Na gatunkach dziennikarskich mieliśmy niedawno za zadanie przeprowadzić wywiad z samym sobą. Takie ćwiczenie. Teraz te wywiady są czytane, robione są jakieś śmieszne rankingi - kto będzie miał najwyższą średnią, dostaje piątkę bez pisania końcowego zaliczenia. Redaktor Andrzej Niczyperowicz mój wywiad odrzucił. Z błahej przyczyny - nie zastosowałem się do stylebooku: tytuł główny napisałem wersalikami, a powinien składać się z liter podrzędnych (tylko tyle). Trudno. W tej sytuacji postanowiłem wrzucić ten wywiad tutaj, choć stali bywalcy mojego bloga nie dowiedzą się z niego niczego nowego.
Tak gwoli ścisłości, uprzedzając część komentarzy: wywiad miał mówić o czymś zajmującym: pasji, ciekawych wydarzeniach z życia i tak dalej, i tak dalej. Z kolei jest on taki krótki, bo takie były odgórne założenia - strona A4 w Wordzie zapisana 14-punktową czcionką Times New Roman (bez żadnych sztuczek edytorskich). Zatem czytajcie, hejtujcie, chwalcie - cokolwiek.
To nie pasja, to choroba
Rozmowa z Maciejem Blatkiewiczem
Twoja pasja?
- Zbieranie płyt. Choć to nie tyle pasja, co choroba. Bo jak inaczej nazwać to, że co miesiąc potrafię wydać mnóstwo pieniędzy na parę kompaktów i winyli?
Zależy o jakich kwotach mówimy.
- Są miesiące, że jest to kilkadziesiąt złotych, a są takie, że w grę wchodzą już sumy trzycyfrowe. A jakbym tylko mógł, to wydałbym pewnie więcej. Jestem uzależniony finansowo od rodziców, to oni dają mi kieszonkowe, które zamiast przeznaczać na kolejną imprezę w klubie, ładuję w płyty. Więc jeśli się nie bawię, to znak, że kupiłem nowy kompakt.
Czyli Twoja kolekcja to zasługa Twoich rodziców?
- W zasadzie tak. Tyle że chcę coraz więcej. Wtedy szukam sposobów na zarobienie, jakiejś pracy dorywczej. Poza tym, w pewnym okresie zajmowałem się tzw. resellingiem, czyli tanim kupowaniem i sprzedawaniu drogo. Miałem nosa do płyt, potrafiłem przewidzieć, co za jakiś czas stanie się białym krukiem i zdarzało mi się uzyskiwać nawet 10-krotność początkowej wartości. Ale do tego trzeba też cierpliwości, a mi jej brakowało, więc z tym skończyłem.
I nie żałujesz?
- Nie. Obecnie płyty docierają do mnie jeszcze w inny sposób. Wydawcy chętnie mi je przysyłają. Piszę amatorsko. Prowadzę bloga, udzielam się też na jednym z muzycznych serwisów internetowych. Nie dostaję każdego albumu, ale parę poleconych w miesiącu przychodzi.
A tak właściwie, to po co je zbierasz?
- Płyta w wersji fizycznej smakuje lepiej. Niektórzy powiedzieliby, że kupują albumy z szacunku dla artysty, że pobieranie ich z sieci to kradzież jak żadna inna. Mnie to nie obchodzi. Jestem trochę takim egoistą. Dla mnie liczy się mój odbiór muzyki, a ten jest lepszy, kiedy najpierw coś wypakuję z folii, pooglądam okładkę i przejrzę książeczkę. Folder z empetrójkami tego nie oferuje. To jak jedzenie niedosolonych ziemniaków. Da się, ale gdzie tu frajda?
Rozmawiał MACIEJ BLATKIEWCZ
4 Comments
głupi Niczyperowicz
"coooo toooo?!" - red. Andrzej Nieczyperowicz ;D
za długi tytuł, minus
Liczyłem,że się Pan trochę w tym roku rozwinie. Niczyperowicz