Gustoprześwietlacz 2.0: Chasiu


Naprawdę nazywa się Artur Chasikowski. W Ostródzie, skąd pochodzi, mówili na niego Zielony (nie wnikam). Tak jakoś wyszło, że ze mną studiuje. Nie wiem, może też chce zostać dziennikarzem, mimo że przecież nie trzeba kończyć dziennikarstwa, żeby nim być. Coś tam jednak w głowie ma, zatem istnieje szansa, że będzie miał o czym pisać, czy tam nadawać w radiu lub telewizji. Tak się też składa, że Artur prowadzi bloga. Bloga o wszystkim i o niczym. O teorii poznania tudzież teorii Poznania (cholera wie?). Polecam serdecznie (zawsze można się z nim pospierać, krytykę przyjmuje na twarz). Mało tego, wspiera także swoją skromną osobą cudowną inicjatywę, najlepszego super bloga w sieci, czyli kulinarno-prześmiewczego Wygrywam z Anoreksją, którego przyszło mi być redaktorem naczelnym. Współprowadzi też jakąś audycje w studenckim radiu, że niby o jakimś pograniczu między rockiem a elektroniką. Nie wiem, nie słuchałem, piątki wieczorem to mało przyjemny termin. No nic, koniec pierdolenia, sprawdźcie jego dychę:


AC/DC – Highway to Hell


Zawsze lubię zaczynać od klasyki. Australijski hardrockowy zespół to najbardziej kojarzące mi się z dzieciństwem dźwięki. Wychowany zostałem na winylach i kasetach które pieczołowicie zbierał mój ojciec, outsiderowy długowłosy buntownik jeżdżący na przerobionych w stylu west coast Junakach, K-750 i Dnieprach. Pierwsza pozycja na tej liście to swoisty ukłon w jego stronę za wspaniałą młodość, zaszczepienie wielu wartości i tego soczystego ciężkiego gustu muzycznego. Jeden z niewielu zespołów których płyty posiadam w ilości znacznej.

O.S.T.R. – Jak nie Ty, to kto?


Na hh otworzyłem się dopiero na przełomie drugiej i trzeciej klasy. Niektóre tracki podrzucał mi kumpel będący wręcz klonem Litoslava. Miłość do winyli, hejtowanie mainstreamu i po prostu ten pewien styl bycia. Chłopak pochodził z Łodzi, tak więc pierwszą rzeczą, którą wbijał mi do głowy, był Ostry, potem, idąc za ciosem, Fisz i Łona. Sam kawałek daje mi do myślenia, ile w tym życiu tak naprawdę zależy tylko ode mnie, bo „Jak nie ty, to kto?”.

NoXX – Noc



Too much, too young, too fast, chciałoby się zacytować Airbourne. Kawałek chłopaków z mojego rodzinnego miasta – Ostródy – to pozytywna dawka energii. Charakterystyczny wokal Jaśka Napieralskiego, przecinany porządnym krzykiem Pawła Krześniaka daje jeszcze więcej radości na żywo. Wydobywająca się z tych młodych – bo chyba najmłodszych w gustoprześwietlaczu – artystów moc potrafi postawić poprawić zjebany dzień.

Slipknot – Before I Forget


W okresie tzw. buntu, byli jedną z pierwszych kapel jakie chłonąłem. Obecnie dużo się mówi o ich pozerstwie, że są dla kindermetali i w ogóle beee. Nie specjalnie się tym przejmuję, dalej są jedną z kapel, które bardziej szanuję i będą ze mną przez najbliższe parę...naście lat. Za "Before I Forget" zgarnęli nagrodę Grammy w kategorii "Best Metal Performance". Wokal Coreya Taylora i niezwykle szybka perkusja Joeya Jordisona na podwójnym bębnie basowym – uwielbiam.

