No way!

Pamiętacie jak pisałem o dwóch częściach punkowej składanki od Tonpressu? Nie? Więc przypomnę rzecz teraz istotną:

Wspominałem tam mianowicie nie tylko o muzyce, podatku VAT, napędzaniu polskiej gospodarki oraz domniemanym złodziejstwie wydawcy, ale też o jakości wydania obu tych składanek. Skoro o wątek poligrafii zahaczyłem, oznaczać to mogło tylko to, że:

A) była ona zajebista;
B) opisałbym ją jako - nie używając żadnych delikatnych i poprawnych politycznie zwrotów - tzw. "chujnie z grzybnią";
C) nie mogę przestać śnić o poligrafii, o tych zaokrąglonych kantach w digipackach i gładkiej strukturze jewel boksów;
D) nadleciało UFO, zrobiło mi pranie mózgu i zaprogramowało tak, abym to zrobił (tzw. "sygnał z kosmosu", całkowicie nieśmieszny sygnał z kosmosu);

Możecie potraktować to jak pytanie w "Milionerach". O przepraszam, w "Miliarderach". O główną nagrodę. Że odpowiedź znajdziecie pod linkiem z pierwszego akapitu? Owszem, ale powiedzcie mi, w jaki sposób skorzystacie z niego w studiu nagrań, siedząc na przeciwko Huberta Urbańskiego? Wtedy sobie zapewne pomyślicie: "Ech... Trzeba było czytać uważniej wypociny Litosława i nie obśmiewać, nie najeżdżać go za recenzje amerykańskich hip-hopowców". Cóż, wtedy - moi drodzy - będzie zdecydowanie za późno! ;-)

Dobra, to było takie żartobliwe "nawiasem mówiąc". Prawda jest taka, że jakość wydania tamtych składanek była marna, by nie użyć słów mocniejszych i mniej poprawnych politycznie. Jeno okładka, tył zapaskudzony zbędnymi informacjami i brzydkimi kolorami (vide napis: "24-bitowy cyfrowy remastering" na żółtym tle - ble, fuj, ohyda!) oraz jakieś szkaradne, tonpressowskie reklamy innych produktów pod przezroczystym trayem. Książeczki oczywiście brak.

Szczerze powiedziawszy, byłem przekonany, że takie ordynarne posunięcia wydawcy uświadczy się jedynie właśnie w przypadku tych 2 składanek, co i tak nie byłoby posunięciem ordynarniejszym od tego, że jakiekolwiek składanki w ogóle się wydaje (ok, wtedy "Jak punk to punk" chwaliłem i w sumie dalej to robię, ale mówię ogólnie o takim procederze). Do dzisiaj żyłem w błogiej nieświadomości. Wyszło szydło z wora i okazało się, że to samo dotyczyło mojego ostatniego internetowego (via Allegro) zakupu - "Nowej Aleksandrii" Siekiery.

Bajka właściwie identyczna - okładka, tył z rzucającym się w oczy paskiem barwy żółtej, reklamy pod trayem, brak książeczki oraz totalnie bezpłciowy cover cedeka, który w przypadku składanki mogłem jeszcze jakoś wybaczyć, ale w momencie, gdy w ręce wpada mi płyta niemalże legendarna zespołu niemalże legendarnego? No way!

Ok, "Nowa Aleksandria" pierwotnie - w '86 roku - była wydana tylko na winylu. Nie przygotowano więc na tę pierwszą premierę żadnych książeczek, projektów nadruku płyty i tym podobnych estetycznych ciekawostek dla kolekcjonerów. Wydaję mi się jednak, że reedycje powinno się wydawać w sposób elegancki, nie robiąc w bambuko potencjalnego nabywcy. Ile to okładkę albumu przemajstrować w taki sposób, aby nadawała się na cover krążka? Ile czasu zajmie sporządzenie książeczki, w której znajdą się teksty poszczególnych utworów oraz informacje o autorach i kompozytorach poszczególnych piosenek? Ile osób zwraca uwagę, jakie produkty przedstawiane są w tych tandetnych reklamach? I co to w ogóle za zabieg, by informować o jakimś niezauważalnym remasteringu? Ba, informację tę podawać w taki sposób, aby szybko i jak najtaniej przyciągnęła ona wzrok odbiorcy? Tych pytań w "Milionerach" z ust Urbańskiego nie usłyszycie, bo odpowiedzi na nie leżą w mocno strzeżonym sejfie w siedzibie Tonpressu. Strzeżonym na tyle, że nawet sami szefowie firmy do niego nie zaglądają.

Swoją drogą, tak sobie właśnie przypomniałem, że w niedzielne popołudnie w MediaMarkcie wynalazłem płytę "UNU" Perfectu. Wiecie, kto ją wydał? Nie zgadniecie: Tonpress. Wiecie, co było najważniejszą informacją z tyłu pudełka? Że to płyta wzbogacona o "24-bitowy cyfrowy remastering" (co za bełkot w ogóle). Jasne, album był zafoliowany i takie tam, ale wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazują, że również jeden z ważniejszych krążków kapeli Markowskiego i Hołdysa został zbezczeszczony niegodną poligrafią.

Czy problem dotyczy wszystkich płyt zremasterowanych przez Tonpress w roku 2004? Na to wygląda. Klękajcie narody, nowa plaga zesłana przez Stwórcę! A tak na poważnie, to już nigdy świadomie nie zamierzam nabierać się na takie numery. Czyli rzeczy z "Polskiej Ceny" też mogą zapomnieć o tym, że staną się kiedykolwiek częścią mojej kolekcji, gdzie płytom jest przecież tak dobrze.

PS Tyle negatywnych wibracji - jak Afro Kolektyw - "wytransmitowałem" tym tekstem, że aż muszę przeprosić, zapodając genialnych "Ludzi wschodu". Siekiery, rzecz jasna.

2 Comments

  • Piotrek
    9 września 2010 18:02 | Permalink

    wersja tej piosenki popełniona przez Lao Che - duuuzo lepsza niz oryginał.

  • 11 września 2010 11:53 | Permalink

    Piotrek: Właśnie słuchałem. Tak po pierwszym odsłuchu trudno stwierdzić, czy aby na pewno 'duuuużo lepsza', ale na pewno ciekawa. : )

  • Leave a Reply