Nieznane, a szkoda: Maskinen

Rok 2007 obfitował w wydarzenia: Jedna z gazet opublikowała tzw. "taśmy Oleksego", Gorzów Wielkopolski świętował 750-lecie swojego istnienia, a poznańska Pidżama Porno zawiesiła działalność na czas nieokreślony. Do rejestru zabytków wpisano Pałac Kultury i Nauki w Warszawie, premierę miał "Katyń" Andrzeja Wajdy, natomiast pokojowa Nagrodę Nobla otrzymał amerykański polityk - Al Gore. Polska przystąpiła do strefy Schengen, w wypadku helikoptera zginął rajdowiec Colin McRae, a w TVP2 wznowiono emisję "Koła Fortuny". "W roku 07 Adam znów błyszczał formą, Mazoch ćwiczył lądowanie mordą", o czym śpiewał / rapował Mielzky na pierwszym Sekaku. Poza tym, Rumunia i Bułgaria przystąpiły do UE, zaś Słowenia do strefy Euro. Ban Ki-Moon został sekretarzem generalnym ONZ, Gordon Brown premierem Wielkiej Brytanii, Nicolas Sarkozy prezydentem Francji, a Donald Tusk prezesem polskiej rady ministrów. Na boisku zginął piłkarz Sevilli - Antonio Puerta, zaś w zamachu bombowym b. premier Pakistanu - Benazir Bhutto. Swoje premiery miały Windows Vista oraz iPhone, do Polski dotarła ptasia grypa, a w Birmie rozpętała się "szafranowa rewolucja". Pożegnaliśmy też Ryszarda Kapuścińskiego i Luciano Pavarottiego.

Słowem: działo się dużo.

Nudno nie było również w Szwecji, gdzie 4 listopada swoją premierę miał utwór "Alla som inte dansar (är våldtäktsmän)". Piosenka kontrowersyjna (wręcz skandaliczna!), gdyż w niezwykle płytki i nieczuły sposób zahaczała o tematykę gwałtu. Cała sprawa ukryła się w tytule kawałka, który oznacza mniej więcej "Każdy kto nie tańczy (jest gwałcicielem)". Punktem kulminacyjnym afery był dzień 9 stycznia 2008 roku, kiedy nieokreślony, 32-letni mężczyzna powiadomił policję o możliwości popełnienia przestępstwa. Sprawę jednak oddalono, ponieważ - jak ustalono - piosenka "Alla som inte dansar (är våldtäktsmän)" nie zawiera treści zabronionych przez szwedzkie prawo. Wytwórnia Pope oraz grupa Maskinen mogły odetchnąć z ulgą...

A właśnie, całe zamieszanie to właśnie sprawka Maskinen - w 2007 roku jeszcze 4-osobowego zespołu, którego członkowie pochodzili z południowej części Szwecji:

Trzonem zespołu wydaje się być Frej Larsson - raper urodzony w Ronneby, gdzie mieszka tylko 12 tys. mieszkańców, a największą atrakcją jest miejski park, który w 2005 roku wygrał plebiscyt na najpiękniejszy park w Szwecji. Można przypuszczać, że to raczej nie z uwagi na to, iż Ronneby określa się czasem nawet jako "ogród" tego skandynawskiego kraju, nastoletni Frej zetknął się z kulturą hip-hopową. A trzeba wiedzieć, że zetknął się nie tylko z nią, gdyż w 2002 roku natrafił na formację Slagsmålsklubben podczas Emmabodafestivalen (cokolwiek). Grupa, parająca się jakimś electropopem, zaprosiła go w swoje szeregi, dopiero później tłumacząc mu, że nazwa ich zespołu nawiązuje do amerykańskiego filmu "Fight Club". Larsson trochę się zdenerwował, ale w Slagsmålsklubben pozostał. Miał nosa - 3 lata później formacja przygotowała remix utworu "Army of me" samej Björk.

