Gustoprześwietlacz 2.0: Placówka postępu


Przemek "Przemysław" Jaślan, autor bloga muzycznego Placówka postępu, w wolnym czasie lektor angielskiego.

Poważne słuchanie zaczęło się u mnie w 1998 roku, kiedy to kupiłem sobie kasetę "OK Computer" Radiohead. Przez dłuższy czas byłem zdeklarowanym rockowcem aż w końcu mi odbiło i zacząłem słuchać klasyki, soulu, hip-hopu, jazzu i world music (oraz paru innych rzeczy). Oto, mniej więcej, moje 10 ulubionych kawałków w kolejności, mniej więcej, alfabetycznej.





Mahmoud Ahmed – Ere mela mela


Etiopska muzyka z lat 60-tych i 70-tych to moje największe odkrycie od dłuższego czasu. Zaczęło się od płyty "The Very Best of Ethiopiques" i tego kawałka.

The Beatles – Strawberry Fields Forever

The Beatles - Strawberry Fields Forever przez sounds312

Chyba najbardziej zbliżona do rocka rzecz na całej liście. A pomyśleć, że jeszcze parę lat temu słuchałem wyłącznie muzyki dającej się określić mianem "gitarowe białasy".

The Dave Brubeck Quartet – Blue Rondo a la Turk


Metrum 7/4 to jest to. Dave'a Brubecka na pewno znacie z utworu "Take Five" (metrum 5/4).

Youssou N'Dour – Immigres/Bitim rew


Też niezła rytmika. Oprócz tego, wzruszające. Youssou N'Dour sprzed "7 Seconds" był naprawdę mistrzowski.

George Gershwin – Summertime (wersja Anne Brown)


Gdyby Gershwin pożył trochę dłużej, to muzyka poważna też pożyłaby trochę dłużej. Ważne, żeby "Summertime" śpiewała  Anne Brown, czyli pierwsza Bess z Porgy and Bess. Inne wokalistki operowe raczej wszystko psują. Z nieoperowych wersji, to Billie Holiday nieźle sobie poradziła.

Hamlet Gonaszwili – Tsinskaro


Gruzińska muzyka jest wspaniała, a koncert chóru Rustavi jest w mojej pierwszej trójce koncertów ever. Tsinskaro możecie znać z filmu "Nosferatu – wampir". Harmonie jak z kosmosu.

Krzysztof Komeda – Czołówka z "Nieustraszonych pogromców wampirów"
 

Jaki to właściwie ma być gatunek muzyczny?

Dymitr Szostakowicz – I koncert wiolonczelowy, I cz.


Miał być wiolonczelowy Elgara, ale w końcu zdecydowałem się na to. Może zadecydowała partia waltorni – w końcu kiedyś wielbiłem Armię.

Ralph Vaughan Williams – On Wenlock Edge, I cz. (On Wenlock Edge)


Angielskich kompozytorów mogłoby być więcej – taki Edward Elgar na przykład. Albo Jowisz z Planet Holsta.

Wu-Tang Clan – Shame On a Nigga


Nie dałem nic z soulu, to niech chociaż będzie soul samplowany. Ol' Dirty Bastard rządził.

Mahmoud Ahmed - czegoś takiego w gustoprześwietlaczu jeszcze nie było. Szkoda, że takie długie. The Beatles - nuda. Dave Brubeck - wow. Youssou N'dour - pierwsze słyszę. Ale zajebiste!!! Propsy. George Gershwin - zdecydowanie wolę wykonania nieoperowe. Billie Holiday, tak właśnie. Hamlet Gonaszwili - nie czuję tego, kompletnie. Krzysztof Komeda - nie wiem co to za gatunek, ale fajne. Szostakowicz - o, to jest mega! RVW - za długie, sorry. Wu-Tang Clan - nigdy za nimi nie przepadałem. Wiem, dziwny jestem.

2 Comments

  • 23 października 2011 12:07 | Permalink

    "Placówka" to genialny blog. Czytuję regularnie od prawie 2 lat. Bardzo fajna dziesiątka, sobie aż przesłucham teraz.

  • Anonimowy
    30 października 2011 15:50 | Permalink

    Jeśli chodzi o angielskich kompozytorów, to warto jeszcze zwrócić uwagę na Benjamina Brittena i zwłaszcza jego absolutnie genialny koncert skrzypcowy.

  • Leave a Reply