No co, myśleliście, że nie skorzystam z okazji, by przedstawić moje ulubione kawałki? Wprawdzie pewnie niektórzy z Was sami doskonale wiedzieliby, jakie one są, ale co z tego? Zawsze wiedziałem, że w układaniu takich "list przebojów" jest mnóstwo frajdy. Poniższa "10" ma jedną wadę - obnaża do reszty to, że moje rozkmina o tym, że już nie jestem hip-hopowcem tak ma się do rzeczywistości, jak Emmanuel Olisadebe do pierwszego Polaka na Plutonie. To nie 100% rap, ale gdyby ta rozkmina byłaby faktyczna, to rapu byłoby tu mniej. A może rozkmina jest prawdziwa, ale ja pojechałem tu zbyt sentymentalnie?
10. Louis Armstrong - What A Wonderful World
Od roku mój budzik. Jeśli jakiś czarny koleś z chrypą w głosie śpiewa, że świat jest cudowny, to nic dziwnego, że wstaje się przy tych słowach o wiele przyjemniej, niż przy "W dół" Zeusa. Nie wiem, czy zdajecie sobie sprawę, ale post o "What A Wonderful World" był pierwszym wpisem na tym blogu. Ciekawe, prawda?
9. Looptroop Rockers - Professional Dreams
Living on dream... Don't wanna wake up! Najświeższa rzecz w dziesiątce, umilacz nauki do matury, jedyny kandydat na hymn tegorocznych wakacji. Zwłaszcza, że w sierpniu usłyszę na żywo na Kempie. Looptroop musiał się tu znaleźć. Może Szwedzi nagrali wiele zajebistych, bardziej klasycznych numerów, ale coś czuję, że akurat ten kawałek zawładnie mną najbardziej ze wszystkich. Nie nudzi się + wszyscy to kochają. I propsy za follow-up do Hocus Pocus. Francuzów tu wyjątkowo nie ma, bo akurat 20syl ma ode mnie brawa za całokształt, za wszystkie 3 albumy od początku do końca - pojedyncze numery są super, ale żaden nie zdobył mnie na zawsze.
8. Husky Rescue - Blueberry Tree (Part I, II & III)
Na dobrą sprawę są to aż 3 utwory, ale że jakaś miła osoba zrobiła z tego jednego YouTube'a, lądują tutaj wszystkie części "jagodowego drzewka". Piękne. Idzie się przy tym rozpłynąć, odprężyć, wychilloutować. Głos Rety-Leny Korholi <3. Jak tego słucham, w głowie powstają 2 kontrastujące ze sobą obrazy: albo zajebana śniegiem równina, albo bezwietrzny poranek na jakiejś tropikalnej plaży. A jak się do tego jagodowego drzewka dołączy kolejny numer z płyty - "Hurricane (Don't Come Knocking)" - to już jest kompletna miazga, totalna masakra. Właśnie dla takich rzeczy rozkminiam wciąż opcję, co by nie być już tym hip-hopowcem.
7. IAM - Demain, C'est Lion
Nie ma Francuzów z Hocus Pocus, są Francuzi (bynajmniej nie stuprocentowi) z marsylskiego IAM. Z kawałka, który już dawno, dawno temu, bodajże w drugim gustoprześwietlaczu, pokazywał Davio a.k.a balizz. Dziewięć kurwa minut kozackiego rapowania do dość prostego i monotematycznego bitu. Nic nie rozumiem, a i tak brzmi to na tyle zajebiście, że mogę powiedzieć, iż jest to jeden z moich ulubionych utworów, przynajmniej ostatnimi czasy (no, w przeciągu półtora roku, odkąd przywiozłem z Paryża płytę "L'École du micro d'argent").
