Mama Selita
1, 2, 3...!
Aloha Entertainment, 2012
2.0
Brakuje tu mocy.
Rapcore, crossover, rap do gitar - jakkolwiek byś tego nie nazwał, zawsze na propsie. Obojętnie, czy Rage Against the Machine i Limp Bizkit, czy Bakflip i Sekaku Liveband - słucham chętnie. I Mama Selita miała być czymś podobnym. Tyle że nie wyszło. Brzmienie okej, jest żwawo, jest pierdolnięcie, ale Igor Seider, frontman i wokalista, nie daje rady. Żeby się chociaż wydarł, krzyknął, podniósł bardziej głos. Nie, po co. Jak on nie widzi w tym sensu, to dla mnie nie ma powodów, żeby słuchać, kupować, na poważnie recenzować. Przy ew. następnej płycie radzę popracować nad refrenami.
4 Comments
W BRUDNYCH BOMBACH ON NIE KRZYCZY W REFRENIE? :D CZY MY SŁUCHALIŚMY TEJ SAMEJ PŁYTY?
'Brudne Bomby' są żywsze niż reszta płyty, ok. Igor Seider owszem krzyczy, ale brakuje mu mocy. Ten krzyk nie ma energii, nie daje żadnych ciar na plecach, cokolwiek.
Zresztą, nawet jeśli założymy, że krzyczy, że moc, że wow, to co z tego, skoro reszta płyty, 9 pozostałych tracków, jest nudna?
o kurde, nie wiedziałem że w Polsce są jakieś zespoły crossoverowe.
Mimo pełnego szacunku do Twojej opinii, to o rzetelności Twojej recenzji świadczy fakt, że nawet nie wiesz jak zatytułowana jest płyta.