Wywiad z Kubsonem - część trzecia

Nieznany, a szkoda. Kubson. Warszawski raper na koncie ma – jak do tej pory – dwa podziemne wydawnictwa: "Materiał numer jeden" oraz "Igłę w stogu PCV". Oba ukazały się na CD, ten drugi również na winylu. W trzeciej części rozmowy – przeprowadzanej 21 czerwca w warszawskim Parku Saskim – pytam go m.in. o sprzedawanie rękopisów, o to, co go łączy z Eldoką, słuchanie własnych utworów i grę na flecie.

Litoslav: Na pierwszej płycie mówiłeś – "rękopisy nie płoną". Co myślisz o ich sprzedawaniu? Z pół roku temu swoje rękopisy próbował sprzedać Eldo.

Kubson: Jeżeli jest taka sytuacja w życiu, że brakuje Ci pieniędzy i już nie wiesz, co masz robić, to możesz się do takiego kroku posunąć. Wg mnie rękopisy mogą sprzedać nasze wnuki, kiedy już nas nie będzie. Co do rękopisów Eldo – być może ktoś je kupił, bo wie, że kiedyś w przyszłości je po prostu dobrze opchnie. W kominku sobie nie rozpali, bo nie płoną. (śmiech)

I właśnie na tych rękopisach, na niektórych tekstach widniała ksywka Kubson. "Bit: Kubson".

O proszę, tego nie wiedziałem…

Eldo kiedyś był u mnie w domu i słuchał rzeczywiście bitów. Tylko że wybrał akurat nie moje. Miałem u siebie bity mojego koleżki, Mr. White'a. Moje mu się w ogóle nie podobały. No, może jeden – ten do numeru "Mądry człowiek", który mam na nowej płycie. Ale powiedziałem mu, że bit jest na pewno zajęty, bo ja pod niego będę pisał, mimo że jeszcze kawałka nie miałem gotowego, ale wiedziałem, że z niego powstanie po prostu dobry sztos i nie chciałem go oddawać. Natomiast Eldo, jak mówiłem, wybrał podkłady Mr. White'a. I zresztą na płycie, tej z pięścią ["Nie pytaj o nią" – przyp. Lite], jest rzeczywiście jeden jego bit. Być może napisał sobie skrót myślowy – miał bity przesłane przeze mnie, ale nie moje.

I jeszcze co do Eldo – podobnie jak on jesteś zafascynowany miejskim klimatem, Warszawą. Skąd to się bierze?

Teraz są takie reklamy na przystankach – "Zakochaj się w Warszawie". Ale jeśli ktoś przyjeżdża do Warszawy, wysiada na Dworcu Centralnym, a potem idzie kilometr, żeby dotrzeć do jakiejś zieleni, bo zewsząd otaczają go rusztowania, budowy, przekopki i tak dalej, to raczej trudno mu się zakochać w Warszawie. Ja kocham Warszawę np. za miejsce, w którym siedzimy [Park Saski – przyp. Lite], za aurę, która nam tu akurat towarzyszy. I takich miejsc w Warszawie trochę jest, tylko trzeba pochodzić i poszukać. Myślę, że ktoś, kto mieszka tutaj około roku, znajdzie sobie już takie swoje ulubione miejsce – czy to będzie knajpa, czy park, czy kościół, czy cokolwiek innego. Wtedy idei "Zakochaj się w Warszawie" jest w stanie przybić piątkę.

Na nowej płycie przepraszasz muzyków, że na niczym nie grasz. Nie ma żadnego instrumentu, na którym chciałbyś zacząć grać?

Jest taki instrument. Nawet w kawałku "Burdel Czill" gram na nim. Na flecie basowym. Kiedyś oglądałem taki program, gdzie gość robił beatbox i grał na flecie. Zacząłem szukać dźwięku tego instrumentu. Okazało się, że to jest flet basowy, tzn. tak mi się wydawało. Później wyszło, że to jest flet poprzeczny, a ja kupiłem prosty. Zacząłem szperać na Allegro. Znalazłem flet basowy prosty. Kupiłem to cholerstwo, kosztowało mnie to straszne pieniądze. Opłacało się pod tym względem, że teraz mogę puścić sobie w domu "Burdel Czill" z winyla i słyszę brzmienie tego fletu basowego i wiem, że 3-4 miesiące temu rejestrowałem go w tym samym pokoju. I to jest super sprawa.



Nie opanowałem gry na tym instrumencie, zagrałem tam bardzo prostą melodię, niemniej jestem zadowolony, że to wyszło. A muzyków przepraszam, że nie opanowałem geniuszu. Chociaż jakbym poświęcił trochę swojego wolnego czasu, którego zresztą mam dużo, to być może nie musiałbym takiego wersu pisać.

