Od dobrych paru lat słyszę, że Kazikowi coś się pomieszało w główce, że stare przeboje starymi przebojami, że poglądy poglądami, ale na punkcie własnej osoby zasadniczo trochę mu odjebało. Że Kazik się skończył. Co rusz próbowałem udowodnić, że wciąż to zajebisty koleś, że na koncertach daje z siebie 100%, że dwie ostatnie płyty Kultu ("Hurra" i "MTV Unplugged") to naprawdę całkiem przyjemne rzeczy. Niestety powoli dochodzę do wniosku, że jednak miarka się przebrała i z dalszym bronieniem jego osoby koniec.
Najpierw była sprawa z blogiem, "blogiem konsumenckim". Już nawet nie pamiętam dokładnego adresu. W każdym razie prowadzi go dziennikarz z "Gazety Wyborczej", który postanowił zatytułować swoje miejsce w sieci cytatem z "Konsumenta" Kultu. Nie wiem, po ilu latach ktoś z otoczenia Kazika to zauważył, mniejsza o to. Straszono sądem. Dziennikarz nazwę bloga zmienił, ale sprawę nagłośnił.
Na Kazika rzecz jasna posypały się gromy. Główny zarzut odnosił się do tego, że Kazik sam, jako wykonawca, autor tekstów i producent muzyczny, dopuszcza się (lub w przeszłości dopuszczał się) wykorzystywania cudzej wartości intelektualnej, cytując, przeinaczając, samplując. Czy Staszewski kiedykolwiek dał jakieś pieniądze Zbigniewowi Derdziukowi za użycie jego słów w piosence "No speaking inglese" ("Nie mogę nic zrobić, muszę zawieźć wódkę tatowi!")? Wiadomo, że nie. Głupi to i naciągany przykład, ale dość dobrze obrazuje, o co chodzi osobom zarzucającym Kazikowi hipokryzję.
Kazik, gdy zorientował się, jakie piekło wybuchło w sieci, od sprawy się odciął. Mówił, że umywa ręce, że to prawnicy go wymanewrowali, że nie wiedział o tym, iż sprawa jest aż tak błaha. - No spoko. - pomyślałem. - Pewnie ktoś z jego otoczenia wyniuchał łatwą kaskę, ale się srogo przeliczył. To nie wina Kazesa, cholera jasna, że wokół sławnych, w miarę bogatych ludzi zawsze krąży wataha wilków, próbując odgryźć kawałek ichniego majątku dla siebie.
Tyle że czasu wiele nie minęło, a rozpętała się kolejna bitwa z cyklu Kazik vs. Internet. Co gorsze, tym razem nie chodziło tu o jakiś blog traktujący o niezwiązanej z twórczością Staszewskiego dziedzinie. Syn Stanisława doprowadził do zamknięcia najlepszej, najbardziej rzeczowej i najbardziej aktualnej strony internetowej o nim samym: staszewski.art.pl. Poszło o to, że administrator witryny zarabia na jego nazwisku, reklamując produkty, na których reklamowanie swoją twarzą Kazik nie wyraża zgody. Na treść reklam kontekstowych Google'a nie ma się jednak wpływu, to po pierwsze. Po drugie, i tak zarobek z tych reklam pewnie nie był kolosalny. Kiedy policzy się różnego rodzaju koszta jak utrzymanie serwera bądź zwykłą pracę włożoną w wieloletnie prowadzenie strony, to szybko zrozumie się, że administrator za swoją niemałą robotę otrzymał co najwyżej grosze, o ile do całego, "bezinteresownego interesu" nie dołożył.
Tutaj już Kazik dołączył do pyskówki, która początkowo przebiegała między managerem Staszewskiego, Piotrem Wieteską, a administratorem strony. Nic w niej nie jest ani czarne, ani białe. Wątek facebookowo-rodzinny to w ogóle dramat. Może się wydawać, że każda ze stron ma coś w tym całym galimatiasie za uszami. Że to nie jest 100% wina Kazika, że również administrator strony nie ma czystego sumienia. No, tyle że to wyłącznie domniemania.
Ale nie o to chodzi. Miarka się przebrała. Atakować kolesia, który przez wiele lat, w dodatku za darmo, tyra na Twoją popularność w Internecie? No way.
Nie będę się bawił w żaden bojkot Staszewskiego. Za bardzo cenię i lubię jego twórczość. Pewne jest to, że kupię jego następną płytę, że wybiorę się na kolejny jego koncert w pobliżu, że na jakiejś następnej imprezie będę śpiewał "Polskę". Ale już nie muszę udowadniać, że Kazik się nie skończył.
Bo, szczerze mówiąc, teraz to już nie wiem, czy się skończył, czy nie.
Gary na trzy
16 godzin temu
4 Comments
starość - nieradość...
A poważnie skoro tak ostro broni swojego nazwiska to powinien zwrócić uwagę kto bardziej je zszargał... Do wyboru:
1. Sam Kazik (nie tak dawno przecież alkohol na koncertach
2. Sam Kazik i zespół (dowolny) występowanie na różnego rodzaju "festynach"
3. Prawnicy - awantura z blogiem dziennikarza "wyborczej"
4. Autor (tak autor) prowadzący funpage staszewski.art.pl
Nie sądzę żeby dał mu to ktoś do przeczytania...
PS. ...po pkcie 1 była samokrytyka w starych dobrym (z lat 60/70) stylu...
kiedy relacja z warsaw challenge?
Bardzo bym chciał, a żeby powstała, ale niestety mnie na Warsaw Challenge nie było, gdyż z dwóch rzeczy: być na koncercie Hocus Pocus i być na maturze z WOS-u, wybrałem to drugie. ;)
Z pomocą przychodzi Jaca - http://jotacea.blogspot.com/2011/05/w-kazdej-kropli-potu.html. :)))