Alice

Dzięki "Alice" przejrzałem na oczy.

Dzięki "Alice" już wiem, że firma UPS nie wyznaje maksymy "klient nasz pan". Kurierzy firmy UPS nie wykonują swojej pracy sumiennie. Choć posiadają nr telefonu do adresata, nie dzwonią do niego. Nie kwapią się też, żeby w drzwiach zostawić kartkę z numerem kontaktowym do siebie, co ułatwiłoby dojście do jakiegoś konsensusu ws. terminu dostarczenia paczki. Zamiast tego, kurierzy UPS dzwonią do nadawcy przesyłki, grożąc jej zwróceniem. Dopiero po usilnych prośbach tegoż nadawcy, kurierzy UPS zostawią w drzwiach - nie, nie swój służbowy nr komórkowy - awizo, o przepraszam!, zwykłą karteczkę z poleceniem udania się po przesyłkę - którą, powtórzę, mieli dostarczyć mi pod nos - do siedziby firmy UPS, na zasrany drugi koniec miasta, gdzie podróż miejską komunikacją jest, że tak powiem, lekko utrudniona. Firmo UPS, już nigdy nie skorzystam z Twoich usług.

Dzięki "Alice" dowiedziałem się też, że winyle można fajnie wydać. Że nie muszą się one od razu kojarzyć ze zniszczoną kopertą i brzydką folią na krążek, jak to bywa w przypadku tych wszystkich starych czarnych płyt, które mam w swojej kolekcji. Że nie muszą być one wydane tak prosto, tak sztampowo, z tak małym poczuciem estetyki, jak te od Asfalt Records (jasne, świetnie móc kupić sobie taką "Lavoramę" na wosku, lecz porównując wydania kompaktowe i winylowe tego materiału, zdecydowanie lepiej wypada to pierwsze - aż takich dysproporcji być chyba nie powinno). Mało tego, dowiedziałem się również, że czarne płyty nie zawsze muszą się giąć na wszystkie strony świata, że mogą być grube i solidne. Poza tym, kopertka w kopertkę (na tej wewnętrznej szczegółowe informacje o utworach, w tym teksty wszystkich piosenek) oraz znakomity design, co doskonale udowadnia fantastyczna okładka.

Dzięki "Alice" przypomniałem sobie, jak fajnie kupić jakiś album "w ciemno". Wielką frajdą jest nabyć coś, nie wiedząc o tej rzeczy nic, a później cieszyć się nią, bo trafiło się w dziesiątkę. Nawyk ściągania płyt, nawet w celu sprawdzenia ich przed zakupem, co by rozsądnie wydać pieniądze, trochę psuje tę magię poznawania muzyki. Pod tym względem, kiedyś czasy były chyba lepsze. No ale do nich dziś się nie przeniosę... Chyba, że odetnę się od sieci, a swoje marne wypociny będę wysyłał do muzycznych periodyków (oczekiwanie na ich ew. publikację też byłoby czymś pięknym). Tylko, czy wtedy wiedziałbym, co kupić, z czym się zapoznać? Nie sądzę.

Dzięki "Alice" przekonałem się, że w muzyce może być coś z teatru. Właściwie, wydaję mi się, że się o tym przekonałem, gdyż do teatru nie chodzę, a jeśli już, to na sztuki słabe, bo w tym mieście o poziom trudno, zwłaszcza gdy ogląda się sztuki w towarzystwie szkolnej gawiedzi. "Alice" nie potrafiłbym porównać do słabego przedstawienia teatralnego. To, co zaserwował Tom Waits mógłbym zestawić jedynie z dobrą sztuką... wróć... z moim wyobrażeniem dobrej, naprawdę dobrej sztuki teatralnej. Zupełnie nie wiem, co tu konkretnie jest z teatru, wybaczcie. Jestem jednak przekonany, że "coś" teatralnego Tom Waits tu wyczarował. Czuję to. Może pewne skojarzenia z "Alicją w Krainie Czarów" nie są przypadkowe?

Dzięki "Alice" poznałem kilka kapitalnych utworów. Niby nic dziwnego, w końcu na "Rain Dogs" jest takich bez liku. Dotąd myślałem jednak, że "Deszczowe Psy" to kres możliwości Waitsa. Ok, może "Alice" majstersztyku z '85 roku nie przebiło. Powiedzmy sobie szczerze, byłoby to nie zwykle ciężkie. Waits wprawdzie swoich dokonań sprzed lat nie przebił, ale im doskonale sprostał. "Alice" to również majstersztyk. "Everything You Can Think" przyprawia mnie o ciarki, podobnie jak "Kommienezuspadt" (aczkolwiek są to już ciarki trochę innego rodzaju). Swoją drogą, właśnie o "Kommienzuspadt" napisał ktoś na RateYourMusic, że to kluczowy utwór na płycie - wydaję mi się, iż jest w tym sporo racji. Wrażenie zrobiło też na mnie "Poor Edward", w moim mniemaniu chyba najbardziej "teatralna" ze wszystkich piosenek na płycie. Nie mógłbym też zapomnieć o znakomitym "Reeperbahn" i rozkołysanym, rozbujanym "Table Top Joe", walczącym w mojej prywatnej liście przebojów ze wspomnianym wcześniej "Kommienezuspadt".

Dzięki "Alice" za wszystko. Będę wracał do Ciebie regularnie. A Toma Waitsa poznać muszę dokładniej. Więcej płyt, może jakaś biografia, kolejne, po "Kawie i papierosach" i "Parnassusie", filmy z jego udziałem? Tak, na pewno, poproszę.

Leave a Reply