6. Strachy na Lachy - Czarny chleb i czarna kawa
Moje top3 kawałków do karaoke tudzież śpiewania o każdej porze ("Ktoś powiedział, ten co śpiewa modli się razy dwa, ale powiedział to, zanim zaśpiewałem ja" - słowa Afrojaxa pasują do mojego śpiewania idealnie. W sumie szkoda, że nie upchnąłem tu nigdzie Afro Kolektywu, bo zasługuje). Piosenka więzienna zaaranżowana przez Strachy po swojemu. Nic tylko siąść w kółko przy ognisku, znaleźć jakiegoś gitarowego grajka i śpiewać to najgłośniej jak się da. Znam na pamięć, a Wy? Nawet teraz sobie śpiewam.
5. T.Love - King
Idźmy za ciosem, kolejny kawałek do śpiewania. Ale to już wyższa szkoła jazdy. I dla śpiewających (więcej tekstu), i dla grającego. Zdecydowanie mój najulubieńszy numer od T.Love. Lubię takie historie - biograficzne numery o kimś, jakieś storytellingi (gdyby było więcej miejsca, wrzuciłbym tu wszystkie storytellingi Sokoła, "Każdy ponad każdym" otarł się o dziesiątkę).
4. Zkibwoy & DJ Ader - Skandale (feat. Pan Wanxxx)
Klasyczny numer z Gorzowa od obdarzonego "kozackim akcentem" Jobixa. Jakby tego było mało, kurewsko się rozpadało zwrotkę życia (no dobra, przesadzam) jebznął tu Wankej - minister rządu polskiego rapu ds. składania rymów i tworzenia kozackich linijek. "Czarny jak Burkina Faso" przeszło już do historii. Gdybym miał wybrać hymn polskiego undergroundu z tamtego okresu, wybrałbym "Skandale".
3. Dinal - Spirala zła
"W strefie jarania i w strefie rymowania" to kopalnia wersów, które na pierdyliard sposobów można dostosować do życia swojego i innych. Choćby to "rozkminianie opcji, że się już nie jest hip-hopowcem". To właśnie ze "Spirali zła". Tak jak równie przekozackie: "Siema, siema, czy coś zmieniło się od dema? / Miała być epka, jest płyta, epki nie ma / Czaję schemat, cztery elementy jednym tchem wymieniam: / Ciuchy, jointy, wóda, napierdolki na imprezach". Albo wankejowy czterowers o miłości (pozwolicie, że już nie będę przytaczać). Dinale się nie chwalą. Ich rap robi to za nich. Po "Spirali zła" widać to najdobitniej. Mega numer.
2. KSU - 1944
Zarządzam krótki odpoczynek od polskiego undergroundu i wycieczkę w Bieszczady. KSU pojawić się tu musiało, to było wiadome. Miałem jednak ogromny problem z wybraniem tego jednego utworu. Może "Liban"? Albo "Jabolowe ofiary"? Nie, lepiej "Jabol Punk". I tym sposobem wybrałem "1944". Antywojenny song, dalej silnie oddziałujący na psychikę i wyobraźnie ("Tamten frajer z drugiej strony to odwieczny wróg / Rozkaz padł, rzucasz granat, on już jest bez nóg / Miał 20 lat jak ty i chciał rzucić też / Ty dostaniesz wielki order, z niego tryska krew"). A do tego "Deszcze niespokojne" z "Czterech pancernych" wkomponowane w ostre, pełne zadziorności, punkowe granie.
1. Smarki/Pysk/Kixnare - Kawałek o życiu (Najebawszy Theme)
Na koniec to, co kończy najlepszą podziemną epkę - "Najebawszy EP". "Kawałek o życiu" kiedyś słuchałem ze 3 razy dziennie. Obecnie rzadziej, bo ile można, ale i tak często wracam, z tak samo wesołą japą, rapując za Glutem każdą linijkę. Co tu dużo gadać - mega bit Kixnare'a, klasyczne wersy Smarka (choćby otwierające "Miałem napisać to wczoraj, ale piszę dziś" lub "Bo nie ważne, gdzie to leci, ważne kurwa czym jest") i dużo gadki o tym czym jest życie, że czas zapierdala i jak nie teraz, to kiedy niby?! Propsy jak stąd do Zakopanego.
