Było o pierwszych wyborach, czas najwyższy zahaczyć o pierwszego, wybranego przez obywateli, prezydenta. Lech Wałęsa powiedział kiedyś - ba, obiecał! - że każdy Polak dostanie sto milionów złotych (wtedy nie była to tak kolosalna suma jak dziś, niemniej wciąż wysoka). Komentarz do tej wypowiedzi umieścił Kazik w piosence "100000000".
Po raz pierwszy wykonano ją 30 sierpnia '92 na festiwalu w Sopocie. Był to już drugi z rzędu występ Staszewskiego w Operze Leśnej. Za pierwszym razem zagrał z playbacku, co dodatkowo manifestował poprzez śpiewanie do... suszarki. Rok później pomogli mu już muzycy, którzy jakiś czas potem weszli w skład KNŻ - Burza, Kwiatek i Kuba Jabłoński. Tym razem Kazik szokował nie swoim zachowaniem scenicznym, a samą treścią - słowami, które bezpośrednio godziły w prezydenta Polski. Można pokusić się o stwierdzenie, że był to taki test tego, jak się ma wolność słowa w jeszcze nieokrzepłej III RP.
A zaczęło się w sumie niewinnie, bo wokalista Kultu "100000000" zapowiedział następująco:
"Następna piosenka ma swoją genezę w rozmowie podsłuchanej w restauracji Samson w Warszawie. Jedząc obiad, byłem świadkiem rozmowy, jak przypuszczam, dwóch robotników, którzy mieli pewnego rodzaju pretensje."Kawałek rzeczywiście jest wyznaniem typowego robotnika, który poczuł się oszukany: "Jak to, Wałęsa został prezydentem i nie jest lepiej?". Choć numer zaczyna się dość spokojnie, to refren (wykrzyczana fraza: "Wałęsa dawaj moje sto milionów!") oraz trzecia, czwarta i piątka zwrotka dopiero pokazują, o co całe zamieszanie. Pojawia się żal, rozgoryczenie, niechęć do przywódcy i - przede wszystkim - groźby:
"Niech zatrwożą się niewierni, przyjaciele, na sztorc kosa,
Niech zobaczą, jak się gniewa horda krwawego Pollusa!
(...)
Obiecałeś sto milionów, wyraźnie słyszałem
I minęło tyle czasu, ja nic nie dostałem
Czekam jeszcze trzy dni i ani chwili dłużej
Niecierpliwość moja wzrasta, gdy czekanie się wydłuża"
Następnego dnia w mediach zahuczało - ""100000000" stało się niemal sprawą narodową", jak to ujął Leszek Gnoiński w książce Kult Kazika. Wystąpienie było szeroko komentowane. "Gazeta Wyborcza" wydrukowała kilka różnych opinii. Pierwsza, jednego z czytelników, była na wskroś negatywna:
"Jak można było dopuścić do festiwalu i do telewizji taką wyuzdaną piosenkę z rynsztokowymi wyrazami? Tyle Kościół dba o moralność, a takiej demoralizacji to w PRL nie było, żeby piosenkarz w kalesonach takie gesty i takie słowa wykonywał pod adresem głowy państwa. Na "ty" się zwraca! A jak o narodzie mówi, o przywódcach rządzących z wyboru? A ci prezesi telewizji to do łopaty! Narodowi zdrowe moralnie seriale zabierają, jakichś uliczników nadają!"Drugi z czytelników wypowiadał się już zupełnie inaczej:
"Jakie czasy - taka muzyka. I słowa! A co pan prezydent chciał usłyszeć? "Sto lat"? Gomułka też myślał, że mu robotnicy na Wybrzeżu do końca będą śpiewać."Swoje 3 grosze dorzucił też Jacek Rakowiecki:
"Byłem wdzięczny Kazikowi Staszewskiemu, "anarchistycznemu Młynarskiemu". Jego brutalne komentarze do rzeczywistości zawierają coś najcenniejszego: miłość do człowieka. I nie mniej ważne poczucie humoru."Nieco później sprawę skomentował sam "skandalista":
"Moja piosenka jest napisana z pozycji rozżalonego wyborcy. Uważam, że Wałęsa powinien dotrzymywać obietnic, zwłaszcza jeśli obiecuje coś tłumom. Ja też dla nich śpiewam i wiem, że trzeba uważać, co się do nich mówi."Co najważniejsze, do tego wszystkiego odniósł się adresat utworu, ówczesny prezydent (YouTube, od 0:35):
"Śpiewa piosenkarz, że "Wałęsa oddaj sto milionów". Ja chciałem dać. Chcę. Tylko, że oni mi nie pozwalają, a ja nie mogę, bo ja nie mam mocy wykonawczej. Ale to niech ten piosenkarz, który uważa, że jest on inteligentniejszy, to niech pomyśli, że to nie ja. Tylko niech on ostatnią zwrotkę zaśpiewa: "Pomóżmy Wałęsie zrealizować to. Pomóżmy Wałęsie lepiej to zrealizować, mądrzej". To jest wprost niezbyt mądre, ale w samym założeniu mądre."Reasumując, zamieszanie było potężne. Komentarz samego Wałęsy - szczerze mówiąc - niespecjalny. Moim zdaniem tylko jeszcze bardziej się pogrążył. A jak to wszystko podsumował Staszewski? Prosto - stwierdził, że nigdy nie byłoby go stać na taką reklamę, którą właściwie otrzymał za darmo.
A wolność słowa? Ona w '92 miała się w Polsce dobrze. Rzekomy telefon od Mieczysława Wachowskiego (ówczesny sekretarz prezydenta w randze wicepremiera) do Kazika o niemal natychmiastowym stawieniu się w Belwederze, okazał się tylko żartem Piotra Wieteski (manager Kultu, prywatnie przyjaciel Staszewskiego).
"100000000" weszło na wydaną w '93 solówkę artysty, zatytułowaną "Spalaj się!" - wersja z tego albumu akurat jest dość słaba. Utwór pokazuje prawdziwy "pazur" dopiero w hardcore'owej wersji z "Na żywo, ale w studio" KNŻ. Warto dodać, że na tej płycie pojawiła się inna, podszyta swingiem, jeszcze bardziej rozżalona oraz "powiększona o inflację" wersja "100000000", czyli... "300000000", gdzie dostaje się już nie tylko Wałęsie, ale również Włodzimierzowi Cimoszewiczowi oraz Waldemarowi Pawlakowi.
Na zakończenie: "100000000" w wykonaniu KNŻ oraz "300000000". A za tydzień? Powiem tylko, że dwaj panowie z przed chwilą wymienionej trójki powrócą - sami się domyślajta o kogo i w jakim kontekście chodzi.
Korzystałem z:
"Kult Kazika" Leszek Gnoiński, In Rock Music Press, 2000