Gustoprześwietlacz 2.0: Szulc


Michała Markowicza szerzej przedstawiać nie będę. Sam to, poniżej, zrobił wyśmienicie. Dodam jedynie, że to inny Szulc niż ten, który był w pierwszej części tego cyklu.

Że muzyka to większość mojego życia, to chyba tłumaczyć nie muszę – myślę o niej, trochę swego czasu tworzyłem (mniej lub bardziej udolnie, to wiąż temat nie-przym-knięty, yep), pisałem (tutaj też się czasem nad tym rozmyślam/zastanawiam), a obecnie najbardziej praktykuję mówienie o niej. Opowiadanie w sensie, słucha mnie tylko stary koleżanki, ale czynię to z egoistycznych pobudek (zawsze mnie bawiło to słowo), więc co mnie to.

Czym jest gust muzyczny, który prześwietlany będzie, to raczej wyjaśnić ciężko (choć sam podejmuje się tego zadania, pisząc o tym pracę, też sobie opierdolę ją w tekturę jak Axun, a co! – btw, mega szacun za coś takiego). O czym to ja... Aha no tak, gust.

Wiąże się z pojęciem estetyki – każdy uważa coś innego za piękne, Jacek lubi blondynki – ja brunetki, w przeciwieństwie do Grzegorza który lubi chłopców i Pet Shop Boys (no hatin’, żeby nie było) – tak samo jest w muzyce, kiedyś jak byłem mniejszy to chciałem zbawiać świat i namawiać do słuchania czegoś tam (teraz ewentualnie mogę coś polecić) – pięknie powiedział Devin The Dude, w jedynym polskim wywiadzie – niech każdy słucha czego chce, po co rozkminiać coś, czego słuchają inni, jeśli wiesz czym się jarasz i luz – i to tak też, apropo tego, co red.nacz Lite napisze pod moimi kawałkami – bez względu na to – zapewniam Was, wybrałem 10 piosenek, które są dla mnie tak ważne i wyjątkowe, że nie jesteście sobie w stanie tego wyobrazić (komentarze w stylu "ooo lansuje się na wielkiego miłośnika muzyki" mnie serdecznie walą) i mnie serdecznie pierdoli, czy się komu podobają czy nie - przy niektórych się smucę, niektóre wywołują u mnie łzy, inne jeszcze coś innego, sami sprawdźcie.

Coldplay – Clocks


Numer który leci, gdy piszę. Najpiękniejsza melodia na pianinie jaką znam. Gdy usłyszałem 1-szy raz nie wiedziałem, co to i nie mogłem się pozbierać, a gdy usłyszałem II raz, płakałem jak dziecko. Piosenka, którą mógłbym zaśpiewać na karaoke (nienawidzę karaoke) bez gadania – poza tym całe "A Rush of Blond to the Head" to wyśmienity album, nie bez powodu znalazł się na liście Rolling Stone'a (szkoda, że obecnie ponowie bawią się w dancowanie – Coldplay, nie RS) – i nie bez powodu stoi po cichu na mojej półce z płytami.

Massive Attack – Risingson


MÓJ ULUBIONY ZESPÓŁ – najważniejszy, niedościgniony, dżinius. 3D, Mushroom, Daddy G (okazjonalnie jeszcze inni, z Trickim włącznie) – goście którzy w latach 90-tych stworzyli jedno z ciekawszych muzycznych zjawisk od stąd do tamtąd – mowa o trip-hopie – puszczam w domu, w radiu, gdy tylko mogę, świętokradztwem jest słuchanie, gdy jest jasno, no kurwa. Wybrałem track numer dwa – z płyty "Mezzanine" (to znaczy "antresola") – kurwa, co mam napisać o tym albumie, wyprzedzał czasy w których został wydany. Znam go tak dobrze, że nie musze odtwarzać, żeby słyszeć go w głowie – "I See You Go Down To A Cold Mirror" – a i tak wracam często, bardzo często.

Vangelis – Memories of Green


Najwspanialsza ścieżka dźwiękowa, jaką kiedykolwiek stworzono – gdy usłyszałem 1-szy raz, nie rozumiałem do końca, teraz kocham, kocham nad wiele innych wspaniałych utworów. Po prostu.

