Fajną książkę "wczoraj" czytałem

Szczerze powiedziawszy, nie czytam zbyt wielu książek. Wciąż sobie przez to pluję w brodę, bo zdaję sobie sprawę, że warto, a mimo tego wolę poświęcać swój czas innym formom rozrywki. Może gdyby doba miała co najmniej 36 godzin...

Ostatnio przeczytałem jednak jedną książkę. I nie była to żadna lektura. Zresztą, wymowa przerabianych w zeszłym roku w mojej klasie lektur jest - w większości przypadków - taka sama: pobudzenie do walki narodowo-wyzwoleńczej, ukazanie jakichś tam wartości patriotycznych... Początkowo może to być nawet ciekawe, ale przy kolejnej książce z takim samym bądź podobnym przesłaniem robi się to strasznie nudne. Nudne na tyle, że aż nie chce się czytać nawet streszczeń.

Wracając, ostatnio przeczytałem jednak jedną książkę. Ostatnio? W sumie, nie do końca, gdyż zacząłem ją czytać... pod koniec lutego. Co ciekawe, mniej więcej w tym samym czasie odbyłem swoją pierwszą jazdę na kursie, którego zwieńczeniem jest uzyskanie uprawnień do prowadzenia samochodu. Wspomnianą książkę skończyłem czytać - w chwili gdy piszę te słowa - wczoraj. Cóż, jak widać znalazła się rzecz, którą potrafiłem męczyć dłużej niż plan zawarty w tych 3 słowach: "Zdobyć prawo jazdy".

Mogę się jednak usprawiedliwić tym, że nie była to pierwsza lepsza książka, a opasłe tomisko, na które składało się blisko 600 - zazwyczaj gęsto zapisanych - stron formatu A4. A na tych 600 stronicach żadnej fabuły, tylko samo życie, opinie i fakty niemalże historyczne.

Mości panowie pytają, co żem ja czytał?

Odpowiedź prosta: "Kult. Białą Księgę" Wiesława Weissa, redaktora naczelnego miesięczników "Tylko Rock" oraz "Teraz Rock".

W książce zawarto właściwie wszystko. Wszystko o Kulcie, nie zagłębiając się w poboczne projekty Kazika, jego działalność solową i tym podobne sprawy, co z kolei uczynił Leszek Gnoiński w "Kulcie Kazika". Warto jednak zauważyć pewną ciekawą rzecz. Mianowicie, "Biała Księga" to niemal 600 stron traktujących głównie o Kulcie od powstania Polandu, czyli - umówmy się - takie pre-Kultu, skończywszy na wydanej w 2009 roku płycie "Hurra!". "Kult Kazika" to z kolei nieco ponad 200 stron w mniejszym formacie, w dodatku odnoszących się już nie tylko do najważniejszego zespołu Staszewskiego, ale również do licznych historii pobocznych. Jedynie rozpiętość czasowa nieco mniejsza - początek wprawdzie ten sam, ale koniec już na 2000 roku, co dziwić - z uwagi na datę wydania książki - nie może.

Tu rodzi się więc pytanie: skąd takie różnice?

Odpowiedź należy do tych najbardziej banalnych: Leszek Gnoiński poszczególne wydawnictwa potraktował dość ogólnikowo, przedstawiając jedynie najważniejsze wydarzenia i piosenki wraz ze skandalami, które one wywoływały (vide śpiew Kazika do suszarki w Sopocie). Wiesław Weiss natomiast do sprawy poszedł inaczej, kładąc nacisk na szczegóły. Opisał KAŻDĄ PIOSENKĘ KULTU, która znalazła się na jakimkolwiek wydawnictwie dopuszczonym do oficjalnego obiegu. Dosłownie KAŻDĄ. Subiektywne odczucia i interpretacje autora książki dopełnione są wypowiedziami Kazika i reszty muzyków zespołu, nie tylko tych aktualnych, ale i tych, którzy z Kultem przez jakiś czas współpracowali (z wyjątkiem ś.p. Szczoty, co chyba zrozumiałe). Każdy z przypadków dokładnie rozpracowano, biorąc pod uwagę choćby proces powstawania utworu i inspiracje jakie się z nim wiążą, pomysły na tekst i jego znacznie, historię kręcenia teledysku oraz częstotliwość grania danej piosenki na koncertach. Opisy najważniejszych piosenek zajmują więc często po kilka stron...

Mało tego, wszystkie rozdziały, odpowiadające kolejnym albumom w dyskografii Kultu, rozpoczynają się rozbudowanym wstępem, w którym Wiesław Weiss przedstawia losy zespołu w danym okresie czasu. Mnóstwo informacji o tym, co działo się w danym momencie, kto grał w kapeli, gdzie grupa koncertowała i tym podobne sprawy, często o wiele bardziej istotne niż jakiś szeregowy utwór z jednej ze słabszych płyt formacji. Całość okraszona zdjęciami (również archiwalnymi) Kazika i innych muzyków Kultu.

Sumując to wszystko, istna kopalnia wiedzy i ciekawostek. W dodatku podanych w taki sposób, że czytanie nie nuży, a pewne uczucie zagubienia może pojawić się tylko w obliczu fachowej terminologii, jakże chętnie używanej przez Krzysztofa "Banana" Banasika. Czytając "Białą Księgę" człowiek się czasem zaśmieje, czasem - wręcz przeciwnie - spoważnieje, kiedy dojdzie do miejsca, w którym ginie Szczota. Spoważnieje lub się fest zdenerwuje, gdyż taka śmierć (udławienie się gumą do żucia podczas snu pod wpływem narkotyków) może wywołać dość skrajne reakcje.

W każdym razie, "Biała Księga" to prawdziwy must have dla wszystkich fanów Kultu. Dla mnie był to znakomity prezent, ponieważ takiej ilości informacji o ulubionym zespole, notabene podanych w tak szczegółowy sposób, nie znalazłem (i nie znajdę) nigdzie. Osoby, które zespół Staszewskiego tylko lubią i / lub cenią, w dziele Wiesława Weissa mogą się jednak nie odnaleźć. Za dużo tu detali, niuansów niekoniecznie interesujących kogoś, kto piosenek Kultu nie zna wylot. Dla nie-fanów lepszym rozwiązaniem będzie bez wątpienia wspominany wielokrotnie "Kult Kazika" Leszka Gnoińskiego.

"Biała Księga" zachęciła mnie do czytania książek muzycznych, takich o znanych mi zespołach i ich nieznanej mi historii. Dziś rano zamówiłem "Rejestrację buntu" Krzysztofa Potaczały, czyli opowieść o punk rocku w Bieszczadach, tj. o KSU z Ustrzyk Dolnych. A w międzyczasie może skończę wertować "Beaty, rymy, życie" Calaka i Radka Miszczaka...

2 Comments

  • 19 września 2010 14:49 | Permalink

    kończ beaty, kończ. ja z kolei, z muzycznych, niedługo zaczynam leksykon r'n'b i soul + książka axuna (kupujcie to gorące gówno!)

  • 19 września 2010 21:39 | Permalink

    Ja polecam "Historia Jazzu - 100 wykładów", autorstwa pana Niedzieli.

  • Leave a Reply