Archive for października 2010

Czas Apokalipsy



Słyszałem wcześniej, ale odkąd widziałem "Czas Apokalipsy", "The End" kojarzy mi się tylko z obrazem Francisa Forda Coppoli. Naprawdę, ciężko mi znaleźć lepszą piosenkę lepiej wykorzystaną w czołówce jakiegokolwiek filmu. Może Wy znacie?

Swoją drogą, najbardziej spodobały mi się właśnie ostatnie piosenki i z debiutu, i z ostatniej płyty z udziałem Jima Morrisona ("L.A. Woman"). Ciekawe, prawda?

Riders on the Storm



No i znów coś w sam raz na wieczorne spacery...

Joga



Ładny utwór. Bardzo.

Wpis o "Abradabingu", który tak naprawdę jest o "Etosie" (no, powiedzmy)

Czekałem, czekałem i czekałem. W końcu, nawet się, to niewiarygodne, doczekałem. Tyle, że w dniu premiery, "Abradabingu" nie było ani w MediaMarkcie, ani w Empiku. Ale to mnie nie dziwi (?), to mnie nie razi (???), skoro Gorzów zwykłą dziurą jest i kropka. Ba, czasem odnoszę wrażenie, że to nawet taka... "zapchajdziura" między Berlinem, Szczecinem i Poznaniem. Wiecie, żeby poudawać, że maksymalnie co 150 km istnieje jednak jakaś cywilizacja, osiedle ludzkie powyżej 100 tys. mieszkańców.

Czytaj dalej >>

Będziemy palić i grabić...



Ale mi się przypomniało!!! Pamiętam, że ostatnie JuNouMi mnie trochę rozczarowało. Ok, jarałem się Łoną i Tłustymi Kotami, ale obok dinalowego jointa o robieniu rewolucji przechodziłem raczej obojętnie, bez "wow", "hola, ale to zajebiste!" bądź czegoś w stylu "słuchanie na okrągło". Wtem Kazik, Edytka Bartosiewicz, "Cztery pokoje" i "socjalizm totalitarny zmienił się w koncesyjno-etatystyczny". Chwila zadumy: "Zaraz, kto to follow-upował ostatnio? Te Tris? Nie... On się spalał i gubił w mieście... Dinal? Bingo!". Tym sposobem "Palić i grabić" odkryłem na nowo. Follow-up stoi tu na follow-upie. Ba, znów odkryłem nawiązanie, może trochę naciągane, do Kazika, tj. jakby słowa Wankeja "większość ma amnezję i dlatego pretensję" stały gdzieś tuż obok "Amnezji" Kultu z zeszłego roku. Co, nie znacie? Albo porzuciliście w zapomnienie jak ja? To doceńcie!

Piątek, AQQ, Gorzów, JellysTone

Siema, siema.

(Mało (w sensie, mniej) piszę w ostatnich dniach i - (nie)stety - szans na poprawę w najbliższym czasie nie przewiduję. Trudno.)

Dziś ponownie krótko, takie koleżeńskie polecenie wydarzenia, które rozegra się w ten piątek w klubie AQQ, tj. dawnym Collectivie, koło godziny 20. Wystąpi JellysTone, trzyosobowa reggaebanda z Gorzowa / Kostrzyna nad Odrą / Wrocławia, w której nawija m.in. mój znajomy ze szkoły. Soundsystem, jamajskie dźwięki, dużo pozytywnej wibracji i rytmów do pobujania / potańczenia. Wjazd tylko 5 zł, więc z braku innych alternatyw chyba warto przyjść, zobaczyć i posłuchać. Nie możecie się zdecydować? To sprawdźcie MySpace, pamiętając jednak, że zamieszczone nagrywki są trochę stare - nowsze istnieją, lecz, w wyniku lenistwa, nikt ich nie wrzucił: http://www.myspace.com/jellystonesound

Oczywiście, będę, acz, nie chcąc być posądzony o jakąś stronniczość, relacji nie przewiduję. Piątka!

Na krawędzi snu



Świetna rzecz na nocne spacery o tej porze roku. Klimat ma. No i świetny tekst, ale w przypadku KSU to norma, więc nie ma co się dziwić. Błagam, posłuchajcie.

Szkoła (...) Twoim drugim domem

14 października jest dniem szczególnym nie tylko w Gruzji (Dzień Kościoła Sweti Cchoweli), Zimbabwe (Święto Karirurute) oraz Usherolandii (urodziny Ushera), albowiem w Polsce na tę datę przypada Dzień Edukacji Narodowej, tj. święto wszystkich nauczycieli (ogólnie wszystkich pracowników oświaty) oraz, poniekąd, również uczniów. Tak sobie pomyślałem, że to idealny czas na przypomnienie utworów muzycznych, które ze szkołą w jakimś stopniu się kojarzą.

