Archive for kwietnia 2010

Coś nie tak

Zacząłem się właśnie zastanawiać, czy w tym roku wyszły jakieś polskie rapsy, po których usłyszeniu powiedziałbym: "Zajebiste!". Dobrą płytę nagrał Duże Pe. Poza tym? Chyba nic szczególnego (choćby JuNouMi) + rozczarowania (Ostry!). Gorzej, że premiera drugiego woluminu "Shovany'ego Mixtape'u" już za nami, a ja swojego zdania dalej nie zmieniam.

Czytaj dalej >>

Afro Kolektyw - Alter (f/ Duże Pe)

słowa: Michał "Afrojax" Hoffman, Marcin "Duże Pe" Matuszewski
muzyka: Afro Kolektyw
album: "Czarno Widzę" (2006)


.AFROJAX.
W Porto Allegre słońce wzeszło,
Trocki, Engels, Meinhof, Ernesto,
mój t-shirt poza kontrolą społeczną,
prawdy bolą. No logo, słuszność ma mniejszość.
Spójrz no - wokół konsumpcyjny system,
Walcz, tu masz prawo, tu masz przebojów listę:
Davos, Kijów, Tybet, Irak, nuda.
śpiewam, idę, marsz lewą, śpiewam Pablo Neruda.
Odrzuć mieszczańskie ego. Witaj w nowej erze.
Układam swoje credo litera po literze,
Choć to na ugorze orka kijem, hasła wznoszę,
Garcia Lorca nie żyje, a ja owszem, proszę.
Sięgnę głębiej powierzchni, a ty pieprznik
Masz we łbie, więc uwierz mi.
Bierz i ciesz się, bo protesty
Otworzą ci w mózgu wywietrznik,
Motłochu sflaczały jak stuletnie piersi.
Oto czoło awangardy, czy wszyscy widzą?
Wolny od propagandy, wyrzuciłem telewizor,
Teraz jestem anty, dość zgryzot,
Już nie czuję się jak antyk odkąd jestem po właściwej stronie,
Tutaj - towarzysze broni, tam - wrogowie.
Jutra czas czyścić grunt
Chodź, nauczę cię jak się gra w bunt.

Przyjdzie dzień - kogo pod ścianę
Przyjdzie dzień - kogo pod ścianę
Przyjdzie dzień - kogo pod ścianę, wskażę palcem.
Rebelia, jestem przeciw, mogę zginąć w walce,
Mogę zginąć w walce.

.AFROJAX.
Jeśli ktoś mnie nazwie zwykłym sukinsynem
Z zachwytu się rozpłynę i wsiąknę w wykładzinę
Korporacji, gdzie siedzę do godziny szesnastej
A po szesnastej czas na rozrywki własne.
Poznaj swą winę: pusty łeb, pełna micha.
Rzuć rodzinę, podpal sklep. Idzie manifa,
Nie oglądaj, nie słuchaj, nie oddychaj tym co wszyscy,
Już nie szukaj, znalazłeś kopalnię prawdy czystej.
Zniszczę cegły tego muru
Frajerzy biedni, będę waszym guru.
Człowiek idei, myślę w makroskali,
Nie wiesz co się dzieje, gdzie twój indywidualizm?
Chodź z nami, oto jedność,
Rozpieprzamy maszynę od wewnątrz,
Nie wrócimy do wież, gdzie rządzą twory sztuczne.
Pokaż czy już wiesz, jak się bawić w rewolucję.

.DUŻE PE.
Oddajesz sporo bojom z Babilonem,
kiedy popijając Marlboro colą pod Auchanem
w znoszonej bluzie Ramones made in Taiwan
obmyślasz zamach na McDrive'a.
To czysta frajda - kiedy nic się nie klei,
Wybić komuś szybę w imię wyższej idei.
Czy to nie imponujący akt?
Dla mnie to raczej żenujący fakt,
Jak to, że w koszulce 'Zjadaj bogatych'
Jedziesz na manifestację mercem taty,
Poza tym trochę mnie śmieszy, kiedy na murze
Piszesz '100% wegan' w skórze.
Tudzież to, że twój rastafarianizm
To dredy wykonane na zniżkę mamy
Przez rozchwytywanych stylistów Provosta.
Rewolucja nigdy nie była taka prosta.

