Fajną książkę wczoraj czytałem [2]

Tak jak się w sumie spodziewałem, przeczytanie kolejnej muzycznej lektury nie zajęło mi kilku miesięcy, jak było to w przypadku tzw. "Białej Księgi Kultu" Wiesława Weissa. "KSU. Rejestrację buntu" Krzysztofa Potaczały połknąłem w mniej więcej tydzień, co i tak wynika z wielu ograniczeń czasowych, na które składały się m.in. literatura Młodej Polski, "Czas Apokalipsy", pola trójkątów, słowa w stylu "Krankenhauseinweisungen", "Futurama" i "Sześć stop pod ziemią". Gdyby nie to, te 230 stron zajęłoby mi co najwyżej kilka godzin.

Bo lektura niewątpliwie wciąga. Kolejne rozdziały pisane są prostym językiem - autor nie unika wielu potocznych zwrotów, co w przypadku tytułowej "rejestracji" niezwykłego zjawiska, jakim były narodziny punk rocka na krańcu świata, w bieszczadzkich Ustrzykach Dolnych, jest jak najbardziej uzasadnione. Takie "zalanie pały" może i rzuca się w oczy, może razić nieprzywykłych do używania takich słów, lecz jak inaczej przedstawić umiłowanie ustrzyckich punków, zwłaszcza Siczki, do alkoholu? Zresztą, wierna relacja całego tego zamieszania wymagałaby, szczerze mówiąc, użycia masakrycznej ilości wulgaryzmów i bluzgów. Zdecydowano się na kompromis - autor od nich stroni, wypowiadający się co rusz członkowie KSU i naoczni świadkowie punk rockowego boomu w Bieszczadach już niekoniecznie.

Warto podkreślić fakt, że "Rejestrację buntu" napisał człowiek, który w tym wszystkim uczestniczył, choć samej kapeli nie zakładał, nie był też najbliższym znajomym Bohuna, Siczki lub kogokolwiek innego z zespołu. Niemniej, Krzysztof Potaczała o "punkowej eksplozji" w najmniej spodziewanym miejscu na świecie wie zdecydowanie więcej, niż "znawcy tematu", którzy swoje informacje czerpią z drugiej ręki. Co ważne, autor książki nie podpiera się wyłącznie osobistymi doświadczeniami, a głównie rozmowami z ludźmi, tworzącymi KSU, ustrzycki ruch punk rockowy, działającymi w ramach WRB (Wolnej Republiki Bieszczadzkiej), czy też z mieszkańcami Ustrzyk.

Niezwykle interesująco prezentuje się rozdział o skierowanej przeciwko punkom i KSU akcji pod kryptonimem "Żyletka", oparty niemal w 100% na materiałach sporządzonych przez milicjantów bądź funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa. Można się sporo dowiedzieć, nie tylko o powodach rozpoczęcia tego typu postępowania, ale również o nieudolności aparatu państwowego, choćby w zebraniu informacji, czym ten punk rock (czy też, jak pisali SB-cy: "PANKROK", "PAN KROK" itp.) właściwie jest.

Mnie, jako fana, szczególnie zainteresował rzecz jasna wątek przyjaźni chłopaków z KSU z Kazikiem Staszewskim (tu często pojawiający się pod pseudonimem "Kazes"), pokazany o wiele szerzej niż w książkach o liderze Kultu, które dane było mi do tej pory przeczytać.

Wady? Potraktowanie mocno po macoszemu najnowszych dziejów zespołu. Rozumiem, że to książka przede wszystkim o tych narodzinach punk rocka w Bieszczadach, a dopiero jakby w drugiej kolejności o samym KSU, ale trochę szkoda, że Krzysztof Potaczała nie napisał, jak doszło do wydania "Naszych słów" bądź "Akustycznie", albumów już z XXI wieku. Brakuje mi też dogłębniejszej analizy poniektórych tekstów Michała Brody, tj. autora słów większości piosenek KSU, które wprawdzie zinterpretować całkiem łatwo, lecz ich znaczenie w kontekście sukcesu zespołu jest przecież niebagatelne. Można jedynie żywić nadzieję, że o ustrzyckiej kapeli też powstanie kiedyś taka "Biała Księga", gdzie każdy z utworów zostanie szczegółowo omówiony.

Także, gorąco polecam. Może nie wszystkim, bo wiadomo, że ktoś tam krzyknie, iż te ustrzyckie punki to tylko "brudasy i alkoholicy", ale fani KSU powinni być zadowoleni. Chętni poznania przedziwnego, jakże abstrakcyjnego dla wychowanego w kapitalizmie, życia w Ustrzykach Dolnych na przełomie lat 70. i 80. również.

Czyli, podsumowując wszystkie wcześniejsze akapity (to dla tych, którym nie chciało się czytać rozwinięcia i przeszli wprost do zakończenia), ponad 200 stron bardzo ciekawych informacji, podanych w sposób całkiem przystępny.

Leave a Reply