Jot - Stan równowagi (2010)


Jot
Stan Równowagi
Dwaem Music, 2010


3.5

Zrobiłem sobie notatki. Ostatnio bardzo często to robię. Wcześniej po prostu leciałem z głowy, teraz próbuję, przed rozpoczęciem pisania, wiedzę na temat czegoś w sposób klarowny usystematyzować. I tak patrzę sobie na tę notatki, swobodne i radosne notatki w stylu 1 myśl = 1 akapit, i nie mogę się sobie nadziwić, bo cokolwiek bym nie zaobserwował, słuchając "Stanu równowagi", to zawsze wątek kończyłem czymś w rodzaju: "ale on zajebiście płynie!!!", "co za styl!!!", "mega forma!!!", "czapki z głów!!!", "chapeus ba!!!".

Bo to taka wizytówka Jota. Styl. Mówię Jot, myślę styl. Mówię styl, myślę Jot. Tak to działa. Wrocław, który raper reprezentuje, to zresztą miasto pierwszorzędnego stylu. Roszja, znów MC z charakterystycznym i prześwietnym flow, mógłby coś z Jotem nagrać. Z Tymonem zresztą też. Nie jakiś tam gruby joincik, znowu jakiś "Wrooklyn", tylko pełen longplay, z gościnnymi zwrotami Łozo (rzecz jasna nie tego głupka z Afromental i Tańca z Gwiazdami, tylko ekstraligowego zawodnika znanego także jako Pitahaya). Na bitach proponuję duet WhiteHouse wspomagany przez Igora Boxxa vel Igora Pudło ze Skalpela. Gdyby taka płyta kiedykolwiek została nagrana, byłbym szczęśliwszy niż zboczeniec w krainie cycków, potwierdzone info.

Odpłynąłem. "Napisać o tym, że Jot to chilloutowe flow wgniatające w fotel jak kawał dobrego zielska" - odhaczone. Co dalej? Warto zwrócić uwagę na to, że tytułowy "Stan równowagi" można rozumieć dwojako. Z jednej strony, mógłby on oznaczać to, że w parzę z zajebistym stylem idą teksty na równie wyśmienitym poziomie. Od razu uprzedzę, że takie wyobrażenie należy wyrzucić do kosza jak Ray Allen, że można o nim z miejsca zapomnieć. Dlatego właśnie z pomocą idzie drugie rozumienie tytułu solówki zawodnika z 71. *Stan równowagi,* czyli coś się ze sobą równoważy. W tym wypadku chodzi głównie o to, że zajebisty styl w połączeniu z warstwą liryczną na całkiem dobrym poziomie dają płytę, summa summarum, bardzo dobrą. Można to przedstawić za pomocą liczb - jeśli "Stan równowagi" wynosi 8, to styl jest dziewiątką, a teksty siódemką, proste? A 7 + 9 / 2 jak nic daje 8.

Bo Jot w gruncie rzeczy na swoim solowym debiucie (trochę to śmiesznie brzmi, biorąc pod uwagę staż na scenie, ale na legalu, w pojedynkę, po raz pierwszy) pieprzy o tym samym co 90% polskich MCs. Bragga, wspominki, miłostki, imprezki i ataki na innych raperów. Raperów bezimiennych dodajmy, bo Jot, podobnie do tych 90% polskich MCs, nie wymienia konkretnych ksywek, nie chcąc wzbudzać bezsensownych konfliktów. Słusznie, a może niesłusznie? Zależy jak na to spojrzeć, zależy od odbiorcy materiału. W każdym razie, reprezentant Wrocławia nie jest żadnym prekursorem, podejmując takie a nie inne tematy. Oczywiście prezentuje je po swojemu, często odnosi do swoich osobistych doświadczeń, ale gdyby nie podawał tych swoich doświadczeń w sposób wyśmienity, to najprawdopodobniej przeszedłbym obok tych 16 utworów i 2 skitów obojętnie.

Jeszcze jedna cecha Jota zrobiła na mnie dobre wrażenie - chłop się nie spina, trzyma dystans, jest wyluzowany (bo te wspomniane przed chwilą ataki to nie jakieś wieszanie za jaja). Miła odmiana w chwili, gdy 3/4 polskiej sceny, zwłaszcza wśród słuchaczy i tzw. *znawców*, to spięci panowie, którzy tylko narzekają na tego, tego i tego, bo coś tam, bo psuje ich kochaną kulturę, bo nie wstawia w każdą linijkę poczwórnych rymów etc. Jot to chwila relaksu dla uszu. Nawet jak zaczyna marudzić na obecny stan polskiego hip-hopu i utyskuje w singlu (mega numer!), że "to nie tak miało być", to wcale nie utyskuje (trudne słowo) i nie marudzi. Brzmi to wszystko paradoksalnie, ale w chwili, gdy ktoś wszystko ładnie wypunktowuje, nie ma co mówić o jakimkolwiek narzekactwie, którego nie brakuje na forumku, w wypowiedziach tzw. *znawców* lub w wielu utworach na wielu płytach wielu raperów.