Przyjdzie dzień - kogo pod ścianę
Przyjdzie dzień - kogo pod ścianę
Przyjdzie dzień - kogo pod ścianę, wskażę palcem.
Rebelia, jestem przeciw, mogę zginąć w walce,
Mogę zginąć w walce.

.DUŻE PE (freestyle).
To dla Korei, to dla Tybetu, to dla świata,
Bo dzisiaj szatan przybiera postać Big Maca,
I zjadamy naszego brata cukra,
Robionego z naszego brata buraka,
Wszyscy powinniśmy jeździć tylko rowerami,
A autobusy powinny być na olej słonecznikowy,
Wszyscy powinniśmy coś zrobić,
Kupić buty Martensa, założyć bojówki,
Dosłownie i w przenośni,
Wyciągać wieloryby z Bałtyku i wrzucać je z powrotem,
Powinniśmy zrobić coś dobrego,
Żeby ta Ziemia była lepsza,
Powinniśmy ocalić te lasy śródziem... nie,
puszcze...
W każdym razie, dedykujemy to tym wszystkim,
zawożonym przez rodzinę na pochody i manifestacje,
oraz feministkom palącym staniki...

Czesław Śpiewa - Pop (2010)


Czesław Śpiewa
Pop
Mystic Production, 2010

4.5

Najlepsza polska płyta 2010. Najlepsza z tego roku, jaką słyszałem w ogóle (obok genialnego "16 Pièces" Hocus Pocus). Kto by pomyślał?

Debiut Czesława był dobry i oryginalny, lecz Mozil swoimi piosenkami sprzed 2 lat nie potrafił mnie na dłuższą metę zarazić. Z nowymi utworami jest jednak inaczej, choć - pozornie - wiele się nie zmieniło: Czesław wciąż śpiewa tak samo, intrygując swoim charakterystycznym akcentem. Lirycznie też zero progresu, poziom więc mniej więcej taki sam jak na "Debiucie". Czyli teksty nie tyle dobre, co wręcz znakomite.

Gdzie zatem upatrywać zmian na lepsze? W tym co najważniejsze. W muzyce.

Kompozycje poszczególnych piosenek zdają się być jakby bardziej rozbudowane. Zdecydowanie więcej tu żywszego grania, wyraźnie czuć tę "moc". Najbardziej widać to po końcówce płyty - począwszy od "O tych w Krakowie", przez "Dziewczynę z branży" i "Caravan", na "Pożegnaniu małego wojownika" kończąc. Wszystkie ww. numery z miejsca mnie zaskoczyły i rozłożyły na łopatki - aż ciężko wskazać z tej czwórki kawałek absolutnie najlepszy. Zresztą, wybór piosenki "jedynie" ulubionej również do najłatwiejszych nie należy.

Mega niespodzianka. Nie spodziewałem się, że Czesław Mozil kiedykolwiek wywoła u mnie aż tak entuzjastyczne reakcje. Wow.

Kajam się

Słucham sobie ostatnio płytę długogrającą Rap Addix i dochodzę do wniosku, że onegdaj, za pradawnych czasów bloga 'lite-lite', Junesa potraktowałem zbyt krytycznie. Może i flow nie powala, może i głos denerwuje, lecz tekstowo pochodzący z Sokołowa Podlaskiego raper nadrabia. Jego utwory to emocje, to osobiste podejście, to "brud", to - wreszcie - odwaga w głoszeniu kontrowersyjnych poglądów ("Non Conformo" - przykład najadekwatniejszy), z którymi się - nawiasem mówiąc - w żadnym wypadku nie zgadzam. Ważne, że nie boi się nawijać o tym, co myśli. W bity SoulPete'a nigdy nie wątpiłem - trzymają poziom i są doskonałym akompaniamentem dla Junesa. Ulubiony numer? Najprędzej "Nie mam przyjaciół" (poniżej), które spodobało mi się głównie z uwagi na prawdziwość, zgodność z moimi własnymi losami. Cóż, ostatecznie doceniłem Junesa - lepiej późno, niż wcale.

