Echinacea - Echinacea (2011)


Echinacea
Echinacea
Aloha Entertainment, 2011

2.5

Parker, Pudel i Siódmy to totalne no-skille z flow tak topornym, jakby żywcem wyjętym sprzed 15 lat. Mimo tego wspólnie nagranym albumem potrafili wzbudzić zainteresowanie słuchaczy i branżowych mediów. Jakim cudem?

Może dlatego, że album niemal w całości wyprodukował Kixnare, przy małej pomocy (3 bity) Roux Spany? Może właśnie dlatego. Przecież i Kixnare, i Roux Spana to kozaccy producenci, a tutaj spisali się na medal. Bity chilloutowe, trochę oldschoolowe, z uwypukloną sekcją rytmiczną - bębny i - w szczególności - handclapy są tu na pierwszym planie. Brzmi to momentami nieco surowo, to prawda, ale nie mniej surowo niż rapujący gospodarze. Wyobrażacie sobie kogokolwiek z tej trójki, jak płynie po wymagających bitach Menta? Nie bardzo. Dla prostych raperów przeznaczone są proste produkcje. Należy jednak zapamiętać, że "proste" nie zawsze musi mieć negatywny wydźwięk. Tak jest w tym przypadku.

A może ten - a, użyję tego słowa - sukces Echinacei leży w tekstach, wedle niektórych ocierających się o poetyckość? Może. Nie ukrywajmy, płyta pod względem treści jest całkiem ambitnym tworem. Mało tego, całkiem kulturalnym - nie pada tu ani jedno przekleństwo (jedyny wulgaryzm, który wymsknął się goszczącemu w "Czekając na falę" Numerowi, został zagłuszony przez jakiegoś przejeżdżającego skejta). Ze wspomnianą wcześniej poetyckością bym jednak nie przesadzał. Więcej niż poezji jest tu grafomaństwa. Oscara w tej kategorii zgarnia utwór "Z tobą". Szczególne podziękowania należą się Siódmemu, którego zwrotka razi przewidywalnością i do końca obnaża jego brak umiejętności do składania rymów. Goście? Podnoszą poziom wydawnictwa. Zresztą w większości to spore tuzy - najpopularniejsi MCs w kraju, starzy wyjadacze + Temzki (chyba najlepszy featuring).

Ani jedno, ani drugie - to nie o to chodzi. A o co? To wszystko chyba przez swego rodzaju *wehikuł czasu*. Echinacea przenosi słuchaczy w czasie - może niekoniecznie do '96 roku, może "tylko" do początków nowego wieku, ale przenosi. To jest powód sukcesu. Oldschoolowe brzmienie oraz prości i kwadratowi hip-hopowcy bez flow. Ludzie lubią wspominać, taka ich natura. Tym lepiej, jeśli coś im w tym wspominaniu pomaga. "Echinacea" jest taką płytą-wspomagaczem.

Tyle że mnie przenosi do czasów mi nieznanych - pamiętanych, ale przez tak gęstą mgłę, że mógłbym ją ciąć nożem. To nie jest krążek dla mnie. Wprawdzie doceniam, ale w tej konwencji - czyli ambitny rap na prostych bitach - wolałbym usłyszeć innych raperów. Najlepiej takich, którzy potrafią rapować.

3 Comments

  • 6 czerwca 2011 15:38 | Permalink

    I co, wysłałeś tą reckę Procentowi? :D

  • 6 czerwca 2011 15:55 | Permalink

    Tak jakoś nie.

  • Anonimowy
    11 lipca 2011 17:38 | Permalink

    Chłopie, odstaw pisanie recenzji i zajmij się...sam nie wiem...może pływaniem żabką, albo na plecach.

  • Leave a Reply