Looptroop Rockers - Professional Dreamers (2011)


Looptroop Rockers
Professional Dreamers
David vs. Goliath, 2011

4.5

Co ma wspólnego hip-hop z Coca Colą, emigrantami z Polski i Jezusem Chrystusem? Jest wszędzie.

Może to, co teraz napiszę to czysty banał - a pisanie jakichkolwiek banałów w przypadku tego zespołu i tej płyty jest sporym nietaktem - ale niestety trzeba to zrobić. Hip-hop jest wszędzie. Żeby go zasmakować nie trzeba od razu lecieć za Atlantyk, do Nowego Jorku. Coś z hip-hopu znalazłoby się zapewne i w Angoli, i w Korei Północnej, i na jakiejś zapomnianej wyspie gdzieś na Pacyfiku. W końcu, nawet na zabitej wiosce jest do rapu dostęp. Nikogo więc już nie powinno dziwić, że i w Szwecji rapują. Ba, że rapują na tyle dobrze, że bez jakiegokolwiek zająknięcia mówi się o Szwedach jako o ścisłej, europejskiej czołówce. Wiadomo, że nie o wszystkich Szwedach. Ale o tej czwórce z Looptroop Rockers już jak najbardziej.

No właśnie, znów jest ich czterech. W pracach nad poprzednim albumem - "Good Things" - właściwie nie uczestniczył Cosmic. Zrobił sobie urlop. A tak naprawdę to chyba nawet odszedł z zespołu. Całe szczęście wrócił - "Professional Dreamers" nagrano już z jego udziałem. I bardzo dobrze, bo może nie gra tu pierwszych skrzypiec, lecz świetnych skillsów odmówić mu nie sposób.

Kto wie, może właśnie dlatego, że Looptroop znów jest kwartetem, trudno nie oprzeć się wrażeniu, że na płycie bardziej pachnie "The Struggles Continues" niż "Good Things". Z drugiej strony nazwanie "Professional Dreamers" krokiem wstecz to zniewaga tysiąckrotnie przebijająca wszystkie obelżywe insynuacje z ust Jarosława Kaczyńskiego. Ponownie czuć tu bowiem powiew świeżości. Pamiętacie reakcje na "Good Things"? To był miejscami całkiem inny Looptroop, efektowny i przebojowy jak nigdy. I mogło się to podobać lub nie. Z "Professional Dreamers" sprawa identyczna - to znów jest inny Looptroop. Z jednej strony jeszcze bardziej efekciarski, z drugiej nawiązujący swoją melodyjnością do nieco starszych nagrań.

Wciąż nie mogę wyjść z podziwu, jak to wszystko Embee ładnie poskładał. Zastosował zarówno nowe sztuczki, jak i stare i ograne, ale jakże zajebiste patenty. Przykładowo klimat paryskich knajp ("Late Nights Early Mornings") miesza się tu z ratowaniem Księżniczki z rąk złego Bowsera przez wąsatego Mario ("Blow Me Away"). Autentycznie, Embee samplował tu nawet starego Mariana ze SNES-a! Każdy z bitów ma w sobie coś, dzięki czemu zostaje zapamiętany. Cosmic nie gra na "Professional Dreamers" pierwszych skrzypiec, bo gra je Embee. Swoją produkcją zjadł wszystkie zwrotki pozostałej trójki, zjadł wszystkie refreny śpiewane przez Promoe lub zaproszonych gości. "Professional Dreamers" to przede wszystkim jego dzieło. Tak, tak! Dzieło!!!

Mam nadzieję, że nie zrozumieliście mojego powyższego wywodu opacznie - zjeść zjada, ale tylko dlatego, że Embee robi tu prawdziwe cuda na kiju. Promoe, Supreme i Cosmic są w kapitalnej formie, mimo że jeden przez kłęby dreadów nic nie słyszy, drugi nie może nic mówić, bo mu broda zarasta aparat gębowy, a trzeci udaje inteligenta w Ray Banach. Szwedzki tercet nagle nie zmienił zainteresowań - serwuje i teksty lżejsze, i poważniejsze, i wtrąca jakieś bragga, i zwraca uwagę na problemy społeczno-polityczne. Jak Tet i Pogz namawia wszystkich *pięknych przegrańców*, by nie przestawali marzyć ("Professional Dreamers"), a na koniec płyty przedstawia trzy poruszające historie i zauważa, że "muzyka jest sprawą życia i śmierci" ("Joseph", nagrany - co istotnie - bez udziału Cosmica).

Poprzeczkę zawiesili sobie wysoko, ale zdołali ją przeskoczyć. Pewnie "Professional Dreamers" nigdy nie stanie się tak klasycznym albumem jak "The Struggle Continues", ale co z tego. Ten album to kolaż cudownych dźwięków zaczerpniętych z różnych muzycznych stylistyk i zamienionych na chwytliwe melodie. Ten album to zbiór świetnych zwrotek przeplatanych nośnymi refrenami w wykonaniu Promoe i zaproszonych gościu (na plus: ujmująca Lisa Ekdahl i Chords oraz Gnucci Banana, kojarząca się z jakąś krzyżówką Uffie i Fergie). Ten album to w końcu krążek, który spodobał mi się - jak na razie - najbardziej ze wszystkich wydanych w tym roku. Czas pokaże czy, a jeśli tak to kto i kiedy, dorówna Looptroop Rockers...

2 Comments

  • 21 kwietnia 2011 20:01 | Permalink

    Miałem podobne odczucia, Professional Dreamers jest czymś jakby wyważonym pomiędzy Struggles Continues a Good Things i bardzo dobrze- nowocześnie, świeżo a jednak z zachowaniem starych naleciałości i dawniejszego stylu. Follow up do Hocus Pocus (zmierzony, czy też nie) wyraża już to co dobre w europejskim rapie, a nawet jak nie to i tak fajnie jest. Lubię tych lewackich Szewedów i będę słuchał nową płytę też na pewno sporo razy (może nawet kupie, ale u nas to z tym jest jak jest)

  • 22 kwietnia 2011 10:32 | Permalink

    Ja kupiłem na Allegro - drogo, ale warto.

  • Leave a Reply