Czytaj dalej >>

Czuję lato

Letnie klimaty na łamach bloga zagościć miały już parę dni temu, lecz przygotowany wpis nie do końca mi się spodobał, a tragiczne okoliczności też jakoś nastrojowo nie współgrały. Te 2 rzeczy zusammen spowodowały, że lato - w dużej mierze - czuć przestałem. Teraz znów poczułem je na nowo. Przedstawię jednak całą sprawę w porządku chronologicznym:

Czytaj dalej >>

V/A - JuNouMi #4

V/A
JuNouMi 4
JuNouMi, 2010

3.0

Na papierze nowe JuNouMi wypada oszałamiająco. W rzeczywistości fason trzymają, nie schodząc poniżej reprezentowanego na co dzień poziomu, tylko Łona, Afronty i Temzki z Roux Spaną. Nic więc dziwnego, że po paru odsłuchach czuję spory niedosyt.

2cztery7? O ile Mesa solo bądź w kolaboracji z Blefem bardzo lubię, o tyle jego współpraca z Pjusem i Stasiakiem zupełnie mi nie leży. Po poznaniu "Głupich rzeczy" zdania nie zmieniam. Snobe zapodał tu kapitalny bit, który został katastrofalnie zmarnowany - Mes zaprezentował się średnio, Pjus beznadziejnie, Stasiak słabo. Afronty, o czym już wspominałem, bardzo fajnie, jak za czasów "Coraz Gorzej", bo i Metro dołożył co nieco od siebie. Dinal? Niby nieźle (follow-up do Kazika, czyli +15 do zajebistości), ale od Wankza i Meja oczekuję jednak znacznie, znacznie więcej, choć - trzeba to zaznaczyć - humor ich nie opuścił. Prof i Te Tris na bicie Kixnare'a? Jakoś nie jestem przekonany. Od pierwszego z wymienionych nie oczekiwałem wiele, drugi mnie zawiódł, bo po kozackim "Dwuznacznie", świetnych mixtape'ach i featuringach ("Duże Rzeczy"!) liczyłem na coś mocniejszego. Temzki, na luzującym bicie Roux Spany, po swojemu, przyczepić się nie da.

Otwarcie strony drugiej, tj. Tłuste Koty do spóły ze Smarkiem? Gorzowianin poszedł po linii najmniejszego oporu, swoją zwrotkę nawinął trochę od niechcenia. Rymek od "króla undergroundu" (patrz: Eldo - Styl, flow, oryginalność) wypada znacznie fajniej, ale to w sumie bardziej jego numer. Nawiasem mówiąc, ciekawa opcja z tymi Tłustymi Kotam. Ich niedawno udostępniony bootleg wypada nieźle. Rymek i Twister to faktycznie "tłuste koty" - tylko czekać na ich kolejne produkcje. Ortega? Ortegowo. Mam jednak wrażenie, że "Czy to ważne?" na "Lavoramie" nikt by nie zauważył. Łona z Webberem? Klasa sama w sobie. Świetny koncept, doskonały raper przy mikrofonie, równie wyśmienity bit - czego chcieć więcej? Kolejną pozycję, tj. Beat Brothers, wolę skipować. Choć Returnersi spisali się naprawdę porządnie, to Ostry - znów - poniżej krytyki - zupełnie nie da się go słuchać. Epkę kończy duet Blow (wokalistka Flow + Święty jako producent) z hip-hopowym featuringiem Mi-La. Nie jestem fanem kobiecego rapu - "Przysięgam!" tego nie zmienia.

Miało być fenomenalnie, jest tylko nieźle, co nie zmienia faktu, że pewnie przez najbliższe dni nowe JuNouMi będę słuchał jeszcze wielokrotnie (trochę "z braku laku"). Kończąc swój wywód, dodam tylko, że propsuję akcję z żółtym, półprzezroczystym winylem. Od razu jakoś inaczej się słucha.



Sposób na outro

Intro ma za zadanie rozgrzać słuchacza przed resztą materiału. Outro natomiast powinno sprawić, że dany album wrzuci się do odtwarzacza po raz kolejny. Można je (kawałki zamykające) "robić" wielorako.

