie było, jest i będzie ich całkiem sporo.

El Banda to jednak nie tylko Ania z Milanówka. Jej siłę stanowi także czwórka instrumentalistów. Okej, słowo *instrumentaliści* sugeruje może nie tyle wirtuozów, co facetów z dyplomem po szkole muzycznej. Po członkach kapeli z - podkreślę to raz jeszcze - *podwórkowo-undergroundowymi* korzeniami raczej nie można spodziewać się takich fajerwerków. To raczej czwórka samouków, małych wyrobników, którzy to tu to tam się wywalą, coś spartolą. Ale punk to nie granie pierdu-pierdu, żeby było czysto i ładnie - tutaj trzeba napierdalać. A to im wychodzi. Jest czad, dlatego mój tata lubi przy tym jeździć. Bo jak jedzie się w trasę, to człowiek nie zaśnie przy takim łomocie.

W 2006 roku wychodzi "Przejdzie Ci" - długogrający debiut El Bandy. Album tylko zwiastuje burzę, która przychodzi dopiero po 4 latach. W 2010 roku pojawiają się "Skutki uboczne", gdzie kapela znacznie podkręca śrubę - zagrała lepiej i ciekawiej. Ania jest tu w fenomenalnej formie tekstowej. Idzie złapać się za głowę, słuchając kolejnych utworów przepełnionych buntem, wściekłością i wulgarnością. Tak się żyje i umiera na Mazowszu, gdzie macice wchłaniają kolejne płody, a na murach miast malowane są obrazy krwią menstruacyjną. Najbardziej charakterystyczny numer z płyty - "Ajloviu" - wprost kopie dupę - zarówno lirycznie (np. "Wytnę sobie irokeza na cipce, obiecuję, tylko mnie kochaj"), jak i muzycznie i kompozycyjnie. Bardzo bezczelna Ania = bardzo bezczelny album. Co warte zauważenia, wokalnie Ania też daje radę - nie ma tu zaskakujących tonacji, jakichś szmerów-bajerów z głosem, ale jest za to jakże autentyczny ryk wściekłości, który Ania ma chyba we krwi.

Mocna rzecz. Gdyby samochód, którym jeżdżę, posiadał odtwarzacz CD (nie posiada nawet radia), to byłoby możliwe, że również w moim przypadku oba albumy El Bandy (ale ze wskazaniem na "Skutki uboczne") byłyby ulubionymi krążkami do jazdy autem. Nie słucham Ani z Milanówka dzień w dzień, raczej od przypadku do przypadku, lecz propsuję i polecam. Muzyka może się podobać, wokalistce należy się szacunek za odwagę do wyrażania własnych poglądów. Punk dla wkurwionych przedstawicielek płci żeńskiej. Oraz lubiących jeździć autem z łomotem.

Przydatne linki:
myspace

2 Comments

  • kozik
    13 kwietnia 2011 22:19 | Permalink

    El Banda to dość dobrze znana kapela, więc moim zdaniem nie bardzo pasuje do tego cyklu. ;p poza tym ten anarcho-feministyczny pank jest zajebisty. dobra rozjebunda.

  • 12 maja 2014 14:32 | Permalink

    no cóż, warto jednak wspomnieć o tych instrumentalistach. Szczególnie polecam poczytać o Smoku i Post Regimencie.

  • Leave a Reply