Nieznane, a szkoda: Hayseed Dixie (by eNoiDe)

Czym byłby jazz bez Milesa Davisa? Czym byłby rock bez Black Sabbath? Czym byłaby produkcja muzyki bez AKAI? Czym byłaby psychologia bez Sigmunda Freuda? Czym byłyby kserokopiarki bez firmy Xerox? A czymże, olaboga, byłaby polska rap blogosfera bez Lite'a i Noida? NO CZYM?

Tym, czym życie bez Hayseed Dixie. Zapewne męczyłaby nas egzystencja nudna, przewidywalna i niesatysfakcjonująca. Nic nie może się bowiem równać z niepowtarzalnym nadzieniem batona Mars z zaskoczeniem i mindblowingiem, jaki ma w ofercie Hayseed Dixie – nawet organizacja masowych zwolnień przez kryzys szalejący tak nieokiełznanie, że "litr bezołowiowej za dychę albo drożej" akurat podczas trwania zakrętu życiowego, który umila już-wkrótce-była żona pozwem rozwodowym oraz wizją alimentów. Szalone rzeczy.

Zespół / kapela (hoho), którego / której nazwa padła w niniejszym tekście już dwukrotnie, pochodzi z samiusieńkiego południa Stanów Zjednoczonych – a więc ojczyzny country, a także odmiany tegoż gatunku zwanej bluegrass. I właśnie bluegrassowi poświęcimy dziś uwagę, ponieważ właśnie bluegrass grają Hayseed Dixie.

Sęk w tym, że ci goście nie są normalni. Typowe dla niebieskiej trawy instrumentarium (banjo, skrzypce, mandolina) oraz specyficzny klimat wykorzystują głównie do... nagrywania coverów znanych, lubianych, klasycznych utworów.

Zadebiutowali w 2001 albumem "A Hillbilly Tribute To AC/DC" zawierającym przeróbki najważniejszych kompozycji ekipy Angusa Younga (!) i od razu zwrócili na siebie uwagę połowy świata. Na siebie i na bluegrass, warto dodać. Już wtedy było wiadome, że do zwyczajności im daleko – ich pojebane poczucie humoru opierające się na popularyzowaniu i przerysowywaniu wiejskiej kultury zawiera w sobie większy ładunek klasyczności niż te wszystkie szlagiery, które coverują.

A gdzie znajdują się dzisiaj? Wyprzedają bilety, grają dla wypełnionych po brzegi sal, nagrywają kolejne płyty (obecnie na koncie posiadając osiem) i robią dookoła siebie coraz większy szum. Mało tego – mają za sobą występ na niemieckim festiwalu Wacken Open Air, który oferuje raczej black/death/thrash metalową jatkę zamiast bluegrassu. Co ciekawe, przyjęli się.

Czytelników zainteresowanych tym, jak wygląda radosny, zjarany bluegrass ubrany w klasyczne piosenki odsyłam do linków pod tekstem – potraktujcie to jako swoisty best of. Każdy kawałek jest w wersji hayseedowej i oryginalnej, jakby ktoś nie znał. Miłego słuchania.

PS Jeśli macie pod ręką jakiś alkohol, to polecam spożycie go przed rozpoczęciem słuchania. Zdecydowane zwiększenie satysfakcji gwarantowane.

Marcin "eNoiDe" Półtorak

The Prodigy - Omen: oryginał | cover
Scissor Sisters - I don't feel like dancin': oryginał | cover
Led Zeppelin - Whole lotta love: oryginał | cover
Outkast - Roses: oryginał | cover
Motorhead - Ace of Spades: oryginał | cover
AC/DC - T.N.T.: oryginał | cover

Leave a Reply