Przez dyskografie: Hocus Pocus


Hocus Pocus
73 Touches
On And On Records, 2005

4.5

Nie jest to wprawdzie debiut 20syla i spółki, ale pierwszy, naprawdę liczący się album w ich dyskografii. Wcześniejsze spływają po słuchaczu jak chłodny deszcz w ciepłe, letnie popołudnie - na chwilę bardzo przyjemne, ale na dłuższą metę denerwują. Z "73 Touches" jest inaczej. Tu miłe melodie nie nużą nawet po 4 latach słuchania, co akurat wiem z własnego doświadczenia. Świetnie wyważony album pełen zarówno nut chilloutowych, jak i funkowych, podrywających do tańca jointów. Kilka hitów, które złotymi zgłoskami wpisały się do historii europejskiego rapu - wspomnę tu tylko "J'attends" i nagrane wraz z The Procussions "Hip hop?". No i 20syl, człowiek renesansu w dziedzinie hip-hopu. Nie dość, że recytuje tym swoim pięknym głosem, to jeszcze produkuje bity z takim smakiem i poczuciem estetyki, że trudno znaleźć na Starym Kontynencie drugiego, porównywalnego klasą zawodnika. Prawdziwa rewelacja.


Hocus Pocus
Place 54
On And On Records, 2007

4.5

Na dobrą sprawę: to samo, co 2 lata wcześniej. Zwycięskiego składu się nie zmienia, czy jakoś tak. Ale wiecie jak to w muzyce bywa - nagra ktoś 2 takie same płyty i już podnoszą się głosy, że artysta XY (tudzież O.S.T.R.) rozmienia się na drobne, odcina kupony, tworzy po linii najmniejszego oporu. I zazwyczaj jest to prawdą. Ale nie w przypadku Hocus Pocus. Ta sama recepta na sukces sprawdza się wielokrotnie: trochę jazzu na rozluźnienie, trochę funku do pobujania, 2 hity na europejską skalę ("Mr tout le monde", "Smile") i 20syl w cudownej formie. To wystarcza. Znów piękny album. Tak piękny, że spałbym z nim i tuliłbym się do niego w nocy, gdybym był tylko małą dziewczynką. Must have.


Hocus Pocus
16 pièces
On And On Records, 2010

4.5

Once again. Serio. Ponownie ten sam przepis i ponownie album tak genialny, że głowa mała. Nie wiem, jak to 20syl robi: czy to niebywały talent, czy doskonale dobrane inspiracje, czy może francuskie powietrze. Nie chcę znać prawdy - ważne, że mu wychodzi. Jedyne co się zmienia z płyty na płytę to dobór gości. Okej, na wszystkich jest ktoś z The Procussions, ale poza tym zestaw featuringów na każdym kolejnym krążku jest po prostu lepszy. "16 pièces" to m.in. czołówka francuskiej sceny - Akhenaton z IAM w singlowym "A Mi-Chemin" i Oxmo Puccino w najlepszym na płycie "Equilibre" - oraz Alice Russell, brytyjska piosenkarka soulowa. Nie znasz tej płyty - nie znasz życia. Jak można dostrzec piękno świata, nie słuchając nigdy "16 pièces"?

One Comment

  • 14 sierpnia 2011 14:32 | Permalink

    Trzeba być mną :>

  • Leave a Reply