W tym wypadku po Waitsa-aktora sięgnął sam Francis Ford Coppola. Okej, "Rumble Fish" ciężko przyrównywać do "Ojca Chrzestnego" lub "Czasu Apokalipsy", ale i tak jest nieźle, prawda? Dobry to film, ale rola Toma w nim wręcz "czwartoplanowa". Waits wciela się tu w postać barmana Benny'ego, który pojawia się w jakichś trzech scenach i nie mówi za wiele. Trudno jednak powiedzieć, żeby do tej postaci nie pasował.
Co ciekawe, "Rumble Fish" to także jeden z pierwszych filmów, w których wystąpił Nicolas Cage. To były czasy, gdy nie był jeszcze gwiazdorem, a angaż otrzymał pewnie wyłącznie ze względu na rodzinne koneksje z reżyserem. Nie wystarczyło to jednak na głównego bohatera - Nicolasowi przypadła rola drugoplanowa, choć nie taka znów mało znacząca.
Pierwsze skrzypce grają tu Matt Dillon i Mickey Rourke, wcielający się w - odpowiednio - Rusty'ego Jamesa i jego brata, zwanego The Motorcycle Boy. Rzecz dzieje się w małym amerykańskim miasteczku, gdzie dzieciaki, właściwie to młodzież, wciąż żyje wojnami gangów, które rozgrywały się na miejscowych ulicach parę lat wcześniej. Nie jest to jednak oś do wartkiej akcji, serii bijatyk, pijatyk i pościgów. No dobra, macie mnie, one tu są. Ale nie o to w "Rumble Fish" chodzi. To bardziej opowieść o dwóch zagubionych chłopakach, braciach, mężczyznach można powiedzieć, z czego ten starszy na pewno pogubiony jest bardziej. Smutna historia zrealizowana z wykorzystaniem ciekawych, jak mniemam nowatorskich jak na początek lat 80. XX wieku, środków artystycznych.
Nie jest to obraz łatwy w odbiorze. Trudno, żeby coś było łatwe w odbiorze, gdy zbudowane jest na niedomówieniach i domysłach. Jednym się spodoba, drugim nie, a jeszcze inni stwierdzą, że niby fajne, ale właściwie to nie do końca wszystko zrozumieli. W każdym razie, warto - na tle innych filmów Coppoli "Rumble Fish" jest trochę jakby niedocenione.
Średnia ocen na Filmwebie: 7,8/10
Moja ocena: naciągane 8/10
Gary na trzy
22 godziny temu