Czytaj dalej >>

Green - Kryptonim monolog (2010)


Green
Kryptonim Monolog
Aloha Entertainment, 2010

3.5

Kiepsko z polskim rapem w tym roku, nie ukrywajmy. Były rewelacyjne "Zapiski..." Eldoki, dobre "Zapiski..." Dużego Pe (nie słyszałem jeszcze "Abradabbingu", a czuję, że może być ogień). Poza tym? Ledwie kilka płyt, które "miały momenty" (patrz: "Czarne złoto", kolejny wosk od JuNouMi). Mało tego, wrażenie kilku nieudanych miesięcy dla polskiego rapu potęgowały srogie zawody, w wykonaniu, przede wszystkim, Ostrego, a ostatnio także Pezeta i Małolata. Podziemie? Nic. No, "Raport z walki o wartość" kwartetu B.O.K. całkiem mi się spodobał, aczkolwiek jestem daleki od ślizgowego wychwalania bądź noidowego przeżywania tejże epki. Całe szczęście, wrzesień przyniósł undergroundowi materiał, który tę nieciekawą sytuację trochę ratuję, aczkolwiek nie z takim impetem jak rok temu Małpa i Ortega, 2 lata wstecz Jimson, a jeszcze wcześniej Medium, Dinal, Smarki, Te Tris...

Autorem tego krążka jest Green - młody MC pochodzący z okolic Łodzi, który sukcesywnie pnie się w górę po kolejnych szczeblach "kariery rapera". Można było prorokować, że drzemie w nim niebagatelny talent już wtedy, gdy jego Phonoloftaleina wypuściła singiel "Spadam", swoją drogą strasznie przeze mnie zamęczony. Następnie było stanowczo zbyt długie oczekiwanie na epkę ww. duetu, a potem freestyle'owe sukcesy Greena - w 2009 roku doszedł, wraz z siódemką innych wolnostylowców, do finału WBW, co uznać trzeba za niewątpliwy sukces, mimo że był raczej najsłabszą, najmniej wyrazistą postacią tej imprezy, ostatecznie, z tego co pamiętam, przegrywając wszystkie walki i nie wychodząc z grupy.

Zresztą, Green nigdy nie był dla mnie typem bitewnego freestyle'owca. Jego obecność w finale WBW (nie śledziłem zbyt pilnie eliminacji) bardzo mnie dziwiła, bo to przecież nie ten sam worek, nie ta sama szufladka, co "mózgi od punchline'ów" tacy jak Enson, 3-6, Flint, Solar, Białas, Wiciu czy Theodor. Dlaczego tak uważam? Takie proste porównanie: po mocnym przewałkowaniu płyty Phonoloftaleiny w głowie pozostała mi treść poszczególnych utworów, a nie pojedyncze wersy. Przeciwnie było w przypadku ostatniego albumu Ensona - po jego przesłuchaniu nie pamiętałem, o czym był kawałek X, lecz potrafiłem wymienić z niego kilka błyskotliwych linijek. Z jednej strony nacisk na przekaz, z drugiej na formę (tak uogólniając). "Kryptonimem monolog" (swoją drogą, bardzo ciekawy tytuł) Green dobitnie potwierdza, że do stereotypowego bitewnego wolnostylowca mu naprawdę daleko.

Więc do kogo mu bliżej? Najprościej powiedzieć, że do takiego obserwatora, który skupia się na swoim własnym jestestwie (trudne słowo) oraz otaczającej go rzeczywistości. "Kryptonim monolog" to taka płyta o Greenie i o jego świecie. Płyta poważna, pełna przemyśleń nt. ludzkich zachowań, relacji, własnego życia, hip-hopu. Nie jest ona lekka i optymistyczna, a raczej ciężka i może nie tyle pesymistyczna, co realistyczna. Właśnie ten realizm, jakaś taka prawdziwość to jedna z najważniejszych zalet tego albumu. Co więcej, odnoszę wrażenie, że Green, choć paradoksalnie tyle mówi o sobie i prezentuje swój świat widziany swoimi oczami, jest obserwatorem obiektywnym - nikogo nie atakuje, nie staje po żadnej ze stron, po prostu ukazując konkretne sprawy / wątki / rzeczy takie, jakie są w rzeczywistości. Może trochę to się kłóci ze stwierdzeniem Greena "widzisz coś w zależności od tego, jak na to patrzysz" z utworu "Patrzę więc widzę", lecz już w następnym numerze raper wspomina, że "jest reportem spraw, o których nie myślisz na co dzień, boisz się o nich myśleć albo nie masz ich w głowie", a przecież wiadomo, iż dobry reporter powinien jednak wykazywać się obiektywnością, gdyż, kiedy jej brakuje, powstają takie stronnicze i gorszące twory jak pamiętny reportaż Jana Pospieszalskiego i Ewy Stankiewicz z nastrojów panujących wśród ludności zebranej na Krakowskim Przedmieściu po katastrofie smoleńskiej.

