Wyjeżdżam, by wrócić
Jutro, o 6 rano ruszam w pierwszy wakacyjny wyjazd. Wakacyjny wyjazd z muzyką.
Kierunek: Oświęcim. II Life Festival. Najpierw usłyszę to:
Później będzie przerwa na jakiegoś Jamesa Blunta. Następnie na scenie zmieni go jednak prawdziwa gwiazda, która - miejmy nadzieję - zaśpiewa to:
Ale to nie koniec, bo prosto z Oświęcimia wpadam do WWA. Tam spędzam niecały tydzień, podczas którego m.in. porozmawiam sobie z tym panem:
Czekać będę jednak na 24 czerwca, kiedy to na Torwarze zagra pewien kanadyjski zespół:
Potem wracam do siebie, do Gorzowa. I w Metronomie wystąpi undergroundowiec z Torunia:
Zapowiada się więc dobry tydzień. Relacje ze wszystkich koncertów oraz wywiad z Kubsonem pojawiać się będą stopniowo po moim powrocie. Podczas mojej nieobecności blog będzie aktualizowany - niekoniecznie dzień w dzień, ale parę rzeczy gotowych do publikacji przygotowałem. Także nie zapomnijcie mnie odwiedzać - pozwolę sobie zdradzić, że jeden z przyszykowanych materiałów to prawdziwa bomba!
Sokół i Marysia Starosta - Czysta Brudna Prawda (2011)
Sokół i Marysia Starosta
Czysta Brudna Prawda
PROSTO, 2011
4.5
Sokół po raz kolejny występuje w roli narratora, specjalnie pokazując historie nieskrajnie ekstremalne. Tyle że już nie tylko po to, aby słuchacz mógł rozkminić perypetie ludzi, którzy wyrośli w wyjątkowych okolicznościach. Tym razem na stół kładzie czystą brudną prawdę. Ta czysta brudna prawda siedzi w nas samych, kręci się gdzieś po okolicy - między blokami i kamienicami - zahaczając o wspomniane wyjątkowe okoliczności, a jakże.
Wojtek jest w najwyższej formie od czasu storytellingu wszech czasów, "Każdego ponad każdym". W paru numerach z "Czystej Brudnej Prawdy" ociera się o genialność godną praprawnuka Stanisława Wyspiańskiego, czy to w horrorcore'owej konwencji opowiadając koszmary senne, po których chyba każdy obudziłby się tak wykręcony, jakby wciągnął cały koks Maradony, czy to pytając, dokąd zmierza ten świat, skoro taki Hawking pół świata jechał po to, żeby ostrzec wszystkich, ale utknął pod schodami, na wózku inwalidzkim (dodajmy, że te pytania pozostają bez odpowiedzi, co wyjątkowo znamienne). Na "Czystej Brudnej Prawdzie" podobnych, mocnych (no, może nie aż tak mocarnych) momentów jest od groma. Sokół nakreśla dalszy ciąg przygód Ryśka z taxi, przy okazji przedstawiając nowego bohatera swoich opowieści, Mirka, w moralizatorskim tonie nakłania do "resetu" swojej osobowości, zwraca uwagę na *sztruks*, czyli fałszywą bandę zwaną *Twoimi przyjaciółmi*, i radzi, by myśleć pozytywnie, choć równocześnie przyznaje, że to nie jest prosta sprawa...
No, mógłbym tak bez końca. To jednak mija się z celem, więc po prostu zapamiętajcie - to nie jest błaha płyta. Nawet potencjalny imprezowy hicior w stylu TPWC - "Cynamon" - po dokładniejszym wsłuchaniu się jawi się już nie jako banger, a jako czysta brudna prawda. Sokół-tekściarz wspiął się na wyżyny swoich umiejętności - album wręcz kipi od ważnej treści, czasem podanej jak na dłoni, czasem ukrytej między wierszami. Dawno nie słuchałem tak dobrze napisanych 19 utworów z jednej płyty, których przesłanie majaczy po głowie jeszcze na długo po ich wyłączeniu.
A Sokół-raper? Jako to on. Płynie charakterystycznie, w swoim stylu. Bez fajerwerków, ale i bez zastrzeżeń. Przez cały album równy, wysoki poziom, który zadowoli wszystkich fanów wojtkowej narracji i wojtkowych storytellingów. Featuringi? Raczej niepotrzebne. Wybija się tylko - nie wierzę, że to piszę - VNM. Serio, pozytywne zaskoczenie. Wprawdzie tylko refren jest jego, ale jak on tu stylowo leci!
