Sześć stóp pod ziemią


Bardzo lubię oglądać seriale. Szczerze mówiąc, nie wiem, czemu wolę je od filmów. Przecież zazwyczaj jest tak, że wątki są niemiłosiernie rozciągane tylko po to, aby dorobić parę dodatkowych odcinków i - tym samym - zgarnąć jak najwięcej pieniędzy. Nie da się jednak tego powiedzieć o "Sześć stóp pod ziemią", czyli o najlepszym serialu, jaki miałem sposobność kiedykolwiek oglądać.

Dlaczego? Powodów jest wiele. Pierwszy, jaki nasuwa mi się na myśl, to umiejętność przedstawienia przez scenarzystów spójnej historii.Wszystko jest logicznie poukładane. Wszystko zostało opowiedziane rzeczowo. Brak tu niedomówień i absurdalnych nieprawdopodobieństw. Nie ma tu też naiwnych historyjek i naiwnych odpowiedzi. To nie jest "Lost". Ba, "Six Feet Under" posiada najpiękniejsze zakończenie ze wszystkich telewizyjnych tasiemców ("tasiemiec" w kontekście tego serialu to nieporozumienie). Niektórzy na nim płaczą, autentycznie. Ja nie ronię łez przed ekranem, aczkolwiek wzruszenie, po tych 5 obejrzanych sezonach, występuje. Dla przypomnienia (ci co wcześniej nie widzieli, lepiej niech nie oglądają, bo 1) nie zrozumieją, 2) dostarcza mimo wszystko pewnych spoilerów):



Pierwsze 2 sezony są dość ślamazarne. Później jest już jednak coraz ciekawiej. Może to przez bohaterów nakreślonych w sposób bardzo przemyślany, których charaktery nie nudzą się coraz bardziej z odcinka na odcinek? Akcja serialu kręci się wokół rodziny Fisherów, a rozpoczyna się w dniu, w którym głowa rodziny, Nate Fisher, ginie w wypadku samochodowym. Fisherowie mają dość niecodzienne zajęcie - prowadzą zakład pogrzebowy. Po śmierci ojca interesem zajmuje się jego syn, David (swoją drogą gra go Michael C. Hall, obecnie znany raczej z roli seryjnego zabójcy, Dextera) - osoba dość słaba psychicznie, w dodatku skrywająca przed resztą rodziny sekret, mianowicie swój homoseksualizm. Pomaga mu Nate, jego starszy brat, dotąd przebywający w Seattle. Wierzy w ludzi, jest idealistą - chyba najciekawsza i kluczowa postać w całym serialu. W domu mieszka również Claire Fisher, zagubiona nastolatka, której kreacja staje się coraz ciekawsza wraz z jej wchodzeniem w dorosłość, oraz matka całej trójki, Ruth - zestresowana, sztywna, dbająca przede wszystkim o swoje dzieci.



Do głównych bohaterów "Six Feet Under" z pewnością trzeba zaliczyć jeszcze Rico - pracownika zakładu pogrzebowego prowadzonego przez Fisherów, mającego niezwykły talent do "renowacji" ciał - Keitha - czarnego policjanta, prywatnie chłopaka Davida - oraz Brendę Chenowith - kobietę o dość złożonej osobowości, poznaną przez Nate'a w pierwszym odcinku. Z biegiem czasu dochodzą kolejne ważne postacie (przede wszystkim Lisa, Billy i George), lecz nie odczuwa się, żeby kolejni bohaterowie byli dodawani na siłę. Wprowadzani są oni stopniowo, w sposób realistyczny i logiczny.



Tak naprawdę "Sześć stóp pod ziemią" nie jest jednak serialem o Fisherach. Nie opowiada też o prowadzeniu zakładu pogrzebowego. Mówi o śmierci. Mówi w sposób nigdzie indziej niespotykany, w sposób prawdziwy. Nie wiem, czy "Six Feet Under" może posłużyć jako środek terapeutyczny w momencie, kiedy samemu straci się kogoś bliskiego. Pewnie nie. Na pewno jednak serial ten przybliża śmierć osobom, którzy nie mieli wątpliwej okazji z nią obcować. Przypomina, że na każdego przyjdzie czas, że czasem może przyjść wcześniej, niż się spodziewa. Przy okazji ukazuje brutalność i gwałtowność śmierci. Oglądając "Sześć stóp pod ziemią", ciężko być wesołym...



Kto nie widział, ten wiele traci. Mocna rzecz, wypada znać, tak jak wypada znać najbardziej klasyczne filmy w dziejach kinematografii.

PS Wybaczcie, że wyjątkowo nie o muzyce, ale nie mogłem się powstrzymać od wyduszenia z siebie paru słów nt. "Six Feet Under". Zbyt wyjątkowy serial, żebym zbył go milczeniem...

4 Comments

  • 12 grudnia 2010 21:30 | Permalink

    Czy ciężko być przy nim wesołym? Hm... Ja inaczej to interpretuję. Zbyt wiele czarnego humoru jest w tym serialu. Momentami idealnie jest ukazany absurd, pozorna bezcelowość śmierci. Zacząłem niegdyś oglądać 3 sezon, ale miałem dłuższą przerwę i zaczynam od nowa, w tej chwili kończę sezon 1. Rzeczywiście im dalej tym lepiej, początek jest troszkę zbyt flegmatyczny. To potem dodawane są po prostu genialne sceny oraz metafory (pusty autobus, czy śmierć uprawiająca seks z życiem).

  • Anonimowy
    12 grudnia 2010 21:33 | Permalink

    Zamiast wrzucić piosenkę z ostatnich minut Sia - Breathe me , to powrzucałeś jakiś pyskatych.

  • 12 grudnia 2010 21:36 | Permalink

    Anonimowy: Ta piosenka jest przecież w pierwszym youtubie, dublowanie byłoby bez sensu. Wrzuciłem piosenki o śmierci, takie pierwsze z brzegu, które w ostatnim czasie słuchałem. ;)

  • Anonimowy
    14 grudnia 2010 10:17 | Permalink

    A kto ci go podsunął...

  • Leave a Reply