Rozprawiając o tym, czy "Stan równowagi" to faktycznie stan równowagi, pominąłem jedną kwestie - muzykę. Ale ok, całóść pod kontrolą, gdyż produkcje, głównie zgotowane z ręki Eria, zasługują na ósemkę. Także wszystko zostaje po staremu, utrzymuje się stan równowagi. Dominują podkłady czilautowe, urozmaicane tu i ówdzie jakąś funkową bombą. Więcej luzu, czasem konkretne pierdolnięcie.

Bardzo fajny album. Oczywiście, można się przyczepić do jakichś drobnostek, np. że tył okładki tak opanowany jest przez loga różnorakich sponsorów jak basen Morza Śródziemnego przez Cesarstwo Rzymskie w I w. n.e. Drugie, co tym razem rzuciło mi się już na uszy, a nie na wzrok, to słabsze linijki, choćby "Stałem na podwórkach, przekręcając full cap", które bliższe są dokonaniom Vienia, mistrzowi grania koncertów, z "Etosu" niż Jota. Tyle, że Vienio ten wers zapodałby *kwadratowo* a mocarz z Wrocławia zrobił to tak, że moja szczęka znajdowała się po chwili mniej więcej w samym jądrze ziemi.

Bo to naprawdę bardzo fajny album. Co by się wyluzować, odpocząć, pokiwać głową, czasem pomachać nóżką. Piękna rzecz. Może nie ma tu wielce głębokich treści, ale są treści prawdziwe i szczere. Bez większego uzewnętrzniania się, wchodzenia w głąb swojej duszy, cokolwiek. Przekaz prosty, ale nie prostacki. Szczery, ale nie emocjonalny. On robi to bo żyje, nie po to żeby przeżyć, a ten album jest potwierdzeniem tej hipotezy. Sprawdź to. "Stan równowagi".

7 Comments

  • 26 stycznia 2011 19:18 | Permalink

    prawda, prawda, tylnia okładka to fail przeokrutny. a płyciwo dobre, jak najbardziej.

  • 26 stycznia 2011 19:39 | Permalink

    A ja nihooja się nie mogę w tą płytkę wkręcić.

  • 26 stycznia 2011 19:46 | Permalink

    Żaden z niego mocarz, propsuję czwarty akapit - pieprzy o tym samym co wszyscy. Nuda.

    A styl? VNM zjada go :)

  • 26 stycznia 2011 19:48 | Permalink

    kruk: Jako, że zaprzestałem ściągania płyt (tylko te legalnie udostępnione w necie) to wciąż się zastanawiam, czy nowego VNM-a sprawdzić, gdyż pozytywne opinie, również wśród *hejterów*, bardzo mnie zaskakują. Ale jak będę miał pieniądze na jakiś album, to kilka razy się zastanowię zanim za VNM-a zapłacę, bo od jakiegoś czasu w ogóle mi nie leży...

  • 26 stycznia 2011 20:36 | Permalink

    Jakoś mi nie podszedł tej Jot. Zdecydowanie bardziej wolę "In Wrooclyn Style mixtape". Co do "Stanu" to - uwaga, uwaga, będzie kontrowersyjnie - uważam, że zabiły go bity. Są jednolite, zlewają się w całość, brzmią podobnie. Co ciekawe, te nieco inne ("Głośno", "Dla Ciebie", "TNMTB") od razu sprawiły, że kawałki wybijają się z płyty. Osobiście lubię jeszcze "Insomnię" i to tyle. Reszty nie pamiętam, bo mam wrażenie, że to jeden, długi kawałek.
    Oczywiście na wyluzowanie dobra. Jot ma styl, który uwielbiam, ale wolę go w "Inaczej", "Uśmiechach i łzach" itp kawałkach.
    Co do VNMa, to przesłuchałem "Widzę ich" i "Cypher" i nie chcę sprawdzać reszty.

  • Anonimowy
    26 stycznia 2011 20:49 | Permalink

    Lite, VNM wrzucil caly album na swojego myspace, wiec mozesz legalnie sprawdzic :>

  • 26 stycznia 2011 21:01 | Permalink

    Oldschool: Dzięki za info! Przed ew. zakupem na pewno sprawdzę i zdecyduję.

  • Leave a Reply