Słowo na piątek

Gdy piszę te słowa, jest wtorek. Kiedy je czytacie, jest piątek, a ja siedzę na Woodstocku, w Kostrzynie nad Odrą. Może już nie żyję. Ale mamo, tato! Nie martwcie się, wszystko jest w porządku!

Jak widzicie, małe zmiany na blogu zaszły. Inaczej wygląda. Lepiej, czy gorzej? Dla mnie lepiej. W rozdzielczości 1680x1050 wygląda kozacko. Jeśli macie jakieś problemy, uwagi, cokolwiek - piszcie.

I za nowym wyglądem parę usprawnień. Choćby - oceny przy recenzjach. Tak wiem, teraz będzie więcej kontrowersji i tak dalej, ale chyba tym lepiej. Gdy piszę te słowa, jeszcze nie wiem, czy zdążyłem w zakładkach (tam u góry, takie drobne) umieścić 2 spisy recenzji: jeden alfabetyczny, drugi wg not. Właśnie w tym drugim wytłumaczona jest / będzie skala ocen. Tak to sobie wymyśliłem, że chyba będzie przejrzyście. Zamierzam też walnąć gdzieś spis płyt, które chętnie od kogoś, po okazyjnej cenie, odkupię. A nuż ktoś przeczyta!

Na MyBand już się rozhulałem. Wziąłem akredytację na Reggae Intro '360 w Gorzowie. W sumie, nic nowego, bo i z bloga (jeszcze na lite-lite) tak kiedyś robiłem, ale darmowy koncert to, wiadomo, bardzo fajna sprawa. No i ile śmiechu, gdy znajomi pytają, czy możesz ich zaprowadzić do Gutka: - Nie, nie mogę kurwa. Wypierdalać.

Co się przewinęło przez playlistę w ostatnim czasie? Wiele dobrego. Przede wszystkim: The Clash. Płyty "The Clash", "London Calling" i "Combat Rock". Szczególnie dwie pierwsze warte uwagi. A takie utwory jak "London's Burning", "London Calling" i "The Guns of Brixton" po prostu trzeba znać! Aż sobie przypomniałem polską wersję tego pierwszego w wykonaniu Kazika (wtedy chyba jeszcze Polandu) i tego trzeciego w wykonaniu Pidżamy Porno. Słuchajcie The Clash, bo dobre jest, serio.



Poza tym? Pink Freud. Krążki "Punk Freud" i "Monster of Jazz". Też mega. Podobne trochę do "Rozmów s catem" Mazzolla, Kazika & Arhythmic Perfection. Yass, czy coś. Tylko Wojciech Mazolewski i spółka grają lepiej, fajniej, ciekawiej, milej dla ucha. Nie każdy z tym sobie przybije piątkę, ale dobra rzecz, uwierzcie.

I jeszcze Luciano Pavarotti. Nie żartuję. Album "The Duets". Tenor i gwiazdy światowej sławy. Elton John, Brian Eno, Bono, Mariah Carey, Frank Sinatra, Sting, Eric Clapton i tak dalej, i tak dalej. Takie oderwanie od muzyki rozrywkowej, ale nie do końca.

Kto oprócz tego? Teraz ucieszę hip-hopowe głowy: DJ Shadow. Płyta "Endtroducing...". MA-SA-KRA. I tyle powiem.

A w chwili gdy piszę te słowa, słucham Iron Maiden i AC/DC. Nawet nie wiedziałem, że ci drudzy są z Australii. I ja prowadzę bloga muzycznego? Epic fail, facepalm, ROLFMAO. Do usłyszenia.

Leave a Reply