0. Kult - Polska
No co misiaczki, myśleliście, że Was tak zostawię bez Kazika? Że aż tak bardzo obraziłem się na niego? "Polska" to "Polska", a to jest mój blog, wiec mogę łamać ustalone przez siebie zasady, tym sposobem mój gustoprześwietlacz jest lepszy od Waszych, bo zawiera 11 utworów. Nie jest chyba dla nikogo tajemnicą, że z samych utworów Kultu, KNŻ, Kazika solo i wszelakich innych projektów Staszewskiego mógłbym ułożyć playlistę. I to niejedną. Powiedzieć, że Kazelot ma na koncie mnóstwo fantastycznych utworów, często lepszych od zaprezentowanej powyżej dziesiątki, to jakby powiedzieć, że banan jest zajebiście smacznym owocem - nic odkrywczego. Wybrałem "Polskę", bo jest to zdecydowanie najlepsza rzecz, jaka wyszła spod dłuta Kazimierza Staszewskiego. Podejrzewam, że gdyby wokalista Kultu byłby obiektywny, to musiałby powiedzieć, że jego synowie i związek z żoną to mniej udane rzeczy niż "Polska". Nie ma imprezy, na której nie śpiewam "Polski". Jeśli jej nie śpiewam, to znaczy, że bawię się słabo albo towarzystwo mi nie odpowiada. Może mój LastFM nie oddaje tego, że "Polska" to mój ulubiony numer po wsze czasy, ale tak jest w istocie. O ile wcześniejsze utwory nie były ułożone wg jakiejkolwiek kolejności, o tyle "Polska" zasługuje na najwyższe miejsce. Miejsce zerowe, bo "Polska" jest poza konkurencją. Spróbujcie coś przez zero pomnożyć.
Głupio, żebym oceniał siebie, więc poprosiłem o to Noida, który kilkukrotnie oceniał parę gustoprześwietlaczy w komentarzach:
Let's start hatin'. Zacznijmy od kwestii podstawowej: absolutnie nie wyobrażam sobie "What a Wonderful World" w roli budzika. Po prostu, kurwa, NIE. Ja tam zawsze wyznawałem bycie budzonym przez scratch i mocną perkę, bo przy tym numerze Armstronga można co najwyżej spać dalej. Ale nie, żeby to odbierać w kategoriach negatywnych – w zasadzie każdorazowe usłyszenie tego numeru wywołuje u mnie (zgaduję, że nie tylko u mnie) poczucie obcowania z wręcz mistyczną klasyką. Do tego ten klimat. Props. "Professional Dreamers"? Zajebiste! Kajam się i cofam każde złe słowo na temat Looptroopów, jakie kiedykolwiek opuściło moje usta. Pozornie nierozwinięta linia melodyczna wkręciła mi się tak, że (po raz drugi czy tam trzeci w historii gustoprześwietlaczy) włączyłem sobie ten kawałek od początku. I poleciał tak do końca już. Wyobrażam sobie ten bit na żywo, i już Ci, Litu, zazdroszczę, bo masakra będzie. Husky Rescue poznałem dzięki Tobie (właśnie ten numer!), za co jestem Ci dozgonnie wdzięczny, bo temu numerowi udało się odegrać całkiem sporą rolę w mojej dotychczasowej egzystencji. Więc jest prywatny klasyk. Doskonały numer, czarujący kilogramami pierdółek w tle, wokalem, budowaniem nastroju (zwłaszcza połączone w jedno), grą instrumentów, brzmieniem, wszystkim! Najwyższy czas jednak skończyć potok propsów - "Demain, c'est lion" rozczarowuje. Czytając opis spodziewałem się rozpierdolu całkowitego. Umiejętności, które sprawią, że te 9 minut pochłonę jednym tchem. Prostego, ale nie prostackiego, za to wchodzącego do głowy bitu. Ciekawego/zaskakującego/niestandardowego czegokolwiek, nie