nobonobonobo

Ciocia Wikipedia mówi:


1. Bonobo - małpa człekokształtna, jeden z dwóch gatunków szympansów, odkryty w 1928. Smuklejszy i nieco mniejszy od szympansa zwyczajnego. W zakresie zachowań społecznych bonobo wyróżniają się pokojowym usposobieniem, egalitarną strukturą stada oraz dominującą rolą interakcji seksualnych w kontaktach międzyosobniczych. Inaczej: szympans karłowaty.

2. Bonobo to technologia umożliwiająca osadzanie komponentów oprogramowania i złożone dokumenty w środowisku GNOME. Technologia ta była inspirowana na technologii OLE w Microsoft Windows i jest podobna do tego mechanizmu. Analogiczną technologią do Bonobo jest KParts w KDE. Bonobo bazuje na architekturze CORBA. Obecnie jest uznane za przestarzałe i nieużywane (w nowych aplikacjach). Zostało zastąpione m.in. przez D-BUS.

3. Bonobo - właśc. Simon Green – angielski producent, kompozytor, muzyk i DJ. W wieku 18 lat, przeniósł się do Brighton gdzie wydał swój debiutancki album "Animal Magic" w wytwórni Tru Thoughts w 2000 roku. Dzięki temu albumowi (który właściwe sam wyprodukował), stał się jednym z "nowych pionierów downtempo", a jego muzyka urzekła prasę, a także wiele poważnych wytwórni muzycznych. W 2001 Bonobo zdecydował się przejść do Ninja Tune a w 2003, po jednym albumie remiksów, jeszcze w Tru Thoughts w 2002, wydał "Dial 'M' For Monkey".

Pierwsza definicja odpada, z wiadomych względów, choć muszę przyznać, że inteligentne szympansy naprawdę mnie ciekawią. Druga definicja także trafia do kosza. Ok, nie powinno się odrzucać wszystkiego, czego się nie rozumie, trzeba być tolerancyjnym, ale nie zamierzam na tym blogu pisać o jakichś gnomach i architekturze korbek nakręcających komputery. Zostaje więc definicja trzecia. Bingo.

Nie chcę streszczać kariery Simona Greena - nie zagłębiałem się w to, zatem nie wiem więcej od kochanej Cioci Wikipedii. Nie zamierzam też fachowo komentować każdej z jego płyt, bo po prostu nie potrafię, reprezentowany przez Bonobo gatunek (gatunki?) jest (są?) mi może coraz mniej obcy/-e, lecz nie ma sensu się wydurniać i pozować na *znawcę*. To może chociaż powiem, w czym się Simon Green obraca? W produkcji klimatów chilloutowych, w jakichś nieznanych mi nazwach w stylu downtempo i lounge (no dobra, nazwy już słyszałem, ale czym się jedno i drugie charakteryzuje to pojęcia nie mam!). Jeśli chcecie wiedzieć więcej to odsyłam do stron fachowych i specjalistycznych (adresów nie znam, może ktoś w komentarzach rzuci).

Czyli co, wklejam tutaj encyklopedyczne hasła i pieprzę farmazony odnośnie tego, że gówno wiem, na niczym się nie znam? Bolesna prawda, Przyjacielu. O Bonobo (jakby ktoś jeszcze nie zdążył zajarzyć - to NIE JEST półtora Bono z U2) potrafię powiedzieć tylko, że świetnie brzmi, że ta muzyka relaksuje wyśmienicie, że kupione przez Internet płyty cieszą jak zwykle (jeszcze tylko dwa pierwsze kompakty i będzie cała dyskografia) i że jest spora różnica między debiutem a płytą ostatnią, z zeszłego roku. Swoją drogą, nie zdołałem jej do końca poznać przed 31 grudnia, nie zdążyłem odkryć jej wewnętrznego piękna, o którym tak świetnie pisał parę miesięcy temu Michał Szulc Markowicz (jak się to mi wyświetla na Facebooku). A szkoda, bo bym z miłą chęcią dokoptował ją do mojego przydługiego, ale jakże nieprzewidywalnego podsumowania Anno Domini 2010.

To może tak na osłodę, po jednym numerze z każdej płyt Simona Greena. Powiedzmy, że każdy z niżej zamieszczonych kawałków to takie moje ulubione utwory, takie creme de la creme każdego z albumów. Także tego, chwila relaksu:

Animal Magic (2001)


One Offs... Remixes & B-Sides (2002)


Dial 'M' For Monkey (2003)


Days To Come (2006) (miało być "Walk In The Sky", ale przypomniałem sobie, że to już tu wrzucałem)


Black Sands (2010)

One Comment

  • 28 stycznia 2011 13:23 | Permalink

    No bo no... Świetna muzyczka :)

  • Leave a Reply