Szad - 21 gramów (2011)


Szad
21 gramów
Labirynt Records, 2011

3.0

Szad Akrobata. Co za debilna ksywka. Nie wiem, czy członek Trzeciego Wymiaru sam ją sobie wymyślił, ale na to wygląda. Równie dobrze mógłby nagrywać pod pseudonimem Krusty The Clown. Albo Kaczor Donald.

Okej, rozumiem. "Akrobata", bo jak cyrkowiec jeżdżący bicyklem po cienkiej żyłce umieszczonej wiele metrów nad ziemią popisuje się, robiąc cudaczne ewolucje. Tak jakby wprawia w zachwyt swoimi technicznymi zdolnościami. Tyle, że te niebotyczne techniczne umiejętności w przypadku Akrobaty-Cyrkowca i Akrobaty-Szada oznaczają diametralnie co innego. Dwie inne parafie, dwie inne pary kaloszy.

Trzeba wszakże przyznać, że Szad to technik nie byle jaki. Jego flow to wypadkowa doskonałego wyczucia muzyki i znakomitej dykcji. Bit to środowisko naturalne wałbrzyskiego rapera, a on sam jest na polskiej scenie gatunkiem unikatowym (chronionym już nie, bo by pewno spuścił porządne manto klice, która odważyłaby się go zdissować). W niektórych utworach Szad zaiwania z oszałamiającą prędkością, co rusz regulując tempo swojej nawijki, czym wyróżnia się zdecydowanie na tle większości rodzimych MCs. Mało tego, wszystko nie dość, że jest wyraźne, to równocześnie niesłychanie dźwięczne - 31-letni reprezentant Zdolnego Śląska posiada gruby, potężny jak Dzwon Zygmunta głos, który tylko uwypukla przemocarne skille.

Powiem więcej, zezwala on także na przechwałki w tekstach. Wiecie, co mam na myśli - jakiś wypierdek mamuta z głosem nastolatka przed mutacją nawet z najlepszymi punchline'ami mniej siada na wyobraźnie niż typ od nieco gorszych linijek, którego jednak matka natura obdarzyła głosem niskim, groźnym i doniosłym. Choćby dlatego taki Jimson będzie dla mnie ciekawszym raperem niż znacznie bardziej popularny natenczas VNM.

W każdym razie, na "21 gramach" tych przechwałek ze strony Szada nie brakuje. Serio, bragga jest tu sporo i jeszcze trochę. Jak dla mnie nieco za dużo, zwłaszcza że nie są to wersy kopiące dupę. Dupę kopie głos i umiejętności, a nie teksty. Trudno zresztą nie zauważyć, że mieszkańcowi Wałbrzycha daleko do wrażliwego lirycznie rapera-poety. Niby coś tam próbuje, niby się stara i tworzy jakieś storytellingi, ale to nic wielkiego, nic zajmującego. Można pokusić się o stwierdzenie, że Szad od czasu "Skamieniałych" i "Dla mnie masz stajla" nie rozwinął się zupełnie... Beka, tylko żartuję. Prawda jest taka, że "21 gramów" ma swoje słabsze i mocniejsze momenty, że są teksty nad wyraz udane (vide "Patrzę jak idziesz"), jak i te mniej lub wcale. A jak tekst jest nudny albo przekombinowany, to dany numer zazwyczaj nadrabia dźwięcznością, sposobem przekazu oraz bitem (produkcja to w głównej mierze DJ Creon, w głównej mierze jakiś boom-bap, ale i też jazzowe jointy, tak jakby dodane na uspokojenie - i właśnie one są najlepsze!).

I wszystko byłoby w zasadzie okej, mimo poruszania oklepanych tematów i przydługiej formy (ponad 70 minut), gdyby nie fakt, że nawet w tej beczce miodu, którą są techniczne wyczyny Szada, znajduje się łyżka dziegciu. Często łapię się za głowę, ale czasem słyszę rym dla rymu. Słyszę powtarzalność (pewnie przez to, że tyle tu rymów - występują one właściwie co 3 słowa), słyszę rymy odczasownikowe, słyszę bezsensowną grę słowem typu "lewo / Sarajewo". Po wnikliwej analizie dochodzi się więc do wniosku, że to nie *siłacz* tylko *kulturysta*. Że to nie taka technika niosąca treść, a technika dla techniki. Parafrazując moich ulubionych twórców do parafrazowania: jeśli Szad ma stajla, to ja cztery wymiary.

Nie chcę tu jednak oszukiwać, liczby mówią same za siebie. "21 gramów" całkiem mi się spodobało, mimo swoich nie zawsze oczywistych wad. Gruby rap, czasem zaskakujący poziomem merytorycznym. Taki album na kilka wieczorów, żeby go te parę razy przesłuchać, a częściej wracać tylko do "Patrzę jak idziesz", "Rzeki" lub "Witam na komnatach". A że obecnie posucha, bo nic ciekawego w mainstreamie nie wychodzi (darujcie nieodżałowanego VNM-a), to chyba warto sprawdzić, co?

Leave a Reply