Czytaj dalej >>

Czuję Sfond Sqnksa

Ciekawa sprawa z tą "Obawą przed potem" w moim przypadku - wiedziałem, że istnieje, wiedziałem z czym to się "je", w końcu wiedziałem, że jest to dobra płyta. A przecież swego czasu sprawdzałem wszystko, co ogarnięci słuchacze nazywali "dobrym, polskim rapem", przecież zachwycałem się "Przez ścianę" (późniejszym albumem wrocławskiego duetu)! Mimo tego, po krążek nie sięgałem. Do czasu.

Czytaj dalej >>

Debiut Trzy Sześcia

Tak na gorąco, przecież "DesAnt" w sieci dopiero od paru dni:

Mając w pamięci mocne featuringi (choćby u Klasiika i Te Trisa) oraz udane starty w bitwach freestyle'owych (walka z Ensonem w finale zeszłorocznego WBW choć przegrana, świetna), oczekiwałem totalnego - użyję wulgaryzmu, bo nie potrafię znaleźć adekwatniejszego słowa - rozpierdolu. Życzenia się nie spełniły - Trzy Sześcia w Trzy Sześciu jest tu zdecydowanie za mało.

Czytaj dalej >>

Pożyczyłem winyle

Wiem, że brzmi to dość zabawnie, ale pożyczanie oryginalnych nośników z muzyką nie jest, w przypadku mojej skromnej osoby, typowym zjawiskiem, (co w sumie powinno dziwić, ponieważ, będąc jeszcze maniakiem gier video, nie miałem podobnych oporów). Niekoniecznie chodzi więc tu o to, że coś się może połamać i porysować - to siedzi gdzieś "głębiej".

Czytaj dalej >>

Hocus Pocus - 16 Pièces (2010)


Hocus Pocus
16 Pièces
On And On Records, 2010

4.5

W "16 Pièces" zakochałem się równie mocno i równie szybko, co w "Place 54" i "73 Touches". W przypadku nowego Hocus Pocus tzw. repeat staje się rzeczą całkowicie naturalną - album potrafi lecieć w kółko, niemalże nieprzerwanie. W czym tkwi jego siła?

Może w doborze *inspiracji*? Trochę funku, mnóstwo jazzu, multum kojących, wychilloutowanych brzmień, czyli w sumie wszystko to, do czego Francuzi zdążyli mnie przyzwyczaić. Nie muszę czuć się jednak zaskoczonym, żeby być oczarowanym.

Nie ma tu może hitów na miarę "Mr tout le monde" bądź "J'attends" z płyt poprzednich. Jest za to równa, bardzo wysoka forma przez cały czas trwania krążka, z wisienką na torcie w postaci "Equilibre" (poniżej) - dość wyluzowanego numeru, który - biorąc pod uwagę opinie innych fanów - w ucho wpadł nie tylko mojej skromnej osobie. Swoje robi tu featuring od Oxmo Puccino (gruby, niski wokal tego rapera doskonale kontrastuje z dość "typową", nawiasem mówiąc niezwykle przyjemną w odbiorze, barwą głosu 20syla). Zresztą, goście na "16 Pièces" są akurat bardzo mocni - wystarczy wymienić choćby Mr. J. Medeirosa z nieistniejącego już (niestety) The Procussions oraz Akhenatona z marsylskiego IAM.

Końcówka albumu to również mistrzostwo świata - kawałek nad wyraz spokojny, po usłyszeniu którego można zrobić właściwie tylko 2 rzeczy: udać się spać bądź załączyć krążek jeszcze raz. Ale przecież "100 Grammes de Peur" to nie pierwszy taki przypadek - również "Voyage immobile" oraz "73 Touches" genialnie kończyły poprzednie płyty Hocus Pocus.

Pozostaje jedynie wypatrywać listonosza z przesyłką z Francji. Coś mi mówi, że to oczekiwanie, tak czy siak, upłynie przy "16 Pièces". A że nie rozumiem ani słowa w mowie żabojadów? Trudno, liczy się muzyka.





I love this voice

Ciągle słucham tego Louisa Armstronga ostatnio - głos genialny, hipnotyzujący wręcz. Utwory melodyjne, idealne na koniec lub początek leniwego dnia. W sumie, wstawanie przy "What a Wonderful World" (poniżej) powinno być chyba łatwiejsze i jakby przyjemniejsze - muszę kiedyś spróbować i zamienić "Here I Am" Groundation na ww. utwór w roli budzika.

Czytaj dalej >>