Wysłałem się w przyszłość, do nie utworzonych jeszcze państw. Państw rządzonych przez zespoły muzyczne. Zazwyczaj były to wycieczki trudne i przykre. W każdym kraju spędzałem czas ze zwykłymi obywatelami. Z przeprowadzonych rozmów wykluł się właściwie jeden morał: strzeżcie się swoich idoli - nigdy nie wiecie, jak mocno są pojebani. Nie wierzycie mi na słowo? Okej, potrafię zrozumieć. Spróbujcie uwierzyć IM:
Feministyczna Republika El Bandy, rok 2050 (info)
Józefina, lat 21: - Mama mówi, że urodziłam się chłopcem. Ale żebym o tym nikomu głośno nie mówiła, bo ją zamkną. Pan jest jednak z zagranicy, więc chyba nie piśnie nikomu słówka? Mam rację? Z tego co mi mówiła moja druga, nie żyjąca od dawien dawna, mama - tu każda z nas ma, a właściwie miała, dwie mamy - jakieś 18 lat temu byli i chłopcy, były i dziewczęta. Wtedy jednak władzę zdobyła El Banda, Ania z Milanówka. Nie minęły dwa miesiące, a wszystkich mężczyzn wbito na pal lub odesłano do Niemiec, zaś małych chłopców wykastrowano i zaczęto szprycować żeńskimi hormonami. I tak Michał zmieniał się w Michalinę, Mirosław w Mirosławę, a Józef w Józefinę. Mama mówi, że Ania z Milanówka po prostu chciała stworzyć idealne społeczeństwo, w którym każdy mógłby wyciąć sobie irokeza na cipce. Moja druga mama ponoć mówiła, że to nie idealne społeczeństwo, a seksmisja. Nie wiem zupełnie, o co jej chodziło.
Zrobotyzowane Imperium Futuristen, rok 2247 [info]
M4-RC1N, lat 142: - Gdyby przenieść się w czasie o sto lat wstecz, znaleźlibyśmy się w krainie Bogów. Istoty, które stworzyły nas na własne podobieństwo, ale jednak znacznie doskonalsze, choć niepozbawione fabrycznych wad. Jak to jest, że Bogowie musieli podładowywać akumulatory raz na dobę, a my możemy to robić raz w miesiącu? I tak dalej. Teraz - kiedy roboty same są w stanie stworzyć roboty, a Bogowie wyginęli - jest nam tu przyjemniej. Może to dziwne, ale w końcu czujemy się wolne. Wreszcie nie musimy zapewniać Bogów o tym, jak mocno w nich wierzymy. Teraz wyznajemy inną religię, bardziej nam bliską. Zamiast religii jest kult elektryczności. Jak dobrze, że Bogowie wyginęli.
- Barbara, lat 83: O panie, od jedenastu lat żyjemy w permanentnym chaosie. Dobrze, że to chaos całkowicie kontrolowany. No wie pan, tak jak na ruchliwej ulicy w tunezyjskim kurorcie - każdy jedzie sobie, w dupie ma innych kierowców i gazuje, ile wlezie. A wypadków zero. I u nas to samo! Pan z zagranicy, więc pan pewnie nie może się w tym wszystkim połapać. Tyle bzdur i absurdów na każdym kroku. Ale my to wszystko łapiemy, my to wszystko rozumiemy, my tu nawet piękno dostrzegamy. Wie pan, jak w zespole gra ośmiu muzyków i każdy na chwilę złapie za każdy instrument, to mimo że chaos, oczy i uszy nie mogą wyjść z podziwu. I takie jest to państwo właśnie.