Niemniej istotni w tej całej układance są Afasi (Herbert Munkhammar, raper) oraz Filthy (Magnus Lidehäll, producent). Choć ich nazwiska mogą wskazywać co innego, obaj pochodzą z Uppsali - 4. co do wielkości miasta szwedzkiego (138 tys. mieszkańców), które jest historycznym miejscem koronacji i spoczynku królów szwedzkich oraz pochówku Karola Linneusza - słynnego przyrodnika, autora systemu klasyfikacji organizmów. Jakoś tak wyszło, że i Afasi, i Filthy chodzili do tej samej szkoły, gdzie - w 6. klasie - poznali się i zauważyli, że kręci ich ta sama muzyka. Później przerodziło się to we współpracę, której efektem są - do dziś - 4 długogrające albumy. Warto dodać, iż Afasi ma na koncie występ u boku samego Grandmaster Flesha - pojawił się bowiem na jednym z albumów tej legendy hip-hopu ("The Bridge", kawałek "We Speak Hip Hop").

Hans Oscar Linnros, szerzej znany jako Kihlen, urodził się w Sundbybergu pod Sztokholmem. Wraz z Danielem Adamsem-Rayem współtworzy duet Snook. Ogólnie, najmniej istotny "element" Maskinen, choćby dlatego, że odszedł z grupy zaraz po premierze drugiego singla - "Segertåget", który - jak się okazało - został zarazem jej największym przebojem. Podobną drogą poszedł Filthy.

Szczerze mówiąc, nie mam zielonego pojęcia, jak cała czwórka się poznała, zaczęła razem tworzyć i uświadamiać opinię publiczną, że brak chęci do tańca równa się chęci do gwałtu. Nie wiem też, dlaczego akurat nazywają się Maskinen. Kto wie, może ma to coś wspólnego z wykonywaną muzyką? W sumie "maszyny" (mniej więcej tak powinno tłumaczyć się nazwę formacji) w jakiś sposób kojarzą się z szeroko pojętą elektroniką...

Nie pisałem jeszcze? Maskinen gra electro. Uściślając: electrorap bądź hip-house. Mówiąc prościej: rymowanie do nowoczesnych, tanecznych podkładów, określanych przez 90% społeczeństwa mianem "techno". Gatunek, który w ostatnich latach zyskuje na popularności. "Bawili się" nim już tacy wykonawcy jak m.in.: Looptroop Rockers ("Naïve"), Promoe (przebój "Svennebanan" czy mniej znane "Dekadensen"), Prinz Pi ("Gib dem Affen Zucker") bądź Dizzee Rascal, autor całej płyty utrzymanych w tych klimatach ("Tongue N' Cheek" z hitowym "Bonkers").

Do 2009 roku Maskinen promowało się wyłącznie singlami. Dopiero ten rok, w którym zdarzyło się jeszcze to, to i to, przyniósł coś znacznie większego - długogrający album "Boys II Men". Okazało się, że przebój "Segertåget" to kres możliwości Szwedów. Mimo że na płycie pojawiło się jeszcze 12 kompozycji, to żadna z nich nawet nie dorównała wielkiemu, imprezowemu hitowi. Moim skromnym zdaniem, najmniej ku temu brakowało utworowi "Buffalo Blues", nieco odstającemu od reszty kawałków, ze względu na przewijające się w nim partie smyczkowe. Po 2 latach od pierwszego singla, krążek Maskinen mógł się okazać małym rozczarowaniem dla fanów, którzy oczekiwali kolejnej bomby w stylu "Segertåget". Inna sprawa, że - trzeba to przyznać - nie była to słaba płyta.

Dochodząc do finału dzisiejszej opowieści, powinienem odpowiedzieć na najważniejsze pytanie: Dlaczego szkoda, że Maskinen nie są znani? Bo to świetna, taneczna muzyka. Wolę cokolwiek z "Boys II Men", Dizzee Rascala albo "Svennebanan" od tego, co leci w większości polskich klubów. Gdyby taki repertuar dominował, pewnie częściej niż do pubu wybierałbym się do miejsc, gdzie można potańczyć (no, może trochę przesadzam). Ale gatunek chyba staje się coraz popularniejszy, więc - kto wie? - może już niedługo zyska na tyle duże grono fanów, żeby zacząć się z nim liczyć podczas wszelkiej maści imprez?

Przydatne linki:
Oficjalna strona internetowa
Oficjalny profil na MySpace


Leave a Reply