Znów jestem hip-hopowcem?

Pisałem gdzieś tam, że rapu słucham coraz mniej, na co nakłada się pierdyliard różnych czynników, w tym to, że:

A) nic ciekawego nie wychodzi
B) dostrzegam tzw. "zajebistość" w innych gatunkach muzycznych
C) chodzę do liceum, więc powinienem mieć gramofon, słuchać indie rocka i chodzić na koncerty Marii Peszek (ta opcja specjalnie dla Jacy, "już-nie-gimbusa")

Rap do mnie wrócił, może nie ze zdwojoną siłą, ale wrócił. Duża w tym zasługa tego, że punkt A) stał się ostatnio nieaktualny i to za sprawą - co w moim przypadku zaskakujące i najciekawsze - rapu z USA.

Pojawiło się bowiem nowe The Roots. Nie żebym był wielkim fanem grupy z Filadelfii - trochę wstyd się przyznać, ale jedyną jej płytą, którą przesłuchałem w całości więcej niż raz było "Things Fall Apart". Do teraz. "How I Got Over" zauroczyło mnie z miejsca. Album brzmieniowo doskonały, uderzający swoją melodyjnością w każdej sekundzie każdej minuty każdego kawałka. Faworyci z krążka? Trudno powiedzieć, gdyż połykam go raczej w całości, aczkolwiek jakby mocnej moją uwagę przykuło "Walk Alone" i "Right On".

Z Eminemem, bo Eminem jest drugim z prowodyrów powstania tego wpisu, sprawa klaruje się podobnie jak z The Roots. Wcześniej w całości poznałem tylko "The Eminem Show". No, "Relapse" też słuchałem, tak ze 2-3 razy. Za młodu jarałem się "Lose Yourself" i "Stan". W sumie, do dziś to robię, zwłaszcza drugim z wymienionych numerów (aż umieściłem go u dołu posta). Na "Recovery" może nie ma jakichś wielkich przebojów (Hmm... Rihanna to nie Dido - choć pochodząca z Barbadosu wokalistka jest większą gwiazdą, to głos ma zdecydowanie gorszy). Na korzyść krążka działa za to flow Marshalla, które podoba mi się właśnie od czasów "Stan". Dobry krążek to "Recovery", naprawdę. Sprawdźcie.

Ok, te dwie, ww. pozycje ostatnio u mnie rządzą, ale są też inne fajne, mniej fajne lub niefajne rap-krążki, które niedawno w jakimś tam stopniu mnie zajęły. Generalnie od końcówki stycznia, z krótszymi i dłuższymi przerwami, katuję się "L'École du micro d'argent" IAM. "Ktoś kiedyś gdzieś" napisał, że europejski rap to Looptroop, Hocus Pocus i właśnie marsylczycy. I ja to kupuję. Są te 3 składy i długo, długo, dłuuugo nic (Brytyjczyków pomijam, bo oni są dziwni).

A polski rap? Świetny, zajawkowy mixtape dał Jot, generując - jak zwykle - lekcję mistrzowskiego stylu. Szkoda tylko, że jego fizyczna wersja dostępna jest wyłącznie na kasecie - może i bym nawet kupił, ale na czym ja bym go później odtworzył? Z drugiej strony, taki oldschool dla tych starszych słuchaczy.

Poza tym, Jajonasz skończył "Czarne Złoto". Ślązakami się średnio jaram, więc w całości album dla mnie niezjadliwy, aczkolwiek kilka konkretnych zwrotek tu się przytrafiło. Ładnie poleciał Dab, wreszcie Joka się odezwał, nawet Ostry całkiem spoko (tj. powyżej reprezentowanego w tym roku poziomu), Reno po swojemu, to samo Smark, który znów rzucił luźne gadki oraz błyskotliwe follow-upy. Ogólnie, mądrze o płycie napisał Noid. Tak, znów propsuję chłopaka.

WdoWA? Fajna. Do drugiego odsłuchu. Później już tylko "skip, skip, skip". Dobrze, że Mozil na featuringu się spisał. BONSOUL? Kurczę, kultowego materiału na miarę "Wspomnień z domu umarłych" Soulpete z Bonusem nie nagrali. Inna sprawa, że Daniel Wardziński z Popkillera wieszczy, że za parę miesięcy Bonus "może rzucać na łopatki". "Czekam jeszcze 3 dni i ani chwili dłużej", ale nie na niszczycielskie uderzenie rapera ze Szczecina (tak abstrahując, czy niszczycielskie uderzenie rapera ze Szczecina nie brzmi równie groźne, co Krzysztof Jarzyna ze Szczecina - Szef Wszystkich Szefów?), a na jakąś na wskroś negatywną recenzję pana Wardzińskiego - to by było coś! Przybłąkała się do mnie też epka Theodora - ten freestyle'owiec próbuje być jak Mes, czy tylko mi się tak wydaję?

A co przede mną? "Global Takeover 2", Eldo + Returners, nowy Tede (już pobieżnie sprawdziłem - kompletnie mi się nie podoba) oraz powrót Jareckiego. No i odświeżanie Teta - doszedł "Shovany" w wersji fizycznej, wolumin pierwszy jest naprawdę mocny. Po raz kolejny zasłuchuję się też w "Stick2MyNameRight", który - jak dla mnie - jest najlepszym mikstejpem pana z Siemiatycz.

Także, o rapie nie zapomniałem, acz tym hip-hopowcem, co jeszcze rok temu, już nie jestem. Ale za to słucham jazzu, noszę gogle na nosie i chodzę w sweterkach. ;-)


9 Comments

  • 26 czerwca 2010 12:38 | Permalink

    Pierzysz - nowy TDF (przynajmniej pierwsze cd) miażdży poprzednie płyty.

  • 26 czerwca 2010 12:40 | Permalink

    Pieprzysz miało być. ;)

  • 26 czerwca 2010 12:48 | Permalink

    Może i miażdży, ale solowe albumy Tede nigdy mi się w całości nie podobały, tylko pojedyncze utwory. ;)

  • Anonimowy
    26 czerwca 2010 13:36 | Permalink

    w Europie jest jeszcze NTM.

  • Anonimowy
    26 czerwca 2010 13:36 | Permalink

    Znaczy sie byli.

  • 26 czerwca 2010 13:41 | Permalink

    Dla mnie to poziom niżej od IAM.

  • 26 czerwca 2010 16:33 | Permalink

    Zgadzam się w zupełności! Też ostatnio mam jakiś hip-hopowy kryzys i rozkminy jak Wankz, jednak The Roots dodało mi nieco mocy. Eldoki jeszcze nie słyszałem w całości, jednak o sam rap i lirykę się nie martwię. Tedego (przyznam się) ściągnąłem z neta a to tylko dlatego, że nie byłem pewien nowego albumu rapera. I fakt, zupełnie mi się nie podoba, zupełnie. Swoją drogą Lite, dlaczego nie odzywasz się na gg? Ja w sprawie HP, czy to jeszcze aktualne?

    Pozdrawiam!

  • 26 czerwca 2010 16:36 | Permalink

    Nie dostałem żadnej wiadomości od Ciebie. Hocus Pocus aktualne, oczywiście. Może spróbuj na maila.

  • 28 czerwca 2010 20:23 | Permalink

    chodzę do liceum, więc powinienem mieć gramofon, słuchać indie rocka i chodzić na koncerty Marii Peszek (ta opcja specjalnie dla Jacy, "już-nie-gimbusa") - ty nie jesteś blogerem, jesteś hejterem.

  • Leave a Reply