Nieznane, a szkoda: Husky Rescue

Redaktorzy serwisu Z czuba (a więc tego serwisu, który był inspiracją do stworzenia tego nieregularnego cyklu) wprowadzili w mowę potoczną zwrot, że coś jest "z czuba". Czyli jest inne, odmienne, oryginalne, zwariowane bądź wręcz pojebane - w dobrym tych słów znaczeniu. Wykorzystując wykonawców, którzy przewinęli się przez "Nieznane, a szkoda", mogę np. stwierdzić, że takie zespoły jak Movits!, Maskinen i Molotov były jak najbardziej "z czuba", w przeciwieństwie do takiego niemieckiego duetu Mo' Horizons, który był bez wątpienia fajny, grał dobrą muzykę, ale określenie "z czuba" zupełnie do niego nie pasuje.

Rodzi się więc pytanie, czy kolejni bohaterowie mojego ulubionego cyklu, członkowie fińskiej grupy Husky Rescue, są "z czuba"? Przekonajmy się.

Jest rok 2002. Marko Nyberg, poczciwy młodzieniec zamieszkały w Helsinkach, wpadł na genialny pomysł, co by komponować sobie muzykę pod nazwą Husky Rescue. Tworzył sam, ale gdy już doszedł do wniosku, że to, co wymyślił, może pokazać światu (a było to w 2 lata po "starcie", tj. w 2004 roku), postanowił zaprosić do współpracy ok. 20 przyjaciół - muzyków i wokalistów - z okolic Helsinek. Skończyło się to debiutanckim albumem Husky Rescue zatytułowanym "Country Falls".

Czym się ta płyta charakteryzowała? Muzyką wręcz zjawiskową, trudną do zaszufladkowania. Latając po różnej maści serwisach muzyczno-encyklopedycznych, zauważyłem, że Husky Rescue przyporządkowuje się i do downtempo, i do ambientu, i do dream popu. Nie będę ukrywał, że mi te nazwy coś mówią - zresztą, nie ma to w tej chwili najmniejszego znaczenia. Sam muzykę Marko Nyberga i spółki określam prościej - jako chillout, coś kojącego nerwy i przenoszącego w całkowicie odmienny, daleki świat. Lider fińskiego zespołu wykonywaną przez siebie i przyjaciół muzykę ubrał w znacznie ładniejsze, bardziej poetyckie i trochę "z czuba" słowa:

"Każdy utwór ma być ciepłym wietrzykiem do zwalczania chłodu codzienności, niezależnie czy mieszkasz w zimnym klimacie czy nie. Wszystkie chwile życia stają się częścią muzyki. Husky Rescue odzwierciedla nasze doświadczenia z Helsinek, gdzie zimowe noce są zimne i długie, natomiast letnie gorące i krótkie, ale tak słodkie. To melancholijna muzyka, ale pełna nadziei. Muzyka Husky Rescue jest jak pierwszy śnieg na ziemi, kiedy jeszcze można nadal zobaczyć pod nim zieloną trawę. Jest jak wiosenny promień słońca po długiej, mrocznej, bezsłonecznej zimie."
Wydaję mi się, że ta wypowiedź najtrafniej oddaje to, czym Husky Rescue było w założeniach i czym jest w rzeczywistości. Po prostu, piękna i nastrojowa muzyka, która wprawdzie przywołuje w myślach zaśnieżone bezdroża, lecz z równie wielkim zapałem może być słuchana pod każdą szerokością geograficzną.

Niewątpliwie, "Country Falls" spotkało się z szerokim uznaniem. Również twórców reklam, co zaowocowało "angażem" niektórych piosenek z płyty w reklamówkach m.in. Hyundaia oraz włoskiego piwa Beck's Next.

