Kalifornizacja

"Californication" - serial komediowy amerykańskiej stacji "Showtime", którego tytuł został przez polski oddział Comedy Central jakiś polski kanał telewizyjny przetłumaczony jako... "Kalifornizacja". Przedziwnie, prawda? Ale dziś nie będę pisał o seksualnych podbojach Davida Duchovnego.

Dziś chodzi mi bowiem o 7. album w dorobku Red Hot Chilli Peppers. O krążek, który śmiało można nazwać kopalnią doskonałych piosenek, hitów przez wielkie "H". O "Californication" rzecz jasna.

Nie chcę tu pozować na fana Red Hotów, bo nigdy nim nie byłem. Znam kilka płyt - tych sprzed '99, jak i tych wydanych już w nowym stuleciu. Całej dyskografii nie miałem jeszcze okazji usłyszeć, może kiedyś... W każdym razie, chcę tylko powiedzieć, że żaden inny album tego zespołu nie zrobił na mnie tak wielkiego wrażenia jak "Californication", gdzie prawie każdy z singli jest Prawdziwym Przebojem.



Pierw płytę promowało "Scar Tissue" - utwór lekko zagrany, bardzo melodyjny, przyjemny dla ucha. Teledysk doskonale oddawał jego charakter - cadillac spokojnie sunie po wąskiej drodze gdzieś na amerykańskich bezdrożach, wkoło żywej duszy, a John Frusciante pogrywa sobie na gitarze.



Potem było "Around the World" - numer rozpoczynający się od tzw. pierdolnięcia (a takie ostre granie w kontekście tego, iż jest to kawałek otwierający płytę, bardzo pasuje), by po chwili stracić trochę "temperamentu" i przekształcić się w charakterystyczne śpiewane, niemalże rapowane zwrotki i bardzo melodyjne refreny. Klip? Nie podoba mi się. Nie lubię teledysków, w których właściwie nic się nie dzieje, nie ma przedstawionej żadnej historii.



Kolejne było "Otherside" - znów piosenka niezwykle chwytliwa, wpadająca w ucho. Zresztą, na "Californication" to normalka. A video? Intrygujące, ciekawe, oryginalne, mające swój niepowtarzalny klimat.



Dopiero po "Otherside", Red Hoci zaczęli promować swój 7. krążek przebojem pierwszej wielkości, tj. kawałkiem tytułowym. Utworem, którego obecnie nie da się nie znać. Dla mnie jest to jeden z tych numerów-symboli końcówki lat 90. W sensie, że gdy myślę o ostatnich latach XX wieku, to tym myślom przygrywa właśnie "Californication". No i pierwszorzędny teledysk. Muzycy RHCP "uwięzieni" w grze komputerowej. Swoją drogą, cóż za nowatorstwo! Wszystko wygląda jakby żywcem wyjęte z GTA 3 - otwarta struktura, widok trzecioosobowy, różne tam inne historie. Sęk w tym, że trzecia część Grand Theft Auto swoją premierę miała dopiero rok później.



Specjalnie pomijam kolejny z singli - "Parallel Universe", gdyż nie ma on porównania z pozostałymi. Tym samym, przechodzę od razu do ostatniego z utworów promujących - "Road Trippin'". Pamiętacie jeszcze, co napisałem przy "Around The World"? Że doskonale rozpoczyna album? Podobna sprawa jest z "Road Trippin'", z tą różnicą, iż ten dla odmiany jest tworem zamykającym. Zamykającym w sposób godny, wyciszając i uspokajając słuchacza. Klip też fajny, znów doskonale dopasowany pod nastrój utworu.

Kilka rewelacyjnych kawałków, drugie tyle po prostu dobrych - "Californication" Red Hot Chili Peppers. I tyle w tym temacie. Może ten wpis przypomni komuś o tej płycie. Bo znać, ją znają. Wszyscy prawie.

4 Comments

  • 25 września 2010 10:18 | Permalink

    Genialny krążek, który faktycznie poszedł u mnie gdzieś w zapomnienie. A szkoda. Czas odświeżyć ten album.

  • Askel
    2 października 2010 11:41 | Permalink

    Comedy Central nie tłumaczyło Californication. ; p

  • 2 października 2010 11:46 | Permalink

    Na bank spotkałem się z takim tłumaczeniem - teraz tak sobie myślę, że to niekoniecznie było na Comedy Central, tylko mogło być równie dobrze na TVNie lub Universal Channel, gdzie serial też leciał.

  • Askel
    3 października 2010 15:31 | Permalink

    Na CC na pewno nie, bo często tam oglądałem właśnie : )
    Liczę po cichu na profesjonaliz, TVNu, więc niech to będzie Universal Channel ; p

  • Leave a Reply