Czuję Sfond Sqnksa

Ciekawa sprawa z tą "Obawą przed potem" w moim przypadku - wiedziałem, że istnieje, wiedziałem z czym to się "je", w końcu wiedziałem, że jest to dobra płyta. A przecież swego czasu sprawdzałem wszystko, co ogarnięci słuchacze nazywali "dobrym, polskim rapem", przecież zachwycałem się "Przez ścianę" (późniejszym albumem wrocławskiego duetu)! Mimo tego, po krążek nie sięgałem. Do czasu.

Wrażenie pierwsze: Luz przez duże "L", podbudowany jakąś taką charakterystyczną dla Roszji manierą (coś jak u innego reprezentanta 71 - Jota). Funkowe bity Lu to pełen chillout, ale - powiedzmy sobie szczerze - odpłynąć mógłbym już przy samej nawijce wrocławianina. Doprawdy świetne, jakby "ciągnące się" flow. Teksty też są luźne (nie luzackie), pasują tu idealnie - rap to zabawa i na "Obawie przed potem" wyraźnie to słychać.

Wrażenie pierwsze doskonale ujmuje to, jak odbieram debiut Sfondu Sqnksa również po kilkunastu odsłuchach. Wrażenie drugie jest więc tylko dopowiedzeniem, wątkiem pobocznym, dygresją: Czasem czułem się tak, jakby album nagrał Afro Kolektyw z czasów "Płyty Pilśniowej". Oczywiście nie ze względu na warstwę liryczną, bo ta daleka jest od specyficznego stylu Afrojaxa. Bardziej rozchodzi się o "całą resztę". Akcentowanie, "udźwiękowienie", a może bliźniacze koncepty? Nie wiem. Podkreślam, podobieństwo nasuwało mi się tylko w paru utworach, wręcz w ich niektórych momentach. Zresztą, wszystko - być może - spowodował mój słuch, co jakiś czas płatający różne dziwne figle.

No chyba, że i Wy tak macie?

PS Na deser - singiel "Tyle Spraff", do którego nakręcono, nawiasem mówiąc, całkiem fajny i pomysłowy teledysk.

One Comment

  • 12 kwietnia 2010 19:53 | Permalink

    klasyka jak pierwszy afro kolektyw, kozacka płyta, którą niedawno wyrwałem za 25zł, i trzeba przyznać, że poczucie humoru to mają nieźle pokurwione :D komiks mistrz

  • Leave a Reply