Przy pracy nad kolejnym krążkiem jakby nieco bardziej wykrystalizował się skład grupy. Rola wokalistki przypadała Reecie-Leenie Korholi, która na debiucie wprawdzie się pojawiła, ale nie była jeszcze jedynym, dominującym głosem. O tym, że jest ważną postacią dla Husky Rescue, mogą świadczyć słowa angielskiego dziennikarza - Jamesa Delingpole'a ("The Times", "The Daily Telegraph", "The Spectator"), prywatnie fana grupy:
"Ma delikatny, piękny śpiew, ciekawą mieszankę czułości i lodowatego dystansu, który użycza każdej piosence niewyraźne uczucie głębokiego smutku i ponurej dziecięcej opowieści umiejscowionej w okrutnej, mroźnej krainie."
Dokładnie te umiejętności, ze zdwojoną siłą, znajdują swe ujście na drugiej, moim zdaniem absolutnie najlepszej płycie Finów - "Ghost Is Not Real" z 2007 roku. Album jest niezwykle spójny, a jednocześnie każda z 10 piosenek ma coś intrygującego do zaoferowania. "My Home Ghost" doskonale wprowadza w klimat materiału, a wszystkie 3 części "Blueberry Tree" to coś naprawdę niesamowitego i fantastycznego. Słuchając ich, warto zamknąć oczy, gdyż w głowie momentalnie malują się obrazy zamarzniętej równiny, mocno przysypanej śniegiem. Muzyka Husky Rescue inspirowana jest m.in. malarstwem i fotografią, co rzeczywiście czuć, zwłaszcza na przykładzie "Blueberry Tree". Należy dodać, że te 3 kompozycje uzupełniane są przez kolejny utwór na krążku - nieco żywsze i mocniej zagrane "Hurricane (Don't Come Knocking)". W ramach ciekawostki dopowiem jeszcze, że numer "Diamonds In The Sky" ewidentnie kojarzy mi się z jakąś piosenką Katarzyny Nosowskiej. Pojęcia nie mam z jaką, ale za każdym razem kiedy go słucham, wydaję mi się, że zaraz po polsku zacznie śpiewać wokalistka Hey, a tu zamiast niej wyskakuje Reeta-Leena, w dodatku z językiem angielskim.

Jeszcze w tym samym roku Husky Rescue wydało album z remiksami (ale nie tylko, o czym zaraz). Taka ciekawostka raczej, gdyż nowe wersje, głównie popularniejszych utworów z "Country Falls", wcale nie są lepsze od oryginałów. Miejsca na chałturę tu też nie ma, jest za to na ciekawe i oryginalne miksy, często zahaczające o taką stylistkę, która się Marko Nybergowi może nawet nie śniła. Bonusem na "Other World (Remixes and Rarities)" są - no właśnie - rarytasy, czyli 3 premierowe utwory ("Poison", "Last Dance", "Black Umbrella") oraz akustyczne wersje "New Light of Tomorrow", "Sweet Little Kitten" i "Gasoline Girl".

Po 3 latach ciszy fiński zespół powrócił płytą "Ship of Light", którą mi ocenić bardzo trudno, ponieważ - z jednej strony - nie robi tak kolosalnego wrażenia jak "Ghost Is Not Real", a z drugiej - pozostaje, w moim prywatnym rankingu, jednym z głównych kandydatów do miana "krążka roku". "Sound of Love" to istny hicior, który - jak mi się wydaję - słyszałem już gdzieś wcześniej. Ogólnie rzecz ujmując, album miejscami nieco żywszy, trochę bardziej przebojowy od poprzedników. Poza tym, mocno zróżnicowany i zaskakujący. Jedyne co mnie martwi w związku z tym materiałem, to nie wykorzystanie w 100% potencjału wokalistki - odzywa się mniej, jej głos jest jakby stłumiony, często stoi gdzieś na drugim planie. A może tylko nadmiernie marudzę?

Czy Husky Rescue faktycznie jest takie nieznane? Przecież ponad 200 000 słuchaczy na LastFM. Przecież "Sound of Love" (poniżej). Przecież kilka tracków, które trafiło do różnorakich reklamówek. Przecież nawet paru moich znajomych wiedziało, z czym to się je. Ba, to właśnie moja przyjaciółka poleciła mi Finów. Przyjmijmy jednak, że co najmniej w tej części świata Husky Rescue jest raczej nieznane, a szkoda, bo to naprawdę wartościowa i klimatyczna muzyka. Chyba najlepsza i najciekawsza formacja, o której kiedykolwiek wcześniej pisałem na łamach tego "cenionego i lubianego" cyklu.

Ale chyba jednak wcale nie "z czuba"...

Przydatne linki:
Oficjalna strona
Oficjalny profil na MySpace


2 Comments

  • 21 września 2010 17:08 | Permalink

    Przydatne linki:
    www.jakpisacciekawie.pl

  • 21 września 2010 17:09 | Permalink

    Adres nie trybi. :(

  • Leave a Reply