So sorry, Kurcie Weillu

Ech... Moja muzyczna niewiedza po raz kolejny została obnażona. W jaki znów sposób? Odpowiedzi na to pytanie nie będę od razu zdradzać, a sprawę przedstawię chronologicznie:

Niedawno odkryłem, że piosenka "Mack the Knife" Louisa Armstronga, to tak naprawdę cover utworu skomponowanego przez Kurta Weilla do spektaklu "Opera za 3 grosze" Bertolda Brechta. Nie omieszkałem wspomnieć o tym na blogu, przywołując przy okazji inne wersje tego kawałka, autorstwa m.in. Franka Sinatry, Elli Fitzgerald, Nicka Cave'a i Kazika Staszewskiego.

Wygląda na to, że było to olśnienie spóźnione o dobre kilkadziesiąt lat... Tę rażącą niewiedzę można zwalić jednak na barki młodego wieku, ale to również żadne usprawiedliwienie - niemal od dekady znam w końcu album "Melodie Kurta Weill'a i coś ponadto", a ja wciąż myślałem, że piosenki niemieckiego kompozytora wykonywał tylko Kazik, że to on je wynalazł. Staszewskiego przeceniłem aż nadto i zaliczyłem mega wtopę. Uświadomiłem sobie jednak to i owo i teraz co najwyżej śmieje się z tego, że mogłem w ogóle tak osobę Kurta Weilla pojmować.

To jednak nie koniec historii, bo choć usłyszenie "Mack the Knife" wywróciło mój świat do góry nogami, to nie było w tym ruchu nic gwałtownego. Po prostu, przyjąłem do wiadomości. Nie zagłębiałem bardziej tematu. Wydawało mi się, że ta "Straszna pieśń o Mackiem Majcherze" jest jedyną rzeczą, którą Kurt Weill wpłynął na światową muzykę. Kolejny błąd, kolejna wpadka.

Parę dni temu sięgnąłem bowiem po The Doors, po - jeśli się nie mylę - pierwszy, debiutancki album. Z czystej ciekawości, akurat leżało na dysku i zapuściłem. Na płycie m.in. "Alabama Song". Nazwa nic mi jeszcze nie powiedziała - zresztą, spostrzegawczość nie jest moją mocną stroną. Krążek przeleciał raz, drugi, trzeci i... dopiero zaskoczyło - gdzieś już to słyszałem, znam tę melodię, nawet tekst jakoś kojarzę... Tu znów uruchomił się podobny proces myślowy, co w przypadku "Mack the Knfie" - pozwólcie, że nie będę go ponownie skrzętnie opisywał. Ot, szybkie skojarzenie z Kazikiem, potem z Weillem, a to razem dawało już olśnienie oraz przebłysk geniuszu w swojej zawyżonej samoocenie.

W każdym razie, szybko sprawdziłem, że "Alabama Song" to nie tylko The Doorsi w '67, ale jeszcze masa innych artystów, począwszy od Davida Bowie, przez Ninę Hagen i Ninę Simone, skończywszy na Marilynie Mansonie oraz serbskiej kapeli spod znaku punku i nowej fali zwanej Električni Orgazam.

Pomyślałem, że skoro 2 razy wydarzyła mi się podobna historia, to w tym całym Weillu musi być coś więcej, że to nie mogą być 2 odosobnione przypadki. Zaczęło się kopanie, tj. szukanie utworów niemieckiego kompozytora na YouTubie w wersjach różnych artystów na podstawie tego, co w 2001 roku nagrał Kazik. I co się okazało? Że Kurt wpływ na światową muzykę miał i to nie taki mały, jak wydawało mi się jeszcze kilka tygodni temu. Do "Alabama Song" i "Mack the Knife" dołączyło "Ballad of the Soldier's Wife" w znakomitym wykonaniu PJ Harvey. W Polsce utwór funkcjonował jako "Ballada o kobiecie żołnierza" i był singlem promującym album Kazika z melodiami Weilla. Oprócz tego, dotarłem do "Salomon Song", tj. "Pieśni o Salomonie", niestety już tylko w występach z teatru / opery w języku oryginalnym. A szkoda, bo to naprawdę piękny kawałek z doskonałym wręcz tekstem...

Morału w tej bajce nie ma żadnego. Ot, zwykły słuchacz poznaje tzw. fakty oczywiste i skrzętnie się z nimi dzieli. I dzielił się będzie nimi w przyszłości, bo nie przyjmuje do wiadomości tego, że inni mogą te tzw. fakty oczywiste znać. Zresztą, zwykły słuchacz poznaje i pisze dla siebie, innych ma w nosie. Przepraszam. Kurta Weilla również - nigdy więcej nawet przez chwilę nie pomyślę, że kompozycje Niemca były na tyle słabe i nieznane, że odkrył je dopiero jakiś polski artysta...

Leave a Reply