Pożyczyłem winyle

Wiem, że brzmi to dość zabawnie, ale pożyczanie oryginalnych nośników z muzyką nie jest, w przypadku mojej skromnej osoby, typowym zjawiskiem, (co w sumie powinno dziwić, ponieważ, będąc jeszcze maniakiem gier video, nie miałem podobnych oporów). Niekoniecznie chodzi więc tu o to, że coś się może połamać i porysować - to siedzi gdzieś "głębiej".

W moim krótkim życiu tylko raz zdarzyło mi się pożyczyć coś komuś z mojej kolekcji. Od razu zresztą dokonałem tego hurtem, bo znajomy wziął wszystkie posiadane przeze mnie płyty, w których powstaniu maczał palce Kazik Staszewski. Jeśli chodzi o drugą stronę, tj. pożyczanie czegoś od kogoś, również zrobiłem to tylko raz w życiu. I nie byłem z tego zadowolony, bo ani "7" Ostrego, ani "W pogoni za lepszej jakości życiem" duetu Małolat/Ajron na daną chwilę nie przypadły mi do gustu.

Przechodząc już do właściwych powodów moich wypocin: niedawno pożyczyłem dwa winyle.

Na pierwszym, "Live at the Counter Eurovision", czyli, jeśli wierzyć LastFM, pierwsza płyta Misty in Roots, zespołu o którym wcześniej jedynie sporo słyszałem, nie znając w ogóle jego twórczości. Choć, tak naprawdę, Brytyjczycy grają typowe roots reggae, jakiego pełno w każdym zakamarku współczesnego świata, to ich muzyka posiada jakąś przyciągająco-hipnotyzującą właściwość, sprawiającą, że ich debiutancki album wciąż, od kilku dni, gości w moim gramofonie. Jestem pewny, że w chwili oddania "Live at the Counter Eurovision" (tak w ramach ciekawostki dopowiem, że zdjęcie użyte u góry wpisu, wykorzystano też na tylnej okładce, co najmniej w przypadku polskiego, tonpressowskiego wydania albumu) nie pożegnam się z Misty in Roots raz na zawsze, zamierzam do tej formacji wracać wielokrotnie.

Drugim z pożyczonych winyli jest "The Radio Years" Franka Sinatry - album zawierający nagrania Amerykanina z lat 40. i 50., w Polsce wydany w 1989 nakładem Przedsiębiorstwa Nagrań Wideo-Fonicznych "WIFON" (uśmiałem się nieźle, dziś nazwa ta kojarzy się już tylko z zupkami chińskimi). Nie chcę tu ściemniać i pisać bzdur, więc ujmę to krótko: Klimat świetny, niektóre motywy kojarzą mi się z, tu mogę zostać oskarżony o śmieszność, oglądanymi za szkraba bajkami (przede wszystkim "Tom & Jerry", tam często podobne rzeczy leciały). Do Franka Sinatry też wrócę, jestem o tym przekonany (poniżej niespodzianka dla fanów polskiego rapu, K44 i grubego, czarnego kota, związana z osobą amerykańskiego wokalisty).

Nie sądzę, abym zwyczaj pożyczania płyt zaczął w najbliższym czasie mocno kultywować, ale dwa wyżej opisane przykłady sprawiły, że na pewno kiedyś będę chciał to, oby równie udanie, powtórzyć. W końcu, co poznałem, to moje!

Leave a Reply