Vavamuffin - Mo' Better Rootz (2010)


Vavamuffin
Mo' Better Rootz
Karrot Kommando, 2010

2.5

Ech... Z nową płytą warszawskiego Vavamuffin sprawa parszywie trudna - zupełnie nie wiadomo jak ją ugryźć. Co gorsza, odnoszę wrażenie, że nie do końca wiedzieli też sami członkowie zespołu...

Przypomnę, że Vavamuffin to formacja, która pierw debiutuje wystrzałową kompilacją masakrycznych przebojów ("Vabang!"), by po kilku latach powrócić z krążkiem znacznie dojrzalszym tekstowo i mocno zróżnicowanym pod względem muzycznym ("Inadibusu"). Po 3 kolejnych latach nieobecności, poświęconych na koncertowanie (również w odległych, egzotycznych miejscach) oraz podróże po Czarnym Lądzie, grupa wydaje trzeci, pełnoprawny album. To właśnie "Mo' Better Rootz" ciężko ugryźć.

Bo z jednej strony, pierwsze wrażenia były pozytywne. Bo znalazło się tu parę naprawdę mocnych piosenek, w tym protest song z prawdziwego zdarzenia (czyli zainspirowane "wycieczką" do Somalii "Cel Pal!"). Bo zdawało się, że Vavamuffin znalazł złoty środek, doskonale wyważając przebojowość z zaangażowaniem, melodyjność ze stylistycznym rozstrzałem (przecież nie brakuje tutaj tanecznych hitów, a z drugiej strony muzycy pozwalają sobie na długie, free jazzowe granie w "African Dancehall").

Ale "ale" jakieś zawsze musi być, o czym przecież śpiewał - w kawałku "Aleale" - jeden z vavamuffinczyków (tak, przed chwilą sam wymyśliłem to określenie), Pablopavo. Tym "ale" w przypadku "Mo' Better Rootz" jest nijakość. Nijakość, która najdobitniej wyjawia się w osobie Gorga, co słusznie zauważył jeden ze ślizgowiczów (też właśnie wymyśliłem, ale pewnie już wcześniej ktoś na to wpadł). Kiedyś linijki, które wbijały się w głowę już po pierwszym odsłuchu (o powietrzu pachnącym jak malinowa Mamba, o cyferkach "sześć", o Paramonowie) - dziś już tylko charyzma w głosie, której nie towarzyszą żadne wyżyny lirycznych umiejętności.

Zresztą, Reggaenerator też nie czaruje, a Pablopavo swoje najlepsze wersy w karierze kładł na zeszłorocznej solówce, więc - siłą rzeczy - na "Mo' Better Rootz" niewiele mu pozostało. Co za tym idzie, nie ma tu Przebojów przez duże "P". Ok, jest "Cel Pal!" i "Barbakan", są "Koronowane głowy", jest z lekka już przeterminowane "Radio Vavamuffin", lecz poza tym? Kilka naprawdę dobrych numerów, które jednak - koniec końców - nie potrafią zachwycić jak największe hity z "Vabang!" bądź "Inadibusu", które - nawiasem mówiąc - moim zdaniem do dziś pozostaje mocno niedocenione przez większość słuchaczy.

Do "Mo' Better Rootz" podejść można jednak dwojako - fan Vavamuffin będzie zawiedziony, to pewne. Z drugiej strony, porównując do całej tej mizerii polskiej sceny ragga / dancehall, nowy krążek chłopaków zakrawa wręcz na dzieło wybitne, któremu EastWest Rockers, Jamal bądź Mesajah mogą co najwyżej buty czyścić...

I chyba właśnie dlatego nowy materiał od warszawiaków naprawdę ciężko ugryźć. Zrozumieli?

5 Comments

  • 29 sierpnia 2010 16:21 | Permalink

    EWR też mi nie podchodzi, ale co do Jamala to trochę przesadziłeś

  • Maku
    29 sierpnia 2010 20:38 | Permalink

    W jakimś wywiadzie z Pablopavo czytałem, że tak mało tu Gorga przez jego problemu zdrowotne i uczestniczył w sesjach nagraniowych jak czuł się lepiej. A z tego co udało mi się zauważyć, Gorg znacznie więcej linijek śpiewa na żywo, niż na nagraniach płytowych : ) ogólnie to chyba bardziej technicznie się wspięli, niż lirycznie (np. mega nawijka Gorga w 'Daj mi to')

  • Anonimowy
    31 sierpnia 2010 02:09 | Permalink

    Trochę się już muzyki w swoim życiu nasłuchałem, fachowcem nie jestem, ale wydaje mi się, że mam prawo wypowiadać swoje zdanie, więc to uczynię - ta płyta jest po prostu nijaka. Technicznie owszem, dobra robota, ale tekstowo (co dla mnie jest akurat najważniejsze) lipa po całości. Płytę przesłuchałem, nie kupię bo szkoda sosu, na dysku empetrójki zostaną, choć wątpię abym do nich wracał. Jeśli chłopaki chcą, abym jeszcze kiedyś ich posłuchał, to muszą cofnąć się do swoich korzeni i nagrać coś zajebistego, bez niepotrzebnego 'przedobrzania' jak na tym krążku.
    A od Jamala się odwal!
    Piąsia, wracam do flaszki.
    ZetIeLU, joł.

  • askel
    5 września 2010 16:17 | Permalink

    a ja się zgadzam i nie zgadzam, jou.
    tak jak już ktoś wcześniej pisał - Gorg ma problemy zdrowotne, na koncerty nie jeździł, przy nagrywaniu udzielał się na tyle, na ile mógł, czyli więcej, niż pozwalali mu na to lekarze.

    czy płyta jest nijaka? nie wiem, nie odniosłem takiego wrażenia - słuchając nie cierpiałem na syndrom "skip" album podoba mi się mniej niż Inadibusu, ale bardziej niż Vabang.

    i tak, Jamal, Mesajah, NDK czy EWR mogą im czyścić buty, tu się zgadzam absolutnie. ; >


    swoją drogą, NDK na dniach ma ponoć wydać album : O

  • 5 września 2010 16:20 | Permalink

    O chorobie Gorga nie wiedziałem - pewnie stąd słabsza forma. A na NDK czekam, bo o ile Mesajah solo mnie odrzucał, tak z kompanami z NDK dawał radę. : )

  • Leave a Reply