Amon Tobin – Always


I następny album ("Fooley Room"), który, śmiało mogę nazwać, "płytą życia" – jak 1-szy raz trzymałem ten krążek w WWA w ręku, to myślałem, że się posikam. Ten gość zawarł pakt z diabłem, by móc mi (i wielu innym osobom też) kraść czas swą muzą – która jest totalnie nie z tego świata i ilekroć chcę go grać w radiu to albo muszę wybierać co lajtowsze numery, albo poświęcać mu co najmniej pół audycji, bo reszta mu może montrealski kurz z trzewików ścierać.

Masta Ace – Brooklyn Masala


Teraz Rapowo. Kto by nie chciał tak poznać, kobieciny. No kurde – z Pakistanu z "uroczym diamentem w nosie", która się zachwyca światłami na Times Square. Coś pięknego – Masta Ace rymuje a ja to widzę wszysssssssstko w głowie – bit, a gatunku tych, które gdybym sam tworzył, to bym mógł umrzeć szczęśliwy po 30-tce.

A Tribe Called Quest – Electric Relaxation


Tych Panów też uwielbiam nad zycie – "Midnight Marauders" było chyba bodaj 1-szym zagranicznym albumem rapowym jaki sobie kupiłem. Wracam dokładnie, pieczołowicie, niemal rytualnie do tej płyty – a ten numer, pojadę zburzony o 3-ciej nad ranem + klip, którzy przynosi do głowy kawę, papierosy i jazz.

Clark – Growls Garden


Gośc który podobnie jak Tobin, ma tak własny styl... Że nie ma sensu nawet próbować mu dorównać – znajdźcie sobie inne wzorce – kocham "Totems Flare" – odważna, wzruszająca, trudna, i gnijąco piękna płyta, tak bogata, że moja wypłata sama się masturbuje przy słuchaniu. Tylko dla popaprańców, albo odważnych.

Bloc Party – Where is Home? (Burial Remix)


I znowu na smutno – cała otoczka wokół Buriala to fenomen sam w sobie, dodawało to smaczku muzyce (która i bez tego byłaby genialna) – bez twarzy, bez przeszłości, bez koncertów, bez wywiadów – tylko sama muzyka – niby czepiąca z dubstepu i 2-stepu, ale mająca swój własny, taki przenikliwy, smutny i uczłowieczony flejwor. "Untrue" to kolejny album życia – wybrałem remix Bloc Party, choć mogłem wrzucić "Ghost Hardware", kurwa, zastrzelcie mnie.

Melchior Productions – Watersoul


Muzyka, techno – muzyka, minimal – a jednak głębia jest, ciary mnie przy tym kawałku przechodzą – niby techno, czy house, kojarzą się pejoratywnie, ale do tej pozycji długo się nie musiałem przekonywać – poza tym zdanie (w jakiejś recenzji, czy coś tam) "Im późniejsza pora, tym bardziej Wam się to spodoba". Wow. Thomas Melchior może i gada w wywiadach nieco nie pod moje myślenie, ale co z tego.

Quantic – Time is the Enemy


I na koniec coś bez zbędnego komentarza. Will Holland miał bodaj 18-cie lat, gdy to nagrał. Chyba. Nie wiem, co z tego.

PS 10 to 10 – gust jest czymś nad czym pracujemy całe życie – mnie nie starczyło chęci, żeby w zakończeniu, albo na początku – wypisać kilku artystów o których nie pomyślałem, czy coś tam. Nic nie wiecie o moim guście, tak samo jak ja. He HE Ha.