The White Stripes - Fell in Love with a Girl


Miałem całkiem spory dylemat nad tym, czy w tym miejscu powinni znajdować się The Wombats – Tokyo, czy może Arctic Monkeys ze swoim "Brainstorm". Wybrałem jednak White Stripes z kawałkiem o dziwnej miłości. Sam nie wiem, czy dobrze zrobiłem. Jeżeli chodzi o piosenkę to pachnie mi ona szalonym letnim życiem, uśmiechami, zapachem lasu, jezior i jabola... ewentualnie piwa. Życie szybkie i ulotne jak najpiękniejsza pora roku. Najbardziej rozwiązła, zachlana ale zapadająca w pamięci. Jednak dobrze wybrałem.

Audioslave – Show Me How To Live


Tak! Trochę klasycznego, surowego rocka. Jako że rzadko zdarza się, abym nabywał płyty w ilości znacznej (po prostu mam za dużo różnego rodzaju hobby, aby jeszcze łożyć na krążki), tak ich musiałem posiąść. Tak jak w teledysku, idealny kawałek do jazdy samochodem. Jeżeli uwielbiasz siedzieć za kółkiem tak jak ja, palić fajkę i gnać z kumplem gdziekolwiek, to powinieneś trzymać ten track w którymś ze schowków. W głosie Chrisa Cornella zawiera się cała filozofia życia. Nie zważając na słowa, jedynie czując jego barwę głosu wiesz, że chcesz żyć, a nie tylko przeżyć życie.

Skunk Anansie – Becouse Of You


Muszę nieśmiało przyznać, że z twórczością Skin bardzo się mijałem. Słyszałem ją wielokrotnie chociażby przy kawałku "My Ugly Boy", który mogłyby dedykować mi moje byłe – przynajmniej wiedziałbym, że są wściekłe i nadzieja na i tak trujący związek dla nich zgasła – poza tym gdzieś się mijaliśmy. Głupi ja. Na szczęście poszedłem po rozum do głowy i poświęciłem Skunk Anansie trochę swojej uwagi. I nie żałuję. Wokalnie Skin bije wszystkie kobiety na swoją łysą głowę. Złość, bezradność, rozczarowanie, żal oraz oczywiście pozytywne emocje, wypływają z jej ust w ten sposób, że zaczynasz żyć tym o czym ona śpiewa.

Helia – Alejandro


She's got both hands! Te słowa w ciężkiej jak kowadła ACME aranżacji, potrafią naprawdę poruszyć niejednego sceptyka liryki Lady Gagi. Gorąca krew płynąca w trancecorowcach z Włoch uczyniła niespodziewanie z "Alejandro" jedną z moich ulubionych piosenek. Zresztą nie tylko moich.
Mimo że reszta ich twórczości różnie pokrywa się z moim gustem muzycznym, tak ten track dał im zdecydowanie dużą sławę. Poprosimy o więcej!

Enter Shikari – Destabilise


Zdecydowanie jeden z moich faworytów do wszystkiego. Posłuchałem raz i zakochałem się bez końca i wcale nie mówię tu o konkretnym tracku. Zakochałem się w całej kapeli, we wszystkich ich kawałkach, dlatego powyższy wybór jest losowy. Trafia do mnie 95% ich twórczości, zjadam wszystko jak leci, rzadko się rozczarowując.

In Flames – Take This Life


Siła, moc, fitness, sport – jakby to powiedział Krzysiu Ibisz. Od pierwszej sekundy do naszych bębenków dobija się szybka stopa z bębnów zestawu perkusyjnego. Jest naprawdę ciężko, choć nie do przesady. Głos Andersa Fridéna (niepozorny brodacz w koszuli w kratę z dredami na głowie), mimo że opiera się na screamie, jest dla mnie ciepłym tostem z miodem. Słodki i rozpływający się w ustach, ale jednak drapiący w gardło. Kapela przez 22 lata istnienia zaliczyła kilka zmian, wydała 9 albumów, więc jest w czym przebierać. Mimo upływającego czasu wciąż odnajduję w nich moc.

Leave a Reply