Po tej odpowiedzi nasuwają się 2 pytania: Często słuchasz swoich utworów? I drugie: Może powinieneś się zapisać na jakieś lekcje fletu?

Słucham często swojej płyty. Słucham, bo mi się te kawałki po prostu podobają. Jestem chyba osobą, która przesłuchała tę płytę najwięcej razy. Też tak do tego podchodzę, że sprawdzam siebie samego, czy to wyszło, tak jak miało wyjść, czy są jakieś niedociągnięcia. Po kilkudziesięciu przesłuchaniach płyty widzę pewne rzeczy, które mogłyby brzmieć trochę lepiej.

Nie wiem, jak będzie przy następnych produkcjach, ale "Materiału numer jeden" nie słucham w ogóle. Jak coś nagram, to skatuję do bólu. Nawet jak teraz, po tej płycie, nagrałem sobie jeden kawałek, to słucham na iPodzie, i słucham, i słucham, i słucham i myślę sobie: on jest lepszy od tych, które nagrałem wcześniej. Nie odcinam się od tego, co było, ale "Materiału..." nie słucham, bo wg mnie był poziom niżej od tego, co prezentuje teraz. A kawałek, który nagrałem ostatnio? Wydaję mi się, że jeśli wejdzie na następną płytę, to również będzie krokiem do przodu.

A co z tymi lekcjami fletu?

Z jednej strony bym chciał, z drugiej - ja tak zawsze gadam. Zapalam się do wielu zajawek, a potem dziesięć miesięcy wymówek, żeby tego jednak nie robić. Mam słomiany zapał, jeśli chodzi o takie rzeczy. Nikt mnie nie musiał uczyć robić bitów, tylko byłem samoukiem, zresztą cały czas to szlifuję, ale widzę, że mi to wychodzi. Jeśli chodzi o naukę gry na instrumencie, musiałbym posłuchać kogoś mądrzejszego, ileś lekcji poświęcić rzeczom czysto teoretycznym, nie pasującym do mnie. Nie umiem słuchać osób, które chcą mi jakoś lepiej doradzić. Myślę, że w gruncie rzeczy by to nie wypaliło. Nawet gdybym się zapisał i pochodził na lekcje przez miesiąc, to bym jednak stwierdził, że to nie jest to.

O wiele większą zajawę miałbym z instrumentu, który od razu przyniósłby mi pewne efekty. Nie wiem, czy takim instrumentem jest perkusja, ale robienie bitów całymi ramionami i stopami, to jest zupełnie inna rzecz niż produkcja przy użyciu samplera. To na pewno trudny instrument, ale gdybym wiedział, że te werble i hi-haty sobie dodaję na żywo, to by było coś. A gdybym sobie brzdękał i nie zauważył żadnego postępu, to tylko traciłbym czas.

"Imię, nazwisko, instrument – to dla mnie tyle, co inspiracja, podziw i szacunek" – kto dla Ciebie jest największą inspiracją, a do kogo masz największy szacunek, jeśli chodzi o muzyków?

Może nie z imienia i z nazwiska – inspirują mnie może nie całe utwory, co dźwięki, które wywołują ciarki od lędźwi do karku. Jest tak czasem, że słucham utworu, który ma brzmienie z potencjałem na samplowanie z niego i przerobienie tych sampli na hip-hop. Wiesz, że wchodzi jakaś pięciosekundowa sekwencja, która wali na kolana i myślisz sobie: - Ja pierdzielę, ktoś na to wpadł i ktoś to zagrał na żywo. Nie stworzył tego znikąd, nie ściągnął z nieba, tylko ktoś to wymyślił.



Mam wielki szacunek do Jerzego Miliana – to jest bardzo znana postać, jeśli chodzi o jazz, szczególnie w latach 70., początku 80. Wibrafonista. Z Orkiestrą Rozrywkową Polskiego Radia i Telewizji w Katowicach nagrał dwie takie płyty, które do dziś są wykorzystywane – np. na składankach "Polish Funk". One są cenione na świecie niebywale – sam musiałem się napracować, żebym mógł pozwolić sobie na zakup tych winyli. Dwie stówy kosztował placek Orkiestry Rozrywkowej PRiTV pod batutą Miliana.

Warto było, mimo że wcześniej miałem na CD – po rozmowach z Galusem o tym, żeby samplować tylko z winyla, jakoś tak to do mnie dotarło, że musiałem sobie to kupić. Inwestycja w winyle jest taka, że raczej na tym nie stracisz – jak kupujesz dobrą płytę i nie będzie nikt jej reedytował, to kiedyś na niej zarobisz. Myślę, że nie będę to ja, ale po moim odejściu ktoś wyciągnie z tego sporo pieniędzy. Ja nie sprzedaję zakupionych płyt. No chyba, że mam trzy takie same.

Ciąg dalszy nastąpi...


Korekta: Marcin "eNoiDe" Półtorak

Leave a Reply