Można się oczywiście przyczepić do tego, że Green nie ma techniki i flow niczym Mes, ale... po co? Ważniejsze jest to, że w miarę trzyma się bitu, że jego monotonny głos wcale nie przeszkadza, a nawet potęguje realizm w jego reporterskich relacjach. Na płycie nie ma gości - dobrze się stało, bo ich obecność mocno zakłóciłaby porządek "Kryptonimu monolog" (ba, tytuł albumu straciłby swój sens). Inni wyręczyli Greena w produkcji. "Inni", czyli - mówiąc konkretniej - Quiz, O.S.T.R., Snecz, Xeyos i NuWajb. Słyszałem mnóstwo bardzo pozytywnych opinii odnośnie bitów z tej płyty. Dla mnie są one po prostu dobrym uzupełnieniem rapu Greena, choć wydaję mi się, że nieco lepsze byłyby podkłady bardziej minimalistyczne, bez tych soulowych wokaliz w niektórych utworach. Z drugiej strony był taki a nie inny pomysł i zrealizowano go naprawdę fajnie, więc nie ma co marudzić. Swoją drogą, mam nadzieję, że bity z tego albumu na czynniki pierwsze rozłoży w swoim czasie Noid - ostatnio wykazał się ciekawym spojrzeniem a propos muzyki z "Zapisków..." Eldoki, więc może i w kwestii "Kryptonimu monolog" czymś mnie zaskoczy.

Specjalnie piszę o tym krążku dopiero teraz, mniej więcej miesiąc po jego premierze. Minęło czasu na tyle, bym mógł go docenić, przewałkować na wiele sposobów i zakupić w wersji fizycznej (aloha!). Dla mnie jest to jeden z lepszych tegorocznych albumów hip-hopowych z naszego kraju, na pewno najlepszy podziemny. Przemyślany, dopracowany, obiektywny - czegoś takiego na scenie undergroundowej brakowało od dłuższego czasu.

PS Tak wracając do tego, co pisałem we wstępie. Jest to słaby rok dla polskiego rapu, ale tylko pod względem ilości naprawdę dobrych albumów. Kiedy spojrzy się na obecność raperów w mediach (patrz: występy Eldo, Tede i Pjusa w Opolu) i porówna się do wydarzeń sprzed 12 miesięcy (patrz: zielonogórska afera z Peją w roli pierwszoplanowej), można dojść do wniosku, że jest wręcz odwrotnie, a rodzimy hip-hop trzyma się w najlepsze, zrywając przy okazji ze stereotypem rapera-blokersa i rapu-muzyki dla nastoletnich mieszkańców betonowych osiedli. Szkoda tylko, że nie przekłada się to na wysyp porządnie zrealizowanych, lirycznie ciekawych materiałów.

PS2 Długi czas denerwował mnie wers ze "Spotkań": "A brat Pezeta nie ma już tak mało lat jak kiedyś". Taka oczywista oczywistość. Później jednak przestało mnie to irytować, a nawet doszedłem do wniosku, że prosta zbitka ("mało lat" -> "Małolat") brzmi, mimo tej prostoty, całkiem fajnie.

Fajną książkę wczoraj czytałem [2]

Tak jak się w sumie spodziewałem, przeczytanie kolejnej muzycznej lektury nie zajęło mi kilku miesięcy, jak było to w przypadku tzw. "Białej Księgi Kultu" Wiesława Weissa. "KSU. Rejestrację buntu" Krzysztofa Potaczały połknąłem w mniej więcej tydzień, co i tak wynika z wielu ograniczeń czasowych, na które składały się m.in. literatura Młodej Polski, "Czas Apokalipsy", pola trójkątów, słowa w stylu "Krankenhauseinweisungen", "Futurama" i "Sześć stop pod ziemią". Gdyby nie to, te 230 stron zajęłoby mi co najwyżej kilka godzin.

Czytaj dalej >>

I am the Superman. "The Good Man"



Znów "trochę chilloutu". Cholernie nastrojowego chilloutu z cholernie klimatycznym wstępem, czytanym przez Jonathana Hutchingsa. Nie będę specjalnie przedłużać, posłuchajcie idealnego na "wieczorową porę" kawałka. "The Good Man" Husky Rescue z płyty "Country Falls" z 2004 roku.

Lepsze niż Feel

Szczerze? Nie kumam do końca, po co pan Zygmunt Staszczyk pchał się z tą solówką. Przecież zawsze było tak, że T.Love = Muniek i - na odwrót - Muniek = T.Love. Może po drodze przytrafiła mu się jakaś Szwagierkolaska, ale jednak to T.Love nagrało "Chłopaki nie płaczą", więc to jednak T.Love zna się w pierwszej kolejności. ;-)

Czytaj dalej >>