NaPszykłat
Brudne Zwierzaki
Dzikie Świnie, 2008
4.5
Z cyklu: "dobry zakup za 10 zł" (polecam sklep z używanymi płytami, filmami i grami koło Starego Browaru w Poznaniu). Hip-hop tak niszowy i tak dziwny, że poznali się na nim jedynie Czesi i Słowacy. W naszym kraju raczej nieznane. A szkoda.
"Brudne Zwierzaki" pokazują, jakby brzmiało Łąki Łan, gdyby porzuciło owadzie stroje i zajęło się rapem, po drodze spotykając wypadkową Kalibra 44 z "Księgi Tajemniczej" i "W 63 minuty dookoła świata". Niemożliwe? Wystarczy posłuchać: "Plenuum" to funk z pola pełną gębą (tyle że zamiast funku - hip-hop), z kolei "Czek 23" jak nic przypomina K44 z drugiej płyty. Największy wpływ jednego i drugiego słychać jednak w "Przydawajsie", które zaczyna się niczym co drugi numer Łąki Łan, później stając się bardziej mrocznym, absurdalnym i tajemniczym kawałkiem - i tu skojarzenie z "Księgą Tajemniczą". Nie brak też odwołań do "W 63 minuty dookoła świata" - Ansman i Pjernik bawią się słowem z gracją godną Daba, Magika i Joki.
Na tej krótkiej, złożonej z sześciu numerów epce wyłamuje się tylko ostatni numer, "Tabula". A i on nawet nie do końca, bo Łąki Łan i K44 czuć tu nieprzerwanie. Ale dochodzi jeszcze flow jak u Ema z koszalińskiego Bla-Bla, niezrozumienie w roli głównego bohatera jak w 1/4 utworów Łony oraz natłok informacji jak w "Headlines" Kazika. Słowem, pięciu artystów w jednym miejscu, choć - na dobrą sprawę - bardziej wprawne ucho naliczyłoby ich więcej. NaPszykłat nie wzięło tytułu tak całkiem od czapy.
Najlepsze jest jednak to, że nikt na "Brudnych Zwierzakach" nikim i niczym się nie inspirował. To przyszło samo z bardzo bujnej wyobraźni. Dlatego też moje poszukiwania błyskotliwych porównań można bez żadnych skrupułów wrzucić do kosza jak Ray Allen. To oryginalny, alternatywny hip-hop uodporniony na wszelkie schematy. I tego się trzymajmy. Jeśli kiedykolwiek przez myśl Ci przeszło, że nowe płyty Zeusa i Mesa są nowatorskie, to lepiej posłuchaj "Brudnych Zwierzaków". Dopiero NaPszykłat poda Ci odpowiednią definicję tego słowa.
3 Comments
"Ale dochodzi jeszcze flow jak u Ema z koszalińskiego Bla-Bla" - zajebiste porównanie do gościa, którego nikt nie zna :D. Ansman? Nooo, brzmi jak Ema. Ema? Taa, no brzmi podobnie do Ansmana.
Takie porównania są najlepsze, wychodzi wtedy jakim czytelnik jest noobem, a autor uchodzi za znawcę i bossa. :D
Z nikim innym mi się nie kojarzyło. Kogoś zainteresuje, to wygoogla. Poza tym jest dość obrazowo, tak sądzę.