Nie można zapominać, że to nie jest solowy album Sokoła. Jest jeszcze Marysia Starosta - proporcje miedzy nią a jej życiowym partnerem może nie rozkładają się po 50%, ale jest integralną częścią "Czystej Brudnej Prawdy" i stanowi o jej sile. Jeśli ktoś się bał, że jest to po prostu kolejna dziewczyna rapera, która wyje mu w chórkach - może spać spokojnie. Marysia Starosta to pełnokrwista wokalistka - ma głos, potrafi śpiewać, robi to dobrze. Chemia, jaka bez wątpienia istnieje między nią a Sokołem, tylko pomaga wydawnictwu. Oboje się zajebiście uzupełniają. Jak - a co mi tam - Nas z Damianem Marleyem na "Distant Relatives". Aha, jakby kto pytał - to nie jest tak, że Marysia śpiewa Wojtkowi wyłącznie refreny. Są i refreny, i zwrotki. Czasem jedynie mruczy, a czasem to Sokół się nie odzywa, a jego charakterystyczny głos słychać tylko dlatego, że ktoś wpadł na pomysł, żeby refreny oprzeć o cuty z jego starszych numerów.
Wszystko wydaje się być tu przemyślane od początku do końca. Brzmienie także. "Czystą Brudną Prawdę" wyprodukował cały zastęp producentów z wielu krajów (PH7, Siwers, Shuko, Drumkidz, DJ Wich, Jimmy Ledrac), a całość brzmi tak spójnie, jakby ogarniał to jeden beatmaker, w dodatku cały czas przebywający na miejscu z Sokołem. Nastrój trochę ciężki, nieco mroczny, ale jak inaczej wyłożyć czystą brudną prawdę? Ktoś może powiedzieć, że sporo tu eksperymentów, co wynika i z doboru bitów, i z dużej roli Marysi Starosty. Coś w tym jest, wszakże klasycznych, hip-hopowych produkcji tu jak na lekarstwo, ale przy ostatnich wybrykach Zeusa i Mesa, gdzie grano jakieś rock'n'rolle, punk rocki i inne dubstepy, mówienie o "eksperymencie" jest trochę na wyrost (zwłaszcza, że i w przypadku tamtych wydawnictw nie można popadać w przesadę). Nie jest to stuprocentowy hip-hop, ale żeby od razu jakiś przeogromny powiew świeżości? No way.
- Nigdy żadna moja płyta nie miała tak dobrych recenzji jak ta - mówił w rozmowie z Arturem Rawiczem Sokół. No cóż, Wojtku - skoro dojrzewa się do tego stopnia, że cały album zapełnia się taką treścią, że włos się jeży, a głowa nie przestaje pracować, skoro nagrywa się płytę z rozmyślunkiem, stawiając na sprawdzonych współpracowników, skoro do spójności krążka kładzie się na tyle duże nacisk, że nawet jej wydanie pasuje idealnie (a mam "bieda-wersję", aż ciekawość zżera, jak wygląda ta "dopakowana"), skoro kocha się swoją kobietę na tyle, że ta miłość, a właściwie umiejętność wzajemnego czytania sobie w myślach, aż się z materiału wylewa - to zasadniczo nic dziwnego. Dla mnie "Czysta Brudna Prawda" to jak na razie płyta roku (nigdy nie sądziłem, że kiedykolwiek powiem tak o płycie Sokoła), nawet przy tak mocnej konkurencji, jak obecnie. A, i czekam na wrześniowe koncerty. Może być ogień.
Gustoprześwietlacz: Szugar
Dlaczego "Szugar"? Bo jego brat na jakiejś kolonii wypił herbatkę z 60 łyżeczkami cukru. Kim jest jego brat? A taki tam, czasem pisze na łamach AxunArts. ;-) Ale dzisiaj na tapecie jest nie Askel, czyli Wojtek, tylko jego młodszy brat, Tomek. Sprawdźcie jego gust:
Odkąd byłem małą dziewczynką, zawsze marzyłem, żeby Lite poprosił mnie o zaprezentowanie swojego gustu. Jak widać marzenia się spełniają i oto jestem. Co prawda, nie nazwałbym się muzycznym ekspertem, ale nie o to tutaj chodzi, prawda? Muzykę lubię, więc do dzieła. Kolejność w większości przypadkowa.