wiem, na przykład techniki nagrywania? Nie dostałem żadnej z tych rzeczy. Zrozumienie tekstu z oczywistego powodu sięgnęło zera, więc to mnie nie przyciągnie. Głosy – przykre, nużące; Bit początkowo ciekawi, ale po minucie zaczyna tak wkurwiać, że nie rozbujałby nawet wahadła; flow jednostajne (twoje powieki robią się cięęężkiee!), którego technika nie ratuje. Daleeeeko do granicy podjarki. Poprzeczkę podnosi zaś "Czarny chleb i czarna kawa". STAROĆ, ale za to jaki! Urzekająca melodia (w zasadzie dwie: bo raz, że wokal; dwa, że muzyka), parę ciekawych patentów, instrumentaliści na poziomie wysokim... czego chcieć więcej? A, zapomniałbym – ultragenialna gitara na 1:55. Pochwalić trzeba również T.Love – za klimat, za instrumentarium (2:48!), za przejścia... za całokształt. "King" przyciągnął moją uwagę, toteż chyba zdecyduję się na głębsze zapoznanie z twórczością tej grupy, gdyż (o, wstydzie!) znam ją słabo. Zrozumiałem swój błąd, spoko. "Skandale"... trudny temat. Otóż uwaga: nigdy mi się ten numer nie podobał. Nawet wtedy, gdy jeszcze pożerałem bez popity wszystkie podziemne truskulowe produkcje. Nie udało mi się w nim dostrzec niczego wartego uwagi. (Ostrzegam: będzie zamach na świętość tera) Bit brzmi jak gówno, a w zasadzie to NIE brzmi, bo samo słowo "brzmieć" jest zarezerwowane dla czegoś, co... brzmi. Po zwrotkach słychać już upływ czasu, tak w kwestii wersów, jak i flow. No i co? Mam się tym jarać, bo to klasyka? ATCQ też klasyka, a ich płyty odsłuchane w XX wieku mnie najzwyczajniej w świecie zaskoczyły. A może nie powinienem porównywać Tribe'ów do Jobixa? No to powiem: Najebawszy. Wmówisz mi, że tam są gorsze numery, niż "Skandale"? NIE. Swoją drogą, w Strefie też nie ma. Wiadomo, że bardzo fajna płyta, ale, cóż. "Spiralą zła" jakoś nie umiałem się nigdy zajarać tak jak, chociażby, Lawsangiem tego samego, co Spirala. Albo "Siewka...". W ogóle, ile razy słucham tego albumu, wyobrażam sobie cholerną PLAŻĘ. Kto ma wiedzieć, ten wie, ocb. No i niech będzie, że Spirala wpisuje się w ten plażowy schemat, więc hejcić nie zamierzam. Numer KSU, chociaż problematyka (i Deszcze Niespokojne!) chwyta za wszystko, to nie przemawia do mnie jako całość. Z tego wszystkiego jara mnie tylko wokal. Bez porwania. Smarkej? Heh, też przeżyłem ciężką podjarkę "Najebawszy", też słuchałem 3 razy dziennie i dla mnie też ta epka znaczy wiele. No, popatrz chociażby na bity. Kixnare jest nudny, fakt – ale potrafił kiedyś trzaskać takie rzeczy, że głowa mała. Życiowe rozkminy Smarsona też klasyka, a jeszcze w połączeniu z jego charakterem/charyzmą i techniką... coś cudownego. No i na koniec Kult. Spoko to nawet – uszy przyciąga bass, no i ta jebencko wkręcająca sekcja dęta...
Gary na trzy
15 godzin temu
4 Comments
POLSKA - i jak patriotycznie - ojciec
MIAŁEM NAPISAĆ TO WCZORAJ ALE PISZĘ DZIIŚ.
odnośnie Kultu mógłby pojawić się tutaj utwór "Sowieci". Oczywiście nie jako ten najlepszy ale wydaje mi się, że to nie "Polska" tylko "Sowieci" towarzyszyli ci na praktycznie KAŻDEJ imprezie :D
bynajmniej =/ przynajmniej
pozdro
mogę dać swoją dziesiątkę?