Możecie wszystko wziąć, likwidujemy studio nagraniowe

- To była końcówka grudnia, koło 20:30 czasu nowojorskiego. Vanwinkle Ave, Garfield w New Jersey, USA. Jechałem z wujasem do Liquer Store'u (taki sklep z alkoholem) po fajki (za 7$, masakra!!!). Stanęliśmy przy sklepie, wujas poszedł do sklepu, ja zostałem w aucie. Patrzę, a po drugiej stronie ulicy jakiś gościu wynosi płyty w kartonach. Widzę, że wynosi ich coraz więcej. Aż wyszedłem z auta, żeby popatrzeć. W końcu wrócił wujas zaopatrzony w tytoń. Podeszliśmy do typka, pogadaliśmy chwilę: "Możecie wszystko wziąć. Likwidujemy studio nagraniowe". No dobra, to wzięliśmy te kartony i pojechaliśmy do domu. Ot, cała historia.

Mały procent zawartości tych kartonów przetransportowano do Polski. 3 płyty sprezentowano mi:

Pierwsza z nich. Jurassic 5 - The Influence. Winyl, 12 cali. Z jednej strony wersje clean i dirty, z drugiej instrumental i a capella. Krążek mocno wygięty. Nigdy nie widziałem tak wygiętej czarnej płyty. No ale gra. Trzeszcze i skrzypi, ale gra. Wersja clean przeskakuje, brudne "The Influnce" można przesłuchać właściwie od początku do końca. Samo Jurassic 5 coś tam mi kiedyś mówiło, parę lat temu nawet słuchałem paru płyt tej kalifornijskiej formacji. "Słuchałem" to chyba za dużo powiedziane, bo raczej przesłuchałem je raz i więcej nie wracałem. Nie żeby mi się nie podobało, tylko no sami wiecie. Jedyne co zapamiętałem to Nelly Furtado na feacie. Ta słynna *cienka linia* u Dinali. I tak długo mi zajęło dojście do tego, że to nie chodzi o Just 5 i Nelly Furtado, tylko właśnie o Jurassic 5 (15-letniemu mi, może to jakieś usprawiedliwienie, hehe). No dobra, co z tym "The Influence"? Miazga. Super rzecz. Głowa się kiwa, czuję słoneczko, dobry humorek, podśpiewuję sobie. Obiecuję sobie, że jak przyjdą ciepłe dni, albo jak już przyjdą ciepłe dni i będę miał wszelkie maturalne zmartwienia za sobą, to kupię sobie jakiś krążek Jurassic 5, wypytam znawców o najbardziej klaysczny, i będę sobie go słuchał, podśpiewywał refreny. Będę czuł słoneczko i dobry humorek. Jesteście ze mną?

Płyta druga. Też winyl, też 12-calowy singiel, też mocno pogięty. Albo w tym likwidowanym studiu nagraniowym niezbyt dobrze opiekowali się woskami, albo transport lotniczy wpływa nad wyraz niekorzystnie na stan czarnych płyt. Niemniej, też gra, choć w tym przypadku chyba lepiej byłoby, gdyby nie grało. Project Pat - Ballers. Z tego co wyczytałem, Project Pat to koleś powiązany z popularną wśród moich ziomeczków z lastefema i real life'a Three 6 Mafią. I to w sumie wystarczy za komentarz. Nuda. W dodatku nuda na brzydkich bitach. Niemiec powiedziałby: hässlich. Ogólnie to nie polecam, ale że darowanemu koniu w zęby się nie patrzy...

Album trzeci. Największa osobliwość. Dexter's Laboratory - The Hip-Hop Experiment. Serio. Rap inspirowany najfajniejszą, moim zdaniem, kreskówką w historii Cartoon Network, które, nawiasem mówiąc, ostatnimi czasy mocno się zepsuło. Rapują m.in. Will.I.Am, De La Soul i Prince Paul. Ciekawe, prawda? Jeszcze ciekawsze jest to, że mimo wszystko najlepszym numerem na płycie jest numer pierwszy, czyli znany wszystkim Dexteromaniakom (i nie chodzi tu o podziwiających pewnego seryjnego zabójcę) tzw. "Opening Theme", tj., przekładając na polski, yyy... No właśnie, co? Też macie czasem tak, że dobrze wiecie jak jakaś rzecz nazywa się w języku obcym, a nie macie pojęcia jak się na nią mówi *po naszemu*? Ale póki dziewczyny to "dziewczyny", a nie "die Mädchen" (wypowiedziane głosem Adolfa H.) to chyba wszystko w porządku...

Cóż, jakie by te płyty nie były, a przecież w 1/3 są wypasione!!! (ups, "wypasione" to już nie jest takie cool słowo jak kiedyś, przyjmijmy więc, że tam było "mega") , pragnę za nie jeszcze raz podziękować. Tym razem jednak jak Mark Zuckerberg na blogu internetowym (tak, wczoraj oglądałem "The Social Network"). No to dziękuję, Dawidzie.

2 Comments

  • Anonimowy
    3 lutego 2011 19:03 | Permalink

    Wosk za darmo nie jest zły

  • 3 lutego 2011 19:44 | Permalink

    Żaden wosk nie jest zły

  • Leave a Reply