Coldplay - znam to na pamięć, mimo że nigdy wcześniej świadomie nie słuchałem. No, przebój, czy coś. Całkiem fajny. Massive Attack - a ostatnio słuchałem tego "Mezzanine". Mocna rzecz. Choć najbardziej zwróciłem uwagę na "Teardrop", ale to z wiadomych względów. Vangelis - ładne, ale nudne. Amon Tobin - mnóstwo dobrego o nim słyszałem. Zresztą, sama obecność w Ninja Tune do czegoś zobowiązuje. Niestety jego płyty są trudno dostępne w Polsce (a jednak są na Allegro, no cóż), a mi jakoś ciężko je tak bezceremonialnie ściągnąć. A sam numer - zajebisty. Czapki z głów. Masta Ace - fajne, nawet bardzo, ale jakoś po Tobinie nie ma już tego "o kurwa, jakie to mega". ATCQ - bardzo przyjemne. Jeju, w końcu będę musiał sprawdzić całe to A Tribe Called Quest, bo wciąż w tym temacie jestem kompletnie zielony, co jest chyba bardzo smutne, prawda? Clark - fenomenalna rzecz. To też będę musiał obadać. Skąd ja wezmę na to wszystko pieniądze? Burial - a bardzo fajne. Jakoś wcześniej Burial do mnie nie przemawiał, a to jest całkiem konkretne, no proszę. Melchior Productions - w sumie, nie bardzo mi podchodzi. Nie wiem, jest 12:18, może dlatego. Quantic - a całkiem dobre, propsuję. Chyba najlepsza lista z gustoprześwietlaczy bloggerów, tak swoją drogą.

10 Comments

  • 8 września 2011 12:42 | Permalink

    No, Trajbów to musisz sprawdzić.

  • Anonimowy
    8 września 2011 14:43 | Permalink

    a płyty Tobina sa do kupienia za grosze, ja kupiłem teraz dwie nówki za 6 dych, w EMPIKU

  • 8 września 2011 14:49 | Permalink

    Dobrze wiedzieć. Choć bym się kłócił, czy 3 dychy za płytę to "grosze". ;)

  • 8 września 2011 18:44 | Permalink

    Coldplay jest przenudny. Boję się słuchać ich nowych płyt, a ten numer sprawił, że starych też dotykać nie powinienem, chcę żyć. Nie wiem, co w tym poruszającego. Dla odmiany "Memories of green" bardzo fajne. Klimat dobry. Amon Tobin? Co to ma być? Wanna-be breakcore? Negroidzie, uprasza się. Takie niby "chce, a nie może". Bezpłciowe, bezjajeczne, bez cienia czegokolwiek. "Brooklyn Masala" z kolei wiadomo, że fajne. ATCQ wiadomo, że też (Litu, sprawdź ich w końcu, błagam). Burial? O kurwaaaaa, coś pięknego. Piękny numer...

  • 9 września 2011 14:45 | Permalink

    Najbardziej zbliżony gust do mojego. Propsuję, oprócz Coldplay oczywiście ;) Z Amona Tobina wolę płytę, gdzie jest 4 Ton Mantis i Deo (szczególnie ten drugi track darzę czcią)
    A Lite wiecznie mówi, że sprawdza, a co później? U mnie też obiecywał :(

  • 9 września 2011 14:48 | Permalink

    http://www.youtube.com/watch?v=7-cvlWtc9Q8
    Sprawdź eNoiDe, bo bluźnisz w chuj z Amonem - to jeden z najlepszych producentów na globie. Koleś tnie sample z 20 utworów i łączy je ze sobą tak, że nawet nie zdajesz sobie sprawy z różnych źródeł.

  • 9 września 2011 14:50 | Permalink

    Tam jest słaba jakość, tu jest lepsza
    http://www.youtube.com/watch?v=_sT22CPgw4A&feature=related

  • 9 września 2011 14:59 | Permalink

    Zapisuję sobie do pliku tekstowego "ZAKUPY", co sprawdzić. Jest kilkadziesiąt pozycji...

    Płyt nie ściągam i tak mam masę rzeczy na dysku, które mi zalegają, więc tego nie robię, bo kiedy to przesłucham? Staram się polować na okazje na Allegro, wtedy kupuję i się jaram albumem w wersji fizycznej. Z Twoimi rzeczami najgorzej, bo spora część raczej u nas trudno dostępna...

  • Anonimowy
    10 września 2011 10:35 | Permalink

    haha, wiedziałem, że tak będzie - i dlatego dalej twierdzę, że gdyby Lite mi pozwolił wybrać 100 kawałków to dalej byście nic się nie dowiedzieli o moim guście.

  • 10 września 2011 11:36 | Permalink

    @Raph: Dzięki, "Deo" już jest dużo lepsze od tego "Always". Potęga wręcz! :O

  • Leave a Reply