2011: Reszta

10 pozycji spoza polskiego hip-hopu, które słuchałem i które zasługują na wyróżnienie. Bez miejsc, bez żadnej hierarchii. Kolejność alfabetyczna.

 
DJ Ike - Listen
Bardzo ciekawy materiał od didżeja, który w swojej karierze współpracował z połową polskiej sceny hip-hopowej. Co najważniejsze, nie trzyma się kurczowo rapu. I dla niego jest tu miejsce, jednak nie dominujące. "Listen" to eklektyczny kolaż, w którym ładnie śpiewające wokalistki uzupełniane są bałkańskim zespołem folkowym i elektroniczną muzyką z nieodżałowanymi, dubstepowymi wycieczkami w tle. Brzmi to naprawdę dobrze, a laurkę upiększają goście, wśród których znaleźli się m.in. W.E.N.A., Hades, Starszy Brat, PeeRZet, Flint, Joanna Stolarska czy Hanna Drewnowska. Płyta przeszła trochę bez echa, a szkoda. Najbardziej niedoceniony krążek tego roku?


CunninLynguists - Oneirology
Wg średniej ocen na Rate Your Music najlepszy album hip-hopowy tego roku. Dziwi mnie to tym bardziej, że wcale tak bardzo "Oneirology" się nie jaram. Jasne, to dobra płyta, ale jakoś daleko jej do "Southernunderground" czy "A Piece of Strange". Także bez hitów na miarę "Lynguistics". Tak słaba konkurencja? Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia. Może wypowie się ktoś siedzący bardziej w temacie?


Looptroop Rockers - Professional Dreamers
Po 3 latach przerwy znów w fantastycznej formie. Embee nieustannie zaskakuje, produkując bity w oparciu o sample z Super Mario Bros. lub odwzorowując klimat paryskich knajp. Promoe, Cosmic i Supreme (tak, znów razem) też nie pozostawiają złudzeń odnośnie tego, kto rządzi w Europie. No, przynajmniej na jej kontynentalnej części. Bądźcie "profesjonalnymi marzycielami", nie "pięknymi przegrańcami". Wiedzcie, że muzyka czasem może stać się sprawą życia i śmierci. No i pamiętajcie, że faszyzm rodzi się niepostrzeżenie. A najlepiej posłuchajcie nowych Looptroopów – powtórzą Wam to tak, że zapamiętacie na amen.

 
Luxtorpeda – Luxtorpeda
Najlepszy projekt z udziałem Roberta Friedricha, co przy jego bogatej karierze jest niemałym osiągnięciem. Luxtorpeda gra prosto i ostro. Bez zbędnych udziwnień i bez ściemy nakładanej przy obróbce w studio. Wydaje się, że jedynym minusem tego mocnego, równego materiału jest jego długość (tylko dziesięć numerów). Ale przecież czas trwania winylowego krążka to najlepsza rzecz, jaką wymyśliła ludzkość. Założę się, że gdyby Luxtorpeda dorzuciła od siebie jeszcze ze cztery numery, to nie wspominałbym o niej w tym miejscu.

 
Movits! - Ut ur min skalle
Unikalny na skalę światową hip-hopowy skład ze Szwecji powraca. Dalej łączy rap ze swingiem (choć już w nieco mniejszym stopniu), tyle że tym razem wraz z gwiazdami tamtejszej sceny, (m.in. Timbuktu i Promoe z Looptroop Rockers). Wciąż skocznie, nadal zupełnie niezrozumiale. Ale w tym wypadku nieznajomość szwedzkiego wcale nie przeszkadza. Nóżka sama chodzi!


Nneka – Soul Is Heavy
Nigeryjka muzycznie dojrzała. Teraz śmiało można ją postawić w jednym szeregu z Erykah Badu i Lauryn Hill. Śpiewa na kilkanaście sposobów, rapuje, zwraca uwagę na problemy Trzeciego Świata, zaprasza do pomocy Black Thoughta z The Roots i… nie dostarcza żadnego hitu na miarę "Heartbeat". Może to i dobrze? W końcu techno przeróbki tego przeboju przyprawiały o palpitację serca. Choć sama Nneka zdradziła Andrzejowi Cale, że bardzo podobają się jej takie remiksy. Sam miałem z nią rozmawiać, ale chwilę się spóźniłem. Dobrze, że płyta rekompensuje mi moje gapiostwo.

 
Nosowska – 8
Akademia Fonograficzna, czyli powołane przez ZPAV ciało przyznające Fryderyki, to poniekąd towarzystwo wzajemnej adoracji. Kolejna nagroda dla Nosowskiej dziwić więc nie będzie. Tyle że będzie to wyróżnienie jak najbardziej zasłużone. Kasia wciąż pisze świetne teksty i pięknie śpiewa. W dodatku ten wyjątkowy wokal wychodzi na pierwszy plan (przy minimalistycznej muzyce Macuka). No, i wreszcie Nosowska nie marudzi i nie podcina sobie żył, tylko jest całkiem pozytywnie nastawiona do świata. Serio.


Pablopavo & Ludziki – Dziesięć piosenek
Czołowy polski nawijacz odpływa jeszcze bardziej od ragga, przywdziewając kraciastą koszulę, pozując na Stanisława Grzesiuka naszych czasów i bawiąc się w miejski folk. Warszawa i rozsiane po kamienicach historie jej mieszkańców stoją tu w centralnym punkcie. Jeśli chodzi o muzykę, Pablo skacze z kwiatka na kwiatek – ze stylistyki na stylistykę, z gatunku na gatunek. Szeroko zakrojone inspiracje z powodzeniem realizują Ludziki, czyli w głównej mierze Emiliano Jones i DJ Zero. "Dziesięć piosenek" to smutniejsza, spójniejsza i – w efekcie – lepsza kontynuacja znakomitego "Telehonu".


Pablopavo & Praczas – Głodne Kawałki
Dwie płyty w jeden rok? Jeśli nazywasz się Pablopavo, nie ma problemu. Już nie miejski folk, a ragga na mocno elektronicznych podkładach z często charakterystycznie charczącym basem. Trochę tak na dubstepowo. Choć, co warte podkreślenia, Pablo czasem porzuca wystrzeliwanie słów z prędkością karabinu maszynowego, biorąc się za melodyjne śpiewanie, bliższe płyty z Ludzikami. Ragga, miejski folk, nieważne co - Paweł Sołtys za każdym razem opowiada ciekawie i plastycznie. Trudno uwierzyć w to, żeby kiedykolwiek miał się wypalić. Nawet przy takim tempie tworzenia.


The Roots - undun
Krótki, konceptualny album. Historia Redforda Stephensa, drobnego gangstera, opowiadana od tyłu, jakby bohater cierpiał na tę samą przypadłość co Benjamin Button w filmie Davida Finchera. Trochę to pogmatwane, ale – wbrew pozorom – trzyma się kupy. Black Thought w wysokiej formie, niezgorsi goście (m.in. Big K.R.I.T., Phonte) i piękna muzyka. Symfonicznego outra mógłbym słuchać w kółko. Płyta inna od poprzednich. Ale czy to źle? Pozycja obowiązkowa niezależnie od tego, jakiego gatunku słuchasz na co dzień.

3 Comments

  • Anonimowy
    31 grudnia 2011 16:17 | Permalink

    Dla mnie brakuje tutaj Cat & Dogs od pana EV

  • Anonimowy
    6 stycznia 2012 03:05 | Permalink

    Te, ta kolejność to chyba niekoniecznie alfabetyczna, co?

  • 6 stycznia 2012 09:25 | Permalink

    Hah, machnąłem się, owszem.

  • Leave a Reply