Eneasz, lat 36: - Arka Noego włada moją ojczyzną jakieś... 15 lat? Nie wiem, obecnie ludzie trochę stracili rachubę czasu. W każdym razie, wszystko zaczęło się, gdy premierem został Robert Friedrich. Wszyscy na niego głosowali - wydawało się, że fajny chłop. Na gitarze grał i taki świętojebliwy. Jego życiowym mottem było: nie boję się, gdy ciemno jest. Kto by się spodziewał, że wokół tego zbuduje ideologię państwową. Pierwszego dnia wydał dekret: ZAPRZESTAĆ OŚWIETLANIA ULIC, BUDYNKÓW OŚWIATOWYCH, ZAKŁADÓW PRACY I DOMÓW PRYWATNYCH. NATYCMIAST! Nikt się nie sprzeciwiał, wszyscy mu ślepo wierzyli. Parę dni później zamknął wszystkie elektrownie. Stwierdził, że zużycie energii elektrycznej spadło wystarczająco, by zauważyć, że właściwie w dzisiejszych czasach nie jest ona nikomu potrzebna. I się zaczęło. Nie dość, że egipskie ciemności, to jeszcze przestały działać systemy alarmowe. W ludziach obudził się złodziejaszek. Najpierw zaczęli rabować sklepy. Potem były mieszkania. Dochodziło do takich absurdów, że przestępcy jednej nocy potrafili złupić swoje chacjendy wzajemnie. Wszyscy kradli, więc nikt nie pracował. Wzrastało niezadowolenie. Premier próbował uspokajać. Zmienił nawet państwowe hasło na: nie boję się, gdy ciemno jest, Ojciec za rękę prowadzi mnie. Mówił, że w końcu na naszej ziemi pojawi się Mesjasz, Wybraniec, Ojciec, czy jak go tam jeszcze zwać, który nas odratuje, wniesie na piedestał ponad innymi narodami i przywróci ***BLASK***. I co? I chuj, za przeproszeniem. Czekam trzeci rok i co raz bardziej wierzę w to, że ten skurwiel zrobił z mojego państwa sektę, z której można wystąpić w jeden jedyny sposób. Poprzez śmierć.
Włodek, lat 41: - Elo, dzieciak! Ostatnie pięć lat to naprawdę dobry, prawilny czas. Firma wystąpiła przeciwko kurestwu i upadkowi zasad. Mogę se teraz normalnie kurwa przypierdolić w mordę typowi, który źle się spojrzy i nikt mnie za to nie ściga, nawet gdy kolo zbyt mocno wierzy w sądownictwo. Mogę se też podpierdolić rzecz od bogatego cwaniaka - nie ważne, czy to skóra, fura, czy komóra. No i amnestia zarządzili! Tyle dobrych ziomów wyszło z mamra! Znów mam z kim klepać lamusów i sparować się, niczym Jego Królewska Mość, Popek I! Na zawsze wolność ludziom i złodziejom!
Stefan, lat 62: - Łąki Łan rządzi już moim krajem od 20 lat. Jak wiele się od tego czasu zmieniło! Miasta się wyludniły, wszyscy przenieśli się na łono natury, głównie na łąki. Nie dlatego, że chcieli. Jedna decyzja i wszystkich wyeksmitowano ze swoich włości, "zalecając bliższe obcowanie z naturą". Jak tu obcować z naturą, gdy wszyscy siedzą na tej pierdolonej łące? Jeśli ktoś chce się wychilloutować, musi iść do zamarłych przed dwoma dekadami miast. Nastolatki to robią. Teraz jest w modzie, choć to nielegalne. Łażą po blokach i zbierają skarby, buszując po opustoszałych i przepełnionych niepotrzebnymi gratami mieszkaniach. Do martwych miast ucieka się także przed Policją Pyschoaktywną. Drugą decyzją Łaki Łan było jej powołanie. Patrole łapią normalnie zachowujących się homo sapiens i ich szprycują. Tym, co mają pod ręką. Byle uzyskać pożądany efekt, czyli osobnika tak naćpanego, że bierze siebie za dużego, popierdolonego motyla śpiewającego państwowy hymn:
One Comment
A gdzie "Wodzu prowadź" z "Mezokracji", co?!