1. AC/DC - T.N.T.
Numer jeden na liście i numer jeden w moim serduszku. Mój "pierwszy raz" z tym legendarnym zespołem odbył się za pośrednictwem gry ("Tony Hawk's Pro Skater" 4 dokładniej) i z miejsca pokochałem ich brzmienie. Pochwale się też nieskromnie, że miałem okazje bawić się na ich koncercie. Hard rock w najczystszej postaci.
2. Junior Stress - Miasto bez nadziei
Naprawdę dobry album ("L.S.M") i naprawdę dobry kawałek. Za każdym razem jak go słucham to uruchamia mi się tryb wczuty. Jeden z tych utworów, które skłaniają do refleksji (przynajmniej mnie).
3. Red Hot Chili Peppers - Stadium Arcadium
Mimo że zespół polubiłem za bardziej żwawsze utwory, to do tej piosenki mam słabość i zawsze chętnie do niej wracam, podobnie jak wyżej, miło mi się przy niej rozmyśla.
4. Run DMC - Crown Royal
Pozostałość po czasie, kiedy żałowałem, że nie jestem czarny. Na szczęście mi przeszło, choć zajawka została. Można poczuć się iście królewsko, słuchając tego kawałka.
5. Pablopavo - Warzywniak
Długo musiałem się zastanawiać, co wybrać do tego zestawienia, po prostu Pablo jest mistrzem nad mistrzami i nie potrafię wymienić jego słabego utworu. Wybór padł na "Warzywniaka", tak o, wpada w ucho i ma sensowny tekst.
6. The Prodigy - Girls
Tych panów też nie trzeba nikomu przedstawiać, zwłaszcza, że ostatnimi czasy zrobiło się o nich całkiem głośno za sprawą Woodstocku. Mam nadzieje, że będzie mi dane być na ich koncercie, choć na razie się na to nie zanosi. Tak czy siak, mistrzowie muzyki elektronicznej, po prostu trzeba ich znać. "Girls" wrył mi się w głowę podczas naprawdę długich podróży z Comeniusa.
7. Boy 8-Bit - The Loose Cannons - Girls In Hats (RMX)
Dla mnie dość świeże odkrycie, poznane za sprawą brata jak to zwykle w moim przypadku bywa. Wpada w ucho i porywa dupę do tańca (nie to żebym do tego tańczył).
8. Skrillex - Reptile Theme
Coś, co spodobało by się Hitlerowi (dla nieogarniętych http://www.youtube.com/watch?v=pazQoQbe8UY), kawałek z dobrym pierdolnięciem, jak to się mówi w kręgach młodzieżowych. Również poznane za sprawą brata. Polecam.
9. Pendulum - Tarantula
Co tu dużo mówić, genialny drum'n'bass i tyle w temacie.
10. Tenacious D - Beelzeboss (The Final Showdown).
Absolutny must have każdej imprezy z moimi przyjaciółmi. Zawsze kiedy czas jest właściwy (czyli kiedy wszyscy mają w bani) przychodzi moment na wspólne odśpiewanie tej fantastycznej piosenki. Przednia zabawa, zabawny tekst i dobra muzyka. Jack Black to człowiek orkiestra, gra, śpiewa i gra (aktorzy), kozak. Kawałek ten pochodzi ze ścieżki dźwiękowej filmu pt.: "Tenacious D: The pick of Destiny", który opowiada historię powstania zespołu. Bardzo dobra komedia, bardzo dobra muzyka, bardzo mocno polecam.
I to na tyle, jak widać nie poraża oryginalnością ten mój gust, ale najważniejsze, że własny. Pozdrawiam.
AC/DC - co tu dużo gadać, klasyk. Junior Stress - bardzo lubię "L.S.M". Najbardziej jarałem się jednak kawałkiem tytułowym, "Nie po to, by łapać słońce" oraz "Sound Systemem". "Miasto bez nadziei" było gdzieś na szarym końcu... No ale, dobry numer! RHCP - też wolę żywsze rzeczy od Red Hotów. Albo "Road Trippin'". To jest mega nudna - ledwo się zaczęło, a ja już usnąłem. Run DMC - nie jesteś czarny? To spierdalaj. A tak na poważnie, doooobry bit. Pablopavo - z nowej płyty wolę "Oddajcie kino Moskwa". Prodigy - ostatnio wszyscy wrzucają Prodigy do swoich "dziesiątek". Nudzi mnie to już. Boy 8-bit - takie tam, słabe. Skrillex - to jest potężne, fajne. Pendulum - mega rzecz, propsuję. Tenacious D - zajebiste.